wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 16

Louis łapie mnie za ręce, a ja śmieję się głośno. Stoimy w oceanie, patrząc na siebie. Woda obmywa nasze ciała. Jest ciepła, fale są delikatne. Od tafli odbija się biały księżyc, który dziś jest w pełni. Cudowna okazja na nocną kąpiel. Sophia kupiła mi bikini które mierzyłam w sklepie i spakowała je. Chlapię mężczyznę i z całej siły pcham go przez co ląduje w wodzie.
Louis wypływa i chwyta mnie za nogi. Teraz to ja jestem zanurzona aż po szyję. Płynie w stronę brzegu, więc go doganiam.
– Ta woda jest cudowna – mruczę owijając ramiona wokół jego talii.
– Ale chyba już starczy, kochanie – mówi poważnie. – Chodź. Wychodzimy, zrobię nam kolację.
– Dlaczego ty, a nie ja? – robię smutną minę.
– A chcesz ty? Proszę bardzo – patrzy na mnie przez ramię.
– Dobra – uśmiecham się szeroko i wyprzedzam go biegnąc do naszego domku.
To taka mała willa na brzegu wyspy. Louis bez problemu ją wynajął. Mając gotówkę nie stanowi to żadnej przeszkody.
– Możesz przygotować stół na tarasie. Tak ze świecami i nakryciem, hmm? – odwracam się do niego.
– Pod jednym warunkiem – zaznacza, unosząc rękę do góry.
Sięga po ręcznik i owija go wokół bioder.
– Słucham – kładę ręce na biodrach.
– Ubierzesz białą sukienkę.
–W porządku – zgadzam się od razu. Nie wiem nawet czy taką mam, ale skoro o tym mówi...
– Okej – idzie się przebrać i znika na tarasie.
Wchodzę do naszej sypialni i najpierw idę po ręcznik. Wycieram dokładnie ciało, stojąc na białym dywanie. Jest miły i puchaty. Uśmiecham się pod nosem i rozglądam. Każdy szczegół całego domku jest uważnie zaplanowany. Został wykonany z drewna i szkła, wyposażenie jest nowoczesne. Podchodzę do szafy stojącej przy oknie. Odsuwam drzwi i zaglądam do środka. Zdążyłam wyjąć rzeczy, ale nie zauważyłam pewnego pakunku. Na jednej z półek znajduję starannie zapakowaną, białą sukienkę. Jest śliczna. Zabieram ją do łazienki i tam się w nią ubieram. Rezygnuję z makijażu, a włosy zostawiam rozpuszczone. Są wilgotne od wody, ale wyglądają w porządku, więc nie szukam suszarki. Kremuję ręce i wychodzę z pomieszczenia. Tanecznym krokiem idę do dużej kuchni, połączonej z salonem. Przez drzwi balkonowe widzę jak Louis krząta się przed domkiem. Jest mi z nim tak dobrze... Niczego mi nie brakuje. Przynosi mi uśmiech, sprawia, że jestem szczęśliwa. Wiem, co czuję i jestem tego pewna. Zakochałam się, a moje marzenie spełniło się. Decyduję się przygotować rybę na parze. Mam tu wszystkie potrzebne składniki. Uwijam całkiem szybko. Biorę naczynie z daniem i niosę na taras. Staję w progu tarasu. Na stole palą się dwie duże świece, a na całym patio rozstawione są mniejsze. Louis pali papierosa, siedząc na schodkach.
- Następnym moim życzeniem będzie, żebyś przestał się truć – mówię, kładąc jedzenie na stole. Uśmiecham się widząc to wszystko. Jedne co mi nie pasuje to ten śmierdzący dym.
Louis odwraca do mnie głowę.
- Mam ci przypomnieć, jak zaczęłaś palić? Dobrze, że szybko o tym zapomniałaś - marszczy brwi i podnosi się.
– Mógłbyś wziąć przykład - mówię spokojnie. - Zapraszam na kolację - zmieniam temat i czekam na bruneta.
Podchodzi do mnie i lustruje mój strój wzrokiem. Widzę na jego twarzy satysfakcję.
- Podoba ci się?
- Tak, kurwa... Bardzo - przygryza dolną wargę i przeczesuje włosy palcami.
Uśmiecham się szeroko i karze mu siadać sama zajmuję miejsce na jego kolanach. Tu jest mi zdecydowanie lepiej niż na jakimkolwiek krześle. Do tego, kiedy obejmuje mnie ręką w talii czuję się jeszcze lepiej. Nakładam nam jedzenie, a on smyra mnie nosem po szyi. Próbuję to zignorować, żeby móc spokojnie zjeść i przy okazji nakarmić jego.
– Będziesz dobrze prowadzić dom – stwierdza. – Żartuję. Nie zabijaj mnie wzrokiem.
– Już mam takich dwóch co nie chcą moich studiów… – żalę się.
– Dom nie wyklucza studiów – wzrusza ramionami. – Jesteś dorosła i nadali ci prawo decyzji za siebie.
– Ale ojciec i Christophe...
– Co? No co z nimi? – zaciska zęby. To drażliwy temat. Nie toleruje relacji z moim bratem, wiem to. – Wydziedziczą cię?
– Będą źli, a to dużo gorsze – wzdycham głaszcząc jego włosy, żeby się uspokoił.
Louis wywraca tylko oczami. Sięga po kieliszek z winem. Nie komentuje już nic. Sama upijam łyk ze swojego naczynia i daję mojemu chłopakowi do ust kolejną porcję dania. Zjadamy całą kolację, popijając ją winem. Odsuwam talerze i patrzę na zapalone świeczki. Oświetlają patio wraz z pomocą księżyca. To wygląda naprawdę magicznie. Mogłabym tu spędzić całą noc przytulona do Lou patrząc w niebo.
Opieram się o jego tors, gdy jest odchylony na tarasowym krześle. Ma na sobie białą bokserkę i krótkie spodenki. Jeździ palcami po moim ramieniu, zsuwając ramiączko sukienki. Jego pieszczoty i dotyk tylko mnie odprężają. Wprowadzają w inny, błogi świat.
– Holly – kładzie dłoń na moim udzie. – Nie jestem w stanie dłużej trzymać swojej woli na wodzy. Pragnę cię. Od samego początku. Każdego fragmentu twojego ciała – szepcze.
– Chyba powinieneś wiedzieć, że ja... – z nerwów zaczynam gnieść swoje palce. –.. ja nigdy nie..
– Wiem to – odgarnia mi włosy z twarzy. – Język ciała.
– Możemy się dzisiaj kochać? Tutaj? – niepewnie patrzę w jego niebieskie oczy chcąc znaleźć tam spokój i miłość.
– Jeśli tylko chcesz – pochyla się i całuje mnie w usta.
Łapię jego twarz w dłonie i z oddaniem przyjmuję pieszczotę. Pocałunek przeradza się w namiętność i zachłanność. Unoszę się i wstaję, by zaraz usiąść na Lou okrakiem. Rozchylam wargi i już po chwili język bruneta gości w między moimi ustami. Potrzebuję dosłownie kilku sekund i całkowicie dominuje nad moim. Wplatam palce w jego włosy, ciągnąc za nie w przypływie pragnienia. Poruszam lekko biodrami, mój oddech zdecydowanie przyspiesza. Podniecenie rośnie z każdą sekundą , ale tu uczucie jest cudowne. Pragnę Louisa. Pragnę go tak samo bardzo jak on mnie.
To jeszcze więcej niż w samolocie. Jeszcze więcej doznań, choć na razie to tylko dotyk i pocałunek. Przesuwa dłońmi po moich udach. Ściska je, a ja unoszę biodra. Podnosi się ze mną. Owijam nogami jego pas. Odrywam się od jego ust i opieram czoło o jego. Patrzę mu przez chwilę w oczy po czym zaczynam całować jego szczękę kierując się w stronę szyi. Podczas tego, czuję jak stawia mnie na podłodze. Obydwoje jesteśmy boso. Odsuwam się, a Louis zsuwa moją sukienkę. Spuszczam wzrok i wbijam go swoje stopy. Cholernie chciałabym być najpiękniejsza w jego oczach. Nie wiem jak mnie widzi, czy wszystko we mnie mu się podoba. Mam nadzieję, że tak. Przygryzam dolną wargę i zastanawiam się, czemu jestem taka nieśmiała. Przy nim zawsze. Przy innych nie. Louis działa na mnie inaczej, coś w tym jest.
– Piękna – przesuwa palcami po moim dekolcie i przyciąga mnie do siebie. Całuje moją szyję, sprawiając, że drżę.
Wkładam powoli ręce pod biały podkoszulek. Jeżdżę opuszkami palców po jego zebrach nigdzie się nie spiesząc. Poznajemy swoje ciała. On moje, ja jego. Powoli, ponieważ noc jest długa. Nie wstydzę się, bo widzę w jego oczach podziw i pragnienie. To idealne uczucie, kiedy całuje mnie, dotyka i pieści.
Kładziemy się na kocu, leżącym przy świecach. Znajduję się na Lou, błądząc dłońmi po jego ciele. Nasze usta łączą się w długich pocałunkach i nic nie jest teraz w stanie nam przerwać.
Wiem, że to wszystko co się dzieję i co jeszcze jest przed nami na zawsze zostanie w mojej pamięci i sercu. Nasze dłonie pasują do siebie, jakby tak właśnie zostały stworzone. Muska ustami moją szyję, a ja wzdycham. Bardzo wiele czuję tej nocy. Pocałunki, powolne ruchy, które nie krzywdzą mnie w żaden sposób. Oddaję mu się, bo wiem, że obydwoje tego chcemy.
~*~
Budzi mnie nagły chłód. Niechętnie otwieram oczy i dostrzegam, że nadal jestem na tarasie. Przytulona plecami do torsu Louisa leżę pod cienkim kocem. Ramię mężczyzny ciasno oplata moją talię. Uśmiecham się pod nosem i przykrywam się pod samą szyję. Do uszu dociera dźwięk fal i poranne rozmowy ptaków. Zamykam oczy, wsłuchując się jak nowy dzień budzi się ze snu. Nagłe wspomnienia w mojej głowie, powodują się, że jestem szczęśliwa i spełniona.
Nasz związek wczoraj dopełnił siebie całkowicie. Byliśmy najbliżej jak to tylko możliwe. Powoli się poruszam, oj będę to dzisiaj pamiętać. Jestem trochę obolała, ale niczego nie mogę żałować. Przed moją twarzą pojawia się twarz Louisa. Na usta od razu wpływa mi uśmiech. Cholernie chcę go pocałować, ale boję się go obudzić. Postanawiam, więc jeszcze raz prześledzić wszystkie jego tatuaże. Jestem strasznie ciekawa, jaką tworzą historię. Na przykład kompas. Prowadzi go do domu? Albo sznur na nadgarstku. Jeszcze kilka pojedynczych na ramionach. Nie ma ich tak wiele, jednak coś muszą znaczyć. Każdemu z nich poświęcam tyle samo uwagi. Uwielbiam ciało tego mężczyzny. Jest dla mnie wzorcem ideału. Całuję jego obojczyk i przesuwam usta w stronę szyi. Opieram dłoń na jego torsie. Nie umiem się powstrzymać. Zasysam skórę w jednym miejscu i naznaczam swojego chłopaka dosyć pokaźną malinką. Niech każda wie, że jest mój.
Louis od razu porusza się i przesuwa ręką po moich plecach, otwierając oczy. Patrzę na niego z uśmiechem. Mruga kilkakrotnie, po czym odwzajemnia uśmiech. Jest zaspany, włosy ma potargane. Artystyczny nieład.
– Hej – mruczy i całuje mnie w usta.
– No cześć – teraz ja łączę nasze wargi.
Obydwoje się uśmiechamy. Przesuwa mnie i kładzie pod sobą. Patrzy mi w oczy, przesuwając dłonią po moim biodrze.
- Pięknie wyglądasz, gdy śpisz - mruczę odgarniając mu grzywkę z oczu.
– Co za komplementy z rana – składa pocałunki na mojej twarzy.
- A jeszcze ta malinka... - śmieję się.
- Zabiję - kręci głową i schodzi ustami na dekolt.
Wplatam palce w jego włosy, wyginając się. Cały czas się śmieję. No dobrze, może potem… jęczę. Zwłaszcza, gdy jego usta obsypują pocałunkami wewnętrzną stronę mojego uda i muskają kobiecość. Ten poranek jest najlepszym w całym moim życiu.
***
Louis spaceruje po plaży, rozmawiając przez telefon z moim bratem. Nie jest to chyba spokojna dyskusja, bo widzę jak się denerwuje. Wzdycham i odsuwam się od okna. Nasze wakacje trwają już tydzień i pozostało nam trzy dni. Każdą godzinę dobrze wykorzystujemy. Plaża, łóżko... Łóżko, kąpiel. Muszę powiedzieć, że nie nudzę się, a wręcz przeciwnie, jest doskonale.
W samych majtkach i koszulce na ramiączka wychodzę z domku. W ręce trzymam szklankę z drinkiem. Tutaj nikt nie ma szans mnie zobaczyć, a nawet jak to... mam na to wylane. Podoba mi się moje ciało, bo podoba się ono Louisowi. Teraz nawet lubię patrzeć na siebie w lustrze. Nie będę narzekać. Poza tym jest tutaj dużo atrakcji, a dzięki temu jestem aktywna. No i seks... Przecież to fizyczny wysiłek. My się nie oszczędzamy. Opieram się o balustradę przy schodach które łączą nasz domek z plażą. Przyglądam się jak mięśnie Louisa napinają się z każdą minutą od nowa. Musi być serio wściekły. Czy nadejdzie taki dzień, gdy oni się pogodzą albo dogadają? To taka walka, choć mój brat się nie przyzna. Przecież już sobie odpuścił. Biorę łyk alkoholu i kręcę głową. Będę musiała coś wymyślić, bo pewnego dnia wymknął się potajemnie i pozabijają. Louis prawie rzuca komórką na piach, ale chyba przypomina sobie, że wtedy może przestać działa. Chowa ją do kieszeni jeansowych spodenek. Widzę jak kuca i ciągnie się za włosy.
Odstawiam szklankę i ruszam w jego stronę. Chcę wiedzieć co się stało.
Kładę dłoń na jego ramieniu, więc podnosi głowę i patrzy na mnie. Lustruje mój ubiór wzrokiem.
– Co się stało? – pytam cicho. Chcę mu pomóc rozwiązać problem.
– Nic. Twój brat chce mi wcisnąć w transport narkotyki. Tyle, że mam to zrobić w Ameryce. Najpierw promem, a potem trasa do Detroit. Wyobraź sobie ile to jest kilometrów i jakie ryzyko – wzdycha i podnosi się.
– To tego nie zrobisz i już – wzruszam ramionami. – Rozwiązała twój problem. Widzisz? Co ty byś beze mnie zrobił? - kręcę głową.
– Nie za bardzo mogę. To taka transakcja wiązana. Pracuję dla niego albo wyjeżdżam.
– Co? – marsze brwi. Jakoś obaj zapomnieli mi o tym wspomnieć.
– Po prostu twój brat uważa, że jestem mu niezbędny. Ale w łatwy sposób może się mnie pozbyć.
– Jest idiotą – mruczę. – Porozmawiam z nim.
– Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie.
– Jeśli pojedziesz to ja z tobą – zastrzegam i wracam na taras. Siadam na deskach i Wypijam resztę drinka.
– Chodź, zrobimy obiad. A o podróży zapomnij – łapie mnie i przerzuca przez ramię, wcześniej zabierając szklankę.
- Nie mam zamiaru puścić cię samego - mówię stanowczo.
- Nie. Koniec - klepie mnie w tyłek i podrzuca. Jeczę głośno. Louis stawia mnie na podłodze w kuchni i zaciera ręce. - Kurczak ze szpinakiem i mozarellą, co pani na to? - mówi z francuskim akcentem.
- Niech będzie - nie potrafię być zła i zaczynam się śmiać.
- Ach tak, więc trzeba wyjąć kuciaka - mruga do mnie i podchodzi do lodówki.
Ja zajmuję się przygotowaniem farszu.
Mój chłopak włącza muzykę. Bon Jovi rozchodzi się po pomieszczeniu.  Wszystko prawie gotowe, kiedy Louis łapie mnie za biodra i sadza na wyspie. Staje między moimi nogami.
- Co jest? - pytam kompletnie zdezorientowana.
- Co ma być? - marszczy brwi i przybliża się.
- Mieliśmy jeść... - pokazuje na stół.
- I co? Zmiana planów - Nie pozwala mi odpowiedzieć, bo wpija się w moje usta.
Zdziwiona oddaję pocałunek jednak nie jestem w stanie dorównać mężczyźnie.
– Paradujesz w samych majtkach i uważasz, że to na mnie nie działa? - wsuwa dłonie pod moją koszulkę.
– Ty chcesz... – znów nie mogę dokończyć, bo mocno mnie całuje.
Odsuwa się tylko na moment, by rzucić moją bluzkę na podłogę. Jednak szybko jego usta z powrotem atakują moje. Mruczę i ciągnę go za włosy. Na oślep próbuję ściągnąć jego koszulkę
Louis kręci głową i kuca. Przysuwa mnie na sam brzeg blatu. Opieram dłonie płasko na wyspie szybko oddychając. Nie mam na sobie stanika. Po chwili i majtki lądują na podłodze.
Patrzę na niego kompletnie oszołomiona. To wszystko dzieje się tak szybko. Całuje moje udo, przybliżając się do kobiecości.
– Louis, chyba... – urywam czując jego usta właśnie tam.
Tak jak tam tego poranka, robi to perfekcyjnie. Jego język wsuwa się we mnie i pieści. Nie jestem w stanie powstrzymać krzyków i jęków. Jest po prostu za dobry. Jestem prawie na granicy przyjemności, ale on przestaje. Łapię oddech i patrzę na niego zaskoczona. Łaczy nasze usta, nie pozwalając mi o nic zapytać. Wchodzi we mnie chwilę później. Wbijam mocno paznokcie w jego ramiona i przygryzam wargę aż do krwi. Teraz jednak w ogóle nie czuję bólu. Obydwoje wiemy czego pragniemy. Ruchy są mocne, szybkie. Nie jestem w stanie opisać tego, co czuję. Chyba będę musiała zacząć brać jakieś pigułki. Macierzyństwo nie jest na liście moich priorytetów. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz. Nie, kiedy zaczynam żyć. Kiedy jest mi dobrze w związku i wiem do czego dążę. Moim następnym celem jest przekonanie taty co do moich studiów. Chcę wreszcie rozwijać należycie swoją pasję. A kolejnym... kolejnym przeprowadzka. Tak, zdecydowanie. Chcę mieszkać z Lou. Wolałabym jednak, żeby to on wyszedł z tą inicjatywą. To się jeszcze zobaczy. Na razie zostały nam cudowne chwile w tym ziemskim raju.
– Halo, Hollyday – Louis macha mi ręką przed oczami, poprawiając drugą spodnie. – Gdzie odpływasz?
– Przepraszam… – kręcę głową szukając swojej bielizny.
Podaje mi ją, a ja się ubieram. Pomaga mi zejść z blatu i jeszcze całuje.
– Jesteś najlepszy – mruczę. Siadamy wreszcie do stołu i zjadamy nasz obiad. Tym razem deser był pierwszy.
Ale posiłek dobrze nam wyszedł, bo współpraca nam służy. Przy nim nauczyłam się lepiej gotować i polubiłam to.
– Mogłabym stąd nie wracać – przerywam ciszę między nami.
– Ja też – łapie mnie za rękę. – Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Poza tym pomagasz mi i pamiętam coraz więcej urywków.
– Naprawdę? – ściskam jego dłoń. – Opowiedz mi.
– Pamiętam więcej przeszłości i dzieciństwa. Jestem z Anglii, to chyba małe miasto. Pamiętam twarz mamy i bodajże rodzeństwa, miałem siostry. Potem przenoszę się do szkoły i przypominam sobie budynek liceum oraz boisko. Wydaję mi się, że grałem tam w piłkę.
– Lubisz grać? – dopytuję.
Kiwa głową i splata nasze palce. Obserwuję go i widzę, jak zamyka oczy koncentrując się na wspomnieniach. Nie odzywam chcąc mu na to w pełni pozwolić. Po prostu na niego patrzę.
Po chwili Louis zaczyna opowiadać. Historia nie jest szczegółowa i nie klei się, ale jakiś sens ma. Pamięta więcej nastoletniego życia niż tego przed wypadkiem. To i tak jest postęp. Amnezja powoli ustępuje. Cieszy mnie to, ale przede wszystkim dlatego, że widzę jakie to ważne dla bruneta. Myślę, że nie łatwo być pogubionym w swoim życiu. Nikomu tego nie życzę i sama nie potrafię sobie wyobrazić braku pamięci. Po prostu nie umiem. Wszystko byłoby nieznane, a bliscy mi ludzie obcy.
Gdy znów jest mi dane zobaczyć niebieskie tęczówki uśmiecham się. Wstaję i podchodzę do Louisa. Całuję jego policzek.
– Chodźmy na spacer.
– Dobry pomysł – podnosi się i obejmuje mnie w talii. – Ale ubierz się. Proszę.

Śmieję się i idę po sukienkę, którą wczoraj wyciągnęłam. Zakładam pomarańczowy materiał i przeczesuję włosy. Związuję je w kucyka, by było wygodniej. Opaliłam się, co bardzo mi się podoba. W Londynie nie mam na to szans przy takiej pogodzie.

5 komentarzy: