sobota, 26 marca 2016

FEAR

              Hej! Zapraszam was na FEAR

wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 16

Louis łapie mnie za ręce, a ja śmieję się głośno. Stoimy w oceanie, patrząc na siebie. Woda obmywa nasze ciała. Jest ciepła, fale są delikatne. Od tafli odbija się biały księżyc, który dziś jest w pełni. Cudowna okazja na nocną kąpiel. Sophia kupiła mi bikini które mierzyłam w sklepie i spakowała je. Chlapię mężczyznę i z całej siły pcham go przez co ląduje w wodzie.
Louis wypływa i chwyta mnie za nogi. Teraz to ja jestem zanurzona aż po szyję. Płynie w stronę brzegu, więc go doganiam.
– Ta woda jest cudowna – mruczę owijając ramiona wokół jego talii.
– Ale chyba już starczy, kochanie – mówi poważnie. – Chodź. Wychodzimy, zrobię nam kolację.
– Dlaczego ty, a nie ja? – robię smutną minę.
– A chcesz ty? Proszę bardzo – patrzy na mnie przez ramię.
– Dobra – uśmiecham się szeroko i wyprzedzam go biegnąc do naszego domku.
To taka mała willa na brzegu wyspy. Louis bez problemu ją wynajął. Mając gotówkę nie stanowi to żadnej przeszkody.
– Możesz przygotować stół na tarasie. Tak ze świecami i nakryciem, hmm? – odwracam się do niego.
– Pod jednym warunkiem – zaznacza, unosząc rękę do góry.
Sięga po ręcznik i owija go wokół bioder.
– Słucham – kładę ręce na biodrach.
– Ubierzesz białą sukienkę.
–W porządku – zgadzam się od razu. Nie wiem nawet czy taką mam, ale skoro o tym mówi...
– Okej – idzie się przebrać i znika na tarasie.
Wchodzę do naszej sypialni i najpierw idę po ręcznik. Wycieram dokładnie ciało, stojąc na białym dywanie. Jest miły i puchaty. Uśmiecham się pod nosem i rozglądam. Każdy szczegół całego domku jest uważnie zaplanowany. Został wykonany z drewna i szkła, wyposażenie jest nowoczesne. Podchodzę do szafy stojącej przy oknie. Odsuwam drzwi i zaglądam do środka. Zdążyłam wyjąć rzeczy, ale nie zauważyłam pewnego pakunku. Na jednej z półek znajduję starannie zapakowaną, białą sukienkę. Jest śliczna. Zabieram ją do łazienki i tam się w nią ubieram. Rezygnuję z makijażu, a włosy zostawiam rozpuszczone. Są wilgotne od wody, ale wyglądają w porządku, więc nie szukam suszarki. Kremuję ręce i wychodzę z pomieszczenia. Tanecznym krokiem idę do dużej kuchni, połączonej z salonem. Przez drzwi balkonowe widzę jak Louis krząta się przed domkiem. Jest mi z nim tak dobrze... Niczego mi nie brakuje. Przynosi mi uśmiech, sprawia, że jestem szczęśliwa. Wiem, co czuję i jestem tego pewna. Zakochałam się, a moje marzenie spełniło się. Decyduję się przygotować rybę na parze. Mam tu wszystkie potrzebne składniki. Uwijam całkiem szybko. Biorę naczynie z daniem i niosę na taras. Staję w progu tarasu. Na stole palą się dwie duże świece, a na całym patio rozstawione są mniejsze. Louis pali papierosa, siedząc na schodkach.
- Następnym moim życzeniem będzie, żebyś przestał się truć – mówię, kładąc jedzenie na stole. Uśmiecham się widząc to wszystko. Jedne co mi nie pasuje to ten śmierdzący dym.
Louis odwraca do mnie głowę.
- Mam ci przypomnieć, jak zaczęłaś palić? Dobrze, że szybko o tym zapomniałaś - marszczy brwi i podnosi się.
– Mógłbyś wziąć przykład - mówię spokojnie. - Zapraszam na kolację - zmieniam temat i czekam na bruneta.
Podchodzi do mnie i lustruje mój strój wzrokiem. Widzę na jego twarzy satysfakcję.
- Podoba ci się?
- Tak, kurwa... Bardzo - przygryza dolną wargę i przeczesuje włosy palcami.
Uśmiecham się szeroko i karze mu siadać sama zajmuję miejsce na jego kolanach. Tu jest mi zdecydowanie lepiej niż na jakimkolwiek krześle. Do tego, kiedy obejmuje mnie ręką w talii czuję się jeszcze lepiej. Nakładam nam jedzenie, a on smyra mnie nosem po szyi. Próbuję to zignorować, żeby móc spokojnie zjeść i przy okazji nakarmić jego.
– Będziesz dobrze prowadzić dom – stwierdza. – Żartuję. Nie zabijaj mnie wzrokiem.
– Już mam takich dwóch co nie chcą moich studiów… – żalę się.
– Dom nie wyklucza studiów – wzrusza ramionami. – Jesteś dorosła i nadali ci prawo decyzji za siebie.
– Ale ojciec i Christophe...
– Co? No co z nimi? – zaciska zęby. To drażliwy temat. Nie toleruje relacji z moim bratem, wiem to. – Wydziedziczą cię?
– Będą źli, a to dużo gorsze – wzdycham głaszcząc jego włosy, żeby się uspokoił.
Louis wywraca tylko oczami. Sięga po kieliszek z winem. Nie komentuje już nic. Sama upijam łyk ze swojego naczynia i daję mojemu chłopakowi do ust kolejną porcję dania. Zjadamy całą kolację, popijając ją winem. Odsuwam talerze i patrzę na zapalone świeczki. Oświetlają patio wraz z pomocą księżyca. To wygląda naprawdę magicznie. Mogłabym tu spędzić całą noc przytulona do Lou patrząc w niebo.
Opieram się o jego tors, gdy jest odchylony na tarasowym krześle. Ma na sobie białą bokserkę i krótkie spodenki. Jeździ palcami po moim ramieniu, zsuwając ramiączko sukienki. Jego pieszczoty i dotyk tylko mnie odprężają. Wprowadzają w inny, błogi świat.
– Holly – kładzie dłoń na moim udzie. – Nie jestem w stanie dłużej trzymać swojej woli na wodzy. Pragnę cię. Od samego początku. Każdego fragmentu twojego ciała – szepcze.
– Chyba powinieneś wiedzieć, że ja... – z nerwów zaczynam gnieść swoje palce. –.. ja nigdy nie..
– Wiem to – odgarnia mi włosy z twarzy. – Język ciała.
– Możemy się dzisiaj kochać? Tutaj? – niepewnie patrzę w jego niebieskie oczy chcąc znaleźć tam spokój i miłość.
– Jeśli tylko chcesz – pochyla się i całuje mnie w usta.
Łapię jego twarz w dłonie i z oddaniem przyjmuję pieszczotę. Pocałunek przeradza się w namiętność i zachłanność. Unoszę się i wstaję, by zaraz usiąść na Lou okrakiem. Rozchylam wargi i już po chwili język bruneta gości w między moimi ustami. Potrzebuję dosłownie kilku sekund i całkowicie dominuje nad moim. Wplatam palce w jego włosy, ciągnąc za nie w przypływie pragnienia. Poruszam lekko biodrami, mój oddech zdecydowanie przyspiesza. Podniecenie rośnie z każdą sekundą , ale tu uczucie jest cudowne. Pragnę Louisa. Pragnę go tak samo bardzo jak on mnie.
To jeszcze więcej niż w samolocie. Jeszcze więcej doznań, choć na razie to tylko dotyk i pocałunek. Przesuwa dłońmi po moich udach. Ściska je, a ja unoszę biodra. Podnosi się ze mną. Owijam nogami jego pas. Odrywam się od jego ust i opieram czoło o jego. Patrzę mu przez chwilę w oczy po czym zaczynam całować jego szczękę kierując się w stronę szyi. Podczas tego, czuję jak stawia mnie na podłodze. Obydwoje jesteśmy boso. Odsuwam się, a Louis zsuwa moją sukienkę. Spuszczam wzrok i wbijam go swoje stopy. Cholernie chciałabym być najpiękniejsza w jego oczach. Nie wiem jak mnie widzi, czy wszystko we mnie mu się podoba. Mam nadzieję, że tak. Przygryzam dolną wargę i zastanawiam się, czemu jestem taka nieśmiała. Przy nim zawsze. Przy innych nie. Louis działa na mnie inaczej, coś w tym jest.
– Piękna – przesuwa palcami po moim dekolcie i przyciąga mnie do siebie. Całuje moją szyję, sprawiając, że drżę.
Wkładam powoli ręce pod biały podkoszulek. Jeżdżę opuszkami palców po jego zebrach nigdzie się nie spiesząc. Poznajemy swoje ciała. On moje, ja jego. Powoli, ponieważ noc jest długa. Nie wstydzę się, bo widzę w jego oczach podziw i pragnienie. To idealne uczucie, kiedy całuje mnie, dotyka i pieści.
Kładziemy się na kocu, leżącym przy świecach. Znajduję się na Lou, błądząc dłońmi po jego ciele. Nasze usta łączą się w długich pocałunkach i nic nie jest teraz w stanie nam przerwać.
Wiem, że to wszystko co się dzieję i co jeszcze jest przed nami na zawsze zostanie w mojej pamięci i sercu. Nasze dłonie pasują do siebie, jakby tak właśnie zostały stworzone. Muska ustami moją szyję, a ja wzdycham. Bardzo wiele czuję tej nocy. Pocałunki, powolne ruchy, które nie krzywdzą mnie w żaden sposób. Oddaję mu się, bo wiem, że obydwoje tego chcemy.
~*~
Budzi mnie nagły chłód. Niechętnie otwieram oczy i dostrzegam, że nadal jestem na tarasie. Przytulona plecami do torsu Louisa leżę pod cienkim kocem. Ramię mężczyzny ciasno oplata moją talię. Uśmiecham się pod nosem i przykrywam się pod samą szyję. Do uszu dociera dźwięk fal i poranne rozmowy ptaków. Zamykam oczy, wsłuchując się jak nowy dzień budzi się ze snu. Nagłe wspomnienia w mojej głowie, powodują się, że jestem szczęśliwa i spełniona.
Nasz związek wczoraj dopełnił siebie całkowicie. Byliśmy najbliżej jak to tylko możliwe. Powoli się poruszam, oj będę to dzisiaj pamiętać. Jestem trochę obolała, ale niczego nie mogę żałować. Przed moją twarzą pojawia się twarz Louisa. Na usta od razu wpływa mi uśmiech. Cholernie chcę go pocałować, ale boję się go obudzić. Postanawiam, więc jeszcze raz prześledzić wszystkie jego tatuaże. Jestem strasznie ciekawa, jaką tworzą historię. Na przykład kompas. Prowadzi go do domu? Albo sznur na nadgarstku. Jeszcze kilka pojedynczych na ramionach. Nie ma ich tak wiele, jednak coś muszą znaczyć. Każdemu z nich poświęcam tyle samo uwagi. Uwielbiam ciało tego mężczyzny. Jest dla mnie wzorcem ideału. Całuję jego obojczyk i przesuwam usta w stronę szyi. Opieram dłoń na jego torsie. Nie umiem się powstrzymać. Zasysam skórę w jednym miejscu i naznaczam swojego chłopaka dosyć pokaźną malinką. Niech każda wie, że jest mój.
Louis od razu porusza się i przesuwa ręką po moich plecach, otwierając oczy. Patrzę na niego z uśmiechem. Mruga kilkakrotnie, po czym odwzajemnia uśmiech. Jest zaspany, włosy ma potargane. Artystyczny nieład.
– Hej – mruczy i całuje mnie w usta.
– No cześć – teraz ja łączę nasze wargi.
Obydwoje się uśmiechamy. Przesuwa mnie i kładzie pod sobą. Patrzy mi w oczy, przesuwając dłonią po moim biodrze.
- Pięknie wyglądasz, gdy śpisz - mruczę odgarniając mu grzywkę z oczu.
– Co za komplementy z rana – składa pocałunki na mojej twarzy.
- A jeszcze ta malinka... - śmieję się.
- Zabiję - kręci głową i schodzi ustami na dekolt.
Wplatam palce w jego włosy, wyginając się. Cały czas się śmieję. No dobrze, może potem… jęczę. Zwłaszcza, gdy jego usta obsypują pocałunkami wewnętrzną stronę mojego uda i muskają kobiecość. Ten poranek jest najlepszym w całym moim życiu.
***
Louis spaceruje po plaży, rozmawiając przez telefon z moim bratem. Nie jest to chyba spokojna dyskusja, bo widzę jak się denerwuje. Wzdycham i odsuwam się od okna. Nasze wakacje trwają już tydzień i pozostało nam trzy dni. Każdą godzinę dobrze wykorzystujemy. Plaża, łóżko... Łóżko, kąpiel. Muszę powiedzieć, że nie nudzę się, a wręcz przeciwnie, jest doskonale.
W samych majtkach i koszulce na ramiączka wychodzę z domku. W ręce trzymam szklankę z drinkiem. Tutaj nikt nie ma szans mnie zobaczyć, a nawet jak to... mam na to wylane. Podoba mi się moje ciało, bo podoba się ono Louisowi. Teraz nawet lubię patrzeć na siebie w lustrze. Nie będę narzekać. Poza tym jest tutaj dużo atrakcji, a dzięki temu jestem aktywna. No i seks... Przecież to fizyczny wysiłek. My się nie oszczędzamy. Opieram się o balustradę przy schodach które łączą nasz domek z plażą. Przyglądam się jak mięśnie Louisa napinają się z każdą minutą od nowa. Musi być serio wściekły. Czy nadejdzie taki dzień, gdy oni się pogodzą albo dogadają? To taka walka, choć mój brat się nie przyzna. Przecież już sobie odpuścił. Biorę łyk alkoholu i kręcę głową. Będę musiała coś wymyślić, bo pewnego dnia wymknął się potajemnie i pozabijają. Louis prawie rzuca komórką na piach, ale chyba przypomina sobie, że wtedy może przestać działa. Chowa ją do kieszeni jeansowych spodenek. Widzę jak kuca i ciągnie się za włosy.
Odstawiam szklankę i ruszam w jego stronę. Chcę wiedzieć co się stało.
Kładę dłoń na jego ramieniu, więc podnosi głowę i patrzy na mnie. Lustruje mój ubiór wzrokiem.
– Co się stało? – pytam cicho. Chcę mu pomóc rozwiązać problem.
– Nic. Twój brat chce mi wcisnąć w transport narkotyki. Tyle, że mam to zrobić w Ameryce. Najpierw promem, a potem trasa do Detroit. Wyobraź sobie ile to jest kilometrów i jakie ryzyko – wzdycha i podnosi się.
– To tego nie zrobisz i już – wzruszam ramionami. – Rozwiązała twój problem. Widzisz? Co ty byś beze mnie zrobił? - kręcę głową.
– Nie za bardzo mogę. To taka transakcja wiązana. Pracuję dla niego albo wyjeżdżam.
– Co? – marsze brwi. Jakoś obaj zapomnieli mi o tym wspomnieć.
– Po prostu twój brat uważa, że jestem mu niezbędny. Ale w łatwy sposób może się mnie pozbyć.
– Jest idiotą – mruczę. – Porozmawiam z nim.
– Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie.
– Jeśli pojedziesz to ja z tobą – zastrzegam i wracam na taras. Siadam na deskach i Wypijam resztę drinka.
– Chodź, zrobimy obiad. A o podróży zapomnij – łapie mnie i przerzuca przez ramię, wcześniej zabierając szklankę.
- Nie mam zamiaru puścić cię samego - mówię stanowczo.
- Nie. Koniec - klepie mnie w tyłek i podrzuca. Jeczę głośno. Louis stawia mnie na podłodze w kuchni i zaciera ręce. - Kurczak ze szpinakiem i mozarellą, co pani na to? - mówi z francuskim akcentem.
- Niech będzie - nie potrafię być zła i zaczynam się śmiać.
- Ach tak, więc trzeba wyjąć kuciaka - mruga do mnie i podchodzi do lodówki.
Ja zajmuję się przygotowaniem farszu.
Mój chłopak włącza muzykę. Bon Jovi rozchodzi się po pomieszczeniu.  Wszystko prawie gotowe, kiedy Louis łapie mnie za biodra i sadza na wyspie. Staje między moimi nogami.
- Co jest? - pytam kompletnie zdezorientowana.
- Co ma być? - marszczy brwi i przybliża się.
- Mieliśmy jeść... - pokazuje na stół.
- I co? Zmiana planów - Nie pozwala mi odpowiedzieć, bo wpija się w moje usta.
Zdziwiona oddaję pocałunek jednak nie jestem w stanie dorównać mężczyźnie.
– Paradujesz w samych majtkach i uważasz, że to na mnie nie działa? - wsuwa dłonie pod moją koszulkę.
– Ty chcesz... – znów nie mogę dokończyć, bo mocno mnie całuje.
Odsuwa się tylko na moment, by rzucić moją bluzkę na podłogę. Jednak szybko jego usta z powrotem atakują moje. Mruczę i ciągnę go za włosy. Na oślep próbuję ściągnąć jego koszulkę
Louis kręci głową i kuca. Przysuwa mnie na sam brzeg blatu. Opieram dłonie płasko na wyspie szybko oddychając. Nie mam na sobie stanika. Po chwili i majtki lądują na podłodze.
Patrzę na niego kompletnie oszołomiona. To wszystko dzieje się tak szybko. Całuje moje udo, przybliżając się do kobiecości.
– Louis, chyba... – urywam czując jego usta właśnie tam.
Tak jak tam tego poranka, robi to perfekcyjnie. Jego język wsuwa się we mnie i pieści. Nie jestem w stanie powstrzymać krzyków i jęków. Jest po prostu za dobry. Jestem prawie na granicy przyjemności, ale on przestaje. Łapię oddech i patrzę na niego zaskoczona. Łaczy nasze usta, nie pozwalając mi o nic zapytać. Wchodzi we mnie chwilę później. Wbijam mocno paznokcie w jego ramiona i przygryzam wargę aż do krwi. Teraz jednak w ogóle nie czuję bólu. Obydwoje wiemy czego pragniemy. Ruchy są mocne, szybkie. Nie jestem w stanie opisać tego, co czuję. Chyba będę musiała zacząć brać jakieś pigułki. Macierzyństwo nie jest na liście moich priorytetów. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Nie, kiedy zaczynam żyć. Kiedy jest mi dobrze w związku i wiem do czego dążę. Moim następnym celem jest przekonanie taty co do moich studiów. Chcę wreszcie rozwijać należycie swoją pasję. A kolejnym... kolejnym przeprowadzka. Tak, zdecydowanie. Chcę mieszkać z Lou. Wolałabym jednak, żeby to on wyszedł z tą inicjatywą. To się jeszcze zobaczy. Na razie zostały nam cudowne chwile w tym ziemskim raju.
– Halo, Hollyday – Louis macha mi ręką przed oczami, poprawiając drugą spodnie. – Gdzie odpływasz?
– Przepraszam… – kręcę głową szukając swojej bielizny.
Podaje mi ją, a ja się ubieram. Pomaga mi zejść z blatu i jeszcze całuje.
– Jesteś najlepszy – mruczę. Siadamy wreszcie do stołu i zjadamy nasz obiad. Tym razem deser był pierwszy.
Ale posiłek dobrze nam wyszedł, bo współpraca nam służy. Przy nim nauczyłam się lepiej gotować i polubiłam to.
– Mogłabym stąd nie wracać – przerywam ciszę między nami.
– Ja też – łapie mnie za rękę. – Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Poza tym pomagasz mi i pamiętam coraz więcej urywków.
– Naprawdę? – ściskam jego dłoń. – Opowiedz mi.
– Pamiętam więcej przeszłości i dzieciństwa. Jestem z Anglii, to chyba małe miasto. Pamiętam twarz mamy i bodajże rodzeństwa, miałem siostry. Potem przenoszę się do szkoły i przypominam sobie budynek liceum oraz boisko. Wydaję mi się, że grałem tam w piłkę.
– Lubisz grać? – dopytuję.
Kiwa głową i splata nasze palce. Obserwuję go i widzę, jak zamyka oczy koncentrując się na wspomnieniach. Nie odzywam chcąc mu na to w pełni pozwolić. Po prostu na niego patrzę.
Po chwili Louis zaczyna opowiadać. Historia nie jest szczegółowa i nie klei się, ale jakiś sens ma. Pamięta więcej nastoletniego życia niż tego przed wypadkiem. To i tak jest postęp. Amnezja powoli ustępuje. Cieszy mnie to, ale przede wszystkim dlatego, że widzę jakie to ważne dla bruneta. Myślę, że nie łatwo być pogubionym w swoim życiu. Nikomu tego nie życzę i sama nie potrafię sobie wyobrazić braku pamięci. Po prostu nie umiem. Wszystko byłoby nieznane, a bliscy mi ludzie obcy.
Gdy znów jest mi dane zobaczyć niebieskie tęczówki uśmiecham się. Wstaję i podchodzę do Louisa. Całuję jego policzek.
– Chodźmy na spacer.
– Dobry pomysł – podnosi się i obejmuje mnie w talii. – Ale ubierz się. Proszę.

Śmieję się i idę po sukienkę, którą wczoraj wyciągnęłam. Zakładam pomarańczowy materiał i przeczesuję włosy. Związuję je w kucyka, by było wygodniej. Opaliłam się, co bardzo mi się podoba. W Londynie nie mam na to szans przy takiej pogodzie.

piątek, 11 marca 2016

Rozdział 15

W klinice byliśmy dokładnie jedenaście dni. Przez ten czas mieliśmy dużo czasu na rozmowy, pomiędzy zabiegami mężczyzny. Właśnie wjeżdżamy do miasta. Prowadzę swój samochód, a Louis już bez problemu siedzi na miejscu pasażera. Jego forma jest znacznie lepsza. Z dnia na dzień jest lepiej, a mi aż chce się skakać z radości. Wreszcie przestaję chodzić i się zamartwiać.
Przyszedł czas na lepsze dni. W miedzy czasie odwiedził nas Liam i mój tata. Na początku przeprowadził rozmowę z Lou, czego nie byłam świadkiem. Mogę się tylko domyślać. Potem już obojgu z nas przedstawił sytuację w Londynie. Policja ma świadków, dowód na to, że był wypadek, ale nie ma auta i nie ma kierowcy. Ojciec i tak robi co może. Był już w takiej sytuacji. Przecież nasi ludzie ścigają się od dawna. Jego zadaniem jest ich kryć. Przekazał nam, że po przyjeździe Louis wyrusza z transportem. Ten jedynie pokiwał głową. Nie będzie to trwało długo. Dwa dni, jeśli obejdzie się bez komplikacji. I szczerze mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Obiecaliśmy coś sobie. Wspólne wakacje. Zamierzam za wszelką cenę się postarać żeby nikt nam tego nie zepsuł. Stuprocentowo należy nam się taki wyjazd. Odpoczniemy i spędzimy razem więcej czasu. Nikt nie będzie przeszkadzał. Zależy mi, aby poznać prawdziwego Louisa. Jeszcze dzisiaj zostaję u niego na noc. Ale to już tylko moja fanaberia. Lekarz powiedział, że wszystko jest naprawdę dobrze. Oczywiście jeszcze trochę będzie go boleć ale to nic niebezpiecznego.
Gdy zatrzymuję się na stacji, by zatankować, Louis kładzie mi dłoń na kolanie i powstrzymuje mnie.
– Zaraz wracam – mówi i wysiada.
Tankuje moje auto, a potem znika w sklepie.
Opieram się o fotel i czekam na jego powrót. Wyciągam rękę, otwierając lusterko. Patrzę na swoje włosy. Nigdy ich nie farbowałam, są długie i gęste. Ciekawe jakbym wyglądała w blondzie. W duchu kpię sama z siebie i kręcę głową. Christophe by mnie chyba do domu nie wpuścił. Wolę nie próbować. Włączam radio i odwracam wzrok. Louis wraca do samochodu z kubkiem kawy i papierową torbą.
– Najpierw zjedz, potem jedź. Kawa przestygnie – mówi, podając mi pakunek, a portfel chowając do schowka. Kawę stawia w uchwycie.
– Dziękuję – biorę od niego torbę  i zjadam jej zawartość. Chyba rzeczywiście była głodna.
Kiedy mam już pewność, że mój żołądek jest pełen, wypijam łyk kawy i ruszam. Dojeżdżam pod kamienice Louisa. Zaczynam czuć się tutaj jak w drugim domu. Mogę przebywać wszędzie. Po prostu z nim. A w jego mieszkaniu jest mi dobrze, choć nie ma nowych mebli i udogodnień, jakie mam u siebie. Louis bierze jedną torbę, a ja biorę tą cięższą po długiej kłótni. Wchodzimy na góry, chociaż marudzi pod nosem. Otwiera nam drzwi i przepuszcza mnie. Jest posprzątane, więc to sprawka Christophe'a. Pewnie kazał to komuś zrobić i niespodziewanie zabrał mi klucz, a później oddał.
- Puszczę pranie i zrobię coś do jedzenia, dobrze? - pytam. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że potrafię te wszystkie rzeczy.
Nie musiałam tego robić. To znaczy, gotować. Sprzątałam, ale tak naprawdę zawsze w naszym domu było wiele osób zatrudnionych. Parę razy zrobiłam pranie i na tym kończyły się moje obowiązki. Patrząc na swoje życie, myślę, że żyję jak księżniczka w szklanym pałacu. Wszystko jest idealne z pozorów. Życie potrafi pisać różne scenariusze. Nasz dom również ma wady, które teraz wydają się być bardziej widoczne.
Kręcę głową, nie chcąc teraz rozmyślać. Może wieczorem, gdy będę miała na to czas.
– Ja coś zrobię. Odpocznij w końcu. Nie jestem niepełnosprawny. Poradzę sobie – głos Lou przywołuje mnie do rzeczywistości. – Jasne?
– Nie jestem zmęczona, a ty nie powinieneś się przemęczać – tłumaczę.
– To nie podlega dyskusji – rzuca torbę pod ścianę w salonie i przechodzi do kuchni.
– To ja ci pomogę – lecę za nim.
Naprawdę martwię się, że coś znowu może mu się stać. Być może jestem przewrażliwiona, ale wolę mieć pewność. Przeżyłam za dużo w tym tygodniu. Poza tym tak będzie szybciej i... Moja gonitwę myśli przerywa Louis.
– Wynocha z mojej kuchni – łapie mnie za ramiona. – Już. Idź mi stąd. Kochanie, mam się dobrze. Zrozum.
– Powiedz tak jeszcze raz – Proszę uśmiechając się, kiedy w moim brzuchu pojawia się to znane uczucie euforii.
– Jak? – pochyla się, dobrze wiedząc o co mi chodzi. – Kochanie?
– Myhym... – przygryzam wargę, czując na twarzy jego oddech.
Kładę dłonie na jego ramiona i powoli nimi przesuwam na tors. Zdecydowanie podoba mi się to jak mnie nazywa. Nie brzmi to tak, jak mówi to Christophe. To mówi mój Louis. Muska ustami moje usta, a ja rozchylam wargi czekając na dalszą pieszczotę. Wiem, że to tylko zapowiedź.
Nie mylę się, co brunet udowadnia dosłownie chwilę później. Atakuje moje usta z mieszanką czułości i zachłanności. Przyciągam go za biały podkoszulek i oddaję pocałunek, spragniona tego. W nosie mam jego połamane żebra. Już są zdrowe, a jak nie to trochę poboli. Jest mężczyzną, przeżyje. Podnosi mnie i sadza na wyspie kuchennej. Jego dłonie przesuwają się po moich udach. Czuję żar. Śmieję się krótko i na nowo łącze nasze wargi w długim pocałunku. Oplatam mężczyznę nogami, przez co jest jeszcze bliżej mnie.
– Już wierzysz, że mam się dobrze? – pyta, odrywając się ode mnie po chwili. Układa usta na mojej szyi.
– No prawie... – mruczę zadowolona.
– Prawie? – ściska moje uda i przenosi wargi na miejsce za moim uchem.
– Mam pewne wątpliwości – staram się powstrzymać chichot.
– A ja mam małą cierpliwość. W tych spodniach wyglądasz tak seksownie. Opinają twój kształtny tyłek – szepcze mi do ucha.
– Cieszę się, że tak uważasz – muskam jego usta i odpycham go schodząc z blatu. Koniec tego dobrego.
– Wynocha – klepie mnie w pupę i podchodzi do lodówki.
Wychodzę zgodnie z jego pro.... rozkazem. On gotuję a ja robię pranie.
W sumie cały dzień schodzi nam na ponownym włączeniu się do codzienności. Jemy razem obiad, a potem idziemy na spacer. Średnio odpowiada mi tu, że od jutra brunet już nie będzie miał przy sobie tak blisko mojej pomocy, ale jest z nim już naprawdę dobrze. I chociaż bardzo mnie to cieszy to smutno mi, że znowu będziemy osobno. Nie chcę jednak nikomu tego pokazać. Być w oczach innych zakochaną histeryczką to ostatnie czego pragnę.
Muszę po prostu znów przywyknąć do tego, że mieszkamy oddzielnie. Nie śpimy w jednym łóżku i nie jemy każdego posiłku razem. Muszę wrócić do domu. Czeka mnie rozmowa z bratem. Dłużej nie potrafię tego odsuwać. Chcę, żeby było jak dawniej i zrobię wszystko, by tak się stało. Zależy mi na normalnej relacji. Zero kłótni. Chcę na nim polegać i mieć wsparcie.
Wieczorem zasypiam rekordowo szybko. Wtulona w Louisa pozwalam wszystkim mięśniom odpocząć. Nawet myśli przestają ścigać się w mojej głowie.
Louis
Dzisiaj odwiozłem Hollyday do domu. Zresztą jej samochodem, by móc odebrać swój. Dziewczyna jest już w pokoju, a ja wraz z Niallem idę do garażu. Jestem ciekaw co zrobił ze Spectre. Na pewno będę mu wdzięczny. Sam pracowałem nad autem, lecz on ma więcej możliwości i zdolności. Maska raczej nie wyglądała dobrze. Nie pamiętam tego, ale uderzyłem mocno. Bez szkód się nie obeszło. Potrzebuję samochodu, bo Christophe wysyła mnie w drogę. Na początek transport broni. Nie daleko i wrócę szybko. Dwa dni. Potem zamierzam jechać z Holly na wakacje. Nieważne czy się niebo będzie walić. Pojedziemy. Obiecałem i słowa dotrzymam. Poza tym chcę tego. Chcę spokoju i ciszy z nią w ramionach. Zacząłem szaleć na punkcie tej dziewczyny. Pragnę jej każdą cząstką ciała. Przez ten dzień pokazała mi swoje uczucia. Martwiła się i dbała o mnie. W każdej chwili jej się odwdzięczę, gdy tylko nadejdzie taka potrzeba. Nie pamiętam swojej przeszłości, ale Hollyday Malik jest moją przyszłością.
– Od dzisiaj możesz zacząć wierzyć w cuda – Horan otwiera przede mną drzwi od garażu. W środku dostrzegam swój samochód.
– O kurwa – nie umiem się powstrzymać.
Spectre aż błyszczy. Tył jest naprawiony, dodał jeszcze inne bajery. Podchodzę do maski. Jest jak nowa.
Szczerze nawet w najbardziej pozytywnej opcji nie myślałem, że to będzie wyglądać aż tak. Obchodzę go dookoła dokładnie oglądając.
– Dziękuję – wyciągam rękę do blondyna. – Naprawdę. Jestem wdzięczny.
Ten wzrusza ramionami i ściska moją dłoń z lekkim uśmiechem. Wreszcie czuję się dobrze widząc mój skarb w takim stanie. Tego mi brakowało do pełnego spokoju ducha.
– Jestem Louis – patrzę na Nialla i wracam wzrokiem do auta. Klepie Spectre po masce.
Holly poszła do tego debila który jest jej bratem więc ja zmywam się do siebie. Z powrotem stawiam się u Malików wieczorem żeby odebrać towar. Chowam skrzynię do bagażnika. Dostaje wszystkie namiary. Niall wgrał mi w monitor całą trasę.
Już mam wsiadać do samochodu kiedy słyszę trzask drzwi i szybkie kroki. Orientuję się co to gdy widzę jak Christophe przewraca oczami. Po chwili do garażu wpada moja dziewczyna.
– Miałaś spać – mówi Malik.
Patrzę na nią i kręcę głową. Nie odpuści sobie.
–  Mówiłeś, że jedzie rano –  rzuca do brata ze złością.
–  A wtedy byś poszła spać? Nie. No właśnie. Musiałem skłamać, żeby nie było przedstawienia –  rozkłada ręce.
–  Świnia... –  podchodzi i mocno się we mnie wtula.
Całuję ją we włosy i śmieję się. Coś czuję, że ona wymyka mu się spod kontroli.
–  Kiedy do mnie wrócisz? –  pyta cichutko.
– Za dwa dni, skarbie –  szepczę jej do ucha i głaszczę po plecach.
– Jak nie to cię znajdę i zastrzelę. – chyba próbuję zniknąć pod moim ramieniem. Tak na mnie napiera, że zaraz spadniemy oboje.
– Mała... – odsuwam ją lekko i uśmiecham się. Biorę jej twarz w dłonie.
– Musisz jechać – kiwa głową. – Rozumiem.
Pochylam się i delikatnie ją całuję. Za bardzo się od niej uzależniłem.
Brunetka uspokaja się nieco i oddaje pocałunek. Zaraz potem robi parę kroków w tył i pozwala mi jechać.
Wsiadam do samochodu i patrzę w lusterko. Zostawiam ich dom daleko w tyle.
Hollyday
Oglądam film z moim bratem. Moja głowa leży na jego kolanach, a powieki z minuty na minutę są coraz cięższe. Czuję, jak głaszcze mnie po włosach i przytula. Jest mi dobrze, jestem bezpieczna. Zamykam oczy i mlaszczę, poprawiając się. Teraz spokojnie mogę zasnąć. Słyszę jeszcze jak blondyn coś do mnie mówi, ale nie jestem w stanie już tego zarejestrować. Odpływam w objęcia morfeusza.
Gdy otwieram oczy, dostrzegam, że leżę z głową na klatce Christophe'a. Jesteśmy w mojej sypialni. Do pokoju wpada słońce, a więc jest rano. Mój brat wciąż śpi, spokojnie oddychając. Uśmiecham się pod nosem i i wygodniej poprawiam przy moim blondynie. Wygląda tak spokojnie podczas snu. Pogodziliśmy się, bo nie było innego wyjścia. Christophe uznał, że nie chce mnie stracić i postara się być jedynie bratem. Misio karo
Pewnie nie jest mu łatwo po tym wszystkim, ale dobrze mu idzie. Kocham go nad życie i nie chcę od siebie odsuwać. Kładę dłoń na jego policzku, a potem całuję w czoło. Powoli wstaję i rozglądam się za czystymi rzeczami. Muszę wziąć prysznic.  Dzisiaj w nocy ma wrócić Louis i już całą mnie nosi jak o tym myślę. To tylko dwa dni, a ja bardzo się stęskniłam. Dzwonił do mnie i wiem, że wszystko jest dobrze. Oczywiście wypytałam go o to jak się czuje, ale zapewnił, że nie mam o co się martwić. Dziś już będę miała go przy sobie. Boże, jak łatwo można przywyknąć do obecności drugiej osoby. Nie wyobrażam sobie nas teraz osobno… Jego beze mnie. Mnie bez niego. Nie potrafię. Po prostu. Z jednej strony to cudowne jak się przy nim czuję, ale z drugiej bardzo boli rozłąka. Miłość wbrew pozorom wcale nie jest taka prosta. Nie chcę, żeby wyjeżdżał na dłużej, chociaż wiem, że mój brat ma to w planach. Transport to transport.
Wchodzę do łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi. Odkładam rzeczy na kosz na bieliznę i rozbieram się. Odkręcam ciepła wodę pod prysznicem. Na moją twarz automatycznie wpływa uśmiech. Gorąca woda koi moje nerwy i budzi do życia zaspane ciało. Gdy ubrana w zwiewną sukienkę, bo miałam taki kaprys, schodzę na dół, czuję zapach kawy i śniadania. Christophe chodzi po kuchni, podając nam posiłek.
– Cześć, najukochańszy braciszku na całym wszechświecie. – całuję jego policzek i siadam przy stole.
– Jedziesz dzisiaj na zakupy z Sophią. Zaraz powinna przyjść – oznajmia.
– W sumie czemu nie - wzruszam ramionami. Dawno nigdzie z nią nie byłam.
– I tak nie masz wyjścia.
– Niby dlaczego? – śmieję się patrząc na niego. – Dzięki – mruczę ,gdy stawia przede mną talerz.
Nie odpowiada na moje pytanie, uśmiecha się tylko i siada przede mną. Zjadamy śniadanie w miłej atmosferze. Tak jak zapowiedział, Sophia pojawia się niedługo później i zabiera mnie na długie zakupy. Jak to ona ma w zwyczaju, ciągnie mnie po każdym sklepie. Zachodzimy nawet do fryzjera i kosmetyczki. Boże, robią mi coś z brwiami, paznokciami i wszystkim innym. Zaczynam zastanawiać się czy o czymś nie zapomniałam. Analizuje datę urodzin wszystkich moich bliskich. Nikt nie ma urodzin.
Masz, ubierz to - mówi, podając mi nowo zakupioną sukienkę.
Jest beżowa, prosta z brązowym paskiem w talii. To zdecydowanie elegancka sukienka. Patrzę na nią zdziwiona, a ona wskazuje na pomieszczenie z solarium. Wchodzę tam i ubieram się. Zakładam materiał i układam go przejeżdżając dłońmi po sukience. Podoba mi się to jak w niej wyglądam. Biorę wszystkie swoje rzeczy i wracam do dziewczyny.
- Jest świetnie - lustruje mnie wzrokiem i wyciąga z zielonego pudełka parę czarnych szpilek. - Proszę.
– Powiesz mi wreszcie o co chodzi? – pytam podejrzliwie.
– Nie powiem – uśmiecha się szeroko i przeczesuje brązowe włosy.
Już chcę jej odpyskować, ale odpuszczam wiedząc, że to i tak nic nie da.
Trzyma mnie w niepewności do wieczora. Nic nie wiem. Siedzę w salonie i jestem zagadywana. No do tej pory, aż pojawia się Niall. Chłopak podchodzi do mnie z cwanym uśmiechem i czarną chustką.
– Boję się ciebie – przyznaję wciskając się oparcie kanapy.
– Tak? Oj... - kręci głową i zawiązuje mi oczy.
Od razu łapię jego ramię nic nie widząc.
– Nie zostawiaj mnie tu tak...
– Spokojnie – łapie moje dłonie.
Po chwili jednak ląduje w jego ramionach. Słyszę głos Christophe'a i śmiech Sophii. Wiem, że wychodzimy z domu.
– Niall, jeśli znowu wrzucisz mnie do basenu to cię zabije – ostrzegam kurczowo trzymając się jego koszulki.
– Żaden basen, nie w tej sukience – śmieje się. – Hm... weźmy twojego McLarena, Chris.
– Chcesz mieć zęby? – warczy mój brat, czuły na zdrobnienia.
Śmieję się i czuję jak Horan wsadza mnie do auta. Zapina mi pas, a ja siedzę nieruchomo jak lalka. Wyjeżdża z garażu i przez najbliższe dwadzieścia minut jestem skazana na radio oraz wiązankę przekleństw.
– Dokąd jedziemy? – pytam po raz setny.
Zero odpowiedzi. No jasne, mogę tak siedzieć i się nie dowiem. Opieram głowę o szybę i cicho wzdycham. Mam nadzieję, że przez nich nie spóźnię się na przyjazd Lou. Nie wiem co wykombinowali, ale jest osiemnasta. Niedługo powinien wrócić. Nie chcę, żeby zastał pusty dom.
– Jesteśmy – słyszę po chwili.
Niall odpina mi pas i pomaga wysiąść.
– Mogę już? – pytam dotykając materiału na moich oczach.
– Nie – dostaję po ręce.
– Jesteś nieznośny – warczę i idę trzymając się ręki blondyna.
Słyszę stukot kółek. Słyszę rozmowy ludzi. Słyszę również komunikaty o odlotach.
– Boże Niall, czy my jesteśmy na lotnisku? – śmieję się.
– Jesteśmy. Właśnie idziemy do samolotu twojego ojca – oznajmia.
– Co?! Nie – zatrzymuję się gwałtownie przez co chłopak na mnie wpada. – Louis ma dzisiaj wrócić.
– Louis – słyszę brata. On też tu jest? – Zagadka rozwiązana.
– Co? – marszczę brwi. – Chłopaki mówię poważnie.
– My też. Idź. Nie psuj niespodzianki. Louis, zapamiętam – mruczy Christophe'a i pcha mnie do przodu.
O nie. Wygadałam się. Trudno. Mój chłopak nie będzie zły. Idę dalej przed siebie stawiając ostrożnie każdy krok. Wychodzimy na płytę lotniska zaraz po specjalnej odprawie. Potem prowadzą mnie po schodkach. Czuję ciepło i wiem, że jestem w samolocie. Ręce Nialla znikają z mojego ciała. Mam wrażenie, że zostaję sama. Niepewnie zsuwam czarny materiał. Louis stoi po środku z czerwoną różą w ręce.
Kompletnie mnie zatyka. W ogóle nie przeszło mi przez myśl, że to on może stać za tym wszystkim. Przecież był w drodze i miał wrócić później. Kłamał! No dobra. Kłamał. Ale w słusznej sprawie. Niespodzianka naprawdę się udała.
Podchodzę do niego ledwo panując nad tym żeby się na niego nie rzucić.
– Miliony odłamków szkła z mojej przeszłości. Prześladuje mnie
I kiedy gwiazdy gromadzą się
I światła zaczynają gasnąć
Kiedy cała nadzieja zaczyna się rozpadać
Wiem, że nie będę się bać. – mówi cicho. – Ta piosenka, którą męczę cię od początku naszej znajomości, opowiada całe moje życie. Pasuje idealnie.
– Dobrze, że już jesteś – szepcze i obejmuję jego szyję przytulając się.
– Jedziemy, a raczej lecimy na wakacje. Tylko we dwoje. Ty i ja – całuje mnie po całej twarzy.
– Ty to wszystko zorganizowałeś? – pytam patrząc na niego.
– Pomogli mi – uśmiecha się. – Twój ojciec załatwił mi dokumenty. Paszport. Fałszywe nazwisko.
– Dokąd lecimy? – moja ciekawość wygrywa.
Patrzę mu w oczy i czekając na odpowiedź co chwila muskam jego usta.
– Na Majorkę – mruczy, jeżdżąc dłońmi po moich plecach.
– Poważnie? – uśmiecham się szeroko. Całuję go, ale przerywa nam sygnał sterowania samolotu.
Kiwa głową i prowadzi mnie na biały, skórzany fotel. Zapinam pasy i on również. Już mi jest smutno, że jestem tak daleko od niego. Jest tak blisko, a jednak nie. Kładę dłonie na kolana i poprawiam brzeg sukienki. Ciekawe czy któryś z nich pomyślał o moich rzeczach. Myślę, że tak. To znaczy mama taką nadzieję. Podnoszę wzrok na bruneta i uśmiecham się gdy widzę, że na mnie patrzy.
– No powiedz coś...
– Wyglądasz pięknie – mruczy i pociera palcami dolną wargę.
– Dziękuję. Za to wszystko. To cudowna niespodzianka.
Odpina pas, gdy może i podchodzi do mnie. Zamieniamy się, a ja ląduje na jego kolanach.
– Co jak stracisz czucie w nogach? – biorę jego dłoń i zaczynam bawić się palcami mężczyzny.
– Chyba nie będzie tak źle – odpowiada. – Tęskniłem, kochanie.
– Ja bardziej – mówię zdecydowanie. – Następnym razem jadę z tobą.
– Nie ma mowy – zaprzecza od razu.
– Zobaczysz. Schowam się w bagażniku.
Odchyla głowę i wybucha śmiechem. Patrzy na mnie rozbawiony.
– Mówię poważnie – zabijam go wzrokiem i wracam do mojej zabawy.
Louis kładzie dłoń na moim udzie, mnie przechodzi przyjemny dreszcz. Lubię jego dotyk. Nawet bardzo. Myślę, że on o tym wie. Moje reakcje są zawsze jednoznaczne.
– Kurwa – klnie,  przesuwając dłoń wyżej. Teraz jest pod sukienką.
Zagryzam mocno wargę chcąc ukryć mój nieco przyspieszony oddech. Co on ze mną wyprawia? Rozsuwam uda, nie kontrolując tego. Podoba mi się to, jak mnie dotyka. Przenoszę jedną dłoń na kark mężczyzny i subtelnie go masuję.
- Mogę cię dotknąć? - pyta. Patrzy mi w oczy.
Waham się przez chwilę, ale kiwam głową. Chcę tego i wiem, że nie mam powodu do obaw.
Ciągle patrząc mu w oczy, czuje jak wsuwa dłoń dalej. Palcami muska moje udo, a potem bieliznę. Cicho wzdycham, drżąc. Nie ze strachu. Pomimo tego, że nie zrobił jeszcze nic szczególnego ja już się rozpływam. Prąd jaki między nami jest przechodzi przeze mnie całą. Całuję go w usta, wsuwając palce we włosy Louisa. To nie odwraca mojej uwagi. Czuję to dziwne uczucie tam w dole, gdy powoli masuje mnie przez materiał majtek. Mój brzuch napina się, a palce zaciskają na włosach bruneta. Pierwszy raz ktoś robi mi... coś takiego. To dla mnie niesamowicie silne doznanie. Nie wiedziałam, że może być tak dobrze, ale jednak... Porusza palcami delikatnie, nie chcąc zapewne mnie skrzywdzić. Mam wrażenie, że dla niego to taki pierwszy raz po stracie pamięci. Opieram głowę o jego ramię i wzdycham raz za razem. Nigdzie się nie spieszy. Każdy jego ruch jest przemyślany i precyzyjny. Kiedy odsuwa bieliznę, a jego palce wsuwają się we mnie, otwieram usta i cicho jęczę. Wbijam palce w jego kark. Louis odwraca głowę i nasze usta ponownie się spotykają. Nie jestem w stanie opisać uczucia, jakie rozchodzi się po moim ciele. Nie potrafię nawet oddać pocałunku. To mężczyzna mnie całuję podczas gdy ja z zamkniętymi oczami staram się nie zapomnieć jak się oddycha. Za dużo doznań jednocześnie. Louis rytmicznie wsuwa i wysuwa ze mnie palce, sprawiając że odchyla głowę i jeczę. Jest szybciej, inaczej. Fala doznań uderza we mnie, a ja nie wiem co się dzieje. Nie miałam pojęcia, że to jest aż tak dobre. Zakrywam usta ręką, by zagłuszyć krzyk. Chwilę później jest już po... Czuję mrowienie w całym ciele.
– Wygadałam się bratu... – sapię, chowając twarz w szyi mężczyzny. Na pewno jestem cała czerwona.
– Naprawdę po czymś takim jesteś w stanie powiedzieć mi tylko to? – pyta rozbawiony.
– Przepraszam... –całuję jego szyję i przymykam oczy. Bałam się, że będzie zły.
Poprawia moją bieliznę i zabiera rękę. Na szczęście chyba nie jest.
– A i dziękuję – szepczę cicho. Trochę czuję się skrępowana.
– Przyjemność po mojej stronie – uśmiecha się i przytula mnie do siebie.
– Mogę się odwdzięczyć, jeśli chcesz... – niepewnie na niego zerkam.
Kręci głową i przesuwa palcami po moim policzku.
– Może spróbuj zasnąć. Lot potrwa.
Nie chcę myśleć dlaczego mi odmawia. Wtulam się w jego pierś i odpływam. Śnią mi się miłe rzeczy, ale nie jestem w stanie zapamiętać co dokładnie. Wiem tylko, że gdy otwieram oczy jestem wyspana. Nie siedzę na kolanach Louisa, a leżę na łóżku w małym pomieszczeniu.
– Louis? – pytam sennie i rozglądam się.
– Jestem, kochanie – siedzi na podłodze, opierając się plecami o łóżko. Patrzy na mnie z uśmiechem.
– Lecimy jeszcze? – kładę się na brzuchu, tak żeby móc go pocałować
– Jeszcze piętnaście minut – odpowiada i przyciska usta do moich.
– A czy ktoś pomyślał, żeby spakować mi... cokolwiek? – pytam przez pocałunek.
– Tak – zaczyna się śmiać.
Uśmiecham się i znowu go całuję. Lubię go w takim humorze choć muszę przyznać, że zły Louis bardzo mnie kręci. Jest wtedy seksowny. Lubię go złego, ale nie na mnie.
Godzinę później już opuszczamy lotnisko. Jejciu tu jest gorąco i słonecznie. Nie chcę wracać do Londynu. Zero deszczu, zero wiatru. Idealnie. Ile tu zostajemy? Brunet prowadzi mnie do postawionego auta. Chowa nasze rzeczy i jedziemy. Trzyma mnie za rękę, kiedy wyglądam za okno. Piękna wyspa. Ludzie wydają się być tu szczęśliwi.
– Ale pięknie – macham jakiejś dziewczynce, która się do mnie uśmiecha.

Chciałabym tu zostać jak najdłużej można. Myślę, że to dobry sposób na oderwanie się od tego, co nas ostatnio przytłoczyło.