Schodzę do
garażu, żeby wybrać samochód. Jednak mimo wszystko chyba pojadę swoim. Jest
tutaj dużo model, mój brat je kolekcjonuje, ale wolę Bentleya. Biorę kluczyki i
ruszam do auta. Gdy otwieram drzwi, czyjaś ręka mnie powstrzymuje. Christophe.
Szczerze
wolałam się na niego nie napotkać przed wyjazdem. Wiem jak to się może
skończyć.
– Gdzie
się wybierasz i czemu o tym nie wiem? – pyta.
– Twój
ulubieniec prosił mnie o spotkanie – odpowiadam spokojnie.
– Jakie
spotkanie? Gdzie? – łapie mój podbródek.
– Nie
ufasz mi? – patrzę mu odważnie w oczy. – Przecież robię to dla ciebie.
– Ufam ci,
tylko się boję. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Wysłać kogoś za tobą?
– Nie –
proszę go delikatnie się uśmiechając.
– To miej
włączony telefon. Błagam – całuje mnie w policzek. – I nie robisz tego dla
mnie. To twoje zadanie z gry.
– Wszystko
robię dla ciebie, braciszku – zapewniam go. – Mogę już jechać?
– Tak.
Uważaj na siebie – prosi.
Kiwam
głową i wsiadam do samochodu. Macham jeszcze bratu i ruszam. Czuję
podekscytowanie, ale i niepewność. Nie wiem czego się spodziewać. Wystawi mnie,
czy naprawdę zamierza się spotkać? Jednak wiem, że chcę zaryzykować. Pamiętam
drogę, choć wtedy się na niej nie skupiałam. Jadę szybko, więc na miejscu
jestem niecałą godzinę później. Wyłączam silnik, patrząc przed siebie. Nie jest
ciemno, wręcz przeciwnie. Miejsce między drzewami oświetlają lampiony,
ustawione na trawie. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam. Niepewnie wysiadam
z auta i idę "wyznaczoną ścieżką. " Spectre stoi w cieniu, nie
rzucając się w oczy. Przygryzam dolną wargę i upewniam się, czy właściciel
siedzi w środku. Jednak nie. Idę dalej, kiedy zauważam, że opiera się o
ostatnie z drzew przy skarpie. Nie mogę zaprzeczać nawet przed samą sobą.
Wygląda cholernie dobrze w tym świetle. Jest przystojny, tajemniczy i sexowny.
– Widzę,
że zaryzykowałaś i przyjechałaś – odzywa się spokojnym głosem.
– Wiedziałeś, że tak będzie – zatrzymuję się nie podchodząc do niego bliżej.
– Nie wiedziałem,
ale podejrzewałem. Twoja ciekawość pokonała strach – mruczy. – A może nie
powinnaś tu przyjeżdżać? Może powinnaś zostać w domu, bezpieczna w azylu jaki
założył twój brat?
– Po to tu
jestem? Chciałeś, żebym to usłyszała? – podchodzę do pnia i siadam na jego
skraju. Nie do końca tak wyobrażałam sobie to spotkanie.
– Hollyday, przyjechałaś, bo masz jakąś sprawę i tylko dlatego tutaj jesteś. To
nie ja cię ściągnąłem, ja ci dałem możliwość. A ty potrzebując czegoś,
skorzystałaś – odpowiada cicho i podchodzi do skraju urwiska, odwracając się do
mnie plecami.
– Możemy
wreszcie normalnie porozmawiać? – pytam nieco przestraszona tym co robi.
– Rozmawiamy – mówi krótko.
Tego
człowieka trudno mi zrozumieć. W co ja
się wplątuję? Opieram łokcie o kolana i przecieram twarz dłońmi. Już nie wiem
jak mam go podchodzić. O co mam spytać? Mogę znów spróbować wprost, ale jestem
pewna, że nie odpowie. Chociaż... Przynajmniej lepsze to niż siedzenie
bezczynnie. Niektórzy ludzie są zagadkowi. Nietypowi.
– Skąd się
tu wziąłeś? – pytam cicho.
– Nie wiem – odpowiada. – Przyjechałem. To była długa podróż. Wydaje mi się, że stamtąd - wskazuje przed siebie. – Wschód.
– Wydaje
ci się? Posłuchaj jeśli masz zamiar robić sobie ze mnie jaja... – wstaję i idę
w kierunku swojego samochodu.
– Pamiętasz co ci powiedziałem? Czasami trzeba zamknąć oczy, a otworzyć uszy na
szczegóły.
– Boże
człowieku...– wzdycham zrezygnowana.
– Jedź – czuję jego obecność za sobą. – Jedź, bo masz słabą wiarę.
– A ty
dlaczego tu przyjechałeś? Zrobiłeś to wszystko? – odwracam się gwałtownie w
jego stronę. – Po co? Bo nie wierzę, że z czystej litości czy dobroci serca.
Łapie mnie
za ramiona i przypiera do mojego samochodu. Patrzy na mnie nic nie mówiąc. Nie
wiem o czym może myśleć, ale jest zdenerwowany.
– Czasami
robi się coś dla innych bez powodu. A ja chciałem nakarmić tylko twoją
ciekawość. Inaczej by cię tu nie było - mówi wolno.
– Nie
wiesz tego – syczę naprawdę zraniona tymi słowami. Nie spodziewałam się, że coś takiego może mnie dotknąć. Przecież powiedział prawdę, a jednak....
– Nie? –
kpi. – Nie jesteś tu po wiedzę? To po co o mnie pytasz? Nie wierzę, że piszesz
biografię. Jak tak, to dam ci autograf.
– Jednak
jesteś dupkiem – twardo utrzymuje jego
spojrzenie.
– Nie
jestem, jestem po prostu szczery, czego ty nie potrafisz zrobić. Nie potrafisz
powiedzieć, czego oczekujesz.
– Może po
prostu ciebie? – szepczę.
– Nie
chcesz mnie – odsuwa się i wraca na skraj urwiska. Ściąga koszulkę, a potem
rzuca ją na trawę. Buty lądują obok, spodnie również.
– Idiota! – krzyczę za nim. Biorę szpilki w ręce i podbiegam do niego.
– To ty
się zastanów czego chcesz, a ja popływam – patrzy w dół. – Albo umrę. Jedno z dwóch.
– Dobra – mówię w przypływie adrenaliny. Rzucam buty na bok i wyciągam telefon ze spodni. Nie koduje momentu samego skoku. Nagle po prostu lecę.
Potem
wpadam do wody, biorąc najpierw powietrza. Kiedy się wynurzam, stwierdzam, że
woda nie jest taka zimna. O dziwo. Ktoś łapie mnie w talii i ciągnie do brzegu.
Całkowicie poddaję swoje ciało mężczyźnie i wodzie. Wypływamy z jeziora na
trawę. Dopiero teraz odczuwam zimno. Dobrze, że na górę nie jest tak daleko,
wysokość nie jest wielka.
– Mówiłeś
o pływaniu – dyszę normując oddech.
– Mówiłem – odpowiada, przyglądając mi się.
Ignoruję
to jednak przypuszczając, że zaraz znowu wyjdzie mi z jednym z tych jego
tekstów. Obejmuję się ramionami i zmierzam do auta. Po chwili moje stopy są
oderwane od ziemi. Brunet unosi mnie, mocno przytrzymując przy sobie i uważając
na drzewa oraz pnie, idzie na górę. Bez krępacji obejmuję rękami jego szyję i
kładę głowę na ramieniu mężczyzny. Jego skóra dalej jest gorąca. To świetne
uczucie, gdy styka się z moją zimną. Przygryzam dolną wargę, czekając, aż
znajdziemy się w oświetlonej części. Kiedy tak jest, zauważam kilka tatuaży na
jego ciele. Klatka, ramiona… Każdy przedstawia co innego. Są naprawdę fajne i
tylko dodają mu uroku.
Przytrzymuję
się go, gdy podchodzi do swojego auta. Poprawia mnie na rękach i otwiera
bagażnik. Wyciąga z niego koszulkę.
– Christophe mnie zabije jeśli znów będę chora... – mruczę w szyję bruneta.
– Po co
skakałaś? Nie musiałaś mi nic udowadniać – sadza mnie na miejscu kierowcy i
podaje koszulkę.
– Nie
chciałam być później oskarżona o morderstwo – bez zastanowienia zakładam odzież, jednak to niewiele daje.
– Nie
zabiłbym się – włącza silnik i na komputerze ustawia ogrzewanie.
– Mówiłeś,
że jesteś szczery – wzruszam ramionami.
– No
właśnie.
– Ale nie
jesteś w porządku względem mnie – wyrzucam mu.
– Dlaczego?
– Wodzisz
mnie za nos – opieram się o oparcie fotela.
Kręci
głową i idzie po nasze rzeczy. Zamykam oczy, czując ciepło rozchodzące się po
aucie. Cały czas zastanawiam się kiedy dałam mu powód do myślenia o mnie w taki
sposób jaki to robi. Nie może czytać mi w myślach. Aż tak dobrze poznaje się na
ludziach? Ale przecież... Sama nie wiem. Jestem w kropce i to mnie irytuje.
Wraca do
mnie po chwili ubrany w swoje rzeczy. Przesiadam się na miejsce pasażera, a on
wsiada do środka i zapala światło. Mokre włosy opadają mu na czoło, koszulka
przylepia się do torsu i to wszystko wygląda cudownie. Boże nie gap się,
idiotko. Zamykam oczy i opieram czoło o kolana które przyciągam do klatki.
– Więc nie
wiem skąd jestem – odzywa się po dłuższej ciszy. Wsuwa mi do ręki mój telefon.
Nie
odpowiadam, a jedynie na niego patrzę. Chyba jestem w lekkim szoku i nie rozumiem tej sytuacji.
Wzdycha i
odwraca głowę w moją stronę.
– Tak, to
właśnie ja. Znikąd, dobrze to ujęli. Bardzo trafnie – przyznaje.
– Jak to jest możliwe?
– Chciałbym znać odpowiedź. Pamiętam tylko swoje imię i nazwisko, które
przeczytałem na kawałku dowody rejestracyjnego i to, że umiem jeździć. Dobre,
co?
– Nie wiem
jak z imieniem, ale umiejętności się zgadzają – uśmiecham się delikatnie.
– Dzięki – odwzajemnia uśmiech. – Ciepło?
Kiwam
głową automatycznie, kuląc się jeszcze bardziej.
Włącza
radio, a z głośników wydobywa się spokojna muzyka. Coś w stylu Eda
Sheerana. Podoba mi się. Choć nie znam
tej piosenki to mruczę sobie pod nosem.
– Więc
czego oczekuje Hollyday Malik? – pyta.
– Wydawało
mi się, że to ty mi już odpowiedziałeś.
– Skoro
się nie myliłem - wzrusza ramionami. – Jak wyschniesz, to możesz jechać. Nie
chcę cię mieć na sumieniu.
– Zrozumiałam. Mam więcej nie zawracać ci sobą głowy. – zdejmuję przez głowę jego koszulkę. Wręczam mu ją. – Dziękuję za miły wieczór – rzucam sucho i wychodzę.
Wchodzę
przed maskę, kiedy na mnie trąbi. Wysiada z auta i trzaska drzwiczkami.
– Denerwuję mnie to głupie i naiwne podejście, bierzecie wszystko za złe
nastawienie, a tak wcale nie jest. Zakładaj to – rzuca mi koszulkę. – Ale
wiesz, masz rację. Dla własnego dobra nie zawracaj mi głowy. Bo ja nie rozumiem
siebie. Więc ty nie możesz zrozumieć mnie. Jeśli kiedyś nie będziesz wiedziała
kim jesteś, porozmawiamy.
– Dlaczego
tak bardzo chcesz mnie odsunąć? Jestem brzydka? Głupia? Nie zrozumiem cię, bo
mi na to nie pozwalasz.
– Uważasz,
że w tym świecie chodzi o urodę? Musiałaś spotykać kretynów na swojej drodze – prycha i na siłę zakłada mi koszulkę.
– Nie chcę
twojej durnej koszulki! – krzyczę z bezradności.
– A ja nie
chcę, żebyś była chora z powodu kąpieli w jeziorze o tej porze w tym miesiącu.
Zrozum. Ktoś z nas dwojga musi być odpowiedzialny – patrzy mi w oczy. – Nie
wiem kim jestem, Hollyday!
– Sam
możesz sobie nie poradzić... – mruczę z żalem w głosie.
Kręci
głową i przeciera twarz dłońmi. Odwraca się, idąc do lampionów. Po kolei gasną.
– Powinieneś z kimś porozmawiać – mówię za nim. Szkoda mi go. Teraz naprawdę jest
mi przykro.
– Z
wróżką? Czy może wróżbita Maciej mi pomoże? – pyta idąc do swojego samochodu.
Teraz już
nie krzyczę. Nie jestem zła, ani rozczarowana. Chcę mi się tylko płakać. On ma
amnezję, to mogę od razu stwierdzić. Nie znać siebie? Nie wiem czy umiałabym
żyć nie znając swojej przyszłości, rodziny, tego skąd pochodzę. Chociaż...
Chociaż po części nie znam. Nie wiem, jacy byli moi prawdziwi rodzice i gdzie
się urodziłam. Jednak nie mam zamiaru mu tego mówić. Ocieram szybko łzy
pojawiające się na moich policzkach i wsiadam do auta. Chcę jak najszybciej móc
się przytulić do Christophe'a. Odkładam swoje rzeczy na fotel pasażera i
ruszam. Na bosaka, w samej koszulce. Potrzebuję mojego brata. Całą drogę
powstrzymuje rozkleję się. Wiem, że muszę być skupiona dopóki prowadzę.
Podciągam nosem wjeżdżając na naszą posesję.
Biorę
ubrania i wysiadam. Jestem zmęczona, ale
psychicznie. Może nie powinnam wiedzieć. Decyduję się dzisiaj nic nie mówić
bratu. Teraz potrzebuję tylko jego miłości i opiekuńczości. Ocieram ostatnie
łzy i wchodzę do środka.
Christophe
siedzi w salonie przy stole i gra z Niallem i Liamem w pokera. Podnosi wzrok
znad kart, od razu mnie dostrzegając. Pociągam nosem, a z moich rąk wypadają
mokre rzeczy. Warga zaczyna drzeć i rozpłakuje się na środku pokoju. Czuję jak
bierze mnie w ramiona i przytula do siebie. O nic nie pyta, kołysze mnie. Łapię
w palce jego koszulkę i mocno trzymam. Nie obchodzą mnie chłopcy czy ktokolwiek
inny. Podnosi mnie i wchodzi na górę. Oplatam jego szyję cicho łkając. Blond
włosy przyjemnie łaskoczą moją twarz. Jednak tym razem to nie wystarcza żebym
się uspokoiła.
– Kochanie? Co się stało? Czy... czy on ci zrobił krzywdę? – sadza mnie na łóżku. – Jesteś pół naga.
Kręcę
głową i znów łapię jego szyję jak małe dziecko. Siada obok, a ja wchodzę mu na
kolana. Czuję się dobrze i bezpiecznie.
– Przepraszam...
Całuje mnie
w czoło, nic nie mówiąc. Próbuję się uspokoić.
– Nie
wykonam tego wyzwania... – chlipię.
– Hej,
przecież nic się nie stanie. Dlaczego tak to przeżywasz? – kładzie mnie na
poduszki i głaszcze po włosach.
Spanikowana
od razu na nowo się do niego przyczepiam.
– Holly,
powiedz mi. Co się stało? - jeździ rękoma po moich plecach.
– Nic... – przestaję spazmatycznie płakać.
– Będę
musiał z nim porozmawiać – mówi chłodno.
– Nie – siadam patrząc na niego. – Proszę cię, nie. Co chcesz mu powiedzieć?
– Chcę wiedzieć
co ci zrobił. Chociażby psychicznie. On mi nie zaufa, nie łudzę się.
– Nie... – kręcę głową i siadam na przeciw brata. – Nie, nie, nie… – powtarzam.
– Nie, co?
On na ciebie źle wpływa. Nie mogę na to pozwolić.
– Już nie
będę się z nim spotykać – zapewniam go. – Proszę cię, odpuść.
– Spójrz
mi w oczy.
Biorę
głęboki oddech i pewna, że już nad sobą panuję spełniam jego prośbę.
– A czy ty
tego chcesz? –- pyta.
Wie, że
nigdy go nie okłamuję. Zagryzam wargę i po dłuższej chwili kiwam głową. Tak
jest po prostu najprościej. Całuje mnie w czoło i układa na łóżku. Przez całą
noc leży przy mnie. Nie mogę zasnąć. Nie wiem dlaczego, jestem roztrzęsiona.
Mogłam tam nie jechać.
– Dlaczego
wszyscy mężczyźni nie mogą być tacy jak ty? – pytam go cicho.
– Jacy? – przytula
mnie do siebie.
– Ty
jesteś dla mnie idealny. – podnoszę na niego wzrok.
Uśmiecha
się do mnie i głaszcze mój policzek. Wie, jak uwielbiam jego dotyk.
– Zrób coś
dla mnie – prosi. – Nie poddawaj się tak łatwo.
– Ja po
prostu nie mam pojęcia co robić... – żalę się.
– Nie
musisz wiedzieć. Czasami wystarczy spontaniczność. Kocham cię, Holly. Ty mnie
nigdy nie zawiedziesz.