Louis
łapie mnie za ręce, a ja śmieję się głośno. Stoimy w oceanie, patrząc na siebie.
Woda obmywa nasze ciała. Jest ciepła, fale są delikatne. Od tafli odbija się
biały księżyc, który dziś jest w pełni. Cudowna okazja na nocną kąpiel. Sophia
kupiła mi bikini które mierzyłam w sklepie i spakowała je. Chlapię mężczyznę i
z całej siły pcham go przez co ląduje w wodzie.
Louis
wypływa i chwyta mnie za nogi. Teraz to ja jestem zanurzona aż po szyję. Płynie
w stronę brzegu, więc go doganiam.
– Ta woda
jest cudowna – mruczę owijając ramiona wokół jego talii.
– Ale
chyba już starczy, kochanie – mówi poważnie. – Chodź. Wychodzimy, zrobię nam
kolację.
– Dlaczego
ty, a nie ja? – robię smutną minę.
– A chcesz
ty? Proszę bardzo – patrzy na mnie przez ramię.
– Dobra –
uśmiecham się szeroko i wyprzedzam go biegnąc do naszego domku.
To taka
mała willa na brzegu wyspy. Louis bez problemu ją wynajął. Mając gotówkę nie
stanowi to żadnej przeszkody.
– Możesz
przygotować stół na tarasie. Tak ze świecami i nakryciem, hmm? – odwracam się
do niego.
– Pod
jednym warunkiem – zaznacza, unosząc rękę do góry.
Sięga po
ręcznik i owija go wokół bioder.
– Słucham –
kładę ręce na biodrach.
– Ubierzesz
białą sukienkę.
–W
porządku – zgadzam się od razu. Nie wiem nawet czy taką mam, ale skoro o tym
mówi...
– Okej –
idzie się przebrać i znika na tarasie.
Wchodzę do
naszej sypialni i najpierw idę po ręcznik. Wycieram dokładnie ciało, stojąc na
białym dywanie. Jest miły i puchaty. Uśmiecham się pod nosem i rozglądam. Każdy
szczegół całego domku jest uważnie zaplanowany. Został wykonany z drewna i
szkła, wyposażenie jest nowoczesne. Podchodzę do szafy stojącej przy oknie.
Odsuwam drzwi i zaglądam do środka. Zdążyłam wyjąć rzeczy, ale nie zauważyłam
pewnego pakunku. Na jednej z półek znajduję starannie zapakowaną, białą
sukienkę. Jest śliczna. Zabieram ją do łazienki i tam się w nią ubieram.
Rezygnuję z makijażu, a włosy zostawiam rozpuszczone. Są wilgotne od wody, ale
wyglądają w porządku, więc nie szukam suszarki. Kremuję ręce i wychodzę z
pomieszczenia. Tanecznym krokiem idę do dużej kuchni, połączonej z salonem. Przez
drzwi balkonowe widzę jak Louis krząta się przed domkiem. Jest mi z nim tak
dobrze... Niczego mi nie brakuje. Przynosi mi uśmiech, sprawia, że jestem
szczęśliwa. Wiem, co czuję i jestem tego pewna. Zakochałam się, a moje marzenie
spełniło się. Decyduję się przygotować rybę na parze. Mam tu wszystkie
potrzebne składniki. Uwijam całkiem szybko. Biorę naczynie z daniem i niosę na
taras. Staję w progu tarasu. Na stole palą się dwie duże świece, a na całym
patio rozstawione są mniejsze. Louis pali papierosa, siedząc na schodkach.
-
Następnym moim życzeniem będzie, żebyś przestał się truć – mówię, kładąc
jedzenie na stole. Uśmiecham się widząc to wszystko. Jedne co mi nie pasuje to
ten śmierdzący dym.
Louis
odwraca do mnie głowę.
- Mam ci
przypomnieć, jak zaczęłaś palić? Dobrze, że szybko o tym zapomniałaś - marszczy
brwi i podnosi się.
– Mógłbyś
wziąć przykład - mówię spokojnie. - Zapraszam na kolację - zmieniam temat i
czekam na bruneta.
Podchodzi
do mnie i lustruje mój strój wzrokiem. Widzę na jego twarzy satysfakcję.
- Podoba
ci się?
- Tak,
kurwa... Bardzo - przygryza dolną wargę i przeczesuje włosy palcami.
Uśmiecham
się szeroko i karze mu siadać sama zajmuję miejsce na jego kolanach. Tu jest mi
zdecydowanie lepiej niż na jakimkolwiek krześle. Do tego, kiedy obejmuje mnie
ręką w talii czuję się jeszcze lepiej. Nakładam nam jedzenie, a on smyra mnie
nosem po szyi. Próbuję to zignorować, żeby móc spokojnie zjeść i przy okazji
nakarmić jego.
– Będziesz
dobrze prowadzić dom – stwierdza. – Żartuję. Nie zabijaj mnie wzrokiem.
– Już mam
takich dwóch co nie chcą moich studiów… – żalę się.
– Dom nie
wyklucza studiów – wzrusza ramionami. – Jesteś dorosła i nadali ci prawo
decyzji za siebie.
– Ale
ojciec i Christophe...
– Co? No
co z nimi? – zaciska zęby. To drażliwy temat. Nie toleruje relacji z moim
bratem, wiem to. – Wydziedziczą cię?
– Będą
źli, a to dużo gorsze – wzdycham głaszcząc jego włosy, żeby się uspokoił.
Louis
wywraca tylko oczami. Sięga po kieliszek z winem. Nie komentuje już nic. Sama
upijam łyk ze swojego naczynia i daję mojemu chłopakowi do ust kolejną porcję
dania. Zjadamy całą kolację, popijając ją winem. Odsuwam talerze i patrzę na
zapalone świeczki. Oświetlają patio wraz z pomocą księżyca. To wygląda naprawdę
magicznie. Mogłabym tu spędzić całą noc przytulona do Lou patrząc w niebo.
Opieram
się o jego tors, gdy jest odchylony na tarasowym krześle. Ma na sobie białą
bokserkę i krótkie spodenki. Jeździ palcami po moim ramieniu, zsuwając
ramiączko sukienki. Jego pieszczoty i dotyk tylko mnie odprężają. Wprowadzają w
inny, błogi świat.
– Holly –
kładzie dłoń na moim udzie. – Nie jestem w stanie dłużej trzymać swojej woli na
wodzy. Pragnę cię. Od samego początku. Każdego fragmentu twojego ciała –
szepcze.
– Chyba
powinieneś wiedzieć, że ja... – z nerwów zaczynam gnieść swoje palce. –.. ja
nigdy nie..
– Wiem to –
odgarnia mi włosy z twarzy. – Język ciała.
– Możemy
się dzisiaj kochać? Tutaj? – niepewnie patrzę w jego niebieskie oczy chcąc
znaleźć tam spokój i miłość.
– Jeśli
tylko chcesz – pochyla się i całuje mnie w usta.
Łapię jego
twarz w dłonie i z oddaniem przyjmuję pieszczotę. Pocałunek przeradza się w
namiętność i zachłanność. Unoszę się i wstaję, by zaraz usiąść na Lou okrakiem.
Rozchylam wargi i już po chwili język bruneta gości w między moimi ustami.
Potrzebuję dosłownie kilku sekund i całkowicie dominuje nad moim. Wplatam palce
w jego włosy, ciągnąc za nie w przypływie pragnienia. Poruszam lekko biodrami,
mój oddech zdecydowanie przyspiesza. Podniecenie rośnie z każdą sekundą , ale
tu uczucie jest cudowne. Pragnę Louisa. Pragnę go tak samo bardzo jak on mnie.
To jeszcze
więcej niż w samolocie. Jeszcze więcej doznań, choć na razie to tylko dotyk i
pocałunek. Przesuwa dłońmi po moich udach. Ściska je, a ja unoszę biodra.
Podnosi się ze mną. Owijam nogami jego pas. Odrywam się od jego ust i opieram
czoło o jego. Patrzę mu przez chwilę w oczy po czym zaczynam całować jego
szczękę kierując się w stronę szyi. Podczas tego, czuję jak stawia mnie na
podłodze. Obydwoje jesteśmy boso. Odsuwam się, a Louis zsuwa moją sukienkę. Spuszczam
wzrok i wbijam go swoje stopy. Cholernie chciałabym być najpiękniejsza w jego
oczach. Nie wiem jak mnie widzi, czy wszystko we mnie mu się podoba. Mam
nadzieję, że tak. Przygryzam dolną wargę i zastanawiam się, czemu jestem taka
nieśmiała. Przy nim zawsze. Przy innych nie. Louis działa na mnie inaczej, coś
w tym jest.
– Piękna –
przesuwa palcami po moim dekolcie i przyciąga mnie do siebie. Całuje moją
szyję, sprawiając, że drżę.
Wkładam
powoli ręce pod biały podkoszulek. Jeżdżę opuszkami palców po jego zebrach
nigdzie się nie spiesząc. Poznajemy swoje ciała. On moje, ja jego. Powoli,
ponieważ noc jest długa. Nie wstydzę się, bo widzę w jego oczach podziw i
pragnienie. To idealne uczucie, kiedy całuje mnie, dotyka i pieści.
Kładziemy
się na kocu, leżącym przy świecach. Znajduję się na Lou, błądząc dłońmi po jego
ciele. Nasze usta łączą się w długich pocałunkach i nic nie jest teraz w stanie
nam przerwać.
Wiem, że
to wszystko co się dzieję i co jeszcze jest przed nami na zawsze zostanie w
mojej pamięci i sercu. Nasze dłonie pasują do siebie, jakby tak właśnie zostały
stworzone. Muska ustami moją szyję, a ja wzdycham. Bardzo wiele czuję tej nocy.
Pocałunki, powolne ruchy, które nie krzywdzą mnie w żaden sposób. Oddaję mu
się, bo wiem, że obydwoje tego chcemy.
~*~
Budzi mnie
nagły chłód. Niechętnie otwieram oczy i dostrzegam, że nadal jestem na tarasie.
Przytulona plecami do torsu Louisa leżę pod cienkim kocem. Ramię mężczyzny
ciasno oplata moją talię. Uśmiecham się pod nosem i przykrywam się pod samą
szyję. Do uszu dociera dźwięk fal i poranne rozmowy ptaków. Zamykam oczy,
wsłuchując się jak nowy dzień budzi się ze snu. Nagłe wspomnienia w mojej
głowie, powodują się, że jestem szczęśliwa i spełniona.
Nasz
związek wczoraj dopełnił siebie całkowicie. Byliśmy najbliżej jak to tylko
możliwe. Powoli się poruszam, oj będę to dzisiaj pamiętać. Jestem trochę
obolała, ale niczego nie mogę żałować. Przed moją twarzą pojawia się twarz
Louisa. Na usta od razu wpływa mi uśmiech. Cholernie chcę go pocałować, ale boję
się go obudzić. Postanawiam, więc jeszcze raz prześledzić wszystkie jego
tatuaże. Jestem strasznie ciekawa, jaką tworzą historię. Na przykład kompas.
Prowadzi go do domu? Albo sznur na nadgarstku. Jeszcze kilka pojedynczych na
ramionach. Nie ma ich tak wiele, jednak coś muszą znaczyć. Każdemu z nich
poświęcam tyle samo uwagi. Uwielbiam ciało tego mężczyzny. Jest dla mnie
wzorcem ideału. Całuję jego obojczyk i przesuwam usta w stronę szyi. Opieram
dłoń na jego torsie. Nie umiem się powstrzymać. Zasysam skórę w jednym miejscu
i naznaczam swojego chłopaka dosyć pokaźną malinką. Niech każda wie, że jest
mój.
Louis od
razu porusza się i przesuwa ręką po moich plecach, otwierając oczy. Patrzę na
niego z uśmiechem. Mruga kilkakrotnie, po czym odwzajemnia uśmiech. Jest
zaspany, włosy ma potargane. Artystyczny nieład.
– Hej –
mruczy i całuje mnie w usta.
– No cześć
– teraz ja łączę nasze wargi.
Obydwoje
się uśmiechamy. Przesuwa mnie i kładzie pod sobą. Patrzy mi w oczy, przesuwając
dłonią po moim biodrze.
- Pięknie
wyglądasz, gdy śpisz - mruczę odgarniając mu grzywkę z oczu.
– Co za
komplementy z rana – składa pocałunki na mojej twarzy.
- A jeszcze
ta malinka... - śmieję się.
- Zabiję -
kręci głową i schodzi ustami na dekolt.
Wplatam
palce w jego włosy, wyginając się. Cały czas się śmieję. No dobrze, może potem…
jęczę. Zwłaszcza, gdy jego usta obsypują pocałunkami wewnętrzną stronę mojego
uda i muskają kobiecość. Ten poranek jest najlepszym w całym moim życiu.
***
Louis
spaceruje po plaży, rozmawiając przez telefon z moim bratem. Nie jest to chyba
spokojna dyskusja, bo widzę jak się denerwuje. Wzdycham i odsuwam się od okna.
Nasze wakacje trwają już tydzień i pozostało nam trzy dni. Każdą godzinę dobrze
wykorzystujemy. Plaża, łóżko... Łóżko, kąpiel. Muszę powiedzieć, że nie nudzę
się, a wręcz przeciwnie, jest doskonale.
W samych
majtkach i koszulce na ramiączka wychodzę z domku. W ręce trzymam szklankę z
drinkiem. Tutaj nikt nie ma szans mnie zobaczyć, a nawet jak to... mam na to
wylane. Podoba mi się moje ciało, bo podoba się ono Louisowi. Teraz nawet lubię
patrzeć na siebie w lustrze. Nie będę narzekać. Poza tym jest tutaj dużo
atrakcji, a dzięki temu jestem aktywna. No i seks... Przecież to fizyczny wysiłek.
My się nie oszczędzamy. Opieram się o balustradę przy schodach które łączą nasz
domek z plażą. Przyglądam się jak mięśnie Louisa napinają się z każdą minutą od
nowa. Musi być serio wściekły. Czy nadejdzie taki dzień, gdy oni się pogodzą
albo dogadają? To taka walka, choć mój brat się nie przyzna. Przecież już sobie
odpuścił. Biorę łyk alkoholu i kręcę głową. Będę musiała coś wymyślić, bo
pewnego dnia wymknął się potajemnie i pozabijają. Louis prawie rzuca komórką na
piach, ale chyba przypomina sobie, że wtedy może przestać działa. Chowa ją do
kieszeni jeansowych spodenek. Widzę jak kuca i ciągnie się za włosy.
Odstawiam
szklankę i ruszam w jego stronę. Chcę wiedzieć co się stało.
Kładę dłoń
na jego ramieniu, więc podnosi głowę i patrzy na mnie. Lustruje mój ubiór
wzrokiem.
– Co się
stało? – pytam cicho. Chcę mu pomóc rozwiązać problem.
– Nic.
Twój brat chce mi wcisnąć w transport narkotyki. Tyle, że mam to zrobić w
Ameryce. Najpierw promem, a potem trasa do Detroit. Wyobraź sobie ile to jest
kilometrów i jakie ryzyko – wzdycha i podnosi się.
– To tego
nie zrobisz i już – wzruszam ramionami. – Rozwiązała twój problem. Widzisz? Co
ty byś beze mnie zrobił? - kręcę głową.
– Nie za
bardzo mogę. To taka transakcja wiązana. Pracuję dla niego albo wyjeżdżam.
– Co? –
marsze brwi. Jakoś obaj zapomnieli mi o tym wspomnieć.
– Po
prostu twój brat uważa, że jestem mu niezbędny. Ale w łatwy sposób może się
mnie pozbyć.
– Jest
idiotą – mruczę. – Porozmawiam z nim.
– Nie
jestem dzieckiem, poradzę sobie.
– Jeśli
pojedziesz to ja z tobą – zastrzegam i wracam na taras. Siadam na deskach i
Wypijam resztę drinka.
– Chodź,
zrobimy obiad. A o podróży zapomnij – łapie mnie i przerzuca przez ramię,
wcześniej zabierając szklankę.
- Nie mam
zamiaru puścić cię samego - mówię stanowczo.
- Nie.
Koniec - klepie mnie w tyłek i podrzuca. Jeczę głośno. Louis stawia mnie na
podłodze w kuchni i zaciera ręce. - Kurczak ze szpinakiem i mozarellą, co pani
na to? - mówi z francuskim akcentem.
- Niech
będzie - nie potrafię być zła i zaczynam się śmiać.
- Ach tak,
więc trzeba wyjąć kuciaka - mruga do mnie i podchodzi do lodówki.
Ja zajmuję
się przygotowaniem farszu.
Mój
chłopak włącza muzykę. Bon Jovi rozchodzi się po pomieszczeniu. Wszystko prawie gotowe, kiedy Louis łapie
mnie za biodra i sadza na wyspie. Staje między moimi nogami.
- Co jest?
- pytam kompletnie zdezorientowana.
- Co ma
być? - marszczy brwi i przybliża się.
- Mieliśmy
jeść... - pokazuje na stół.
- I co?
Zmiana planów - Nie pozwala mi odpowiedzieć, bo wpija się w moje usta.
Zdziwiona
oddaję pocałunek jednak nie jestem w stanie dorównać mężczyźnie.
–
Paradujesz w samych majtkach i uważasz, że to na mnie nie działa? - wsuwa
dłonie pod moją koszulkę.
– Ty
chcesz... – znów nie mogę dokończyć, bo mocno mnie całuje.
Odsuwa się
tylko na moment, by rzucić moją bluzkę na podłogę. Jednak szybko jego usta z
powrotem atakują moje. Mruczę i ciągnę go za włosy. Na oślep próbuję ściągnąć
jego koszulkę
Louis
kręci głową i kuca. Przysuwa mnie na sam brzeg blatu. Opieram dłonie płasko na
wyspie szybko oddychając. Nie mam na sobie stanika. Po chwili i majtki lądują
na podłodze.
Patrzę na
niego kompletnie oszołomiona. To wszystko dzieje się tak szybko. Całuje moje
udo, przybliżając się do kobiecości.
– Louis,
chyba... – urywam czując jego usta właśnie tam.
Tak jak
tam tego poranka, robi to perfekcyjnie. Jego język wsuwa się we mnie i pieści. Nie
jestem w stanie powstrzymać krzyków i jęków. Jest po prostu za dobry. Jestem
prawie na granicy przyjemności, ale on przestaje. Łapię oddech i patrzę na
niego zaskoczona. Łaczy nasze usta, nie pozwalając mi o nic zapytać. Wchodzi we
mnie chwilę później. Wbijam mocno paznokcie w jego ramiona i przygryzam wargę
aż do krwi. Teraz jednak w ogóle nie czuję bólu. Obydwoje wiemy czego
pragniemy. Ruchy są mocne, szybkie. Nie jestem w stanie opisać tego, co czuję.
Chyba
będę musiała zacząć brać jakieś pigułki. Macierzyństwo nie jest na liście moich
priorytetów. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Nie, kiedy zaczynam żyć.
Kiedy jest mi dobrze w związku i wiem do czego dążę. Moim następnym celem jest
przekonanie taty co do moich studiów. Chcę wreszcie rozwijać należycie swoją
pasję. A kolejnym... kolejnym przeprowadzka. Tak, zdecydowanie. Chcę mieszkać z
Lou. Wolałabym jednak, żeby to on wyszedł z tą inicjatywą. To się jeszcze
zobaczy. Na razie zostały nam cudowne chwile w tym ziemskim raju.
– Halo,
Hollyday – Louis macha mi ręką przed oczami, poprawiając drugą spodnie. – Gdzie
odpływasz?
–
Przepraszam… – kręcę głową szukając swojej bielizny.
Podaje mi
ją, a ja się ubieram. Pomaga mi zejść z blatu i jeszcze całuje.
– Jesteś
najlepszy – mruczę. Siadamy wreszcie do stołu i zjadamy nasz obiad. Tym razem
deser był pierwszy.
Ale
posiłek dobrze nam wyszedł, bo współpraca nam służy. Przy nim nauczyłam się
lepiej gotować i polubiłam to.
– Mogłabym
stąd nie wracać – przerywam ciszę między nami.
– Ja też –
łapie mnie za rękę. – Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Poza tym
pomagasz mi i pamiętam coraz więcej urywków.
–
Naprawdę? – ściskam jego dłoń. – Opowiedz mi.
– Pamiętam
więcej przeszłości i dzieciństwa. Jestem z Anglii, to chyba małe miasto.
Pamiętam twarz mamy i bodajże rodzeństwa, miałem siostry. Potem przenoszę się
do szkoły i przypominam sobie budynek liceum oraz boisko. Wydaję mi się, że
grałem tam w piłkę.
– Lubisz
grać? – dopytuję.
Kiwa głową
i splata nasze palce. Obserwuję go i widzę, jak zamyka oczy koncentrując się na
wspomnieniach. Nie odzywam chcąc mu na to w pełni pozwolić. Po prostu na niego
patrzę.
Po chwili
Louis zaczyna opowiadać. Historia nie jest szczegółowa i nie klei się, ale
jakiś sens ma. Pamięta więcej nastoletniego życia niż tego przed wypadkiem. To
i tak jest postęp. Amnezja powoli ustępuje. Cieszy mnie to, ale przede
wszystkim dlatego, że widzę jakie to ważne dla bruneta. Myślę, że nie łatwo być
pogubionym w swoim życiu. Nikomu tego nie życzę i sama nie potrafię sobie
wyobrazić braku pamięci. Po prostu nie umiem. Wszystko byłoby nieznane, a
bliscy mi ludzie obcy.
Gdy znów
jest mi dane zobaczyć niebieskie tęczówki uśmiecham się. Wstaję i podchodzę do
Louisa. Całuję jego policzek.
– Chodźmy
na spacer.
– Dobry
pomysł – podnosi się i obejmuje mnie w talii. – Ale ubierz się. Proszę.
Śmieję się
i idę po sukienkę, którą wczoraj wyciągnęłam. Zakładam pomarańczowy materiał i
przeczesuję włosy. Związuję je w kucyka, by było wygodniej. Opaliłam się, co
bardzo mi się podoba. W Londynie nie mam na to szans przy takiej pogodzie.
Kocham <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńKocham 💕
OdpowiedzUsuńI love
OdpowiedzUsuń