~Louis~
Na górze
rozlega się melodia pianina, więc mogę się domyślać, że jej brat gra. Stoję w
salonie z Hollyday i zapewniam ją, że wrócę. Jutro wyjeżdżam w trasę i nie
jestem za bardzo zadowolony. W bagażniku mojego Spectre jest specjalny schowek,
gdzie będą narkotyki. Tego naprawdę nie da się tak łatwo znaleźć. Nawet pies
nie poczułby zapachu. Uda mi się. Innej opcji nie przewiduje. Chociaż nie chcę
się rozstawać z moją maleńką. Przyciągam ją do siebie i całuję. Dłonie układam
na jej biodrach, lecz szybko zmieniają miejsce na ten seksowny tyleczek. Muzyka
cichnie, a ja słyszę kroki. Hollyday wydaje się tym nie przejmować. Ciasno
oplata moją szyję, oddając pocałunek. Podnoszę powieki i kątem oka dostrzegam
jej braciszka w progu. Zaciska pięści i jest wręcz wściekły. Uśmiecham się pod
nosem i przeradzam w pocałunek w jeszcze bardziej namiętny. Ściskam pośladki
dziewczyny, a ona jęczy w moje usta.
– Dosyć –
warczy Christophe.
Brunetka
odskakuje ode mnie przestraszona i odwraca się do blondyna. Nie zdąża jednak
nic powiedzieć, bo ten już jest przy mnie z pięściami.
– Bierz
łapy od mojej siostry – zaciska palce na mojej koszulce i pcha mnie na ścianę.
Uśmiecham się drwiąco w odpowiedzi.
–
Christophe, zostaw go! – krzyczy dziewczyna. Chyba przejmuję się tym wszystkim
najmniej z całej naszej trójki.
Bez słowa
kiwam głową i wychodzę za nim. Oczywiście zaraz po nas biegnie Holly.
Kiedy
Christophe wpuszcza mnie do sali przygotowanej pod strzelanie, sam zatrzymuje
się w progu i blokuje siostrze wejście.
– Wpuść
mnie tam, idioto! – wrzeszczy uderzając go z całych sił.
No takiej
złej to jej już dawno... chyba nigdy jej takiej nie widziałem. Hollyday
przeważnie jest spokojna i jedynie potulnie kiwa głową. Zwłaszcza, kiedy je
brat coś każe. Lub ojciec. Nigdy się nie przeciwstawia, więc co się dzieje tym
razem? Zaskakuje mnie, naprawdę.
– Idź stąd
– warczy Christophe i odpycha ją, zatrzaskując drzwi.
Odwraca
się i patrzy na mnie.
– Czego
chcesz? Gadaj – mówię chcąc to szybko załatwić.
– Bierz
broń i strzelaj – mrozi mnie wzrokiem. – Ona nie będzie twoja. Nie zasługujesz
na nią w żaden sposób. Niedługo ją skrzywdzisz, a moje słowa okażą się prawdą.
– Jestem ci
potrzebny, ale chętnie byś się mnie pozbył – kpię. – To musi
być straszne, taka bezradność.
– Nawet
nie wiesz jak bardzo. Przed snem wymyślam sto sposobów jak cię zabić.
Biorę ten
pieprzony pistolet do ręki i mocno zaciskam na nim palce. Wkurwił mnie,
naprawdę. Myślę, że może decydować za Holly i za mnie. Pracuję dla niego, ale jestem dorosły i nie
potrzebuję rad tego gówniarza.
Staję w odpowiednim miejscu i
wymierzam broń w planszę. Strzał. Huk. Strzał. Huk. Strzał. Huk. Nawet nie
patrzę na wyniki moich strzałów. Rzucam w niego tym gnatem i zmierzam do
wyjścia. Zrobiłem co chciał.
– Stój – mówi zimnym tonem głosu,
przykładając rozgrzaną lufę do moich pleców.
Zatrzymuję się i prostuję. Czego
jeszcze do jasnej cholery? Teraz mnie zabije? Raczej wątpię.
– Kim ty kurwa jesteś? – uderza mnie
w łopatki i odsuwa broń. Popycha mnie mocnym ruchem. – Kim?! FBI? Scotland
Yard? A może zwykły pies? Pytam!
– Chyba ponosi cię wyobraźnia –
śmieję się.
Christophe zamierza się i uderza
mnie pięścią. Okej, zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Wycieram krew i nie
zastanawiając się, oddaję mu.
To nie jest dziecinna przepychanka
na żarty. Bilibyśmy się dopóki któryś by nie odpadł gdyby nie Liam. Wpada
między nas i razem Niallem nas rozdzielają.
– Dowiem się – warczy Christophe,
kiedy ja ocieram twarz. – Za łatwo cię tu wpuściliśmy
Patrzę na niego z politowaniem i
przysięgam, że jeszcze by dostał, ale Liam mnie wyprowadza. Wyrywam się
brunetowi i szybko idę do łazienki. Obmywam twarz zimną wodą, aby chwilę
później spojrzeć w odbicie. Rozwalił mi znowu łuk brwiowy. Świetnie.
Zamykam oczy i wzdycham. Kiedy
strzelałem miałem uczucie, że faktycznie już to kiedyś robiłem. Wiedziałem,
gdzie przeładować, jak spojrzeć i kiedy strzelić. Nie miałem problemu. Teraz
pytanie jest jedno. Kim naprawdę jestem.
– Louis? –
słyszę zza drzwi zaniepokojony głos mojego aniołka. – Proszę otwórz...
Sięgam po
ręcznik i wycieram twarz oraz ręce. Syczę z bólu pod nosem, idąc otworzyć.
Pierwsze
co to widzę przerażoną twarz Holly.
– Tak
bardzo cię przepraszam.
– Ustalmy
coś. W tym związku ja jestem facetem, okej? I to co odpierdala twój brat, to
nie jest twoja wina, więc się nie obwiniaj – kładę dłonie na jej biodra.
–
Naprawdę nie wiem co się z nim dzieje – kręci głową pocierając swoje skronie.
– Nocujesz
u mnie? – pytam.
Chcę jak
najszybciej stąd wyjść. Nie zamierzam spotkać dzisiaj jej braciszka.
- Tak -
odpowiada od razu.
- Tylko
weź rzeczy - proszę.
- Daj mi
pięć minut - znika na schodach w domu, a ja czekam na nią w aucie.
Wieczorem leżymy
razem na kanapie. Gniecie mi żebra, ale nie będę narzekać. Wciska mi do ust na
zmianę lody, popcorn i paluszki. Mieszanka trochę wybuchowa.
Pozwalam
jej na to wszystko skoro sprawia jej to jakiegoś rodzaju przyjemność.
Kładę
dłonie na jej pupie i przyciągam ją bliżej. - Starczy mi już - mówię.
- Masz
jazdę na mój tyłek - stwierdza teraz wpychając słodycze do swojej buzi.
- Jest
seksowny - uśmiecham się. - Proszę, nie słuchaj go jak kiedyś. Jutro wyjeżdżam
i dobrze wiem, że w pięć minut owinie cię wokół palca - odgarniam włosy z buzi
mojego aniołka.
- Wcale
nie - oburza się. - Umiem sama za siebie myśleć.
- Pewnie
dlatego tak łatwo tobą manipuluje - mówię z ironią.
Uderza
mnie w ramię i obrażona schodzi ze mnie. Bierze lody i siada w fotelu nawet na
mnie nie patrząc.
Poprawiam
się na kanapie i patrzę na nią, kładąc ręce pod głową. On ma na nią wielki
wpływ. Zbyt wielki. Boję się, że kiedyś po prostu ją stracę. Christophe do tego
dąży. Chce nas rozdzielić, bo ją kocha w ten swój chory sposób. Holly nie jest
świadoma jego manipulacji i zaczynam wątpić czy kiedykolwiek przejrzy na oczy w
tej sprawie.
- Nie
obrażaj się o prawdę. Sama pomyśl jaką macie popieprzoną relację - podnoszę
się. Nie zamierzam przepraszać. Do niej musi to dotrzeć. - Myślisz, że dlaczego
się biliśmy? Bo jest zazdrosny i ma urojenia.
- Jest
moim bratem, a ty chłopakiem. Umiem to odróżnić... Nie dam mu się od ciebie
odciągnąć, ale wszystko co robi to dla mojego dobra. Ja to po prostu wiem
Louis.. - patrzy na mnie gestykulując. Całą ją nosi, jakby zaraz miała
wybuchnąć.
- On cię
kocha, Holly! - krzyczę. - Rozumiesz? Kocha. Jak mężczyzna kobietę. Będzie
chciał więcej.
- Przestań!
- piszczy i zatyka uszy jak małe dziecko.
Kręcę
głową i wchodzę do kuchni. Nie ma co z nią dyskutować.
Opieram
się o blat i głęboko oddycham. Muszę się uspokoić bo inaczej nic dobrego z tego
nie będzie. Patrzę przez okno i widzę jak brunetka wychodzi na parking i opiera
się o moje auto. Po chwili wyciąga i zapala papierosa. O nie. No chyba ją Bóg
opuścił. Ja mogę. Ona nawet niech się nie waży. Jeszcze bardziej zły zabieram
bluzę i zbiegam na dół. Nieważne, że nie mam butów. Kogo to obchodzi? Podchodzę
do niej nabuzowany i zabieram papierosa. Mrozi mnie wzrokiem, no i bardzo kurwa
dobrze. Sadzam ją na masce wkładając szluga do ust.
- Oddawaj
- warczy praktycznie przez nie poruszając wargami.
- Jeszcze
słowo - mówię niewyraźnie, a po chwili wypuszczam dym. Wyrzucam papierosa
gdzieś na ziemię. - Nie ma palenia.
- Nie po
to wyszłam żebyś za mną przylazł - zakłada ręce na piersi i patrzy w bok.
- Nie po
to po co - przedrzeźniam ją.
- Zostaw
mnie - próbuję mnie odepchnąć, ale słabo jej to wychodzi v
Łapię jej
nadgarstki, a mam więcej siły, i nie pozwalam na żaden ruch.
- Jesteś
tak samo nieznośny jak on.
- Popatrz,
mamy coś wspólnego ze sobą - drwię.
-
Obstawiałam raczej sex niż kłótnie dzień przed twoim wyjazdem. - mówi znacznie
ciszej. - Ale patrz co zrobiłeś. Dobrze. Przynajmniej będziesz wyspany.
- Zawsze
to może być seks na zgodę. Nie ma sytuacji bez wyjścia - wzruszam ramionami. -
Pozwól, że zacytuję. Kiedy Bóg drzwi... - zakrywa mi usta ręką.
- Zamknij
się. Za chwilę będziesz chory - zauważa moje bose stopy. Coś tam jeszcze
pieprzy i w końcu ją przepuszczam przez co oboje wracamy do mieszkania.
Zamykam za
nami drzwi i ściągam bluzę. Gwałtownie podnoszę małą, przez co ta piszczy i
łapie się mojej szyi.
-
Obrażona, tak? Na mnie? - szczypię ją w tyłek, więc podskakuje. - No to zaraz
zobaczymy, małpo - wchodzę do sypialni.
- Postaw
mnie ty... ty... - nie potrafi nic wymyślić.
- Zacięłaś
się jak stara płyta gramofonu - rzucam ją na łóżku.
- Nie na
szans - łapie poduszkę i we mnie rzuca. - Nawet mnie nie dotkniesz.
Odchylam
głowę do tyłu i śmieję się. Podnoszę swoją koszulkę, teraz to ona nią dostaje. Robi
się czerwona na twarzy ze złości co jest cholernie śmieszne. Takie małe coś
jest bardzo złe. Straszne nie może być to jest śmieszne.
Pochylam
się nad nią, zaczynając śmiać. Wygląda jak burak, przysięgam. - Okresu
dostaniesz - mówię jej do ucha.
- Spadaj -
odpycha moją twarz od siebie.
Kładę się
na plecach i nie umiem się uspokoić. Jest przecudowna. Bierze bluzkę którą
oberwała i zaczyna mnie nią dusić.
- Moja dziewczyna
traktuje seks jak modlitwę. Odmawia - mówię, kiedy mi daje możliwość.
- Głupi
jesteś - siada okrakiem na mojej klatce i mocno mnie całuje.
Oddaję
pocałunki, uśmiechając się szeroko. Mam doskonały humor mimo spięcia z jej
bratem.
Brunetka
przeciąga sobie przez głowę bluzkę i rzuca gdzieś za siebie.
Siedzi na
mnie i porusza biodrami, co łatwo nakręca mego kolegę. Oj on szybko działa.
Siadam, nie odrywając się od jej ust. Rozpinam stanik dziewczyny i zsuwam go,
aby potem rzucić na podłogę. Biorę w dłonie jej idealne piersi. Jęczy w moje
usta i tylko dociska się do mojego krocza. Następnie pozbywamy się moich
spodni. Dziewczyna nagle wstaje zostawiając mnie w samych bokserkach i z
cholernym wzwodem. Staje przed łóżkiem z niewinnym uśmiechem i odwraca się
tyłem rozpinając spodnie. Po chwili zaczyna je ściągać i pochylać się dając mi
idealny widok. To jest anioł i diabeł w jednym. Wraca do mnie powolnym krokiem
mocno poruszając biodrami. Klęka na łóżku tak i gdy do mnie dociera jest już
również bez majtek. Muska jedynie moje usta i zsuwa się niżej. Pocałunkami
tworzy ścieżkę przez tors aż do bokserek. Składam przez materiał kilka
pocałunków na mojej męskości tylko po to by po chwili ściągnąć materiał i od
razu wziąć mnie do buzi. Jestem trochę… bardzo zaskoczony nagłą pieszczotą.
Tego jeszcze nie robiliśmy, a ja sam nie miałem pojęcia, że to jest tak
przyjemne. Nie wydaje się, by miała doświadczenie, ale robi to powoli i
cudownie. Naprawdę jestem na skraju. Jeszcze gdy podnosi wzrok i patrzy mi
prosto w oczy nie przerywając.... Jestem skończony. Zaciskam palce na poduszce,
tłumiąc jęk. Nie mam pojęcia, czy ją zaskoczyłem czy juz wiedziała. Przez
chwilę chyba ma małe problemy, ale połyka wszystko i jeszcze wyciera kąciki
ust.
- Boże...
- biorę głęboki oddech, dochodząc do siebie.
- Powiedz
coś... - odzywa się niepewnie.
- Chodź do
mnie – proszę.
Uśmiecha
się i wdrapuje na mnie łącząc nasze usta. Nie potrzeba mi długo, by znów być
gotowym. To ona panuje nad sytuacją. Unosi biodra i nabija się na mnie głośno jęcząc.
Opiera dłonie na moim torsie, poruszając się rytmicznie. Przesuwam rękoma po jej
ciele. Całuję ją i dotykam. Siadam przez co wchodzę w nią pod innym kątem. Usta
dziewczyny tworzą literkę o. Wbija palce w moje ramiona, a ja muskam ustami jej
szyję. Jest najlepsza. Najpiękniejsza. Dochodzę kolejny raz, ale tym razem jest
to znacznie lepsze bo szczytuje razem z
nią. Drży w moich ramionach, przytulając się mocno. Nie chcę jej puszczać. Tak
mi dobrze.
- Wróć do
mnie szybko... - mruczy.
– Wrócę -
odgarniam jej włosy z buzi. - Uśmiech proszę.
Spełnia
moją prośbę jednak wiem, że jest to wymuszony uśmiech i nie zobaczę innego aż
do mojego powrotu. Dlatego nie zamierzam dziś iść po prostu spać. To może być
długa noc. Ubieram się w spodnie dresowe, czarną koszulkę i zakładam bluzę
adidasa, którą mam pod ręką. Dziewczynie podaję jej rzeczy.
Patrzy na
mnie zdziwiona Czekając na jakieś wyjaśnienia.
-
Wychodzimy - mówię tylko i idę do kuchni. Pakuję do plecaka jedzenie i picie.
Holly
dołącza do mnie pięć minut później. Biorę klucze, dziewczynę za rękę i idziemy
do auta.
Wsiadamy
do auta i przed ruszeniem sprawdzam czy ma zapięte pasy. Gdy wszystko się
zgadza odpalam silnik. Całą drogę pokonujemy w kompletnej ciszy.
Przynajmniej
nie zalewa mnie pytaniami, gdzie jedziemy i po co. Jest ciekawska z natury. Teraz
jednak cierpliwie czeka. Patrzy przez okno kompletnie zamyślona.
– Kochanie
– kładę dłoń na jej udzie. – Gdzie tak odlatujesz?
– Tak
tylko myślę… – mruczy cicho.
– O czym? –
zwalniam, bo dojeżdżamy na miejsce.
– O nas –
odpowiada szczerze i chyba w tym momencie orientuje się gdzie jesteśmy.
– Co jest
z nami nie tak? – wjeżdżam w odpowiednią drogę.
– To nie
to – odpowiada szybko.
– A co? – zatrzymuję
się i łapię jej twarz w dłonie.
– Przez
nich przeraża mnie to co do ciebie czuję. – gdy na mnie patrzy widzę, że jej
oczy całe błyszczą.
– Co do
mnie czujesz? – pocieram palcami jej policzek. Nie chcę, żeby płakała.
– Ja nie
chcę cierpieć – kręci głową, a jej warga zaczyna drzeć.
– Nie
będziesz cierpieć – przeciągam ją na kolana. – Skarbie, jesteś dla mnie bardzo
ważna.
Układa
swoją głowę na moim ramieniu wtulając się we najbardziej jak się da. Cicho
szlocha, a ja nie potrafię zrozumieć czemu nagle się rozkleiła. Nie daję jej
żadnych powodów do tego.
– Nie
zostawiaj mnie – prosi niewyraźnie.
– Nie
zostawiam, kochanie – całuję ją po włosach.
Przytrzymuję
ją przy sobie i wychodzę z auta. Zamykam za nami drzwi i z brunetka na rękach
kieruję się w stronę domku.
Jest we
mnie wtulona, kiedy wchodzę do środka. Opieram się plecami o drzwi i stawiam
Hollyday na podłodze. Nie lubię gdy jest taka smutna. Zwłaszcza, że teraz nie
ma powodu. Przecież wszystko jest dobrze. Naprawdę jest dla mnie ważna i nie
kłamałem. Czuję, że mam kogoś kto mnie tu zatrzyma.
Ściągam
bluzę, a dziewczyna od razu ją przejmuje i zakłada na siebie.
- Już
lepiej, maleństwo? - łapię jej dłonie i całuję kostki.
Kiwa głową
i po jej oczach widzę, że rzeczywiście tak jest. Prowadzę ją do salonu i sadzam
na kanapie. Słyszę jak cicho wzdycha.
- Kiedy
wrócisz? - pyta już chyba setny raz o to samo.
- Jak
najszybciej się da - kucam przed nią. - I wiesz co? Wtedy zamieszkamy razem.
Nie obchodzi mnie opinia twojego brata, ojca, dziadka czy kuzyna.
- Mówisz
poważnie? - wreszcie jest mi dane zobaczyć radość w tych cudownych oczkach.
Kiwam
głową i głaszczę jej policzek. Trafiłem na cudowną dziewczynę. Nie żartuję ani
nie przesadzam. Dała mi dużo szczęścia, chociaż czasem to tylko krótkie chwilę.
Nie wiem kim jestem, nie znam siebie, a ona zaufała mi.
Ta noc
jest dla nas cholernie ważna. Daje mi naprawdę dużego kopa na cały następny
wyjazd. Wiem, że ktoś na mnie czeka i tęskni.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCiekawość mnie zjada na myśl o przeszłości spectre. A może on ma dziewczynę, żonę etc? Tego tylko mogę się domyślać. Gratuluję świetnego opowiadania i talentu. Czekam na next i życzę weny.
OdpowiedzUsuńCiekawość mnie zjada na myśl o przeszłości spectre. A może on ma dziewczynę, żonę etc? Tego tylko mogę się domyślać. Gratuluję świetnego opowiadania i talentu. Czekam na next i życzę weny.
OdpowiedzUsuńKocham ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńKocham ten blog
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńJak dotąd chyba najlepszy rozdział ohshffhofhsdfsd Chcę takich więcej, nawet jak się kłócą to są zajebiści>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuń