środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 10

Podjeżdżam pod ruinę Nialla i od razu dostrzegam jego blond włosy wystające spod auta. Prosił żebym się z nim spotkała bo potrzebuje mojej pomocy. Oto więc jestem. Wychodzę z samochodu i Odchrząkuje.
- Hej - wynurza się i podnosi. Wyciera brudne ręce od smaru w ścierkę. - Pomożesz mi z planem toru.
- Masz na myśli ten dla Louisa i Harrego? - upewniam się.
- Louisa? - unosi brwi do góry i uśmiecha się znacząco.
- Co? - uderza we mnie gorąco i zdaję sobie sprawę z tego co właśnie zrobiłam.
- Widzę, że poznałaś się z nim mocniej. Nie myśl, że nikt nie widział jak wczoraj z nim wyszłaś.
- Niall, błagam zachowaj jego imię dla siebie - uderzam kilka razy czołem o klatkę blondyna. Jaka ja jestem głupia.
Nie powinnam tego mówić, ale jemu można ufać. Może nikomu nie zdradzi. Louis byłby zły.
- Po prostu weźmy się do pracy - proszę go zrezygnowana.
Kiwa głową i prowadzi mnie do domu. Wracam myślami do wczorajszego wieczoru. Nic się nie wydarzyło. Nie poszliśmy do łóżka, ale spędziliśmy noc razem. Siedząc na dywanie przed kominkiem, Louis nalewał mi wina do kieliszka i rozśmieszał. Mimo jego tajemniczej osobowości jest bardzo zabawną osobą. Może nie miał wcześniej komu tego okazać. Był dla mnie miły, był romantyczny. Wszystko to jednej nocy. Mój brat nie dzwonił, bo był zbyt zajęty świętowaniem. Może myślał, że grzecznie śpię w łóżku, kiedy tak naprawdę wróciłam nad ranem. Szczerze pierwszy raz nie obchodziło mnie co będzie myślał. Jestem ciekawa następnego spotkania z Louisem. Jak będzie wyglądało? Gdzie mnie zabierze i co mi pokaże? Z nim nie ma tego samego schematu. Mam nadzieję, że nie zachowa się jak ostatni dupek i będzie udawał, że nic nie zaszło. Bo zaszło... dużo. To co robiliśmy podobało mi się i było dla mnie ważne.
- Holly! - do rzeczywistości sprowadza mnie wściekły głos Horana. - Możesz się wreszcie skupić?
- Jestem skupiona - potrząsam głową i patrzę na niego.
Schodzi nam przy tym torze aż do późnego wieczora. O dziwo Niall próbuje mnie zabić tylko dwa razy. Potem jedynie odprowadza mnie do samochodu. Jeszcze pozwala sobie zajrzeć pod maskę i mruczy coś pod nosem.
- Idziesz z nami do klubu dzisiaj? Muszę rozprowadzić towar - pyta.
- Raczej nie.  - grymaszę wiedząc, że nie mam na to ochoty. Głównie dlatego, że nie chciałabym spotkać Harrego.
- Dobra. To jedź do domu. I z łaski swojej nie wkręcaj się w to... coś ze Spectre - ostrzega. - Ten wyścig to wyścig śmierci.
- Przecież i tak wiesz, że cię nie posłucham - całuję go w policzek i odjeżdżam.
W drodze do domu zastanawiam się, dlaczego jestem zła na Harryego. I dlaczego zrobił to co zrobił. Przecież Louis nic mu nie zrobił. Kompletnie tego nie rozumiem. Mam tylko nadzieję, że żadnemu z nich nic się nie stanie. Z tego co widziałam tor nie jest łatwy. Niall nie pozwalał mi wybierać innych ulic. Poza tym będzie to godzina siedemnasta, a nie wieczór. Więcej aut na ulicach. Jeśli będzie padać... Nie. Nie chcę teraz o tym myśleć. Tylko będę dłużej się martwić i jeszcze wpadnie mi do głowy coś głupiego.
Wjeżdżam na posesję naszego domu i parkuję. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo głodna jestem. Idę w stronę domu, trzymając dłoń na brzuchu. Kiedy wchodzę do środka słyszę spokojną muzykę z salonu. Jest ciemno, pali się światło w kuchni.
Christophe już dawno nie grał. Dlatego uśmiecham się i idę do niego.
Jednak zdaje sobie sprawę, że tym razem to koncert Chopinowski w telewizji. Mój brat siedzi w fotelu i pije whisky.
- Cześć - opieram się o framugę patrząc na mężczyznę.
- Cześć - podnosi szklankę i bierze łyk. Nie odwraca się do mnie.
- Jak ci minął dzień? - podchodzę do niego. Wydaję mi się, że nie jest w najlepszym humorze.
- Ujdzie - wstaje i wychodzi z salonu.
Jest na mnie zły, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Skołowana idę do siebie. Co mu zrobiłam? Nie kłóciliśmy się. Wczoraj wszystko było w porządku.
Patrzę na telefon, ale rozczarowana nie widzę żadnej wiadomości ani nie odebranego połączenia. No cóż.. Biorę koszulkę do spania i idę się wykąpać. Tym razem decyduję się na prysznic, bo będzie szybciej. Obmywam ciało i wychodzę. Przebieram się i sięgam do szczotki, która przejeżdżam po włosach. Znęcam się nad nimi przez chwilę, a później wychodzę. Dalej myślę o głodzie.
Zbiegam po schodach do kuchni i biorę się za jakąś sałatkę.
- Gdzie on mieszka? - Opuszczam nóż na blat, gdy słyszę głos brata za sobą.
Biorę głęboki oddech i odwracam się zachowując spokój.
- Kto taki?
- Kierowca Spectre. Gdzie mieszka? - Christophe opiera się o framugę.
- Dlaczego pytasz? - wracam do swojego przerwanego zajęcia.
- Bo chcę z nim porozmawiać. Nie odwracaj się do mnie plecami - mówi chłodno.
- Robię coś Christophe.
- A ja do ciebie mówię. Odwróć się!
- Nie krzycz na mnie! - również unoszę głos.
- Więc patrz na mnie, gdy z tobą rozmawiam - warczy. - Adres.
- Nie znam - wzruszam ramionami.
- Znasz, nie kłam - ściska mój bark, wbijając palce w skórę. - Byłaś tam już dwa razy.
- Przestań - wyrywam się.
Przyciska mnie do blatu bardzo mocno. Wyrywa mi z ręki nóż.
- Czemu nie słuchasz? Czemu uciekasz i odsuwasz się ode mnie? Kocham cię, Holly - mówi w moje włosy.
- Nie odsuwam - próbuję się do niego przytulić.
- Robisz to - wciąż jest zły. Wyczuwam to w jego głosie.
- Nie... - jeszcze bardziej wciskam się w jego ciało.
W końcu i on mnie obejmuje. To bardzo mocny uścisk. Nie lubię, kiedy jest zły, ani kiedy podnosi na mnie głos. Rzadko taki bywa, więc… Wolę go uspokoić.
- Kocham cię...
Całuje mnie we włosy i sadza na blacie. Uspokaja się, a ja czuję ulgę. Uśmiecham się do niego i muskam jego usta Wiedząc, że to lubi. Lekko oddaje pocałunek i też się do mnie uśmiecha. Kładzie dłonie na moje uda.
- Chcesz trochę mojej sałatki? - pytam kusząco.
- Mhm - mruczy i wtula twarz w moją szyję.
Uśmiecham się i głaszczę go po włosach.
- Nikt mi cię nie zabierze, prawda?
- Christophe, jestem moim ukochanym braciszkiem. Nie mogłabym cię zostawić - co chwila zaplatam sobie jego włosy na palec.
Nie odpowiada, ale podnosi głowę i łączy nasze usta. Siedzę skołowana na blacie. To nie jest taki zwykły pocałunek, jakimi zawsze mnie obdarza.
Odsuwam się i spuszczam głowę.
- Jestem głodna…
- Rób – mówi i siada przy stole.
Zeskakuję z blatu i kontynuuję przerwane zajęcie. Potem razem jemy kolację.

Nie rozmawiamy, a ja próbuję nie myśleć o pocałunku. Christophe zachowuje się dzisiaj doprawdy dziwnie. Gdy mój brzuch jest pełny od razu idę do siebie. Chyba najlepiej będzie jak po prostu pójdę spać. Kiedy zasypiam, telefon na szafce wibruje. Leniwie sięgam po komórkę. Odblokowuję ekran i odczytuję wiadomość.
" Śpij dobrze, malutka" - nadawca: Louis.
Uśmiecham się szeroko, a serce uderza kilka razy bardzo mocno. Nie zdążam jednak odpisać bo odpływam.
Niestety Louis ma dla mnie mało czasu następnego dnia. Przygotowuje się do wyścigu. Mi Niall za to jęczy, że Christophe wysyła go po towar. I dodaje jeszcze, że to bezsensu skoro potrzebują transportera. W grupie każdy ma swoją rolę. On na pewno nie jest kierowcą, a mój brat nie jest w stanie zrobić wszystkiego. Każdy jest wyjątkowo zajęty, a ja snuję się po kątach nudząc. Posprzątałam już cały dom i nawet zrobiłam pranie, czego nienawidzę. Po prostu nie wiem czym mam się zająć. W końcu postanawiam się przejść. Deszcz nie pada, jest trochę chłodno, ale biorę bluzę i po problemie. Zamykam dom i kieruję się w stronę parku. Teraz nie powinno być tam wiele ludzi. To dzień roboczy, a więc każdy siedzi w biurze, czy gdziekolwiek. Też bym chciała... Czasem... Ale nie mam wyjścia. Moje życie jest takie i się nie zmieni. Nie chcę o tym myśleć, bo jedynie się dobijam.
~Louis~
Opieram się o samochód i patrzę z pobłażaniem na podjeżdżający McLaren Malika. Niech zgadnę, kolejna próba namówienia mnie do dołączenia do ich grupy. Ciekawe czego on tak naprawdę chce. Nie za bardzo mu ufam, ale może warto skorzystać? Nie chcę ciągle wyjeżdżać, zmieniać miejsca. Nie wiem skąd jestem, ale ucieczka to nie wyjście.
- Gotowy? Styles jest naprawdę niezły - mówi na wejściu. Widać, że jest zdenerwowany.
- W czym masz problem? - pytam. Odpycham się od auta i podchodzę do niego.
- Chcę Cię u siebie, ale z Hollyday aż tak się nie zaprzyjaźniaj.
- A to nie przypadkiem twoja sprawa, że ona się znalazła obok mnie. Nie jestem głupi, Malik. Chciałeś mnie poznać i upewnić się.
- Zrobiłem to. Zgódź się, a potem znajdź sobie inną.
Uśmiecham się drwiąco. Cudowny brat. Bardzo troskliwy i opiekuńczy. Denerwuje mnie coraz bardziej, ale kiwam głową.
- Dołączę, chcesz mnie jako kierowcy? - pytam.
- Przecież wiesz - prycha.
- Jak bardzo mnie udupisz?
- Przestań pieprzyć. - wywraca oczami. - Masz wszystko, tylko się zgódź.
- Pytam się co będę przewozić - łapię go za koszulę.
- A jak myślisz?- pyta głupio. - Nie moją siostrę jeśli oto pytasz.
- Nie licz na to. Mogę transportować broń, inne pierdoły, którymi chcesz handlować. Na pewno nie narkotyki. Rozumiesz, gówniarzu? - odsuwam go i podchodzę do swojego samochodu. - Za to ty byś chętnie zajrzał pod zderzak siostry, co?
- Wpieprzasz się między nas.
- Twoja siostra jest dorosła, Christophe. Otwórz oczy - Patrzę na niego przez chwilę. Wsiadam do auta i odjeżdżam.
Nie będzie mi mówił, co mam robić. Na pewno nie on. Hollyday jest w stanie sama za siebie odpowiadać.
A wiem, że ona chcę naszej znajomości i nie zamierzam z niej rezygnować z powodu tego dupka.
Wściekły przyspieszam i łamię kilka przepisów. Kilka razy zerkam na telefon, leżący na fotelu. W końcu sięgam po komórkę i dzwonię do dziewczyny.
Odbiera po kilku sygnałach.
- Cześć.
- Cześć - mówię i skręcam w prawo. - Zaraz po ciebie przyjadę.
- Co takiego? - pyta zdziwiona. - Gdzie jesteś, za ile będziesz? - słyszę jak panikuje i po chwili szybkie kroki po schodach.
- Za jakieś... hm - wyglądam za auto przede mną i wracam na środek pasy - za jakieś pięć minut.
- Pięć minut?! - piszczy i nagle huk. - Kurwa...
- Spadłaś ze schodów? Poważnie? Dziewczyno... Nic ci nie jest? - włączam kierunkowskaz i wyprzedzam bmw. - Trzy minuty.
- Gdzie jedziemy?
– Do centrum - odpowiadam, widząc dziewiętnastą na zegarze.
– Po co? – Zostaje mi dwie ulicę do ich domu.
– Po prostu. Weź bluzę, jest chłodno. I kluczyki od motoru, muszę ukryć Spectre.
– Jasne – mruczy.
– I perfekcyjne parkowanie zaliczone – mówię, stając przed bramą. – Otwórz. Wjadę przed garaż.
– Okay... – widzę ją w drzwiach.
Odkładam telefon i wjeżdżam na posesję. Zostawiam samochód na podjeździe. Biorę telefon oraz portfel. Idę w stronę dziewczyny.
– Cześć znowu – mówi uśmiechnięta.
– Cześć – łapię ją w talii, wchodząc na schodki.  Przyciągam brunetkę do siebie. – Spieprzamy zanim twój brat wróci.
– Dlaczego? – chichocze.
– Bo chyba mnie nie lubi – kładę ręce na jej biodrach i całuję ją nie mogąc się powstrzymać.
Od razu oplata moją szyję oddając pieszczotę. W tym czasie wysuwam z jej dłoni telefon. Nie będzie nam nikt przeszkadzał.
– Hej... – próbuje mi go odebrać.
– Nie – mówię i podchodzę do samochodu.
Rzucam komórkę na fotel, zamykam auto i idę po motor.
– Czemu go zabrałeś? – pyta zapinając mi kurtkę, co jest dosyć zabawne.
– Bo będziesz namierzana i kontrolowana i Bóg wie co jeszcze. Po co nam to? –uśmiecham się. –Mogę wiedzieć co robisz?
– Zawieje cię – mówi teraz poważnym tonem.
– No tak, dostanę gorączki i kataru – łapię jej twarz w dłonie i krótko całuję te słodkie usta.
– Chcę Cię w łóżku, ale bez kataru – mruczy dając mi całusy.
– Tak? – uśmiecham się. – Bierz kask i wsiadaj za mną.
Spełnia moje polecenie i po chwili już jedziemy.
Zamierzam spędzić z nią wieczór z daleka od nich wszystkich. Wśród obcych nam ludzi będzie lepiej. Zaparkuję gdzieś w pobliżu centrum i pochodzimy. Jestem w stanie zabrać ją nawet do wesołego miasteczka. Tak się robi chyba na filmach. Nie mam pewności. Nie pamiętam, gdzie zabierałem dziewczyny na randki.
Nie wiem nawet ile tych randek było. Teraz muszę skupić się na tej jednej.
Schodzimy z motoru. Chowam kaski do schowka i wsuwam kluczyki do kieszeni. Obejmuję Holly ramieniem i idziemy za tłumem.
Podoba mi się to jak nawzajem rozumiemy swoje zachowania. Bez zbędnych pytań czy wyjaśnień. Wszystko jest naturalne.
– Nie jest ci zimno? – pytam, poprawiając kaptur jej bluzy.
– Jest w porządku – zapewnia mnie.
Całuję ją w skroń, prowadząc w stronę sceny. Nie miałem pojęcia, że będzie jakiś koncert. Ale tylko dobrze się składa. Może akurat będzie coś ciekawego. Nawet się nie mylę. Holly się podoba. Obejmuję ją od tyłu, kiedy lekko się kołysze podśpiewując. Spędzamy tam prawie trzy godziny, dobrze się bawiąc. Jest już naprawdę ciemno, ale my uparcie spacerujemy po mieście. I tak ją pewnie zabiorę na coś do jedzenia. Ona bez przerwy jest głodna. Może mieć podarte ciuchy, brak makijażu, każdy włos w inną stronę, ale nie może być głodna. W życiu nie przypuszczałem, że spotkam taką dziewczynę. Ma charakter, ale jest w tym swój urok. Bardzo mi się podoba. Myślę, że w ktoś znalazłem kogoś kto mnie zatrzymuje w tym miejscu.
– Pizza – kłóci się ze mną już od piętnastu minut. Ja wolałbym sushi czy coś takiego.
– Pizza – jęczę. – Nie. Idziemy do KFC. Będzie pół na pół. I tam mają otwarte całodobowo.
– Niech będzie – mówi łaskawie.
– Niech będzie – udaję jej głos. Uderza mnie w brzuch, a potem wzdryga się. Wzdycham i ściągam kurtkę. Zakładam jej i zapinam. – Idziemy.
– Jesteś kochany – uśmiecha się tak radośnie i wdzięcznie, że to wynagradza nawet odmarznięte całe ciało.
Pokazuję na policzek, a ona od razu daje mi całusa. Splatam nasze palce ze sobą i prowadzę do restauracji. Tam oboje bierzemy dokładnie to samo i zdecydowanie nie jest to sałatka i dietetyczna cola. Siedząc przy jednym stole opróżniamy kubełek. Jestem pewny, że jej brat już dostaje białej gorączki. Nawet zaczynają nachodzić mnie obawy co dla jej powrotu do domu. Myślę, że nic jej nie zrobi. Za bardzo ją kocha, ale... w złości nigdy, nic nie wiadomo. Chciałbym ją dziś zabrać na noc do siebie. Jednak moje auto zostało u nich... A zresztą. Przecież mogę je rano odebrać.
Zerkam na dziewczynę, która właśnie oblizuje swoje brudne od sosu palce. Nawet teraz patrząc na nią ma się wrażenie, że bawi się naprawdę dobrze.
– Jedziemy do mnie? – pytam i podsuwam jej kubek z pepsi.
– To zabrzmiało jak propozycja pijanego faceta z baru.
– Nocujesz u mnie? Lepiej?
– Mój brat będzie się martwił - robi się smutna.
– Możesz wysłać mu wiadomość - wzruszam ramionami. Jestem pewny, że zna numer na pamięć.
– Zadzwonię do niego. Tak będzie lepiej – proponuje.
Gdy ja palę, ona rozmawia z tym.... swoim braciszkiem. Dla mnie to nie jest normalne. Ich relacja jest dziwna i bardzo mocna. Ich relacja jest po prostu chora. Manipuluje ją. Widzę, że dziewczyna zaczyna krzyczeć do słuchawki. Zaraz ja z nim porozmawiam i tyle będzie. Nasza współpraca nie zostanie uznana za najlepszą. Nie dogadamy się.
Kiedy ruszam w jej stronę, ona właśnie się rozłącza.
– Wolałby żebym wróciła... – oddaje mi telefon.
– Nic dziwnego. On nie wolał. Kazał ci.
– Martwi się o mnie – próbuje go tłumaczyć. – Ale ja chyba nie chcę tam dzisiaj wracać.
– Nie chcesz? Na pewno?
Kiwa głową uśmiechając się do mnie delikatnie.
Podchodzi bliżej, więc ją obejmuję i całuję dziewczynę. Słodko, długo.
– Jesteś bardzo caluśny – kończy nasz pocałunek, ale się nie odsuwa.
– Powiedziała Holly – wywracam oczami. Biorę ją za rękę i idziemy do motoru.
W domu jesteśmy trochę po jedenastej. Postawiła się bratu żeby ze mną zostać. Jestem z niej dumny. Mogę się domyślać, że nie często staje przed takim wyborem. Christophe raczej jej nie ustępuje. A ona jest względem niego potulna jak baranek. Nie zajmuje jej dużo czas, żeby poczuć się swobodnie w moim domu. Pożyczam dziewczynie koszulkę i pokazuję łazienkę. Zresztą, ona wie gdzie jest co. Już tu nocowała. Dawałem jej ubrania dwa razy. Nie dostałem z powrotem Myślę, że za jakiś czas zostanę bez niczego. Siadam przed telewizorem, kiedy ona się myje.
Zerkam na zegarek - jest już po północy. Nie dziwię się czemu jestem taki zmęczony. Za trzy dni wyścig ze Stylesem. Ten człowiek tak mnie denerwuje. Nie wiem czy jest świadom, na co się pisze. Ten wyścig to jedź albo giń. Prawdopodobieństwo wypadku jest wielkie.
A to, że to on może nie dojechać do mety jest jeszcze bardziej prawdopodobne.
Kręcę głową i przecieram twarz dłońmi. Zostawiam galę boksu, a potem idę do pokoju przygotować łóżko.
Na korytarzu spotkam Hollyday. Dobrze wygląda w moich rzeczach. Zdecydowanie...
- Podoba mi się to co widzę - mówię.
- Tak? - zakręca się wokół własnej osi.
- Jestem tylko facetem - klepię ją w tylek.
- Och wiem - śmieje się i wchodzi do sypialni.
- Chcesz spać sama?
- Chyba sobie żartujesz - patrzy na mnie głupio.
- Wolałem się upewnić - zamykam drzwi i podchodzę do komody.
Brunetka w tym czasie wskakuje na łóżko i zagrzebuje się w pościeli.
Kiedy kładę się obok niej, jest wtulona w poduszkę. Może moje mieszkanie nie jest najlepsze, ale łóżko już tak. Musi być wygodne.
- Dzisiaj było naprawdę fajnie... - mruczy sennie.
- Bo byłaś tam - szepczę jej do ucha i obejmuję w talii.

Uśmiecha się i po chwili jej noga ląduje na mnie. Pewnie, czemu nie? Kładę rękę pod głową i patrzę w sufit. Nie jestem ze stali. Mam uczucia i pragnienia. Jasne, że liczy się coś poza ściganiem. Całuję dziewczynę we włosy, bardzo szybko zasypia. Ja nie potrafię. Myślę nad swoim życiem. Mógłbym zgłosić się na policję, szukać pomocy, ale po prostu się boję tego kim byłem. Może lepiej po prostu zacząć wszystko od nowa, a jeśli mam wiedzieć to odpowiedź sama kiedyś mnie znajdzie. Pamięć powinna mi wrócić. Kiedy obudziłem się po wypadku, byłem w lesie. Siedziałem jako pasażer. Nie wiem kto był kierowcą, ktoś uciekł. Wyszedłem szukać pomocy. Jakiś czas później w tym samym miejscu to samo auto spłonęło. Jestem chodzącą zagadką i to nie jest w cale tak fajne jakby się mogło wydawać. Wzbudzam tajemnicę, zaciekawiam innych, chociaż sam próbuję poznać siebie. Jestem pogubiony. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi odnaleźć ścieżki. Sam już nie do końca wiem co mam robić i komu ufać.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 9

grafika marie avgeropoulos
Dokładnie cztery dni później mój brat z całą grupą dokonują dużej rzeczy. Transportują dużo towaru za jeszcze większą ilość kasy. Naprawdę bardzo na tym zarabiają, więc ojciec uważa, że to sukces. Zebrani w domu gratulują sobie i zamierzają zrobić imprezę, by świętować. Siedzę na fotelu, popijając sok pomarańczowy w oszronionej szklance. Mimo tego, że klimatyzacja działa w domu jest bardzo gorąco. To jeden z dziwnie upalnych dni w Londynie. Dobrze wszyscy wiemy jaka jest tu pogoda. Deszczowa. Dlatego okazja, żeby zrobić imprezę nad basenem nie pojawia się często. Trzeba korzystać bez zastanowienia. Ja jednak nie potrafię się cieszyć i bawić z innymi. Nie wiem co jest powodem takiego humoru. Od kiedy wróciłam do domu, myślę o Louisie. Znowu zniknął. Nie było jeszcze wyścigu, ale nikt w mieście nie widział Spectre. O takich rzeczach się mówi, zwłaszcza w gangu. Zwłaszcza w moim domu. Niall? Jest zafascynowany i wkurwiony jednocześnie. Nie rozumie dlaczego Christophe nie kupi sobie nowego modelu Astona, dzięki czemu ten będzie mógł pobawić się pod jego maską. Liam pokłócił się z Sophią i nie wygląda to ciekawie. Żadne nie chce rozmawiać, więc nie naciskam. Nie chcę być nachalna.
Tata siedzi teraz z jakąś rudowłosą na swoich kolanach i to nie jest Amanda. Nie, to jakaś prostytutka, jak zawsze. Przyzwyczaiłam się. Nigdy nie ma kobiety na stałej, potrzebuje kogoś na noc albo dwie. Christophe natomiast... On... Nie widziałam go z dziewczyną. Właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Nigdy. Przecież powiedział by mi gdyby był gejem. Nie! Stop! On na pewno nie jestem gejem. Znam go doskonale. Zauważyła bym to. Chyba popadam w paranoję. Patrzę na niego uważnie. Z uśmiechem opowiada któremuś z pracowników taty o czymś. Jest ubrany w białą koszulkę i ciemne spodnie. Tak jak przeważnie. Jest jednym z przystojniejszych mężczyzn jakich znam. Nie narzeka na brak dziewczyn wokół siebie, ale on zawsze je odrzuca. Tylko dlaczego? Czeka na tę jedyną? Prawie jak ja. Kręcę głową i dopijam chłodny sok. Jakbym przywołała Christophe'a myślami, bo odwraca się i do mnie podchodzi.
– Widzę, że dobrze się bawisz – mruczę znudzona.
– Dopiero zamierzam – kuca przy moich kolanach. – Dzisiaj impreza ma charakter otwarty, więc i może nasz mroczny rycerz się pojawi, co? – łapie mnie za ręce. – Czemu jesteś przygnębiona, kochanie?
Wzruszam ramionami i patrzę na brata miną zbitego psiaka. Podnosi się i ciągnie mnie za sobą. Zdążam odstawić szklankę, a potem wychodzimy z pokoju. Cały czas na kogoś wpadam – tyle tu ludzi. Jak na dworcu po prostu. Gdzie on mnie prowadzi?
Wpycha mnie do naszego pokoju z pianinem i zamyka drzwi. Raptownie mnie do siebie przyciąga, odgarniając włosy z mojej twarzy.
– O co chodzi? – pytam kładąc dłonie na jego torsie.
– To ty mi powiedz – całuje mnie w kącik ust.
– No nie wiem. Po prostu ci wszyscy ludzie mi dzisiaj nie pasują...
Opiera czoło o moje i patrzy mi w oczy. Nie są takie niebieskie jak... Nie, nie myśl... A może jednak chcę myśleć? Zamykam powieki i mocno przygryzam wargę. Trochę chyba pomieszało mi się w głowie. Niedługo zacznę gadać ze sobą, a to nie będzie świadczyło o niczym dobrym. Naprawdę Louis przyszedłby na imprezę? Z tego co wiem unika towarzystwa. To znaczy, mojego brata i reszty. Nie wiem dlaczego, tak zauważyłam. Mogłoby być całkiem fajnie. Jest rozrywkowy i zabawny.
Ponownie patrzę na blondyna przede mną.
– Nie martw się o mnie. Naprawdę jest dobrze.
– Więc się w końcu uśmiechnij – pociera dłońmi moje plecy. – Proszę. Dla mnie.
– Oczywiście – uśmiecham się delikatnie chcąc go zadowolić.
– Sprowadź Spectre – szepcze mi do ucha.
Czuję jego usta na policzku, a potem na szyi.
– Staram się... – mruczę.
Splata nasze palce i uśmiecha się do mnie. Idziemy do salonu, chociaż nie zmieniłam nastawienia. Chłopcy szykują alkohole, przekąski i stół. Wynoszą sprzęt do ogrodu. Gdy widzę jak ojciec wpycha rękę w biust tej dziwki nie wytrzymuję i wciskam się w ramię brata. Zaraz zwymiotuję, naprawdę. Humor mi kompletnie nie dopisuje, chociaż już po godzinie w domu są tłumy. Teraz nie mam już nawet Christophe'a obok siebie. Biorę sobie piwo i postanawiam zrobić obchód. Przy basenie tańczą, piją, bawią się. W salonie pary migdalą się do siebie. W kuchni rozlewają alkohole. Tylko na górę mają zakaz wstępu. No i do garażu, to miejsca święta. Kieruję się właśnie na piętro, kiedy ktoś wchodzi do domu. Nie mogę nic poradzić na to, że od razu zbiegam w tamtym kierunku chcąc zobaczyć czy to nie Louis. Miałam dobre przeczucie, bo właśnie stoi w progu salonu, rozglądając się. Nie zauważa mnie, więc rusza do ogrodu. Zaciskam pięści i idę za nim. Chcę wiedzieć po co tu przyszedł. Od razu w mojej głowie pojawia się myśl, że może chciał się ze mną zobaczyć. Po drodze odstawiam butelkę na stolik i wychodzę za Louisem. Wpadam na garstkę osób, których nawet nie znam. Przeciskam się w stronę basenu, gdzie właśnie idzie. Podchodzi do jakiejś dziewczyny i pyta ją o coś do ucha. Czuję ucisk w brzuchu, nie wiedzieć czemu. Blondynka pokazuje na mnie.
Gdy brunet odwraca się w moją stronę spinam się jeszcze bardziej. Gwałtownie odwracam się w drugą stronę i udaję, że szukam czegoś przy stole z przekąskami.
– Hollyday – łapie mnie za ramię zaledwie kilka sekund później.
– Cześć – uśmiecham się do niego.
– Cześć – też się uśmiecha. – Seksowny strój – komentuje moje spodenki i za dużą koszulkę.
– Tak. Trochę nie pasuję do reszty – pokazuję na dziewczyny wokół.
Wzrusza ramionami i sięga po plastikowy kubek. Wypełnia go wodą, a potem wypija. Lustruję go wzrokiem, nie różni się strojem niż zawsze. Koszulka, sprane jeansy i włosy w nieładzie. Idealnie - podsuwa mi się. Oczywiście od razu się za to ganię. Jednak nie potrafię zaprzeczyć, że cieszę się z jego obecności.
– Jaka to okazja? – pyta, gniotąc kubek w ręce. – Chyba nie urodziny.
Nim zdążam odpowiedzieć, Niall do nas podchodzi. Pochmurnie przygląda się Louisowi. Dopiero później niechętnie wyciąga rękę.
– To jest Niall. Niall to... – zatrzymuję się. - to jest kierowca twojego uwielbienia.
Louis podaje mu rękę, patrząc na mnie kątem oka. W naszym kierunku zmierza też Christophe.
– Ty za to dbasz o auto Payna, tak? Nie zawsze wszystko zależy od samochodu. Dobrze go przygotowałeś, po prostu musi popracować nad techniką. Ale spróbuj wymienić silnik na nowszy – doradza blondynowi.
Mój brat do nas dołączą i od razu obejmuje mnie ramieniem chcąc przygarnąć do siebie moje ciało. Ja jednak szybko się uwalniam dyskretnie strącając jego ramię. Z jakiegoś powodu nie chcę, żeby Louis to widział. Stoję z założonymi rękami, gdy oni się witają. Rozmawiają o autach, co w ogóle mnie nie interesuje. Louis patrzy na mnie kilka razy, nawet raz się uśmiecha. Tylko dlatego cierpliwie czekam.
– Myślę nad wyjazdem – stwierdza. – Chcę zmienić otoczenie i tor. Tutaj to nie ma sensu. Róbcie to co robiliście przede mną.
– Wydaję mi się, że wszyscy skorzystali by gdybyś zdecydował się zostać - wtrącam patrząc pytająco na brata.
– Też tak uważam – zgadza się Christophe. – Powinieneś do nas dołączyć.
– To chyba nie jest dobry pomysł…
– Właśnie. Nie jest – za plecami Louisa pojawia się… Harry.
Robi się troszkę niezręcznie. Co on tu robi do jasnej cholery?! Dlaczego w ogóle się wtrąca?
– Christophe, powiedz coś… – trącam brata.
– Chcę wyścigu jeden na jeden. Ty ze mną za tydzień. Trasę przygotuje Niall. Przegrywasz i znikasz z miasta, nigdy nie wracasz. Rozumiesz? – Harry nie daje dojść do słowa blondynowi.
– Harry, nie powinieneś... – zaczynam, ale Christophe ucisza mnie gestem ręki. Zwariuję zaraz.
– Powinieneś rzucić rękawicę – stwierdza chłodno Louis.
–  Proszę… – teraz próbuję uderzyć w niebieskookiego. Nie podoba mi się to wszystko.
Louis podaje rękę Harry’emu. Patrzą na siebie gniewie. Po chwili ten drugi odchodzi. Boże jacy ci mężczyźni są głupi. Ciągle muszą coś innym udowadniać. Inaczej by nie przeżyli. Kręcę głową i odwracam się idąc do domu. Nic tu po mnie.
Christophe zostaje, nie idzie za mną. Dobrze wiem dlaczego. Będzie ponawiał propozycję dołączenia do nas. Zastanawiam się o co tu chodzi. O co chodzi Harryemu?
Jaki on może mieć problem do Louisa? Obaj z moim bratem zabrali mi szansę na poprawę tego wieczoru. Wchodzę na górę i zamykam za sobą drzwi od pokoju. Muzyka wciąż do mnie dochodzi, ale w jakiś sposób odcinam się od tego wszystkiego.
Ląduję brzuchem na łóżko i naciągam na głowę poduszkę. Dlaczego wszystko zaczyna się komplikować? Moje życie było spokojne w porównaniu z tym co dzieje się teraz. Chciałabym zamknąć oczy i zasnąć. Niestety nie dam rady. Jest za głośno i za wcześnie. Decyduję się na kąpiel. Podnoszę się z ciepłej pościeli i zmierzam do swojej łazienki. Tu żadna rządna sexu para mi nie wleci. Zanurzam się w wodzie z bąbelkami i odprężam. Nie myślę o niczym. A jeśli już to tylko o przyjemności. O spokoju. To pomaga. Kiedy opuszczam łazienkę, dostaję zawału. Louis siedzi na łóżku.
Automatycznie moje ręce wędrują do ręcznika by mieć pewność, że za chwilę mi on nie spadnie. Przestaję z nogi na nogę i patrzę na niego pytająco.
– Chciałem twój numer. Nie moja wina, że ktoś co chwila się wpierdala. Nie miałem okazji poprosić - lustruje mnie wzrokiem.
– Po to tu przyszedłeś? – pytam cicho kompletnie zbita z tropu. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
– Tak. Trochę trudno komunikować się na odległość. Chyba, że wolisz pisać listy. Nie ma sprawy - wzrusza ramionami i uśmiecha się.
– Za chwilę jedziesz i nie będę znać twojego adresu – podchodzę i zabieram mu z dłoni jego komórkę. Łatwo odnajduję kontakty i wpisuję tam swój numer.
– Uważasz, że przegram wyścig? – patrzy na mnie uważnie. Oddaję mu telefon. –Nie wiem czego ten człowiek chce, ale walka to walka. Nie zamierzam jej przegrać. Jeśli wyjadę, dowiesz się pierwsza. Rozważam ofertę twojego brata.
– Myślę, że dobrze powinieneś to zrobić. Naprawdę dobrze możesz na tym wyjść. –mówię całkowicie szczerze.
– Nie chcę dotykać waszego szajsu – podnosi się z łóżka i podchodzi do mnie. Dotyka dłonią mojego policzka.
Można zobaczyć w nich wiele rzeczy. Co tylko się chce. A teraz widzę w nich swoje odbicie.  Mimowolnie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Lou przyciąga mnie do siebie powolnym ruchem. Opieram się o jego twardy tors. Przesuwa dłonią po moich mokrych włosach. Pozwalam mu na to. Stoję w miejscu z rozchylonymi ustami i nie chcę, żeby przestawał. Pobudza każdy mój nerw delikatnym dotykiem. Niczym więcej. I spojrzeniem. Patrzę mu w oczy, są niebieskie, ale zauważam szare plamki.  Niebieskie oczy szybko rozpoczynają swoje czary. Kilka wyjątkowo długich sekund i już jest po mnie.
– Nawet nie wiesz, co chciałbym z tobą robić – szepcze, przesuwając długim palcem po mojej szyi. Dotyka moich nagich ramion, a we mnie bucha żar. Chociaż drżę, nie jest mi zimno. Jego dłoń obejmuje mój policzek, druga sunie w dół, ale nie ściąga ręcznika. – Bez makijażu też jesteś piękna. Pamiętaj – głaska czule mój policzek. – Ale lepiej się ubierz. Moja silna wolna nie jest z żelaza.
– Dobrze – kiwam głową. – Poczekasz? – nie udaje mi się ukryć nadziei w głosie.
– Poczekam – podchodzi do łóżka i siada.
Szybko biorę czyste rzeczy i znikam w łazience. Jestem dziwnie podekscytowana. Może jednak ten dzień nie jest taki zły. Przyszedł tu dla mnie. Patrzę w lustro i sięgam po kosmetyki, ale rezygnuję. Po pierwsze dopiero się kąpałam, jest późno i nie ma sensu. Po drugie powiedział, że mu się podobam. I nic nie mogę poradzić na to, że tak bardzo mnie to cieszy. Zakładam rurki i czarną bluzkę w kwiatki. Suszę włosy starannie je układając. Piszczę cicho i w duchu odbębniam taniec szczęścia. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie chcę teraz o tym myśleć. Wychodzę z łazienki z lekkim uśmiechem. Louis pół leży na moim łóżku, czytając fragment książki, którą zostawiłam na stoliku.
– Wątpię, żeby ci się podobało - mówię ubierając skarpetki. To podręcznik anatomii.
– Dlaczego? Możemy poćwiczyć anatomię razem – porusza zabawnie brwiami.
– Może innym razem – śmieję się zerkając na niego.
Podchodzę do niego i biorę podręcznik. Chowam go do torby pod biurkiem. Nie potrzebuję, żeby Christophe to widział.
Nie musi wiedzieć o mnie wszystkiego. Oczywiście, nie oszukuję go, ale są pewne sprawy... Też nie musi mi wszystkiego mówić. Louis łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie, wyrywając z myślenia.
– Może innym razem – śmieję się zerkając na niego.
– Trzymam za słowo – odkłada książkę i dźwiga się na nogi. 
– Wracamy na tę całą imprezę? – pytam robiąc palcami cudzysłów.
– Nie – uśmiecha się. – Najpierw powiesz mi, co masz wspólnego ze Stylesem. Potem pojedziemy gdzieś i coś ci pokażę.
– Poznałam go jakiś czas temu – wzruszam ramionami.
– Więc dlaczego zamierza brać udział i zg... przegrać? Z twojego powodu? Chyba nie tylko go poznałaś.
– Możemy już skończyć tę  bezsensowną rozmowę? – proszę go czując, że robi się niebezpiecznie.
– Ale ja chciałbym wiedzieć. - upiera się.
–  Głupota. Jest dla mnie obcym człowiekiem.
– A ja? Kręcisz się obok, bo mam fajne auto? – uśmiecha się drwiąco.
Dlaczego Harry miałby wyzywać Louisa przeze mnie? Nie jestem nikim ważnym, nie znamy się.  Dwa spotkania o niczym nie świadczą.
– Z mojego powodu? Wątpię, żeby to miało coś wspólnego ze mną – kręcę głową.
– Jesteś nieznośny... – mruczę patrząc gdzieś w bok.
Łapie mój podbródek i zmusza do patrzenia w oczy. Znowu to robi. Za chwilę nie będę w stanie mu się oprzeć.
– Dobrze. Chodźmy.
– Miałeś mnie gdzieś zabrać – staram się myśleć o czymkolwiek tylko nie o tych niebieskich tęczówkach.
Ku mojej uldze wychodzimy nie zauważeni. Wsiadamy do auta bruneta i ten rusza. Dzisiaj jest tak ciepło, mimo wieczoru. Nie poznaję pogody w Anglii, naprawdę. W ciszy patrzę, gdzie jedziemy. Okazuje się, że do naszego lasu.
Jejciu jak to brzmi. Nasze miejsce. Patrzę na mężczyznę pytająco. Co może chcieć mi tu pokazać?
– Tu będziemy sami - wyjaśnia Louis. – Nikt tu nie przyjedzie. Poza tym nie widziałaś jednego szczegółu. Tutaj jest drewniany domek. Przy okazji go kupiłem, wpisując dane i dając właścicielowi  od razu gotówkę.
Otwieram szeroko usta ze zdziwienia. Jak mogłam nie zauważyć domu? Zapewne dlatego, że za każdym razem gdy tu byłam, było już ciemno. Uderzam się ręką w czoło. Czasem jestem naprawdę głupia. Ale skoro tu jest dom, to musi mieć piękny widok na jezioro.
– Domek w takim miejscu... fajna sprawa. – mówię cicho. Wychodzimy z auta i Louis prowadzi mnie jakieś sto metrów między drzewa.
– Wchodź – otwiera przede mną drzwi. Drewniany domek nie jest duży. Do wejścia prowadzą schodki. Jest pomalowany na zielono, framugi okien na biało. Dach natomiast jest czerwony. Oświetla to wszystko jedna lampa przy ogrodzeniu. Uśmiecham się i przekraczam próg. Zarówno cały domek jak i pomieszczenia w nim wyglądają jak wyciągnięte prosto z bajki.
– Posprzątałem – mówi, wskazując na mały salon w którym stoi kanapa i fotel. Na podłodze leży miękki, gruby dywan, a na nim znajduje się mały stolik do kawy. – Po prawo jest niewielka sypialnia, mniejsza kuchnia i łazienka.
– Można tu przyjechać i oderwać się od rzeczywistości.
– Ja bym wolał w końcu do niej wrócić – mówi sucho i wchodzi do kuchni.
Strzelam sobie mentalny policzek. Brawo, zapomniałam.
 Robię mały obchód i idę do Louisa. Ściąga właśnie z siebie koszulkę i opiera się o blat. Kuchnia rzeczywiście jest nie duża. Stolik, kilka szafek, lodówka po prawej stronie oraz kuchenka i zlew
– Widzisz? – Louis  pokazuje na tatuaże na swoim ciele.
– Widziałam je już... – mówię słabo. Jego tors jest... Wow. Ręce aż świerzbią, żeby go dotknąć. Ma nieziemskie ciało. Bez dwóch zdań.
– Tak. Tworzą historię. Nie wiem jaką, musiałem mieć powód, żeby je zrobić. Coś tworzą – wyjaśnia.
– Są świetne – podchodzę trochę bliżej.
– Pomóż mi ułożyć części tej historii – łapie moje dłonie i kładzie na swoim torsie.
Patrzę na niego jeszcze przez chwilę i przenoszę wzrok na klatkę piersiową mężczyzny. Powoli, milimetr po milimetrze śledzę ją opuszkami palców. Każdy mięsień czy krzywość.
Dotykam kontur tatuaży. Są różne, napis na klatce podoba mi się najbardziej. Na ramionach są mniejsze rysunki, takie jak filiżanka do kawy czy deskorolka. Ma również kółko i krzyżyk. Nie mogę się powstrzymać i moje dłonie zjeżdżają na linię v, która jeszcze niżej zanika w bokserkach które widać spod nisko założonych spodni.
Tym razem to ja go dotykam i sprawia mi tę samą przyjemność jak na odwrót. Jest umięśniony, ale nie przesadza. Jeśli oto chodzi jest podobny do Christophe'a. Chciałabym kiedyś zobaczyć jak ćwiczy. Kiedy każdy jego mięsień jest napięty. Gdy mój palec napotyka linie jego bielizny z powrotem kieruję się w górę. Tym razem na żebra, a później ramiona.
Louis patrzy na mnie uważnie, nasze oczy spotykają się. Łapie mnie za biodra i dociska do blatu. Jęczę z bólu, ale jego usta miażdżą moje. To nie jest delikatny, niepewny pocałunek. Jest przepełniony frustracją i brutalnością. Oplatam ramionami szyję bruneta i staram się mu przekazać tyle samo emocji co on mi. Drżę z podniecenia, to przez tę namiętność. Znów czuję żar w całym ciele. Nie potrafię się odsunąć. Pragnę jego pocałunków. W chwilach przerwy nasze oddechy wymieniają się, a już po chwili wargi znowu nawzajem atakują. Wplątuję palce w jego włosy i jęczę podczas tego pocałunku. Działa na mnie tak pobudzająco. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Nasze klatki stykają się ze sobą. Jedna porusza się przy drugiej w równie chaotycznym tempie. Czuję jak wsuwa dłonie pod moją bluzkę. Długie palce błądzą po moim brzuchu, biodrach. Przechodzą mnie dreszcze, serce bije jak oszalałe. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się jedynie w książkach.
Odsuwam się kawałek i opieram czoło o bark Louisa. Staram się unormować swój oddech. Mężczyzna głaska mnie po plecach, co jest przyjemne. Przymykam oczy uśmiechając się lekko. To takie miłe. Daję poczucie bezpieczeństwa i opieki. Przykładam policzek do jego ciepłej skóry.
– Nie mogłem się powstrzymać – śmieje się do mojego ucha.
– Myślę, że powinniśmy spróbować znaleźć twoją przeszłość. Jeśli chcesz... –podnoszę głowę by móc na niego spojrzeć.
– Boję się tego kim naprawdę jestem, ale chcę. Chyba tak – mówi niepewnie.
– Może masz dziewczynę, a może nawet żonę, a całujesz mnie zupełnie tego nie świadom.
– Myślę, że czułbym to. Że kogoś kocham.
– Skoro tak mówisz... – kiwam głową. Dopiero teraz orientuje się, że ręce bruneta nadal są pod moją bluzką.
I nie wygląda na to, że zamierza je zabrać. Pochyla się i muska ustami moją szyję.
– Pragniesz mnie. Chcesz tego – szepcze.
Przymykam powieki i odchylam głowę dając mu lepszy dostęp. Pocałunki jakie składa są lekkie jak piórka. Jego słowa trafiają do mnie dopiero po chwili. Tak, pragnę go. To wszystko co ze mną robi, jest uzależniające. Jestem podatna na dotyk, spojrzenie, pocałunki Louisa.
Jestem ciekawa co on myśli. Również tak na niego działam? Chciałabym żeby tak było.
– Hollyday – jego dłonie suną po mej talii ku górze. Obejmuje obie piersi w koronkowym staniku. – Powiedz to.
– Może najpierw chcę to usłyszeć? – mruczę czując podniecenie.
– Co chcesz usłyszeć? – prowokuje mnie, przesuwając wargami po moim podbródku.
– Dokładnie to co ty – staram się brzmieć przynajmniej w połowie tak dobrze jak on.
– Dokładnie to co ja – powtarza. – Nie wiesz tego? Nie wiesz, że cię pragnę? W każdy możliwy sposób - ściska moje piersi.
– O Boże... – wzdycham zamykając oczy. To jak on na mnie działa jest nie fair. Może zrobić wszystko, nie mam żadnych szans.

Odchylam głowę do tyłu, ale tylko na moment. Po chwili łączy nasze usta w długim, tym razem czułym i delikatnym pocałunku.

~*~Dzieje się, dzieje. Jak oceniacie ten rozdział? Czekamy na szczere komentarze, misie kolorowe.