środa, 17 lutego 2016

Rozdział 14

Niall odsuwa się od komputera jak poparzony. Siedząc na mecie obserwowaliśmy cały wyścigi przez komputer. To znaczy on, ja na chwilę się odeszłam po parasol. Przemoknięta stoję przy blondynie i pochylam się, żeby zobaczyć co go tak przeraziło.
– Co jest? – pytam widząc czarny ekran. Jeszcze chwilę temu wszystko było wyraźne.
– Mamy problem – ciągnie się za włosy i wstaje. Christophe pobladł. Widzę jak szuka czegoś po kieszeniach. Dzwoni gdzieś. Jest dziwne poruszenie wśród wszystkich.
– Niall, o co chodzi? – jestem zdezorientowana i zaczynam się denerwować.
– Spectre się rozbiło - patrzy na mnie przez chwilę i odchodzi do chłopaków. Wsiadają do samochodów. Liam i Niall odjeżdżają.
Przerażona szukam wzrokiem swojego brata. Podbiegam do niego szybko.
- Nie wiem, kurwa, tato. Potrzebuję teraz kogoś, kto zajmie się autem. Policja zaraz tam będzie. Wtedy mamy przejebane - mówi do telefonu.
- Christophe - ciągnę go za ramię. - Jedzmy tam.
Kiwa głową i wciąż rozmawiając, otwiera mi drzwi. Ledwo co widzę. Trzęsąc się z zimna wsiadam do środka.
Sam zajmuje swoje miejsce i rusza. Jedziemy naprawdę szybko. Denerwuję się coraz bardziej. Zaciskam dłonie na kolanach. Louis. Co z Louisem? Boję się, że to coś poważnego. Dojeżdżamy pod jakiś stary budynek, z którego unosi się masa pyłu. Jest już spore zbiorowisko. Jestem pewna, że ktoś zadzwonił po karetkę i policję. Mój brat zwalnia.
– Boże… – wyskakuję z jeszcze jadącego auta i biegnę do budynku.
Kaszlę, kiedy pył wpada mi w nozdrza. Zakrywam usta i przechodzę jakiś deskach. Prawie się wywracam. Słyszę krzyki brata za sobą, ale mam to kompletnie w nosie. Chcę tylko mojego Louisa. Szarpię za klamkę i otwieram drzwi. Louis jest nieprzytomny. Czoło opiera o kierownicę. Ze skroni sączy się krew.
- O Boże, nie... - próbuję go wypiąć z siedzenia.
- Zostaw - silne ręce odsuwają mnie. To Liam.
– Ratuj go - panikuje nie umiejąc dłużej powstrzymać łez.
Stoję pod ścianą i patrzę jak wyciągają go z auta. Niall wsiada za kółko. Dlaczego on... Boże. Odpala silnik i wyjeżdża spod desek i szkła. Elliot, Christophe i Liam dzięki temu niezauważalnie transportują Louisa do samochodu.
- Żyje prawda? - pytam idąc tuż obok nich. Zanim zdążają mi odpowiedzieć zauważam poruszającą się klatkę mężczyzny. Oddycham z ulgą.
Wsiadam do auta. Głowa Louisa spoczywa na moich kolanach. Christophe prowadzi, a ja wiem, że nie chcę, aby zabierał go do nas. Udaję mi się go przekonać żeby zawiózł nas do mieszkania Louisa. Zostanę tam z nim jak długo będzie trzeba. Musimy wezwać lekarza. Prywatnego i zaufanego. Boję się, że Lou złamał coś albo... Przyglądam mu się. Ręka jest ułożona na klatce. Łuk brwiowy jest rozcięta. Mój brat dzwoni do jakiegoś mężczyzny którego ja nie znam. Starszy pan przyjeżdża pół godziny później. Louis leży w sypialni w pozycji bezpiecznej. Obmyłam mu twarz z krwi. Oddycha, chociaż jest nieprzytomny.
- I co? - pytam lekarza po raz setny.
- Poczekaj na korytarzu - prosi mój brat.
- Chcę wiedzieć - upieram się.
- Poczekaj - popycha mnie w stronę drzwi.
Zmuszona czekam przed drzwiami. Cała w nerwach chodzę od ściany do ściany. Nie zdążyłam się umyć. Wiem, że muszę wyglądać okropnie, ale nie mam czasu o tym myśleć. Wyścig został anulowany. Biorę kilka głębokich oddechów i staram się całkowicie wyciszyć. Muszę być teraz opanowana. On mnie potrzebuje, zamierzam pomóc jak tylko umiem. Nie możemy niestety zabrać go do szpitala.
Drzwi się otwierają więc szybko podchodzę do mężczyzn.
- No niech pan mi wreszcie coś powie - prawie błagam.
- Jest nieprzytomny i ma gorączkę. Bardzo wysoką. Podałem leki i zostawiłem receptę. Wydaje mi się, że dwa zebra mogą być pęknięte. Nie złamane. Ale bez badania nie wiem.
- Kiedy się obudzi?
- Powinien niedługo. Zapewne ma wstrząs mózgu, nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Powinienem dostać jego dane.
- Ja to załatwię - mówi blondyn i zabiera mężczyznę. Ja wchodzę do Louisa.
Zanim jednak obok niego zostanę, idę umyć twarz i ręce. Oddycham głęboko, chcąc się uspokoić. Nie tak miało się to skończyć. Najważniejsze, że żyje.
Klękam przy łóżku na którym leży i delikatnie głaszczę policzek bruneta.
Jest rozgrzany, co czuć i widać. Na policzkach ma rumieńce. W dodatku jest blady. Raz miał już wypadek. Stracił pamięć. Czy tym razem też tak będzie?
Możliwe, że nie będzie mnie pamiętał. Ani mnie, ani nas. Nie chcę być dla niego obcą osobą...
Nie mogę tak myśleć. To dobija mnie bardziej. Nienawidzę tego dnia. Nienawidzę... Gdyby nie deszcz... Może dałby radę. Ten wyścig nie miał sensu. Harry nigdy nie powinien wyzywać go na pojedynek.
Kładę głowę na pościeli obok talii bruneta. Czując jego ciepło uspokajam się jeszcze bardziej. Christophe wchodzi do pokoju jakiś czas później. Nie patrzę na niego. Wiem, że chce mnje stąd zabrać, lecz ja się nigdzie nie wybieram. Nie ma mowy. Mój brat odpuszcza. Dziś nie wygra. Jestem przy Louisie kolejne godziny. Ma kroplówkę, przez którą jest podawany lek. Jednak gorączka nie spada. Jest gorzej. Jego włosy są mokre, a oddech nierówny.
– Ciii... - co chwila wycieram mu twarz i przykładam nowe, zimne okłady. Cholernie mam nadzieję, że to coś daje.
– Hollyday - mamrocze niewyraźnie i przez chwilę mam wrażenie, że tylko mi się wydawało.
Biorę kubek z wodą i już któryś raz dzisiaj zwilżam mu usta.
– Nie... - obraca głowę w drugą stronę. Chyba nie jest świadomy co się dzieje. Odsuwam kołdrę i patrzę na jego klatkę piersiową. Mocno uderzył o kierownicę, ale Spectre miało dobre zabezpieczenia w czasie wypadku. Nic poważniejszego się nie stało.
- Louis, słyszysz mnie? - odzywam się niepewnie.
Nie odpowiada mi, co daje mi pewność o tym, że to wszystko przez gorączkę. Kręcę głową rozczarowana i wstaję, żeby zmienić mu kompres. Łapie mnie za rękę, kiedy znów zajmuję miejsce obok. Dlaczego leki nie pomagają? Gorączka powinna spadać. Przykładam jego dłoń do swojego policzka i powtarzam mu uspokajające słowa. Wierzę, że mnie słyszy i to mu pomaga. Otwiera oczy po kilku minutach, a może po godzinach. Sama nie wiem. Siedzę tutaj bardzo długo. Nawet nie zerkam na zegarek. Wiem jedynie, że ktoś jest w mieszkaniu. W razie czego zawsze mogę wołać o pomoc. Patrzę na Louisa. Ma zamglony wzrok, ale skierowany w moją stronę.
Uśmiecham się delikatnie i dotykam zaledwie opuszkami palców jego twarzy.
- Hollyday - mówi cicho i krzywi się, biorąc głęboki oddech.
- Spokojnie - mówię nie wiedząc czy powinnam się cieszyć czy martwić tym, że zaczyna coś mówić. Wyciągam telefon i szybko dzwonię do Christophe'a.
- Zamierzasz dziś wrócić do domu? - słyszę brata.
- Zadzwoń po tego lekarza. Przyjedź ty z nim.
- Co się dzieje?
- Jakby przytomnieje. Christophe proszę..
- Jesteś pewna, że po prostu nie majaczy przez gorączkę? Posłuchaj, rano przyjadę z tatą. Zamierzamy go zabrać do kliniki. Prywatnej. Bezpiecznej. W mieszkaniu jest Liam z Jamesem. Nie mogę przyjechać. Mam problem z policją. Chcą wszcząć postępowanie na miejscu wypadku. Ludzie to widzieli, Niall jedynie zajął się monitoringiem w tym kwadracie. Naprawdę nie wiem w co włożyć ręce. Nie panikuj, skarbie. Spokojnie. Zmień kroplówkę i zrób kompres. I daj mu coś do jedzenia, ale takiego łagodnego. Cokolwiek. Poradzisz sobie - wzdycha.
- W porządku - kiwam głową. - Kocham Cię braciszku.
- Wiem - odpowiada. - Ja ciebie też - dodaje i rozłącza się.
Odkładam telefon i robię wszystko tak jak powiedział mój brat. Nie chcę popełnić jakiegoś błędu, który mógłby zaszkodzić Louisowi.
- Nie zostawiaj mnie. Nie wygram. Nie zostawiaj - mówi chaotycznie.
- Louis, spokojnie - staram się go wyciszyć.
- Jestem tu. Cały czas - muskam jego usta i ponownie zajmuję miejsce na podłodze obok łóżka.
- Jesteś piękna - mamrocze.
Zamyka oczy, a ja obserwuję jak oddycha. Zasypia. Na szczęście powoli gorączka spada. Śmieję się cicho i opieram policzek o jego ramię. Spokojniejsza też w końcu przy nim odpływam.
Budzi mnie jakiś stukot. Powoli otwieram oczy i mrugam, rozbudzając się. W pokoju jest Liam. Zmienia kroplówkę i cicho rozmawia z półprzytomnym Louisem. Uśmiecham się i od razu łapię bruneta za rękę ściągając na siebie uwagę.
– Cześć – mruczy i opiera głowę o moje ramię, wtulając twarz w moje włosy. –Dziękuję.
- Nie masz za co - Naprawdę oddycham z ulgą, że mnie pamięta.
- Ma gorączkę, ale małą - odzywa się Liam. - I problem z oddychaniem. Niedługo przyjadą po niego.
- Kto? - marszczę brwi.
- Twój ojciec i brat - przypomina mi.
- Będzie dobrze - posyłam mojemu brunetowi uśmiech. Na pewno tak będzie.
Louis kręci głową i przeciera twarz dłonią. Powoli wstaję i przeciągam się. On musi zjeść. Muszę zrobić nam coś do jedzenia.
- Nie ruszaj się - powstrzymuję go. - Idę zrobić obiad, a ty grzecznie tu siedzisz.
- Raczej śniadanie - śmieje się Liam. Wystawiam mu język i wychodzę.
Staram się przystosować danie do możliwości mojego chłopaka. Krążę po kuchni szykując posiłek. Sama podjadam trochę warzyw. Jest koło dziesiątej. Wczorajszy dzień był okropny. Nigdy więcej nie chcę powtórki. Nie wiadomo co się może stać. Jedna sekunda i wypadek. Nie chcę stracić nikogo ważnego dla mnie.
Nawet zamierzam zrobić kłótnie o wyścigi. Z dnia na dzień przestałam je uwielbiać.
- Przyjechali - mówi Liam i wychodzi z pokoju.
Zostaję z Louisem i cały czas albo go całuję, albo glaszcze. Nie umiem przestać.
Biorę obiad dla każdego i wracam do sypialni. Nie chcę, żeby Louis musiał czekać i być głodny.
- Muszę wziąć prysznic - mówi cicho. - Gdzie chcą mnie zabrać?
- Nie wiem - przyznaję pomagając mu usiąść.
- Nie chcę - odpowiada od razu i jęczy z bólu.
- Przepraszam - mówię przestraszona. - Pojadę z wami. Oni chcą ci pomóc.
- Będą potrzebować danych - kładzie się z powrotem.
- Louis, oni chcą dobrze - zapewniam go.
- Wiem. Jedz - prosi widząc, że ma razie go karmiłam.
- Dobrze. Potem zjem - odkładam tobie wszystko na bok. Nie czuję specjalnie głodu.
- Holly? - dotyka mojego policzka.
- Tak? - patrzę na niego poprawiając mu opatrunek
- Nie musisz być ciągle na straży. Już nie mam gorączki. Odpocznij - mówi z czułością.
- Nie chcę - mówię od razu.
- Skarbie, proszę.
- Nie Louis - całuję jego policzek. - Nie pozbędziesz się mnie.
- Czyli... o nie. Nie jedziesz ze mną.
- Co? Jak to nie? - pytam zdziwiona jego nagłą reakcją.
- Nie. Wtedy będziesz się denerwować. Nawet teraz to robisz
- Louis, powiedz mi. - teraz to zdecydowanie zaczynam się denerwować.
- Mówię... Nie chcę, żebyś widziała mnie w takim stanie.
- Przeżyję - upieram się podając mu sok. Musi dużo pić.
Upija kilka łyków, a ja wstaję i podchodzę do komody. Musi się ubrać. Powinnam go spakować.
- Może pomogę ci się umyć? Chyba najpierw trzeba zdjąć te opatrunki. Lekarz mówił, że możesz moczyć te rany. - pod łóżkiem znajduję jakąś dużą torbę. Powinna być dobra.
- Jasne. Tylko problem jest ze wstaniem. Moje zebra - mruczy i powoli siada.
Jest mi go cholernie szkoda. Podchodzę jak najbliżej i przerzucam jego rękę przez moją szyję. Staram się wziąć na siebie maksymalnie dużo jego ciężaru. Tak, krok po kroku dochodzimy do łazienki.
Louis opiera dłonie o umywalkę.
- Weźmy prysznic. Ty ze mną. Będzie łatwiej i szybciej - patrzy na mnie w lustrze.
- Nie powinieneś tyle stać - kręcę głową. Łapie się za głowę starając sobie przypomnieć co miałam zrobić. A tak. Woda.
- Ale nie wygodnie mi siedzieć... - mruczy. - Już nic nie mówię.
- Źle ci siedzieć - powtarzam zamykając wodę. Muszę coś wymyślić. Boże jestem taka zakręcona. Nic nie potrafię zrobić.
- Chodź do mnie - przyciąga mnie ręką. - Weź głęboki oddech.
Robię to patrząc mu w oczy. Po prostu chcę żeby było mu jak najlepiej.
- Jesteś cudowna - całuje mnie w czoło. - Ale spokojnie. Szybki prysznic, nic się nie stanie.
- Okey. - on chyba sam wie jak będzie mu najwygodniej.
- Mogę? - pyta, dotykając mojej koszulki.
Odchodzę kilka kroków i zdejmuję dwoje ciuchu zostając w bieliźnie. Składam je wszystkie w jedno miejsce i wracam do bruneta. Podczas gdy jego zadaniem jest tylko stanie tak by bardzo go nie bolało ja szykuję go do mycia. Najpierw skarpetki i spodnie. Najgorzej idzie nam z bluzką. Louisowi ciężko jest podnieść ręce do góry. Krzywi się, a ja się nie dziwię. Uraz żeber nie jest taki lekki. Mam jednak nadzieję, że jakoś sobie poradzimy przy kąpieli, a w klinice mi pomogą.
Gdy zostaje w samych bokserkach waham się. Patrzę na niego pytająco. Może nie chcieć żebym..
Kiwa głową i sam się z nich rozbiera. Muszę mu pomóc i teraz to jest najważniejsze. Sama wchodzę w bieliźnie przez zaaferowanie. Biorę głęboki oddech i rozpinam biustonosz. Wbrew temu jaką chcę być postrzegana nie jestem jakoś szczególnie odważna w tych sprawach. Zsuwam dolną bieliznę i wyrzucam ją zza kabinę po czym zamykam jej drzwi. Biorę dobranoc ręki słuchawkę do prysznica i puszczam wodę regulując jej temperaturę. Jestem pierwszy raz w takiej sytuacji. Staram się nie zwracać uwagi na nagość obydwojga z nas. Udaje mi się. Louis robi co może, by kąpiel trwała szybko. Pomagam mu, później sama siebie myję. Dosłownie mam wychodzić, gdy delikatnie obejmuje moją talię ramieniem.
- Jesteś piękna - szepcze mi do ucha.
Uśmiecham się pod nosem, ale nie mam teraz czasu na zachwycanie się tymi słowami. Ubieram szlafrok i ostrożnie wycieram mojego sexownego inwalidę.
Pomagam mu się ubrać w świeże rzeczy. Tak samo wolno wychodzimy z łazienki. Słyszę rozmowy w salonie. Chyba rzeczywiście musimy się już zbierać. Sadzam brunet na łóżku i szybko pakuję jego rzeczy. Jestem trochę spanikowana. Nie mam co ubrać. Rozglądam się po pokoju. W tym samym momencie wchodzi Christophe z moją torbą.
– Jedziemy? – pytam blondyna podchodząc do niego.
– Tak, za dziesięć minut. Ubierz się, a ja zaprowadzę... hm, naszego kierowcę do auta.
Kiwam głową. On pomaga mojemu chłopakowi, a ja się szykuję. Chyba pobijam swój osobisty rekord.
Biorę nasze rzeczy i wychodzę z pokoju. Liam odbiera obie torby.
– Klucze od mieszkania – prosi.
– Ja je wezmę – automatycznie zaciskam na nich palce.
Kiwa głową i wychodzi. Rozglądam się i upewniam, że mam to co potrzebne. Wszyscy już wyszli, więc zamykam mieszkanie. Klucze od auta również zabieram. Poproszę potem mojego brata, żeby zabrał je do nas. Tam będzie bezpieczne. Niall na pewno je naprawi. To kwestia czasu. Boże, nie myślałam że ten miesiąc będzie tak zwariowany. Pod każdym względem.
Do kliniki którą wybrał mój ojciec jedzie się ponad pięć godzin. To takie trochę... luksusowe odludzie. Tato dba o swoich ludzi. Oczywiście załatwił, że będę mogła "mieszkać "  z Louisem na jego sali.
Od razu po przyjeździe mój chłopak ma serię badań. Ja natomiast siedzę z bratem w sali Louisa. Jest ładna i duża. Komfortowa. Prawdopodobnie zostaniemy tu tydzień.
Siadam obok niego i kładę głowę na jego ramieniu. Jestem mu bardzo wdzięczna. Nie mieliśmy okazji porozmawiać o uczuciu, ale to chyba nie jest najlepszy moment. Jak na razie wykazał się dobrym sercem. Pomógł Louisowi. Wiem, że mój brat jest wspaniały. Siedzimy tak w ciszy dopóki nie wraca brunet. Christophe chwilę z nim rozmawia i późnym wieczorem wraca do domu.
Louis ma stłuczone dwa żebra, ale nic więcej. Bogu dziękuję, że to się tak skończyło.
Pomagam mu się wygodnie ułożyć na łóżku i sama siadam w fotelu obok.
– Wiesz co? – odzywa się po chwili ciszy. Obserwuję Lou. Jest wpatrzony w sufit. – Pamiętam jakieś urywki. Nie wiem dokładnie co, obrazy mieszają się ze sobą. Jadąc autem, którym miałem wypadek, ten pierwszy, siedziałem na miejscu pasażera. Samochód jechał szybko.
– Coś jeszcze?  – pytam cicho. Zamykam oczy ,żeby łatwiej móc sobie wyobrazić, to co mówi.
– Grzmoty. Płomienie. Jakieś drzewo. I tu się urywa. Ale pamiętam też jakieś biuro, chyba często tam chodziłem.
– A rodzina? – tych wspomnień boję się najbardziej.
– Pusty dom. Wracałem do pustego domu – mówi z pewnością w głosie.
Zaciskam palce na kolanie. Nie chcę, by odszedł. Nie chcę być zastępstwem.
– A randki? To znaczy... – głupio jest mi o to wypytywać.
– Nie pamiętam tak dużo, przepraszam. Musisz poczekać. Chodź do mnie.
Wstaję i siadam na brzegu łóżka.
– Powinieneś odpocząć – odgarniam mu grzywkę z oczu.
Łapie mnie za rękę i splata nasze palce. Nawet w takiej chwili Czuję się szczęśliwa. Wiem, że to moje miejsce. Właśnie tu powinnam być. Louis jest dla mnie ważny pod każdym względem. Wciąż odgaduję własne uczucia. To kwestia czasu.

Chciałabym dowiedzieć się, że czuje to samo względem mnie. Nie mam wątpliwości co do tego, że mu zależy, ale nie wiem jak bardzo. Tak naprawdę wystarczy jego skinięcie palca i jestem. Wiem, że takie związki są złe, ale nie w naszym przypadku. To nie jest tak, że tylko jedna strona daje coś od siebie. Działamy wspólnie. Przy Louisie dowiedziałam się co, to pragnienie. Szczęście. Strach. Kocham go? Rozumiem dla mnie bardzo ważne słowa, ale jeszcze nie jestem gotowa żeby je powiedzieć. Chłopak o niebieskich oczach wywrócił mój świat do góry nogami. Zanim zdążyłam się  zorientować zburzył mur, który przez lata budował Christophe. Odgradzał mnie od ludzi, przede wszystkim chłopaków. Nie zauważałam tego, za bardzo mu ufałam. Może jeszcze nie do końca przejrzałam na oczy, ale mój mózg zaczął lepiej pracować. Dostrzegam więcej. Niech tak zostanie. Wzdycham cicho i całuję Louisa w usta. To delikatny pocałunek, po którym on zasypia. Niechętnie wstaję i zabieram kosmetyczkę. Znikam w łazience, na chwilę izolując się od wszystkiego.