środa, 20 lipca 2016

Rozdział 3 część II

~Louis~
Wychodzę z celi, a strażnik zapina kajdanki na moich nadgarstkach. Szerokim korytarzem prowadzi mnie na tyły komisariatu, gdzie zamierza przesłuchać mnie prokurator. Trzeci tydzień. Dwadzieścia jeden dni.
Samotność.
Ból.
Tęsknota.
Rozgoryczenie.
Nie potrafię radzić sobie z emocjami i coraz częściej wyładowuję się na ścianie. Moje pięści są już starte od mocnych uderzeń. Siedzieć za niewinność? Największa kara. Do tego odebrali mi wszystko, co miałem i co było najważniejsze. Jedyne co wraca to coraz więcej wspomnień. Powoli zaczynają się układać w logiczną całość, ale najnowszej przyszłości jeszcze nie pamiętam. Spokojnie, teraz będę miał długo czasu. Nikt w mojej sprawie nie może zeznawać. Styles uciekł, a Malik leży w szpitalu – tyle wiem. Jestem sam w tym całym gównie i naprawdę idzie zwariować. Gdy siedzisz na tej pryczy i gapisz się w ścianę, wyobrażasz sobie siebie, gapiącego się w ścianę, a potem brniesz dalej i wyobrażasz sobie siebie gapiącego się w ścianę, wyobrażającego siebie gapiącego się w ścianę. Nie, to nie służy zdrowym zmysłom. Często mam tak, że gdy dochodzę do czwartego siebie, zawieszam się i siedzę przez dłuższy czas bez ruchu. Nie próbujcie. Z drugiej strony przynosi to odcięcie od wszystkiego.
Patrzę przed siebie, krocząc za policjantem. Niechętnie otwiera przede mną drzwi do pokoju, a ja wchodzę do środka. Od dawna nie witały mnie normalne kolory i meble. Przynajmniej lepsze niż w mojej celi, ale nie będę się skarżył. Co ja mogę? Jestem nikim, prawda? Zwłaszcza w oczach Hollyday…
Wzdycham cicho i siadam przy stoliku, opierając nadgarstki na blacie. Policjant staje przy drzwiach i cierpliwie czekamy na prokuratora. Rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie ma na czym zawiesić oka. Chociaż… paprotka im więdnie. Nieładnie tak nie podlewać kwiatków. A dziecko głodne by zostawili? Kurwa, co ja pierdolę. Krzywię się i wbijam wzrok w dłonie. Przyjdź już, człowieku. Nie chcę siedzieć tutaj całego dnia. Ciekawe jak bardzo jest nieustępliwy i jak bardzo chce mnie udupić. Znajdą mi chociaż prawnika? Może jest jakiś cień szansy…
Nie, jednak nie ma.
Skąd wiesz?
Bo umiem oszacować swoje szansę.
Dlaczego właśnie prowadzę dyskusję z samym sobą? Czy człowiek w więzieniu już tak wariuje? Przecież to dopiero początek.
Drzwi skrzypią, a ja odwracam głowę wyrwany z myśli i patrzę na wysokiego, szczupłego mężczyznę w średnim wieku. Ma czarne włosy i okulary w grubych oprawkach na nosie. Podaje rękę strażnikowi i podchodzi do mnie. Podnoszę się, prokurator od razu prosi o zdjęcie kajdanek. Gdy moje ręce zostają uwolnione, wita się i siada, każąc zrobić mi to samo.
– Nazywam się Joe Revers i jestem na razie jedyną osobą, która się może tobą zająć – otwiera teczkę z dokumentami i zerka na mnie. – Cóż, dowody są jasne i dobrze to wiesz, Tomlinson. Co innego zatem mnie zadziwia. W aktach jesteś duchem, widmem, które umarło. Jak to wytłumaczysz?
– Czarami? – odpowiada znudzony. Nie lubię o tym gadać, dlatego nam nadzieję, że szybko odpuści.
– Działasz na własną nie korzyść – ostrzega mnie surowym głosem.
– Jakbym nie był na straconej pozycji – prycham patrząc przez okno. Doprawdy nie wiem po co ten cały cyrk.
– To zależy od twoich zeznań. Słucham. Co wydarzyło się tamtego dnia? – pyta i czeka, aż zacznę mówić.
Zaciskam pięści pod stołem i ledwo powstrzymując się od wybuchu złości, po prostu milczę.
Kraty w oknie są na tyle interesujące, że potrafię się na nich skupić. Nic nadzwyczajnego, a jednak... Prokurator zapisuje coś na kartkach, grzecznie czekam na koniec.
– Nie chcesz mieć adwokata? Nie zależy ci na wyjściu stąd? Gdyby Zayn Malik się obudził i potwierdził wszystko nie masz szans. Ale jeśli stało się inaczej, to czemu nie walczysz? – Joe patrzy na mnie tak intensywnie, że odwracam głowę w jego stronę.
– Nie ja do niego strzeliłem – mówię prostując sie na krześle.    
Joe od razu to zapisuje, najwidoczniej zadowolony, że zaczynam jej mówić.
– Kto według ciebie strzelał? Znasz tę osobę? Musimy wszystko sprawdzić. Każdą poszlakę.
–  Znam, ale on jest mój – wzruszam ramionami.      
– W więzieniu za dużo nie zrobisz. Nazwisko.
– I tak go nie złapiecie – prycham.
Taka jest prawda. Policja nie jest dla Stylesa żadnym zagrożeniem.
– Masz rację. Bez twojej pomocy na pewno. Dlatego mamy tu ciebie – uśmiecha się drwiąco. - Brnij w to dalej, Tomlinson. Myślałem, że jako policjant dobrze wiesz co robić.
– Myślałem, że już wiesz, że myślenie to nie jest twoja specjalności.
– Nie przeginaj, przyjacielu. Twój szef przyjedzie za kilka dni by się z tobą spotkać i porozmawiać. W tym czasie znajdziemy ci adwokata – chowa notatki i podnosi się. – Aha, jeszcze jedno. Chciałbyś wysłać komuś list? Jeśli się zdecydujesz, jutro jeden z policjantów go odbierze i wyśle.
Kiwam głową na znak, że rozumiem. List? Nie mam nikogo. Jest jedynie Hollyday, ale ona zapewne wyrzuci go zanim w ogóle przeczyta. Nie mam jej adresu, przecież wyjechała. No chyba, że podałbym imię i nazwisko, a oni by już sobie poradzili. Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że to nie ma sensu, jest na mnie zła i łatwo nie wybaczy. Tak naprawdę nic nie zrobiłem. Jednak nie mogę nie spróbować. Nadzieja to na razie wszystko co mi zostało.
Wracam do rzeczywistości i widzę jak Joe opuszcza pomieszczenie. Strażnik znów zapina kajdanki na moich rękach i wyprowadza mnie stąd. Spotkam swojego szefa, wtedy mam nadzieje, że coś sobie przypomnę. Niech już zaczną tę całą sprawę. Wiem co mnie czeka i nie łudzę się na inne opcje. Gdyby Zayn zeznał, że to Styles zrobił... Ale nie sądzę, by się tak stało. Przecież to on wynajął Harryego, chciał mnie ukarać za przeszłość, której nie znałem. Nie miałem pojęcia, że byłem policjantem. Teraz może takie obrazy pojawiają się w mojej głowie, ale wtedy? Amnezja, której nikomu nie życzę. Z dnia na dzień tracisz wszystko. Wspomnienia, uczucia, twarze bliskich uczuć. Z trudem rozpoznajesz swój cień na ulicy. Będą odkrywać moją przeszłość, chcąc jak najwięcej się dowiedzieć. Być może i ja poskładam więcej elementów w całość. Chciałbym spotkać się z szefem - on musi wiedzieć o mnie bardzo dużo.
To jakaś furtka do normalnego myślenia.
Zostawiony w celi, siedzę na łóżku, jeśli można to tak nazwać i patrzę w ścianę. Dopiero teraz czuję jak prawdziwą nienawiścią darzę Christophe'a. Rozdzielił nas przez coś mało istotnego. Nie zrobiłem nic na czym Hollyday mogła się zawieść.
Zaciskam palce na kartce i długopisie, zastanawiając się co napisać. Nie raz przelewałem uczucia w słowa. Tym razem też zamierzam to robić. Nie myślę jednak o wysłaniu tego listu. Ona by go nie przeczytała, a brak odpowiedzi bolałby mocniej.
"Do Hollyday.
Będę walczył.
Będę kochał.
Będę się o ciebie bił.
Louis."
Zgniatam kartkę i rzucam ją pod ścianę. Zakrywam twarz dłońmi, mając ochotę krzyczeć i wyrywać kraty z okien.
Jak długo mam żyć bez powietrza?! Co chcą mi jeszcze odebrać? Pozostało mi tylko życie.
Tej nocy płakałem. Nie wstydziłem się łez, płynących po policzkach. Płakałem, oczyszczając duszę. To dało mi uspokojenie, choć nie rozwiązało problemu. Nie byłem ze stali i czułem. Czułem ból, strach, nienawiść i cierpienie. Łzy nje są symbolem poddania się.
Ja będę walczył.

2 komentarze:

  1. Aż łeska mi się zakręciła.
    Rozdzielili ich tak nie można Louis nie zasłurzył na takie traktowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny rozdział. Marzę, aby ktoś mnie kiedyś pokochał tak mocno jak Lou Holly.

    OdpowiedzUsuń