~Hollyday~
Snuję się
z kąta w kąt i nie mogę znaleźć dla siebie miejsca. Wszędzie mi źle, wszędzie
mi coś nie pasuje. Towarzystwo chłopców i mojego brata najbardziej. Już trzy
dni nie ma Louisa, a smsy to nie wszystko. Jeszcze tato przyjechał z jakąś
swoją kolejną panienką. Ani trochę jej tu nie chcę. Jest zabawką więc powinna
gdzieś leżeć schowana, a nie panoszyć się po moim domu. Przeszkadza mi. Ona mi
przeszkadza, brat mi przeszkadza, talerze w zlewie również mi przeszkadzają.
Nie dbam nawet o swój strój. Chodzę w dresie, bez makijażu i nie posiadam
żadnego planu.
Sophia we
wtorek chce się spotkać – odmawiam.
W środę
idę na spacer. Szybko wracam, zaczyna padać.
W czwartek
tata zabiera mnie na zakupy. Uciekam mu z galerii, kiedy tylko mam okazję.
W piątek
dostaję kazanie na temat swojego zachowania. Nie słucham, błądzę myślami
daleko.
W sobotę
mam już serdecznie dość. Wsiadam w samochód i jadę do domku. Klucze leżą pod
doniczką. Tak jak je zostawiliśmy.
W
niedzielę nie ruszam się z sypialni, w której się kochaliśmy. Czemu mam
wrażenie, że nie wróci? Czemu czuję tę cholerną pustkę? Martwię się, choć do
mnie pisze. O… Nie. Jednak nie. W piątek przestał. Jestem tak bardzo
przywiązana, że to zaczyna być chore. Christophe tak powiedział, ale nie chce
zdawać sobie z tego sprawy. Teraz tylko w towarzystwie Louisa jest mi dobrze.
Mimo głupich sprzeczek, wiem, że na nim mogę polegać. Christophe mnie zawiódł w
tym miesiącu za dużo razy. Co się dzieje z moim bratem? Albo… co się dzieje ze
mną?
Wychodzę
spod cieplej pościeli i podchodzę do okna. Od rana pada deszcz. Pogoda idealnie
odzwierciedla mój humor. Opieram się rękami o parapet i staram się zobaczyć coś
oprócz kropel spływających po szybie. Chyba jednak nie jestem w stanie. Pada
zbyt mocno. Wzdycham cicho i przechodzę do kuchni, czując głód. Jak długo będę
jeszcze jadała sama?
Biorę co
mi wpadnie w ręce i wrzucam do miski. Następnie dodaje kilka jajek i smażę to
wszystko.
Siadam z
talerzem przy stole. Zauważam stos kartek zapisanych przez pismo Louisa. Jakieś
teksty piosenek. Dokładnie to urywki. Dokładnie czytam każdą z nich. Podają mi
się. Nawet bardzo. Niektóre linijki od razu zapamiętuję.
Dla Hollyday
s z u k a
m
na
zatłoczonych ulicach
nieczynnych
przystankach
w ciemnych
bramach
sklepowych
witrynach
między
kartkami
podartych
książek
w porannej
kawie
wypalonym
setnym
papierosie
s z u k a
m
w
stawianych chwiejnie krokach
w zapachu
ubrań
ześlizgujących
się z łóżka
we włosach
splątanych
brakiem
w
odmrożonych
niepewnych
dłoniach
s z u k a
m
zgubiłem
ciebie
a z tobą
i siebie
Spectre
Czuję
rozchodzące się w moim sercu ciepło. Żadne pieniądze nie są warte tyle co te
słowa. Myślę, że wróci niedługo i spełni obietnicę, a kiedy zamieszkamy razem
nikt nie będzie mnie miał pod kontrolą. Zacznę brać życie w swoje ręce. To jest
dobry pomysł. Odkładam kartki i kończę śniadanie. Niechętnie ubieram się, aby
wrócić do domu. Wszyscy śpią po nocnych wyścigach, tego łatwo się domyślić. Cicho
zamykam za sobą drzwi i dosłownie na palcach pokonuje schody na piętro. Powoli
wchodzę do sypialni brata i widząc go śpiącego uśmiecham się pod nosem.
Zdejmuje sweter, buty i spodnie. W koszulce i majtkach wchodzę pod kołdrę obok
blondyna. Potrzebuję jego bliskości, a tylko śpiący nie sprawia, że mam ochotę
go zabić. Nie porusza się, kiedy kładę się obok. To dobrze. Wtulona w jego
rozgrzany tors zamykam oczy i wyłączam myślenie.
~*~
Otwieram
oczy i mrugam kilkakrotnie. Jest mi strasznie nie wygodnie, więc przeciągam się
i ziewam. Moje ręce uderzają w szybę. Jeczę głośno, szybko siadając. Co jest?
Dlaczego jestem w Astonie? Niall prowadzi, a Christophe śpi na miejscu
pasażera. Jest ciemno, a drogę oświetlają lampy auta.
- Hej -
uderzam Nialla w ramię. - Co wy robicie? Gdzie jedziemy?
- Śpij -
rzuca chłodno w moją stronę i skupia się na drodze. - Oszczędź nam wszystkim.
Po prostu się zamknij i śpij Hollyday.
Otwieram
szeroko oczy, nie wiedząc o co może mu chodzić. Patrzę na siebie i stwierdzam,
że wzięli mnie w dresie. Tak jak zasnelam na kanapie w salonie. Louis nie ma
już drugi tydzień, a oni robią mi wycieczkę.
- Mów -
warczę. Jestem zła za to jak się do mnie odzywa.
Blondyn
kompletnie mnie ignoruje. Gdy znów go trącam wyciąga jakąś szmatkę.
- Albo
sama zaśniesz, albo ci pomogę.
- Co ty
pierdolisz? - odchylam się na fotelu. - Niall! Christophe, obudź się! - krzyczę
głośno.
- Kurwa..
- Horan uderza pięścią mojego brata w brzuch, przez co ten się budzi.
- Co ty
znowu kombinujesz? - pytam prosto z mostu.
Christophe
odwraca się i patrzy na mnie zamglonym spojrzeniem.
- Naprawdę
mi przykro - mówi cicho. - On nas zdradził.
- Nie-
kręcę głową. - Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz.
- Przykro
mi - powtarza i wraca do poprzedniej pozycji. - Niedługo będziemy w Liverpoolu.
Za kilka dni polecimy do Edynburga. Tam zostajemy.
-
Christophe, nie...- chcę krzyknąć, ale z moich ust wydostaje się jedynie szept.
Nikt mi
nie odpowiada, a ja nie jestem w stanie pojąć tego co powiedział. Przecież to
nie jest możliwe. Do moich oczu napływają łzy. Nie powstrzymuje ich. Płacze
wpadając w coraz większą histerię.
~Louis~
Wysiadam
ze Spectre zmęczony, ale szczęśliwy, że pokonałem tyle kilometrów i bezpiecznie
wróciłem do Hollyday. Poza tym zarobiłem sporą sumkę. To znaczy nie ja. Mój
szef i jego ojciec. Nawet nie chcę widzieć tych pieniędzy więcej na oczy. Nie
są mi potrzebne. Zabieram kopertę i kurtkę. Idę w stronę drzwi, mając nadzieję,
że mała nie śpi. Pukam cierpliwie czekając. Opieram się ramieniem o ścianę i
wzdycham. Szybciej do cholery. Niecierpliwie się z sekundy na sekundę.
Drzwi
otwierają się, a w progu staje wysoki Mulat. Zayn Malik. Cudownie, właśnie jego
chciałem zobaczyć od razu po przyjeździe. Podaję mu kopertę, a on nic nie
mówiąc wpuszcza mnie do środka. Trochę zmieszany wolno idę w stronę salonu. Na
jednym z foteli siedzi Styles, pijąc drinka. Co się tu kurwa dzieje?
- Zrobiłem
co do mnie należało.- mówię chłodno. - Gdzie Hollyday?
- Nie ma i
nie będzie - odpowiada jej ojciec. Podchodzi do barku i widzę jak nalewa do
szklanki whisky.
- Gdzie
jest Holly? - pytam po raz drugi. Coraz trudniej jest mi utrzymać emocje na
wodzy.
- Biedny,
zakochany Louis Tomlinson - odzywa się Harry. - Policjant Scotland Yardu,
zmarły w ubiegłym roku w czerwcu. Ciało Nie odnalezione. Przyczyna zgonu
nieznana.
- Parszywy
oszust - Malik zaciska pięści patrząc na mnie. Czego oni ode mnie znowu chcą?
- Chyba
się nie rozumiemy - mówię przez zęby.
- Moja
córka jest już daleko. Bezpieczna zdala od ciebie. Nie masz szans jej znaleźć.
Zresztą.. - uśmiecha się złośliwie. -.. ona nie chce cię już znać.
Ruszam w
jego stronę wściekły. Łapię Malika za koszulę, a za plecami słyszę śmiech.
- Dobra
gra, Tomlinson. Bardzo dobra. Ale możesz już przestać. Jesteś zdemaskowany.
Zaciskam
mocniej palce. W głowie mam cholerny natłok myśli.
Nie wiem o
czym mówią, ale z drugiej strony to może być prawda. To ma sens.
Wszystkie
urywki wspomnień zgadzają się. Odpycham mulata od siebie i robię kilka kroków w
tył. Łapie się za głowę usilnie chcąc przywołać kolejne wspomnienia. Słyszę
charakterystyczny dźwięk przeładowywania pistoletu. Podnoszę wzrok na Stylesa
trzymającego broń.
- To
koniec, Tomlinson. Wygrałem.
Huk
strzału odbija się od ścian, kończąc grę.
Koniec
części 1
Chciałam oświadczyć, że wyłączam opcję komentowania anonimowo, gdyż jedna z was jest bardzo niekulturalna, nachalna i upierdliwa. Bo spamowanie nie jest oznaką kultury.