wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 13

Atmosfera jest bardzo gęsta. Praktycznie nie rozmawiam z moim bratem. On nie wyraża chęci, ja również. Ojciec przyjechał do nas, by załagodzić sytuację, ale nic nie zdziałał. Do dziś został z nami. Tak. Dziś jest wyścig. Wiem, że zbierze się wielu ciekawych tefo wydarzenia. Od samego rana czuję się źle. Mam obawy, choć Louis zmienił warunki wyścigu. Przynajmniej tyle. Jednak ulga nie jest wielka. To co może się stać, przeraża mnie. Co jeśli Harry jednak wygra? Przecież to ja jestem nagrodą. Weźmie mnie? Tak po prosto jak jakiś puchar. Nawet mnie nie zna. Dwa spotkania nic nie znaczą. Raz byłam pijana. O co mu chodzi? Co chce udowodnić?
Kiedy schodzę na dół z bólem głowy, widzę w salonie wszystkich chłopaków z gangu i Louisa. Rozmawiają o szansach. Boże. Układałam ten tor. Przepycham się przez chłopaków i staję obok mojego, przynajmniej taką mam nadzieję, bruneta. Łapię go za rękę i przytulam się do jego ramienia. Obejmuje mnie, przygarniając do siebie. Nic nie musi mówić. Wiem, że również to przeżywa.
– Harry ma nowego McLarena – cedzi mój brat przez zęby. – Bardzo dobre auto. Jesteś pewny, że chcesz jechać Spectre? – patrzy na Louisa uważnie.
Ten bez zastanowienia kiwa twierdząco głową. Wiem, że ufa swojemu autu i nie zamieni je chyba na żadne inne.
– Więc życzymy ci powodzenia. Musisz to wygrać. Moja siostra nie jest pieprzoną nagrodą. Holly, chodź na moment – brat wyciąga do mnie rękę.
Posyłam Louisowi krótki uśmiech i wychodzę z blondynem. Siadamy w gabinecie. Tu nikt nam nie przeszkadza. Patrzę na brata czekając cierpliwie na to, co ma mi do powiedzenia. Mam nadzieję, że nie rozpocznie kolejnej awantury. Psychicznie i fizycznie nie mam na to siły. Przynajmniej nie dziś.
– Kochanie, nie mam siły żyć w takiej relacji. To mnie boli – zaczyna. – Kocham cię. Rozumiesz? Kocham ciebie całą.
Patrzę na niego kompletnie nic nie rozumiejąc. Co on właśnie powiedział? Że chciałby ze mną być. Zdecydowanie tak słyszałam. O Boże...
– On na ciebie nie zasługuje.
Może rzeczywiście czegoś się domyślałam? Po prostu za wszelką cenę nie chciałam tego do siebie dopuścić.
– Christophe, proszę... – dlaczego on nie może wreszcie odpuścić. – Twoim zdaniem nikt nie zasługuje.
– Ja tak nie mogę. – mówię patrząc mu w oczy.
Mrugam i kręcę głową. Christophe podchodzi do mnie. Łapie moją rękę.
– Wiesz, że ja też nie chcę – zakładam ręce na piersi.
Mam nadzieję, że się pogodzimy i będzie jak dawniej. Jestem w szoku, tak nie da się tego inaczej nazwać. To mój brat. Owszem, adoptowany, ale jednak.
– Ja nie rozumiem... Nie miałam pojęcia...
– Miałaś. Oczywiście, że miałaś. Cały czas ci to mówiłem.
– Nie możemy – kręcę głową.
– Dlaczego? Czemu tak mówisz? Masz mnie całego. Dbam o ciebie. Chronię.
– Bo to powinienem być ja – szepcze.
– Jesteś moim bratem – tłumaczę.
– Który cię kocha.
– A ja jego – mówię pewnie. – Ale nie tak.
– Skąd wiesz? To ja zawsze przy tobie byłem. Nie człowiek, którego nikt nie zna.
– Przestań – przytulam się do niego mocno.
Christophe mnie obejmuje i całuje we włosy. Próbuję to wszystko pojąć, lecz mi trudno.
– Musisz to zwalczyć.
– Nie potrafię – unosi mój podbródek.
– Christophe, ja chcę mojego brata – czuję, że się rozklejam.
– Może być jak dawniej, mogę ci wszystko dać i jeszcze więcej. Proszę.
– Nie – odsuwam się gwałtownie.
Patrzę na niego przerażona. Chcę się pogodzić, ale nie w ten sposób. Błagam. Niech on to zrozumie.  Nie dam rady tak żyć. Teraz pojmuję całą tą kontrolę. Zagryzam wargę powstrzymując  płacz. Czemu on nie potrafi zrozumieć? Nie chcę tak żyć. Niech będzie normalnie. Louis miał rację. Boże. Naprawdę miał rację.
– Nie kocham cię w ten sposób – szepczę.
– Ale moja miłość może nam wystarczyć. Skarbie... – pochyla się.
– Musi to dopiero mnie dotrzeć – mówię i wychodzę ocierając łzy z policzków.
Przechodzę do salonu. Chcę do Louisa. Zostały nam cztery godziny. Potrzebuję go.
Widzę go w ogrodzie palącego papierosa. Od razu tam idę. Ocieram łzy i biorę głęboki oddech. Wiem, że pozna. Będzie wiedział, że płakałam.
– Możemy stąd iść? – pytam cicho.
– Co się stało? – gasi papierosa i łapie mnie za ramiona.
- Nic. Chcę stąd po prostu iść - Proszę ciągnąc go za rękę.
Idę z Lou w stronę jego auta. Bez słowa otwiera mi drzwi i wsiadam do środka.
Mężczyzna zajmuje swoje miejsce i rusza. Nie powinnam go teraz denerwować czy w ogóle zajmować swoimi problemami. On ma swój wyścig. Nie chcę by coś się stało. Będąc zdezorientowany, może przegrać, albo co gorsze... mieć wypadek. Nie! Wyrzucam tę myśl z głowy. Szybko ocieram łzy i staram się ogarnąć. Naprawdę nie chcę, żeby się martwił.
– Hollyday - jego głos jest cichy i przejęty. – Co się stało? Czemu płakałaś?
– Nie, wcale nie - mówię spokojnie.
– Nie okłamuj mnie. Proszę. Ja ciebie nie oszukuję. Możemy tego od siebie wymagać.
– To nic istotnego – staram się brzmieć przekonywująco.
Louis mruczy pod nosem i zjeżdża na pobocze. Jestem w stanie zarejestrować, że włączył światła awaryjne, zanim pojawia się przy moich drzwiach i kuca obok.
– Nie patrz tak – zasłaniam twarz dłońmi. Chcę mu powiedzieć, ale się boję. Lou odsuwa mi rękę z twarzy. Patrzy na mnie długo, więc spuszczam głowę. Nie mogę go zdenerwować przed tak ważnym wydarzeniem. Tutaj liczy się skupienie.
– Nie zmuszę cię. Każdy ma swoje sprawy i nie zamierzam naciskać –chwyta moją dłoń i pociera palcami moje knykcie. – Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że masz we mnie wsparcie.
– Dziękuję, że jesteś – mruczę wdzięcznie.
Uśmiecha się i lekko mnie całuje. Pocałunek nie trwa długo, ale poprawia mój humor. Łapię za jego szyję i mocno się przytulam. Jak dobrze, że ja go mam. Powiem mu, ale dopiero kiedy wygra wyścig. Wtedy będę mieć pewność. Będzie spokojnie. Na razie odsunę to wszystko na boczny tor. Będę miała czas, aby przemyśleć sytuację z bratem.
Brunet podnosi mnie, a sam siada na moim miejscu ze mną na kolanach.
– Będziesz mi dziś dobrze kibicować? Jak wygram to wyjedziemy. Daleko. Na kilka dni. Ufasz mi? – pyta, bawiąc się moimi włosami.
– Całkowicie – odpowiadam bez wahania. Jestem tych słów pewna. Nasza relacja nie jest długa. To zaledwie miesiąc, lecz ja wiem, co czuję i co myślę. To właśnie przy tym chłopaku poczułam szczęście, jakie doświadczają bohaterki w setkach książek.
Chcąc rozładować atmosferę zadaję pytanie na które rzeczywiście chciałabym znać odpowiedź.
– Uprawiałeś kiedyś sex w aucie? – chichoczę.
Otwiera szeroko oczy chyba zaskoczony moim pytaniem. Nie muszę czekać długo, bo uśmiecha się i kładzie dłonie na moje biodra.
– Nie mam bladego pojęcia.
– Czyli na pewno nie w ostatnim czasie – śmieję się.
Kiwa głową i opiera czoło o moje. Patrzy na mnie przez chwilę. Wciąż śmieję, a więc i on zaczyna.
– Może kiedyś spróbujemy – muskam jego usta.
– Trzymam za słowo – uśmiecha się cwaniacko.
– Obiecaj, że będziesz uważał – poważnieję.
– Obiecuję. Zamierzam przeżyć. Pamiętaj. Później wakacje.
– Super wakacje – uśmiecham się szeroko.
Całuje mnie w usta i kręci głową. Tak, to będzie dobry pomysł. Oboje wysiadamy i zajmujemy swoje miejsca. Potem wracamy. Wyścig już za godzinę.
***
Na starcie jest już cała masa ludzi. Każdy schodzi z drogi przed autem bruneta. Widać w ich oczach respekt i ciekawość. Czuję się dumna będąc dziewczyną Louisa. To super uczucie. Nie wybrał żadnej z tych dziewczyn, które kleiły się do niego. Nie wybrał jakiejś dziwki. Wybrał mnie. Jest szanowany przez innych, dzięki swoim umiejętnością. Wiem także, że mój brat również widzi w nim zdolnego człowieka. Nie mogłam lepiej trafić. Ten Louis, który wzbudza podejrzenia, jest tajemniczy dla innych, oschły i chłodny, dla mnie jest cudowny.
Staje na mecie i oboje wychodzimy. Ja opieram się o jego maskę, a on podchodzi do Harrego i Christophe'a. Poprawiam skórzaną kurtkę, a pod nią mam białą koszulkę. Ubrałam również ciemne rurki. W zasadzie wyglądamy… tak samo z Louisem. To przypadek, naprawdę. Ale miły przypadek.
Mój brat wszystko im tłumaczy i każdy z nich wraca do swojego samochodu. O Boziu, to już za chwilę. Strach, podekscytowanie mieszają się ze sobą. Nie wiem co jest silniejsze. Chyba to pierwsze.
Odpycham się od maski i staję przed Louisem.
– Pamiętaj co mi obiecałeś.
Kiwa głową, ale nie odpowiada. Gwałtownym ruchem przyciąga mnie do siebie. Zaskoczona opieram ręce na torsie Lou. Ciepło rozchodzi się po moim ciele. Reaguję na niego w każdy możliwy sposób. Nie da się opisać tego uczucia.
Nie patrząc na innych, którzy bacznie nas obserwują, staje w rozkroku i pochyla się, kładąc dłonie na moje biodra. Muska ustami moje usta, aby po chwili się w nie wpić. Waham się chwilę, ale obejmuję jego kark i oddaję pocałunek. Przez jego usta zapominam nawet o naszej widowni.

~Louis~
Podchodzę do samochodu i patrzę w niebo. Przecina je błyskawica, wszystko grzmi. Wiedziałem, że nie mogę mieć aż takiego szczęścia. Będzie padać. Ćwiczyłem w deszczu nie raz, ale obawiam się tego. To słaby punkt.
Mój przeciwnik podchodzi do mnie i mrozi wzrokiem. Nie robi to na mnie wrażenia. Żadnego.
– Będzie moja. A ty i tak w pewnego dnia, nie mogąc tego znieść, wyjedziesz. Christophe stanie się bezbronny. Już i tak ma problem z transportem.
– Obaj wiemy, że wygram ten wyścig. Po co ci to? – pytam patrząc na niego z pogardą.
– Jesteś tego pewny, chociaż nie widziałeś mojej jazdy. A ja twoją tak. To moja przewaga – odpowiada.
– Jesteś tchórzem – wzruszam ramionami.
Podchodzi do mnie bliżej i łapie za koszulkę.
– Posłuchaj uważnie – warczy. – Nie wiem skąd jesteś, jak się nazywasz i gówno mnie to obchodzi. Ale to nie jest twój teren.
Odpycham go i bez słowa więcej wsiadam do Spectre. Złamas zdążył podnieść mi ciśnienie Nie lubię dawać po sobie znać, jak ktoś na mnie działa, ale przegina. Ona nie jest pieprzoną nagrodą, a mną nie będzie rządził. Widzę jak sam siada za kierownicę i obaj odpalamy silniki. Biorę głęboki oddech i zaciskam palce na kierownicy. Wraz ze startem, zaczyna padać. Nie mogło być lepiej. Pomarańczowy McLaren jest nowy i dopracowany. Ciężko będzie go wyprzedzać, ale dam radę. Nie zamierzam spalić opon już na pierwszym drifcie. Zresztą nie będę miał wielkiego pola do popisu. Ulicę są trochę zatłoczone, to nie jest wieczór. Deszcz pada, przez co jest niebezpiecznie. Wycieraczki pracują bardzo szybko. Wjeżdżamy na wolną drogę, ograniczoną przez chłopaków. Przygotowali tę część specjalnie po to, abyśmy mieli chwilę na starcie sam na sam. McLaren jedzie równo ze mną. Skręcam w prawo i prawie w niego uderzam, ale odskakuję i przyśpieszam. Czuję się naprawdę zmęczony, a to dopiero początek. Jeszcze praktycznie cała trasa przed nami. Nie mogę pozwolić na to by coś powstrzymało mnie przed wygraną. Patrzę na ekran monitora. Wszystko mam automatyczne. Skrzynię biegów, lusterka i inne bajery. Ale co z tego skoro mam naprawdę dobrego rywala? Skręcam gwałtownie, wpadając w zakręt. Opony piszczą otarte o asfalt.
Styles jest tuż za mną. Raz z prawej strony, raz z lewej. Za kilometr ponownie wjedziemy w ruch miasta. Kurwa, uderza w mój tył. Klnę głośno i skręcam ponownie. Zemszczę się. Moje kurwa cudowne kurwa auto. Przyciskam pedał gazu jeszcze bardziej i przyspieszam trochę mu uciekając. Mam go serdecznie dosyć. Mógłby się wjebać w jakiś mur. Boże. Nie.  Tego mu nie życzę. Wjeżdżamy na skrzyżowanie. Czerwone. Zatrzymujemy się i na nowo mamy start. Teraz już żadnej rezerwy. Deszcz nabiera na sile. Nie jadę na maksa, muszę mieć wyczucie. To nie jest łatwe. Jestem zdenerwowany, bo wiem, że on ma szansę wygrać. Nie mogę tego zrobić Hollyday.

Zerkam na monitor. Przede mną długa prosta. Rozpędzam się więc bez wahania, ale nagle przede mną pojawia się ostry zakręt. Co?! Omijam małą toyotę, która nie wiadomo skąd, pojawia się przede mną. Cudem nie ocieram się o nią. Skręcam kierownicą i manewruję, ale przed sobą widzę stary budynek. Spectre wpada przez szybę do lokalu. Przez przednią szybę wpada mi masa gruzu do środka. Po chwili słyszę huk i przed oczami mam ciemność.

4 komentarze:

  1. Nieeeeeeeee jak mogłaś błagam cie nooo 😭😭😭😭

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mi tu zaraz nie będzie rozdziału to cie znajdę i wygilgocze na śmierć dziewczyno rozumiesz?! Xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Perfect>>>> Nieee jak mogłaś przerwać w takim momencie

    OdpowiedzUsuń
  4. Meega *_* jezu ta końcówka nie ja chce wiedzieć co dalej i co z nim będzie :o

    OdpowiedzUsuń