
Dokładnie
cztery dni później mój brat z całą grupą dokonują dużej rzeczy. Transportują
dużo towaru za jeszcze większą ilość kasy. Naprawdę bardzo na tym zarabiają,
więc ojciec uważa, że to sukces. Zebrani w domu gratulują sobie i zamierzają
zrobić imprezę, by świętować. Siedzę na fotelu, popijając sok pomarańczowy w
oszronionej szklance. Mimo tego, że klimatyzacja działa w domu jest bardzo
gorąco. To jeden z dziwnie upalnych dni w Londynie. Dobrze wszyscy wiemy jaka
jest tu pogoda. Deszczowa. Dlatego okazja, żeby zrobić imprezę nad basenem nie
pojawia się często. Trzeba korzystać bez zastanowienia. Ja jednak nie potrafię
się cieszyć i bawić z innymi. Nie wiem co jest powodem takiego humoru. Od kiedy
wróciłam do domu, myślę o Louisie. Znowu zniknął. Nie było jeszcze wyścigu, ale
nikt w mieście nie widział Spectre. O takich rzeczach się mówi, zwłaszcza w
gangu. Zwłaszcza w moim domu. Niall? Jest zafascynowany i wkurwiony
jednocześnie. Nie rozumie dlaczego Christophe nie kupi sobie nowego modelu
Astona, dzięki czemu ten będzie mógł pobawić się pod jego maską. Liam pokłócił
się z Sophią i nie wygląda to ciekawie. Żadne nie chce rozmawiać, więc nie
naciskam. Nie chcę być nachalna.
Tata
siedzi teraz z jakąś rudowłosą na swoich kolanach i to nie jest Amanda. Nie, to
jakaś prostytutka, jak zawsze. Przyzwyczaiłam się. Nigdy nie ma kobiety na
stałej, potrzebuje kogoś na noc albo dwie. Christophe natomiast... On... Nie
widziałam go z dziewczyną. Właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Nigdy. Przecież
powiedział by mi gdyby był gejem. Nie! Stop! On na pewno nie jestem gejem. Znam
go doskonale. Zauważyła bym to. Chyba popadam w paranoję. Patrzę na niego
uważnie. Z uśmiechem opowiada któremuś z pracowników taty o czymś. Jest ubrany
w białą koszulkę i ciemne spodnie. Tak jak przeważnie. Jest jednym z
przystojniejszych mężczyzn jakich znam. Nie narzeka na brak dziewczyn wokół
siebie, ale on zawsze je odrzuca. Tylko dlaczego? Czeka na tę jedyną? Prawie
jak ja. Kręcę głową i dopijam chłodny sok. Jakbym przywołała Christophe'a myślami,
bo odwraca się i do mnie podchodzi.
– Widzę,
że dobrze się bawisz – mruczę znudzona.
– Dopiero
zamierzam – kuca przy moich kolanach. – Dzisiaj impreza ma charakter otwarty,
więc i może nasz mroczny rycerz się pojawi, co? – łapie mnie za ręce. – Czemu jesteś
przygnębiona, kochanie?
Wzruszam
ramionami i patrzę na brata miną zbitego psiaka. Podnosi się i ciągnie mnie za
sobą. Zdążam odstawić szklankę, a potem wychodzimy z pokoju. Cały czas na kogoś
wpadam – tyle tu ludzi. Jak na dworcu po prostu. Gdzie on mnie prowadzi?
Wpycha
mnie do naszego pokoju z pianinem i zamyka drzwi. Raptownie mnie do siebie
przyciąga, odgarniając włosy z mojej twarzy.
– O co
chodzi? – pytam kładąc dłonie na jego torsie.
– To ty mi
powiedz – całuje mnie w kącik ust.
– No nie
wiem. Po prostu ci wszyscy ludzie mi dzisiaj nie pasują...
Opiera
czoło o moje i patrzy mi w oczy. Nie są takie niebieskie jak... Nie, nie
myśl... A może jednak chcę myśleć? Zamykam powieki i mocno przygryzam wargę.
Trochę chyba pomieszało mi się w głowie. Niedługo zacznę gadać ze sobą, a to
nie będzie świadczyło o niczym dobrym. Naprawdę Louis przyszedłby na imprezę? Z
tego co wiem unika towarzystwa. To znaczy, mojego brata i reszty. Nie wiem
dlaczego, tak zauważyłam. Mogłoby być całkiem fajnie. Jest rozrywkowy i
zabawny.
Ponownie
patrzę na blondyna przede mną.
– Nie
martw się o mnie. Naprawdę jest dobrze.
– Więc się
w końcu uśmiechnij – pociera dłońmi moje plecy. – Proszę. Dla mnie.
–
Oczywiście – uśmiecham się delikatnie chcąc go zadowolić.
– Sprowadź
Spectre – szepcze mi do ucha.
Czuję jego
usta na policzku, a potem na szyi.
– Staram
się... – mruczę.
Splata
nasze palce i uśmiecha się do mnie. Idziemy do salonu, chociaż nie zmieniłam
nastawienia. Chłopcy szykują alkohole, przekąski i stół. Wynoszą sprzęt do ogrodu.
Gdy widzę jak ojciec wpycha rękę w biust tej dziwki nie wytrzymuję i wciskam
się w ramię brata. Zaraz zwymiotuję, naprawdę. Humor mi kompletnie nie
dopisuje, chociaż już po godzinie w domu są tłumy. Teraz nie mam już nawet
Christophe'a obok siebie. Biorę sobie piwo i postanawiam zrobić obchód. Przy
basenie tańczą, piją, bawią się. W salonie pary migdalą się do siebie. W kuchni
rozlewają alkohole. Tylko na górę mają zakaz wstępu. No i do garażu, to miejsca
święta. Kieruję się właśnie na piętro, kiedy ktoś wchodzi do domu. Nie mogę nic
poradzić na to, że od razu zbiegam w tamtym kierunku chcąc zobaczyć czy to nie
Louis. Miałam dobre przeczucie, bo właśnie stoi w progu salonu, rozglądając
się. Nie zauważa mnie, więc rusza do ogrodu. Zaciskam pięści i idę za nim. Chcę
wiedzieć po co tu przyszedł. Od razu w mojej głowie pojawia się myśl, że może
chciał się ze mną zobaczyć. Po drodze odstawiam butelkę na stolik i wychodzę za
Louisem. Wpadam na garstkę osób, których nawet nie znam. Przeciskam się w
stronę basenu, gdzie właśnie idzie. Podchodzi do jakiejś dziewczyny i pyta ją o
coś do ucha. Czuję ucisk w brzuchu, nie wiedzieć czemu. Blondynka pokazuje na
mnie.
Gdy brunet
odwraca się w moją stronę spinam się jeszcze bardziej. Gwałtownie odwracam się
w drugą stronę i udaję, że szukam czegoś przy stole z przekąskami.
– Hollyday
– łapie mnie za ramię zaledwie kilka sekund później.
– Cześć –
uśmiecham się do niego.
– Cześć –
też się uśmiecha. – Seksowny strój – komentuje moje spodenki i za dużą
koszulkę.
– Tak.
Trochę nie pasuję do reszty – pokazuję na dziewczyny wokół.
Wzrusza
ramionami i sięga po plastikowy kubek. Wypełnia go wodą, a potem wypija.
Lustruję go wzrokiem, nie różni się strojem niż zawsze. Koszulka, sprane jeansy
i włosy w nieładzie. Idealnie - podsuwa mi się. Oczywiście od razu się za to
ganię. Jednak nie potrafię zaprzeczyć, że cieszę się z jego obecności.
– Jaka to
okazja? – pyta, gniotąc kubek w ręce. – Chyba nie urodziny.
Nim zdążam
odpowiedzieć, Niall do nas podchodzi. Pochmurnie przygląda się Louisowi.
Dopiero później niechętnie wyciąga rękę.
– To jest
Niall. Niall to... – zatrzymuję się. - to jest kierowca twojego uwielbienia.
Louis
podaje mu rękę, patrząc na mnie kątem oka. W naszym kierunku zmierza też
Christophe.
– Ty za to
dbasz o auto Payna, tak? Nie zawsze wszystko zależy od samochodu. Dobrze go
przygotowałeś, po prostu musi popracować nad techniką. Ale spróbuj wymienić
silnik na nowszy – doradza blondynowi.
Mój brat
do nas dołączą i od razu obejmuje mnie ramieniem chcąc przygarnąć do siebie
moje ciało. Ja jednak szybko się uwalniam dyskretnie strącając jego ramię. Z
jakiegoś powodu nie chcę, żeby Louis to widział. Stoję z założonymi rękami, gdy
oni się witają. Rozmawiają o autach, co w ogóle mnie nie interesuje. Louis
patrzy na mnie kilka razy, nawet raz się uśmiecha. Tylko dlatego cierpliwie
czekam.
– Myślę
nad wyjazdem – stwierdza. – Chcę zmienić otoczenie i tor. Tutaj to nie ma
sensu. Róbcie to co robiliście przede mną.
– Wydaję
mi się, że wszyscy skorzystali by gdybyś zdecydował się zostać - wtrącam
patrząc pytająco na brata.
– Też tak
uważam – zgadza się Christophe. – Powinieneś do nas dołączyć.
– To chyba
nie jest dobry pomysł…
– Właśnie.
Nie jest – za plecami Louisa pojawia się… Harry.
Robi się
troszkę niezręcznie. Co on tu robi do jasnej cholery?! Dlaczego w ogóle się
wtrąca?
– Christophe,
powiedz coś… – trącam brata.
– Chcę
wyścigu jeden na jeden. Ty ze mną za tydzień. Trasę przygotuje Niall.
Przegrywasz i znikasz z miasta, nigdy nie wracasz. Rozumiesz? – Harry nie daje
dojść do słowa blondynowi.
– Harry,
nie powinieneś... – zaczynam, ale Christophe ucisza mnie gestem ręki. Zwariuję
zaraz.
– Powinieneś
rzucić rękawicę – stwierdza chłodno Louis.
– Proszę… – teraz próbuję uderzyć w niebieskookiego.
Nie podoba mi się to wszystko.
Louis
podaje rękę Harry’emu. Patrzą na siebie gniewie. Po chwili ten drugi odchodzi.
Boże jacy ci mężczyźni są głupi. Ciągle muszą coś innym udowadniać. Inaczej by
nie przeżyli. Kręcę głową i odwracam się idąc do domu. Nic tu po mnie.
Christophe
zostaje, nie idzie za mną. Dobrze wiem dlaczego. Będzie ponawiał propozycję
dołączenia do nas. Zastanawiam się o co tu chodzi. O co chodzi Harryemu?
Jaki on
może mieć problem do Louisa? Obaj z moim bratem zabrali mi szansę na poprawę
tego wieczoru. Wchodzę na górę i zamykam za sobą drzwi od pokoju. Muzyka wciąż
do mnie dochodzi, ale w jakiś sposób odcinam się od tego wszystkiego.
Ląduję
brzuchem na łóżko i naciągam na głowę poduszkę. Dlaczego wszystko zaczyna się
komplikować? Moje życie było spokojne w porównaniu z tym co dzieje się teraz.
Chciałabym zamknąć oczy i zasnąć. Niestety nie dam rady. Jest za głośno i za
wcześnie. Decyduję się na kąpiel. Podnoszę się z ciepłej pościeli i zmierzam do
swojej łazienki. Tu żadna rządna sexu para mi nie wleci. Zanurzam się w wodzie
z bąbelkami i odprężam. Nie myślę o niczym. A jeśli już to tylko o
przyjemności. O spokoju. To pomaga. Kiedy opuszczam łazienkę, dostaję zawału.
Louis siedzi na łóżku.
Automatycznie
moje ręce wędrują do ręcznika by mieć pewność, że za chwilę mi on nie spadnie.
Przestaję z nogi na nogę i patrzę na niego pytająco.
– Chciałem
twój numer. Nie moja wina, że ktoś co chwila się wpierdala. Nie miałem okazji
poprosić - lustruje mnie wzrokiem.
– Po to tu
przyszedłeś? – pytam cicho kompletnie zbita z tropu. Nie spodziewałam się
czegoś takiego.
– Tak.
Trochę trudno komunikować się na odległość. Chyba, że wolisz pisać listy. Nie
ma sprawy - wzrusza ramionami i uśmiecha się.
– Za
chwilę jedziesz i nie będę znać twojego adresu – podchodzę i zabieram mu z
dłoni jego komórkę. Łatwo odnajduję kontakty i wpisuję tam swój numer.
– Uważasz,
że przegram wyścig? – patrzy na mnie uważnie. Oddaję mu telefon. –Nie wiem
czego ten człowiek chce, ale walka to walka. Nie zamierzam jej przegrać. Jeśli
wyjadę, dowiesz się pierwsza. Rozważam ofertę twojego brata.
– Myślę,
że dobrze powinieneś to zrobić. Naprawdę dobrze możesz na tym wyjść. –mówię
całkowicie szczerze.
– Nie chcę
dotykać waszego szajsu – podnosi się z łóżka i podchodzi do mnie. Dotyka dłonią
mojego policzka.
Można
zobaczyć w nich wiele rzeczy. Co tylko się chce. A teraz widzę w nich swoje
odbicie. Mimowolnie na mojej twarzy
pojawia się uśmiech. Lou przyciąga mnie do siebie powolnym ruchem. Opieram się
o jego twardy tors. Przesuwa dłonią po moich mokrych włosach. Pozwalam mu na
to. Stoję w miejscu z rozchylonymi ustami i nie chcę, żeby przestawał. Pobudza
każdy mój nerw delikatnym dotykiem. Niczym więcej. I spojrzeniem. Patrzę mu w
oczy, są niebieskie, ale zauważam szare plamki.
Niebieskie oczy szybko rozpoczynają swoje czary. Kilka wyjątkowo długich
sekund i już jest po mnie.
– Nawet
nie wiesz, co chciałbym z tobą robić – szepcze, przesuwając długim palcem po
mojej szyi. Dotyka moich nagich ramion, a we mnie bucha żar. Chociaż drżę, nie
jest mi zimno. Jego dłoń obejmuje mój policzek, druga sunie w dół, ale nie
ściąga ręcznika. – Bez makijażu też jesteś piękna. Pamiętaj – głaska czule mój
policzek. – Ale lepiej się ubierz. Moja silna wolna nie jest z żelaza.
– Dobrze –
kiwam głową. – Poczekasz? – nie udaje mi się ukryć nadziei w głosie.
– Poczekam
– podchodzi do łóżka i siada.
Szybko
biorę czyste rzeczy i znikam w łazience. Jestem dziwnie podekscytowana. Może
jednak ten dzień nie jest taki zły. Przyszedł tu dla mnie. Patrzę w lustro i
sięgam po kosmetyki, ale rezygnuję. Po pierwsze dopiero się kąpałam, jest późno
i nie ma sensu. Po drugie powiedział, że mu się podobam. I nic nie mogę
poradzić na to, że tak bardzo mnie to cieszy. Zakładam rurki i czarną bluzkę w
kwiatki. Suszę włosy starannie je układając. Piszczę cicho i w duchu odbębniam
taniec szczęścia. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie chcę teraz o tym
myśleć. Wychodzę z łazienki z lekkim uśmiechem. Louis pół leży na moim łóżku,
czytając fragment książki, którą zostawiłam na stoliku.
– Wątpię,
żeby ci się podobało - mówię ubierając skarpetki. To podręcznik anatomii.
–
Dlaczego? Możemy poćwiczyć anatomię razem – porusza zabawnie brwiami.
– Może
innym razem – śmieję się zerkając na niego.
Podchodzę
do niego i biorę podręcznik. Chowam go do torby pod biurkiem. Nie potrzebuję,
żeby Christophe to widział.
Nie musi
wiedzieć o mnie wszystkiego. Oczywiście, nie oszukuję go, ale są pewne
sprawy... Też nie musi mi wszystkiego mówić. Louis łapie mnie za rękę i
przyciąga do siebie, wyrywając z myślenia.
– Może
innym razem – śmieję się zerkając na niego.
– Trzymam
za słowo – odkłada książkę i dźwiga się na nogi.
– Wracamy
na tę całą imprezę? – pytam robiąc palcami cudzysłów.
– Nie –
uśmiecha się. – Najpierw powiesz mi, co masz wspólnego ze Stylesem. Potem
pojedziemy gdzieś i coś ci pokażę.
– Poznałam
go jakiś czas temu – wzruszam ramionami.
– Więc
dlaczego zamierza brać udział i zg... przegrać? Z twojego powodu? Chyba nie
tylko go poznałaś.
– Możemy
już skończyć tę bezsensowną rozmowę? – proszę
go czując, że robi się niebezpiecznie.
– Ale ja
chciałbym wiedzieć. - upiera się.
– Głupota. Jest dla mnie obcym człowiekiem.
– A ja?
Kręcisz się obok, bo mam fajne auto? – uśmiecha się drwiąco.
Dlaczego
Harry miałby wyzywać Louisa przeze mnie? Nie jestem nikim ważnym, nie znamy
się. Dwa spotkania o niczym nie
świadczą.
– Z mojego
powodu? Wątpię, żeby to miało coś wspólnego ze mną – kręcę głową.
– Jesteś
nieznośny... – mruczę patrząc gdzieś w bok.
Łapie mój
podbródek i zmusza do patrzenia w oczy. Znowu to robi. Za chwilę nie będę w
stanie mu się oprzeć.
– Dobrze.
Chodźmy.
– Miałeś
mnie gdzieś zabrać – staram się myśleć o czymkolwiek tylko nie o tych
niebieskich tęczówkach.
Ku mojej
uldze wychodzimy nie zauważeni. Wsiadamy do auta bruneta i ten rusza. Dzisiaj
jest tak ciepło, mimo wieczoru. Nie poznaję pogody w Anglii, naprawdę. W ciszy
patrzę, gdzie jedziemy. Okazuje się, że do naszego lasu.
Jejciu jak
to brzmi. Nasze miejsce. Patrzę na mężczyznę pytająco. Co może chcieć mi tu
pokazać?
– Tu
będziemy sami - wyjaśnia Louis. – Nikt tu nie przyjedzie. Poza tym nie
widziałaś jednego szczegółu. Tutaj jest drewniany domek. Przy okazji go
kupiłem, wpisując dane i dając właścicielowi
od razu gotówkę.
Otwieram
szeroko usta ze zdziwienia. Jak mogłam nie zauważyć domu? Zapewne dlatego, że
za każdym razem gdy tu byłam, było już ciemno. Uderzam się ręką w czoło. Czasem
jestem naprawdę głupia. Ale skoro tu jest dom, to musi mieć piękny widok na
jezioro.
– Domek w
takim miejscu... fajna sprawa. – mówię cicho. Wychodzimy z auta i Louis
prowadzi mnie jakieś sto metrów między drzewa.
– Wchodź –
otwiera przede mną drzwi. Drewniany domek nie jest duży. Do wejścia prowadzą
schodki. Jest pomalowany na zielono, framugi okien na biało. Dach natomiast
jest czerwony. Oświetla to wszystko jedna lampa przy ogrodzeniu. Uśmiecham się
i przekraczam próg. Zarówno cały domek jak i pomieszczenia w nim wyglądają jak
wyciągnięte prosto z bajki.
– Posprzątałem
– mówi, wskazując na mały salon w którym stoi kanapa i fotel. Na podłodze leży
miękki, gruby dywan, a na nim znajduje się mały stolik do kawy. – Po prawo jest
niewielka sypialnia, mniejsza kuchnia i łazienka.
– Można tu
przyjechać i oderwać się od rzeczywistości.
– Ja bym
wolał w końcu do niej wrócić – mówi sucho i wchodzi do kuchni.
Strzelam
sobie mentalny policzek. Brawo, zapomniałam.
Robię mały obchód i idę do Louisa. Ściąga
właśnie z siebie koszulkę i opiera się o blat. Kuchnia rzeczywiście jest nie
duża. Stolik, kilka szafek, lodówka po prawej stronie oraz kuchenka i zlew
– Widzisz?
– Louis pokazuje na tatuaże na swoim
ciele.
–
Widziałam je już... – mówię słabo. Jego tors jest... Wow. Ręce aż świerzbią,
żeby go dotknąć. Ma nieziemskie ciało. Bez dwóch zdań.
– Tak.
Tworzą historię. Nie wiem jaką, musiałem mieć powód, żeby je zrobić. Coś tworzą
– wyjaśnia.
– Są
świetne – podchodzę trochę bliżej.
– Pomóż mi
ułożyć części tej historii – łapie moje dłonie i kładzie na swoim torsie.
Patrzę na
niego jeszcze przez chwilę i przenoszę wzrok na klatkę piersiową mężczyzny.
Powoli, milimetr po milimetrze śledzę ją opuszkami palców. Każdy mięsień czy
krzywość.
Dotykam
kontur tatuaży. Są różne, napis na klatce podoba mi się najbardziej. Na
ramionach są mniejsze rysunki, takie jak filiżanka do kawy czy deskorolka. Ma
również kółko i krzyżyk. Nie mogę się powstrzymać i moje dłonie zjeżdżają na
linię v, która jeszcze niżej zanika w bokserkach które widać spod nisko
założonych spodni.
Tym razem
to ja go dotykam i sprawia mi tę samą przyjemność jak na odwrót. Jest
umięśniony, ale nie przesadza. Jeśli oto chodzi jest podobny do Christophe'a.
Chciałabym kiedyś zobaczyć jak ćwiczy. Kiedy każdy jego mięsień jest napięty.
Gdy mój palec napotyka linie jego bielizny z powrotem kieruję się w górę. Tym
razem na żebra, a później ramiona.
Louis
patrzy na mnie uważnie, nasze oczy spotykają się. Łapie mnie za biodra i
dociska do blatu. Jęczę z bólu, ale jego usta miażdżą moje. To nie jest
delikatny, niepewny pocałunek. Jest przepełniony frustracją i brutalnością.
Oplatam ramionami szyję bruneta i staram się mu przekazać tyle samo emocji co
on mi. Drżę z podniecenia, to przez tę namiętność. Znów czuję żar w całym
ciele. Nie potrafię się odsunąć. Pragnę jego pocałunków. W chwilach przerwy
nasze oddechy wymieniają się, a już po chwili wargi znowu nawzajem atakują.
Wplątuję palce w jego włosy i jęczę podczas tego pocałunku. Działa na mnie tak
pobudzająco. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Nasze klatki
stykają się ze sobą. Jedna porusza się przy drugiej w równie chaotycznym
tempie. Czuję jak wsuwa dłonie pod moją bluzkę. Długie palce błądzą po moim
brzuchu, biodrach. Przechodzą mnie dreszcze, serce bije jak oszalałe. Myślałam,
że takie rzeczy dzieją się jedynie w książkach.
Odsuwam
się kawałek i opieram czoło o bark Louisa. Staram się unormować swój oddech.
Mężczyzna głaska mnie po plecach, co jest przyjemne. Przymykam oczy uśmiechając
się lekko. To takie miłe. Daję poczucie bezpieczeństwa i opieki. Przykładam
policzek do jego ciepłej skóry.
– Nie
mogłem się powstrzymać – śmieje się do mojego ucha.
– Myślę,
że powinniśmy spróbować znaleźć twoją przeszłość. Jeśli chcesz... –podnoszę
głowę by móc na niego spojrzeć.
– Boję się
tego kim naprawdę jestem, ale chcę. Chyba tak – mówi niepewnie.
– Może
masz dziewczynę, a może nawet żonę, a całujesz mnie zupełnie tego nie świadom.
– Myślę,
że czułbym to. Że kogoś kocham.
– Skoro
tak mówisz... – kiwam głową. Dopiero teraz orientuje się, że ręce bruneta nadal
są pod moją bluzką.
I nie
wygląda na to, że zamierza je zabrać. Pochyla się i muska ustami moją szyję.
–
Pragniesz mnie. Chcesz tego – szepcze.
Przymykam
powieki i odchylam głowę dając mu lepszy dostęp. Pocałunki jakie składa są
lekkie jak piórka. Jego słowa trafiają do mnie dopiero po chwili. Tak, pragnę
go. To wszystko co ze mną robi, jest uzależniające. Jestem podatna na dotyk,
spojrzenie, pocałunki Louisa.
Jestem
ciekawa co on myśli. Również tak na niego działam? Chciałabym żeby tak było.
– Hollyday
– jego dłonie suną po mej talii ku górze. Obejmuje obie piersi w koronkowym
staniku. – Powiedz to.
– Może
najpierw chcę to usłyszeć? – mruczę czując podniecenie.
– Co
chcesz usłyszeć? – prowokuje mnie, przesuwając wargami po moim podbródku.
–
Dokładnie to co ty – staram się brzmieć przynajmniej w połowie tak dobrze jak
on.
–
Dokładnie to co ja – powtarza. – Nie wiesz tego? Nie wiesz, że cię pragnę? W
każdy możliwy sposób - ściska moje piersi.
– O
Boże... – wzdycham zamykając oczy. To jak on na mnie działa jest nie fair. Może
zrobić wszystko, nie mam żadnych szans.
Odchylam
głowę do tyłu, ale tylko na moment. Po chwili łączy nasze usta w długim, tym
razem czułym i delikatnym pocałunku.
~*~Dzieje się, dzieje. Jak oceniacie ten rozdział? Czekamy na szczere komentarze, misie kolorowe.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńStyles musi chyba znać Louisa, jestem ciekawa dlaczego go nie lubi.
Hollyday i Louis >>>>>
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Oczywiście jestem ciekawa następnego ale głównie nurtuje mnie pytanie: co ma wspólnego Harry z Louisem? Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńKocham ten blog
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam
OdpowiedzUsuńFantastyczny
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńO boże mój.... pragne więcej!!
OdpowiedzUsuńFantastyczne
OdpowiedzUsuńKocham♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńNajlepszy *_*
OdpowiedzUsuńUwielbiam to mmm najlepsze :***
OdpowiedzUsuń