środa, 25 listopada 2015

Rozdział 7


Schodzę do garażu, żeby wybrać samochód. Jednak mimo wszystko chyba pojadę swoim. Jest tutaj dużo model, mój brat je kolekcjonuje, ale wolę Bentleya. Biorę kluczyki i ruszam do auta. Gdy otwieram drzwi, czyjaś ręka mnie powstrzymuje. Christophe.
Szczerze wolałam się na niego nie napotkać przed wyjazdem. Wiem jak to się może skończyć.
– Gdzie się wybierasz i czemu o tym nie wiem? – pyta.
– Twój ulubieniec prosił mnie o spotkanie – odpowiadam spokojnie.
– Jakie spotkanie? Gdzie? – łapie mój podbródek.
– Nie ufasz mi? – patrzę mu odważnie w oczy. – Przecież robię to dla ciebie.
– Ufam ci, tylko się boję. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Wysłać kogoś za tobą?
– Nie – proszę go delikatnie się uśmiechając.
– To miej włączony telefon. Błagam – całuje mnie w policzek. – I nie robisz tego dla mnie. To twoje zadanie z gry.
– Wszystko robię dla ciebie, braciszku – zapewniam go. – Mogę już jechać?
– Tak. Uważaj na siebie – prosi.
Kiwam głową i wsiadam do samochodu. Macham jeszcze bratu i ruszam. Czuję podekscytowanie, ale i niepewność. Nie wiem czego się spodziewać. Wystawi mnie, czy naprawdę zamierza się spotkać? Jednak wiem, że chcę zaryzykować. Pamiętam drogę, choć wtedy się na niej nie skupiałam. Jadę szybko, więc na miejscu jestem niecałą godzinę później. Wyłączam silnik, patrząc przed siebie. Nie jest ciemno, wręcz przeciwnie. Miejsce między drzewami oświetlają lampiony, ustawione na trawie. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam. Niepewnie wysiadam z auta i idę "wyznaczoną ścieżką. " Spectre stoi w cieniu, nie rzucając się w oczy. Przygryzam dolną wargę i upewniam się, czy właściciel siedzi w środku. Jednak nie. Idę dalej, kiedy zauważam, że opiera się o ostatnie z drzew przy skarpie. Nie mogę zaprzeczać nawet przed samą sobą. Wygląda cholernie dobrze w tym świetle. Jest przystojny, tajemniczy i sexowny.
 Widzę, że zaryzykowałaś i przyjechałaś  odzywa się spokojnym głosem.
 Wiedziałeś, że tak będzie  zatrzymuję się nie podchodząc do niego bliżej.
 Nie wiedziałem, ale podejrzewałem. Twoja ciekawość pokonała strach  mruczy.  A może nie powinnaś tu przyjeżdżać? Może powinnaś zostać w domu, bezpieczna w azylu jaki założył twój brat?
 Po to tu jestem? Chciałeś, żebym to usłyszała?  podchodzę do pnia i siadam na jego skraju. Nie do końca tak wyobrażałam sobie to spotkanie.
 Hollyday, przyjechałaś, bo masz jakąś sprawę i tylko dlatego tutaj jesteś. To nie ja cię ściągnąłem, ja ci dałem możliwość. A ty potrzebując czegoś, skorzystałaś  odpowiada cicho i podchodzi do skraju urwiska, odwracając się do mnie plecami.
 Możemy wreszcie normalnie porozmawiać?  pytam nieco przestraszona tym co robi.
 Rozmawiamy  mówi krótko.
Tego człowieka trudno mi zrozumieć.  W co ja się wplątuję? Opieram łokcie o kolana i przecieram twarz dłońmi. Już nie wiem jak mam go podchodzić. O co mam spytać? Mogę znów spróbować wprost, ale jestem pewna, że nie odpowie. Chociaż... Przynajmniej lepsze to niż siedzenie bezczynnie. Niektórzy ludzie są zagadkowi. Nietypowi.
 Skąd się tu wziąłeś?   pytam cicho.
 Nie wiem  odpowiada. – Przyjechałem. To była długa podróż. Wydaje mi się, że stamtąd - wskazuje przed siebie. – Wschód.
 Wydaje ci się? Posłuchaj jeśli masz zamiar robić sobie ze mnie jaja...  wstaję i idę w kierunku swojego samochodu.
 Pamiętasz co ci powiedziałem? Czasami trzeba zamknąć oczy, a otworzyć uszy na szczegóły.
 Boże człowieku... wzdycham zrezygnowana.
 Jedź  czuję jego obecność za sobą.  Jedź, bo masz słabą wiarę.
 A ty dlaczego tu przyjechałeś? Zrobiłeś to wszystko?  odwracam się gwałtownie w jego stronę.  Po co? Bo nie wierzę, że z czystej litości czy dobroci serca.
Łapie mnie za ramiona i przypiera do mojego samochodu. Patrzy na mnie nic nie mówiąc. Nie wiem o czym może myśleć, ale jest zdenerwowany.
 Czasami robi się coś dla innych bez powodu. A ja chciałem nakarmić tylko twoją ciekawość. Inaczej by cię tu nie było - mówi wolno.
 Nie wiesz tego  syczę naprawdę zraniona tymi słowami. Nie spodziewałam się, że coś takiego może mnie dotknąć. Przecież powiedział prawdę, a jednak....
 Nie? – kpi. – Nie jesteś tu po wiedzę? To po co o mnie pytasz? Nie wierzę, że piszesz biografię. Jak tak, to dam ci autograf.
 Jednak jesteś dupkiem   twardo utrzymuje jego spojrzenie.
 Nie jestem, jestem po prostu szczery, czego ty nie potrafisz zrobić. Nie potrafisz powiedzieć, czego oczekujesz.
 Może po prostu ciebie? – szepczę.
 Nie chcesz mnie  odsuwa się i wraca na skraj urwiska. Ściąga koszulkę, a potem rzuca ją na trawę. Buty lądują obok, spodnie również.
 Idiota!  krzyczę za nim. Biorę szpilki w ręce i podbiegam do niego.
– To ty się zastanów czego chcesz, a ja popływam  patrzy w dół.  Albo umrę. Jedno z dwóch.
– Dobra  mówię w przypływie adrenaliny. Rzucam buty na bok i wyciągam telefon ze spodni. Nie koduje momentu samego skoku. Nagle po prostu lecę.
Potem wpadam do wody, biorąc najpierw powietrza. Kiedy się wynurzam, stwierdzam, że woda nie jest taka zimna. O dziwo. Ktoś łapie mnie w talii i ciągnie do brzegu. Całkowicie poddaję swoje ciało mężczyźnie i wodzie. Wypływamy z jeziora na trawę. Dopiero teraz odczuwam zimno. Dobrze, że na górę nie jest tak daleko, wysokość nie jest wielka.
– Mówiłeś o pływaniu  dyszę normując oddech.
 Mówiłem  odpowiada, przyglądając mi się.
Ignoruję to jednak przypuszczając, że zaraz znowu wyjdzie mi z jednym z tych jego tekstów. Obejmuję się ramionami i zmierzam do auta. Po chwili moje stopy są oderwane od ziemi. Brunet unosi mnie, mocno przytrzymując przy sobie i uważając na drzewa oraz pnie, idzie na górę. Bez krępacji obejmuję rękami jego szyję i kładę głowę na ramieniu mężczyzny. Jego skóra dalej jest gorąca. To świetne uczucie, gdy styka się z moją zimną. Przygryzam dolną wargę, czekając, aż znajdziemy się w oświetlonej części. Kiedy tak jest, zauważam kilka tatuaży na jego ciele. Klatka, ramiona… Każdy przedstawia co innego. Są naprawdę fajne i tylko dodają mu uroku.
Przytrzymuję się go, gdy podchodzi do swojego auta. Poprawia mnie na rękach i otwiera bagażnik. Wyciąga z niego koszulkę.
 Christophe mnie zabije jeśli znów będę chora...  mruczę w szyję bruneta.
 Po co skakałaś? Nie musiałaś mi nic udowadniać  sadza mnie na miejscu kierowcy i podaje koszulkę.
 Nie chciałam być później oskarżona o morderstwo  bez zastanowienia zakładam odzież, jednak to niewiele daje.
 Nie zabiłbym się  włącza silnik i na komputerze ustawia ogrzewanie.
 Mówiłeś, że jesteś szczery  wzruszam ramionami.
 No właśnie.
 Ale nie jesteś w porządku względem mnie  wyrzucam mu.
 Dlaczego?
 Wodzisz mnie za nos  opieram się o oparcie fotela.
Kręci głową i idzie po nasze rzeczy. Zamykam oczy, czując ciepło rozchodzące się po aucie. Cały czas zastanawiam się kiedy dałam mu powód do myślenia o mnie w taki sposób jaki to robi. Nie może czytać mi w myślach. Aż tak dobrze poznaje się na ludziach? Ale przecież... Sama nie wiem. Jestem w kropce i to mnie irytuje.
Wraca do mnie po chwili ubrany w swoje rzeczy. Przesiadam się na miejsce pasażera, a on wsiada do środka i zapala światło. Mokre włosy opadają mu na czoło, koszulka przylepia się do torsu i to wszystko wygląda cudownie. Boże nie gap się, idiotko. Zamykam oczy i opieram czoło o kolana które przyciągam do klatki.
– Więc nie wiem skąd jestem –  odzywa się po dłuższej ciszy. Wsuwa mi do ręki mój telefon.
Nie odpowiadam, a jedynie na niego patrzę. Chyba jestem w lekkim szoku i nie rozumiem tej sytuacji. 
Wzdycha i odwraca głowę w moją stronę.
 Tak, to właśnie ja. Znikąd, dobrze to ujęli. Bardzo trafnie  przyznaje.
 Jak to jest możliwe?
 Chciałbym znać odpowiedź. Pamiętam tylko swoje imię i nazwisko, które przeczytałem na kawałku dowody rejestracyjnego i to, że umiem jeździć. Dobre, co?
 Nie wiem jak z imieniem, ale umiejętności się zgadzają  uśmiecham się delikatnie.
– Dzięki  odwzajemnia uśmiech.  Ciepło?
Kiwam głową automatycznie, kuląc się jeszcze bardziej.
Włącza radio, a z głośników wydobywa się spokojna muzyka. Coś w stylu Eda Sheerana.  Podoba mi się. Choć nie znam tej piosenki to mruczę sobie pod nosem.
 Więc czego oczekuje Hollyday Malik?  pyta.
 Wydawało mi się, że to ty mi już odpowiedziałeś.
 Skoro się nie myliłem - wzrusza ramionami.  Jak wyschniesz, to możesz jechać. Nie chcę cię mieć na sumieniu.
 Zrozumiałam. Mam więcej nie zawracać ci sobą głowy.  zdejmuję przez głowę jego koszulkę. Wręczam mu ją.  Dziękuję za miły wieczór  rzucam sucho i wychodzę.
Wchodzę przed maskę, kiedy na mnie trąbi. Wysiada z auta i trzaska drzwiczkami.
 Denerwuję mnie to głupie i naiwne podejście, bierzecie wszystko za złe nastawienie, a tak wcale nie jest. Zakładaj to  rzuca mi koszulkę.  Ale wiesz, masz rację. Dla własnego dobra nie zawracaj mi głowy. Bo ja nie rozumiem siebie. Więc ty nie możesz zrozumieć mnie. Jeśli kiedyś nie będziesz wiedziała kim jesteś, porozmawiamy.
 Dlaczego tak bardzo chcesz mnie odsunąć? Jestem brzydka? Głupia? Nie zrozumiem cię, bo mi na to nie pozwalasz.
 Uważasz, że w tym świecie chodzi o urodę? Musiałaś spotykać kretynów na swojej drodze  prycha i na siłę zakłada mi koszulkę.
 Nie chcę twojej durnej koszulki!  krzyczę z bezradności.
 A ja nie chcę, żebyś była chora z powodu kąpieli w jeziorze o tej porze w tym miesiącu. Zrozum. Ktoś z nas dwojga musi być odpowiedzialny  patrzy mi w oczy.  Nie wiem kim jestem, Hollyday!
 Sam możesz sobie nie poradzić...  mruczę z żalem w głosie.
Kręci głową i przeciera twarz dłońmi. Odwraca się, idąc do lampionów. Po kolei gasną.
 Powinieneś z kimś porozmawiać  mówię za nim. Szkoda mi go. Teraz naprawdę jest mi przykro.
– Z wróżką? Czy może wróżbita Maciej mi pomoże?  pyta idąc do swojego samochodu.
Teraz już nie krzyczę. Nie jestem zła, ani rozczarowana. Chcę mi się tylko płakać. On ma amnezję, to mogę od razu stwierdzić. Nie znać siebie? Nie wiem czy umiałabym żyć nie znając swojej przyszłości, rodziny, tego skąd pochodzę. Chociaż... Chociaż po części nie znam. Nie wiem, jacy byli moi prawdziwi rodzice i gdzie się urodziłam. Jednak nie mam zamiaru mu tego mówić. Ocieram szybko łzy pojawiające się na moich policzkach i wsiadam do auta. Chcę jak najszybciej móc się przytulić do Christophe'a. Odkładam swoje rzeczy na fotel pasażera i ruszam. Na bosaka, w samej koszulce. Potrzebuję mojego brata. Całą drogę powstrzymuje rozkleję się. Wiem, że muszę być skupiona dopóki prowadzę. Podciągam nosem wjeżdżając na naszą posesję.
Biorę ubrania i wysiadam.  Jestem zmęczona, ale psychicznie. Może nie powinnam wiedzieć. Decyduję się dzisiaj nic nie mówić bratu. Teraz potrzebuję tylko jego miłości i opiekuńczości. Ocieram ostatnie łzy i wchodzę do środka.
Christophe siedzi w salonie przy stole i gra z Niallem i Liamem w pokera. Podnosi wzrok znad kart, od razu mnie dostrzegając. Pociągam nosem, a z moich rąk wypadają mokre rzeczy. Warga zaczyna drzeć i rozpłakuje się na środku pokoju. Czuję jak bierze mnie w ramiona i przytula do siebie. O nic nie pyta, kołysze mnie. Łapię w palce jego koszulkę i mocno trzymam. Nie obchodzą mnie chłopcy czy ktokolwiek inny. Podnosi mnie i wchodzi na górę. Oplatam jego szyję cicho łkając. Blond włosy przyjemnie łaskoczą moją twarz. Jednak tym razem to nie wystarcza żebym się uspokoiła.
 Kochanie? Co się stało? Czy... czy on ci zrobił krzywdę?  sadza mnie na łóżku.  Jesteś pół naga.
Kręcę głową i znów łapię jego szyję jak małe dziecko. Siada obok, a ja wchodzę mu na kolana. Czuję się dobrze i bezpiecznie.
 Przepraszam...
Całuje mnie w czoło, nic nie mówiąc. Próbuję się uspokoić.
 Nie wykonam tego wyzwania...  chlipię.
 Hej, przecież nic się nie stanie. Dlaczego tak to przeżywasz?  kładzie mnie na poduszki i głaszcze po włosach.
Spanikowana od razu na nowo się do niego przyczepiam.
 Holly, powiedz mi. Co się stało? - jeździ rękoma po moich plecach.
 Nic...  przestaję spazmatycznie płakać.
– Będę musiał z nim porozmawiać – mówi chłodno.
 Nie  siadam patrząc na niego.  Proszę cię, nie. Co chcesz mu powiedzieć?
 Chcę wiedzieć co ci zrobił. Chociażby psychicznie. On mi nie zaufa, nie łudzę się.
 Nie...  kręcę głową i siadam na przeciw brata.  Nie, nie, nie…  powtarzam.
 Nie, co? On na ciebie źle wpływa. Nie mogę na to pozwolić.
 Już nie będę się z nim spotykać  zapewniam go.  Proszę cię, odpuść.
 Spójrz mi w oczy.
Biorę głęboki oddech i pewna, że już nad sobą panuję spełniam jego prośbę.
 A czy ty tego chcesz? - pyta.
Wie, że nigdy go nie okłamuję. Zagryzam wargę i po dłuższej chwili kiwam głową. Tak jest po prostu najprościej. Całuje mnie w czoło i układa na łóżku. Przez całą noc leży przy mnie. Nie mogę zasnąć. Nie wiem dlaczego, jestem roztrzęsiona. Mogłam tam nie jechać.
 Dlaczego wszyscy mężczyźni nie mogą być tacy jak ty?  pytam go cicho.
 Jacy?  przytula mnie do siebie.
 Ty jesteś dla mnie idealny.  podnoszę na niego wzrok.
Uśmiecha się do mnie i głaszcze mój policzek. Wie, jak uwielbiam jego dotyk.
 Zrób coś dla mnie  prosi.  Nie poddawaj się tak łatwo.
 Ja po prostu nie mam pojęcia co robić...  żalę się.

 Nie musisz wiedzieć. Czasami wystarczy spontaniczność. Kocham cię, Holly. Ty mnie nigdy nie zawiedziesz.

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 6




Siedzę przy boku Christophe'a, kiedy ten gra skupiony na utworze. Za chwilę będzie musiał wyjechać i zostawi mnie na cały dzień. Nie lubię takich chwil. Jest późny wieczór, więc on jedzie do wschodniej części kraju. Ja za to zamierzam udać się na wyścigi. Nie będę spała w pustym domu, kiedy moi przyjaciele będą się bawić. Może spotkam naszego zwycięzcę. Nie zależy mi na tym, ale skoro mój brat mnie o coś poprosił, to zamierzam to wykonać. On robi wiele dla mnie. Czas, żebym się wykazała, bo wiem, że nie będzie długo czekał.

Nie należy do cierpliwych,  zresztą nie chciałabym mu kazać czekać. Mam jedno, jedyne zadanie do wykonania. Jak bardzo beznadziejnym trzeba być, żeby nie umieć zrobić jednej rzeczy? Odpowiedź jest prosta. Trzeba być mną.
Mam wrażenie, że nie zabierają mnie na akcję, bo wiedzą, że sobie nie poradzę, a nie dlatego, że jest niebezpiecznie. To by wszystko wyjaśniało. Łatwo się na mnie zawieść... Przygryzam dolną wargę, zapewniając się w duchu, że tym razem dam radę. Dla Christophe'a. Patrzę na brata. Jego długie włosy odgarnięte do tyłu za pomocą żelu. Uśmiecha się beztrosko, naciskając klawisze pianina. Lubię go takiego widzieć. Po prostu szczęśliwego. Przekrzywiam głowę na bok i uważnie go obserwuję. Powoli unosi dłonie i opuszcza je na kolana. Odwraca się w moją stronę. Patrzymy na siebie w ciszy, a ja delikatnie się uśmiecham. Christophe dotyka palcami mojego policzka.
– Wyglądasz jak anioł, kiedy grasz – przyznaję.
Uśmiecha się, przejeżdżając opuszkami po mojej dolnej wardze. Rozchylam usta, nie kontrolując tego. W pewien sposób lubię jego dotyk. Chociaż to mój brat… Jest taki delikatny... Jakby każdym gestem chciał mi pokazać swoją miłość i opiekuńczość. Jego skóra umie powodować dreszcze, a oczy wręcz hipnotyzują.  Oblizuję językiem dolną wargę, czując, że oddycham niespokojnie. Christophe pochyla się i czule całuje mnie w usta, a potem wstaje.
– Do zobaczenia jutro, siostro. Uważaj na siebie. Proszę – patrzy na mnie z troską i wychodzi, zostawiając głuche echo zamykanych drzwi.
Siedzę, patrząc w stronę pianina kompletnie zaskoczona. Powoli dotykam ust, które były przed chwilą całowane. Myślę, że to był rodzaj dłuższego buziaka. Przecież nie raz już to robiliśmy… To dlaczego teraz czuję się inaczej? Jakby miało to większą wartość, bynajmniej dla niego?
Kręcę głową, próbując odrzucić od siebie nieprzyjemne myśli. To nic wielkiego, nic się nie stało. Zwykłe pożegnanie. Tak. Tak właśnie było. Podnoszę się i opuszczam pokój.
~*~

Przed dzisiejszym wyścigiem moja przyjaciółka uznała, że weźmie mnie na zakupy. Sophia ciągnie mnie przez połowę galerii, sklep po sklepie. Nie mam siły nosić toreb, a ona jeszcze coś wybiera. Naprawdę, zaraz będę mieć debet. Chociaż to chyba niemożliwe. Na koncie widnieje spora sumka, o którą dba tata. Często coś mi przesyła, zabezpieczając tym siebie i mnie. Gdy policja by go złapała, zablokowała karty, ma pieniądze u mnie i wie, że ja ich nie wykorzystam. Jestem dobrym kołem ratunkowym – mało rozrzutna i odpowiedzialna. Ach, i nie zaradna. Trzy dni temu mój drogi brunet nie pojawił się na wyścigu. Nie przyjechał, a wszystko wygrał Liam. Stawka była duża. Christophe, gdy się dowiedział, o dziwo gratulował przyjacielowi, ale był też zawiedziony. Naprawdę przestaję rozumieć własnego brata. No, ale… Przynajmniej jemu interesy też się powiodły i sprzedał dużo towaru. A ja? Stoję w miejscu, nie wiedząc nic o kierowcy Spectre. Jest taką zagadką, a to strasznie mnie denerwuje. Nic nie wiem, niczego nie mogę znaleźć. Czy już wyjechał? Czy może teraz będzie mnie unikał? W tym celu dzisiaj również jadę na wyścigi. Chcę się tylko rozejrzeć. Przecież nie złapię dwa razy silniejszego mężczyzny i nie zmuszę do zakochania się we mnie i spowiadania z całego życia. No niestety, nie działam tak na facetów… A czasem naprawdę bym chciała.
– Myślę, że musisz to przymierzyć – brunetka pokazuje mi wieszak z czarną sukienką.
Na żebrach ma ona rozdarcia, pięknie się łączy i jest strasznie krótka.
– Niech będzie – mówię zrezygnowana bojąc się, że już nic mi nie pomoże. Biorę sukienkę i znikam w przymierzalni.
Rozbieram się ze swoich ubrań i przebieram w nową sukienkę. Pasuje idealnie, aż nie poznaje siebie w lustrze. Mimowolnie się uśmiecham. Oglądam się z każdej strony i decyduję się bez zastanowienia.
– I jak? – pyta Sophia.
– Jest świetna – otwieram jej drzwi, żeby mogła mnie zobaczyć.
Uśmiecha się szeroko, wiedząc, że ma dobry gust.
– Dzisiaj ją zakładasz. A do tego buty, które kupiłyśmy. No jedne z pięciu par.
Śmieję się kiwając głową. Po udanych zakupach wracamy do mnie, gdzie mamy się szykować na wyścig. Kładę torby w sypialni i udostępniam przyjaciółce łazienkę. Najpierw pójdę coś zjeść, bo zaraz tu skonam z głodu. Trzymam linię, ale jak dorwę się czegoś co lubię to potrafię zjeść tony. Zbiegam po schodach do kuchni. Na szczęście mój... Tata?! Chodzi po kuchni, robiąc coś do jedzenia. Christophe siedzi przy wyspie i próbuje mu wytłumaczyć nowy termin transportu.
– Cześć, wam – całuję każdego z nich w policzek.
– Cześć, moja dziewczynko – tata chwyta mnie i podnosi, przytulając. – Słyszałem o twoim wyścigu. Drugie miejsce, pierwszy raz, świetnie ci poszło.
 Mogło być lepiej...  mruczę.
 Widziałem filmik, Christophe mi pokazał. Było bardzo dobrze.
 Nieważne  wymijam ojca i sięgam po kurczaka z lodówki.
 Poczekaj, zaraz będzie obiad.
 Spieszę się trochę  pakuję sobie całą buzię mięsem.
– To jest zimne, głupia.
Wzruszam ramionami i ze skrzydełkami w rękach gonię na górę.
Sophia jeszcze się kąpie, a ja zjadam mój mały obiad. Ubiorę to, co proponowała.
Pomimo długich przygotowań jesteśmy prawie spóźnione. Jednak wzrok wielu ludzi, który na sobie czuję na miejscu rekompensuje wszystko. Liam obejmuje swoją dziewczynę w talii i zachłannie całuje. To chyba znaczy, że mu się podoba. Uśmiecham się lekko i witam z reszta. Boże, ze mną się dzieje coś złego. Widzę ich i cieszę się szczęściem tych gołąbków, ale tak bardzo im zazdroszczę. Też bym tak chciała, lecz czy mi to jest pisane? Niby mam czas, dopiero dwadzieścia jeden lat. No właśnie! Już dwadzieścia jeden, a nie dopiero. Kręcę głową i i kieruję się do mety chcąc zobaczyć kto ma zamiar się ścigać.
Ku mojemu zdumieniu wszyscy oblegają srebrnego Astona Martina. Nowiutki, chyba prosto z salonu. No, dopracowany do wyścigów. Nie widzę kierowcy, szyby są przyciemnione, ale chyba i tak nikt tam nie siedzi. Staję na palcach, próbując coś dostrzec. Jestem pewna, że Niall jeszcze...
 Co do kurwy robi tu najnowszy model?!  wykrzykuje blondyn, co nawet słyszę mimo muzyki.  Z tym kurwa nie da się wygrać! 
 Jest świetny...  mówię z podziwem.
 A ja się tak napracowałem nad silnikiem   warczy wściekły. Biedny Niall.
Klepię go po ramieniu i idę poszukać miejsca z którego będę miała dobry widok.
Przepycham się przez tłum, ale niektórzy widząc kim jestem, puszczają mnie do przodu. Mojego brata tutaj nie ma, jest zajęty dostawą. Ale uwaga, jest ojciec. Radzi Liamowi, widzę z daleka, że coś mu tłumaczy. Opierają się o białego Bentleya, którego tata kocha nad życie. Brunet uważnie go słucha kiwając głową co jakiś czas. Nie chce zawieść i dobrze to wiem. Ostatnie minuty i wszyscy są wzywani na start. Niebieskiego nissana znowu nie ma. Za to nowiutki Aston stoi po środku i przy nim inne samochody to autka.
Przygryzam wnętrze policzka obserwując kierującą się na start Amandę. A niech sobie idzie skoro tak się im podoba. Prycham pod nosem, bo wiem, że wyglądam sto razy lepiej. No i moje ubranie jest tysiąc razy więcej warte niż jej. Mniejsza oto. Odgarniam włosy z czoła i zakładam ręce na klatkę. Trzy... dwa... start. Warkot silników rozchodzi się po okolicy, a tłum krzyczy i piszczy. To nie jest tak, że nie mamy nalotów policji. Oczywiście, były i to nie raz. Po prostu w życiu ważne są układy, a mój tatuś ma ich sporo. Zwłaszcza, że komendant ma piątkę dzieci, dwójkę studentów. Z czegoś to musi opłacać.
Jestem rozczarowana brakiem pojawiania się mojego nieznajomego. Z radością jednak dostrzegam idącego w moim kierunku Harrego.
Przepycha się przez kilkoro ludzi i podaje mi butelkę z piwem.
 Cześć. Nie trudno zgadnąć, gdzie cię znaleźć - mówi głośno.
 Zależy czy w ogóle się szuka  uśmiecham się do niego.
– Ja szukałem  lustruje mnie wzrokiem.  Świetna sukienka.
 Dziękuję  nie czuję jednak żadnej satysfakcji słysząc ten komplement.
 Chodź  łapie mnie za rękę i odciąga od ulicy. Auta i tak już są daleko.
Idę za nim nawet nie oglądając się do tyłu. Chyba potrzebuje komuś zaufać.
Harry zatrzymuje się przy czarnym mercedesie.  Nic sportowego, klasyka, ale widać, że droga. Mężczyzna sadza mnie na masce.
 Stąd będziesz lepiej widzieć ostatnią część wyścigu mówi, poprawiając czarną koszulę.
 Myślałam, że ciągniesz mnie tu dla prywatności  śmieję się.  Żeby mnie wykorzystać.
 Planuję  kiwa głową i uśmiecha się. Staję przy mnie, zakładając ręce na klatkę i patrząc na ulicę.
Kierowcy potrzebują jeszcze dosłownie dziesięciu minut, by znaleźć się w zasięgu naszego wzroku. Nie jest zaskoczeniem widok kto przekracza metę jak pierwszy.
Prostuję się i czekam, aż kierowca wysiądzie. Jestem ciekawa, kto ma nowe auto, albo jaki nowy pojawił się znowu na torze. Moje oczy podwajają swoje rozmiary widząc bruneta od niebieskiego nissana. Cholera! Przecież to było oczywiste. Przyglądam mu się z daleka i stwierdzam, że jest ubrany w luźną koszulkę, jeansową kurtkę i ciemne spodnie. Dobrze wygląda między dziewczynami, ale żadnej nie raczy obdarzyć uśmiechem. Spojrzeniem tak. Dotykiem też. Ale nie uśmiechem.
 Jest najlepszy  mówię dalej nie umiejąc tego pojąć.
 To idź mu pogratuluj  stwierdza Harry.  Jest pozerem. Tajemniczy kierowca... Cóż za historia.
 Być może, ale jeździ nieziemsko.  Rozmawiam z zielonookim jeszcze chwilę, ale rozmowa niezbyt się klei. Wracam do reszty chcąc znaleźć zwycięzcę.
Jest jego auto, jego nie ma. Czy on jest duchem?! Zirytowana idę w stronę samochodu, którym przyjechałam. O czarnego Bentleya Tuninga opiera się właśnie moja zguba.
 Nie wierzę, że w ogóle dotykasz takie starocia...
– Dobre auto, nie wyścigowe  wzrusza ramionami.  Podoba mi się
Podchodzę do niego i wyciągam przed siebie rękę.
 Gratuluję wygranej.
 Dziękuję - łapie ją w swoją i uśmiecha się.
 Więc teraz odebranie nagrody i świętowanie.
 Nie świętuję  podchodzi do mnie i patrzy mi w oczy.  Jak bardzo próbujesz zwrócić swoją uwagę? Jak bardzo chcesz znaleźć to, czego szukasz? Nie szukaj oczami. Szukaj umysłem.
– Jesteś zbyt dobry w chowaniu się.  odpowiadam przytłoczona jego wzrokiem.
 Może ty po prostu pomijasz jakieś szczegóły?  jego oczy są takie błękitne... lekko zachodzą szarością.
 Pewnie tak właśnie jest...  zgadzam się cicho.
 Zamknij oczy  prosi, przygryzając wargę.
Już chcę mu odpyskować, ale zamiast tego po prostu spełniam jego prośbę wypuszczając powietrze z ust.
Czuję dotyk na szyi i jestem pewna, że właśnie przesuwa po niej palcami. Nie ruszam się, chociaż przechodzi mnie dreszcz. Oddycham spokojnie i liczę na to, że tata nie patrzy w naszym kierunku. Mężczyzna dotyka mojego policzka, po czym odgarnia kosmyki włosów za ucho.
 Spectre powrócił  szepcze.
Otwieram oczy i mój wzrok napotyka jego. Te oczy są tak blisko.
 Jak bardzo ci zależy na prawdzie?  pyta, zabierając dłoń.
 Może zależy mi na czymś innym niż samej prawdzie?  słowa z trudem opuszczają moje gardło.
Przez dłuższą chwilę mi nie odpowiada. Uśmiecha się i odchodzi w stronę samochodu.
 Poważnie? Mógłbyś wreszcie przestać mnie lekceważyć  wyrzucam mu zła przez kolejne niepowodzenie.
Wypuszczam powietrze z ust i wsiadam do samochodu. Chyba pora wrócić do domu. Mam na dzisiaj dosyć. Odpalam silnik i omijając przyjaciół, odjeżdżam. Mój wzrok pada na kartkę leżącą na pasażerskim fotelu.
Biorę ją do ręki i widząc zapisane kilka zdań zjeżdżam na pobocze.
"Byłem już wcześnie w takiej sytuacji
Ale zawsze upadałem
Spędziłem życie w biegu
I zawsze udawało mi się uciec
Ale przy tobie czuję coś
Co sprawia, że pragnę tu zostać."
Odwracam kartkę, widząc też, że jest zapisana z tyłu. Hm... To rysunek. Nie dokładny, zwykły szkic drzew. Przypomina mi to las, w którym ostatnio byliśmy. Data pod spodem wyznaczona jest na jutro, godzina dwudziesta.
Nawet nie orientuję się, kiedy na mojej twarzy formuje się szeroki uśmiech. Zaraz jednak znika. Co jeśli to wszystko jest żart? Jeśli jedyne czego chce ten mężczyzna to ośmieszenie mnie? Czuję jednak, że pomimo tych obaw chcę tam jechać. Sprawdzić to i móc wreszcie czegoś się dowiedzieć. Patrzę na kartkę jeszcze raz i śmieję się, widząc jego koślawe pismo. Artystą to on nie jest.
Zginam list i chowam go do kieszeni kurtki. Nie mogę doczekać się jutra. Wracam do domu w znacznie lepszym humorze.
Wpadam do willi i od razu słyszę muzykę. Mój brat męczy pianino, gra coś nowego.
 Christophe? - idę do niego szybkim krokiem. Nie widziałam go dwa dni i się Stęskniłam.
 Hej  mówi, wstając od pianina.
Uśmiecham się szeroko i wręcz rzucam się na niego. Jak zawsze zgrabnie mnie łapie, tak, że mogę owinąć nogi wokół jego pasa.
 Ładna sukienka - śmieje się i całuje mnie w nos. - Kto wygrał?
 A jak myślisz?  patrzę na niego głupio.
 Pan znikąd. To dobrze. Cieszę się. Trzeba jeszcze Nialla uspokoić.
 Myślę, że będzie ciężko...  kiwam głową patrząc na brata poważnie.
 Domyślam się  wychodzi z pokoju i idzie mnie zanieść na górę.
Razem zaczynamy oglądać jakiś film, ale ja zmęczona, zasypiam już na samym początku.
Budzi mnie lekki pocałunek w usta. A może to sen? Powoli otwieram oczy i widzę blondyna, opierającego się na ręce. Między nami natomiast leży taca ze śniadaniem.
- Cześć... – uśmiecham się leniwie.
- Cześć, aniele  również obdarza mnie uśmiechem.
 Ale ładnie wygląda  zachwycam się siadając.
 To jedz, specjalnie dla ciebie robione.
 Jesteś najlepszy  siadam i dopiero wtedy orientuję się, że Christophe musiał mnie wczoraj rozebrać, bo jestem w samej bieliźnie.
To nawet dobrze, spało mi się wygodniej. Poprawiam włosy i sięgam po tosta. Muszę wziąć prysznic, koniecznie.
 Co tam?  pytam z pełną buzią. Jejciu mam naprawdę dobry humor.
 Może ty mi w końcu coś powiesz...  patrzy na mnie uważnie.
 Jeszcze nic...  mówię cicho wiedząc, że go rozczarowuję.
Christophe wzdycha i podnosi się. Znów mogę obserwować jego tors, a potem plecy, które naprawdę są... no wiecie. Chodzi na siłownię, trenuje ze mną sztuki walki i jest wysportowany. Dobrze wygląda, ale na razie chyba nie pojawi się tutaj jakaś jego miłość.
Odchylam głowę do tyłu i klękam na brzegu łóżka chcąc być jak najbliżej.
 Przepraszam...
 Jedz śniadanie  mówi i wychodzi z pokoju.
I po moim dobrym humorze. Wiem, że go zawiodłam i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Dzisiaj muszę się czegoś dowiedzieć. Choćby nie wiem co. Dla niego i dla siebie, bo również jestem ciekawa. Trudno wygrać z tą stroną charakteru. Ale skoro kierowca Spectre pozwolił mi chociaż trochę się zbliżyć, to jest szansa, że mi się uda. Cały dzień spędzam na myśleniu nad tym jak rozegrać dzisiejsze spotkanie. Jedno jest pewne. Muszę wyglądać powalająco, choć w jego oczach to chyba nie osiągalne. Długa kąpiel pomaga mi się zrelaksować i pomyśleć. W szafie mam wiele ubrań, więc na pewno coś wybiorę. Zwłaszcza po tak dużych zakupach z Sophią. Po wszystkich za i przeciw decyduję się na czarne rurki i białą bluzkę bez pleców. Wygodnie, ale sexownie.

Stoję przed lustrem i delikatnie nakładam makijaż. Dlaczego jedziemy akurat do lasu? Przecież tam nic nie ma. To jest moja dzisiejsza zagadka.

~~~*~~~
Anonimie, dodając 5 komentarzy nic nie poradzisz, to nie o to tu chodzi.
Chciałybyśmy zdobyć wiernych czytelników, którzy tak jak wy będą tu zaglądać i komentować. Promowanie tego bloga pod #spectreff bardzo pomaga. Poza tym możecie podawać linki znajomym, czy komuś tam. Oczywiście nie musicie. To tylko prośba.
A konkurs raczej nie ma sensu, skoro nie widać odzewu.
Jak się podobał rozdział?