piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 17

~Louis~
Na górze rozlega się melodia pianina, więc mogę się domyślać, że jej brat gra. Stoję w salonie z Hollyday i zapewniam ją, że wrócę. Jutro wyjeżdżam w trasę i nie jestem za bardzo zadowolony. W bagażniku mojego Spectre jest specjalny schowek, gdzie będą narkotyki. Tego naprawdę nie da się tak łatwo znaleźć. Nawet pies nie poczułby zapachu. Uda mi się. Innej opcji nie przewiduje. Chociaż nie chcę się rozstawać z moją maleńką. Przyciągam ją do siebie i całuję. Dłonie układam na jej biodrach, lecz szybko zmieniają miejsce na ten seksowny tyleczek. Muzyka cichnie, a ja słyszę kroki. Hollyday wydaje się tym nie przejmować. Ciasno oplata moją szyję, oddając pocałunek. Podnoszę powieki i kątem oka dostrzegam jej braciszka w progu. Zaciska pięści i jest wręcz wściekły. Uśmiecham się pod nosem i przeradzam w pocałunek w jeszcze bardziej namiętny. Ściskam pośladki dziewczyny, a ona jęczy w moje usta.
– Dosyć – warczy Christophe.
Brunetka odskakuje ode mnie przestraszona i odwraca się do blondyna. Nie zdąża jednak nic powiedzieć, bo ten już jest przy mnie z pięściami.
– Bierz łapy od mojej siostry – zaciska palce na mojej koszulce i pcha mnie na ścianę. Uśmiecham się drwiąco w odpowiedzi.
– Christophe, zostaw go! – krzyczy dziewczyna. Chyba przejmuję się tym wszystkim najmniej z całej naszej trójki.
Bez słowa kiwam głową i wychodzę za nim. Oczywiście zaraz po nas biegnie Holly.
Kiedy Christophe wpuszcza mnie do sali przygotowanej pod strzelanie, sam zatrzymuje się w progu i blokuje siostrze wejście.
– Wpuść mnie tam, idioto! – wrzeszczy uderzając go z całych sił.
No takiej złej to jej już dawno... chyba nigdy jej takiej nie widziałem. Hollyday przeważnie jest spokojna i jedynie potulnie kiwa głową. Zwłaszcza, kiedy je brat coś każe. Lub ojciec. Nigdy się nie przeciwstawia, więc co się dzieje tym razem? Zaskakuje mnie, naprawdę.
– Idź stąd – warczy Christophe i odpycha ją, zatrzaskując drzwi.
Odwraca się i patrzy na mnie.
Czego chcesz? Gadaj mówię chcąc to szybko załatwić.
– Bierz broń i strzelaj – mrozi mnie wzrokiem. – Ona nie będzie twoja. Nie zasługujesz na nią w żaden sposób. Niedługo ją skrzywdzisz, a moje słowa okażą się prawdą.

Jestem ci potrzebny, ale chętnie byś się mnie pozbył kpię. To musi być straszne, taka bezradność.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. Przed snem wymyślam sto sposobów jak cię zabić.
Biorę ten pieprzony pistolet do ręki i mocno zaciskam na nim palce. Wkurwił mnie, naprawdę. Myślę, że może decydować za Holly i za mnie.  Pracuję dla niego, ale jestem dorosły i nie potrzebuję rad tego gówniarza.
Staję w odpowiednim miejscu i wymierzam broń w planszę. Strzał. Huk. Strzał. Huk. Strzał. Huk. Nawet nie patrzę na wyniki moich strzałów. Rzucam w niego tym gnatem i zmierzam do wyjścia. Zrobiłem co chciał.
– Stój – mówi zimnym tonem głosu, przykładając rozgrzaną lufę do moich pleców.
Zatrzymuję się i prostuję. Czego jeszcze do jasnej cholery? Teraz mnie zabije? Raczej wątpię.
– Kim ty kurwa jesteś? – uderza mnie w łopatki i odsuwa broń. Popycha mnie mocnym ruchem. – Kim?! FBI? Scotland Yard? A może zwykły pies? Pytam!
– Chyba ponosi cię wyobraźnia – śmieję się.
Christophe zamierza się i uderza mnie pięścią. Okej, zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Wycieram krew i nie zastanawiając się, oddaję mu.
To nie jest dziecinna przepychanka na żarty. Bilibyśmy się dopóki któryś by nie odpadł gdyby nie Liam. Wpada między nas i razem Niallem nas rozdzielają.
– Dowiem się – warczy Christophe, kiedy ja ocieram twarz. – Za łatwo cię tu wpuściliśmy
Patrzę na niego z politowaniem i przysięgam, że jeszcze by dostał, ale Liam mnie wyprowadza. Wyrywam się brunetowi i szybko idę do łazienki. Obmywam twarz zimną wodą, aby chwilę później spojrzeć w odbicie. Rozwalił mi znowu łuk brwiowy. Świetnie.
Zamykam oczy i wzdycham. Kiedy strzelałem miałem uczucie, że faktycznie już to kiedyś robiłem. Wiedziałem, gdzie przeładować, jak spojrzeć i kiedy strzelić. Nie miałem problemu. Teraz pytanie jest jedno. Kim naprawdę jestem.
– Louis? – słyszę zza drzwi zaniepokojony głos mojego aniołka. – Proszę otwórz...
Sięgam po ręcznik i wycieram twarz oraz ręce. Syczę z bólu pod nosem, idąc otworzyć.
Pierwsze co to widzę przerażoną twarz Holly.
– Tak bardzo cię przepraszam.
– Ustalmy coś. W tym związku ja jestem facetem, okej? I to co odpierdala twój brat, to nie jest twoja wina, więc się nie obwiniaj – kładę dłonie na jej biodra.
­– Naprawdę nie wiem co się z nim dzieje – kręci głową pocierając swoje skronie.
– Nocujesz u mnie? – pytam.
Chcę jak najszybciej stąd wyjść. Nie zamierzam spotkać dzisiaj jej braciszka.
- Tak - odpowiada od razu.
- Tylko weź rzeczy - proszę.
- Daj mi pięć minut - znika na schodach w domu, a ja czekam na nią w aucie.
Wieczorem leżymy razem na kanapie. Gniecie mi żebra, ale nie będę narzekać. Wciska mi do ust na zmianę lody, popcorn i paluszki. Mieszanka trochę wybuchowa.
Pozwalam jej na to wszystko skoro sprawia jej to jakiegoś rodzaju przyjemność.
Kładę dłonie na jej pupie i przyciągam ją bliżej. - Starczy mi już - mówię.
- Masz jazdę na mój tyłek - stwierdza teraz wpychając słodycze do swojej buzi.
- Jest seksowny - uśmiecham się. - Proszę, nie słuchaj go jak kiedyś. Jutro wyjeżdżam i dobrze wiem, że w pięć minut owinie cię wokół palca - odgarniam włosy z buzi mojego aniołka.
- Wcale nie - oburza się. - Umiem sama za siebie myśleć.
- Pewnie dlatego tak łatwo tobą manipuluje - mówię z ironią.
Uderza mnie w ramię i obrażona schodzi ze mnie. Bierze lody i siada w fotelu nawet na mnie nie patrząc.
Poprawiam się na kanapie i patrzę na nią, kładąc ręce pod głową. On ma na nią wielki wpływ. Zbyt wielki. Boję się, że kiedyś po prostu ją stracę. Christophe do tego dąży. Chce nas rozdzielić, bo ją kocha w ten swój chory sposób. Holly nie jest świadoma jego manipulacji i zaczynam wątpić czy kiedykolwiek przejrzy na oczy w tej sprawie.
- Nie obrażaj się o prawdę. Sama pomyśl jaką macie popieprzoną relację - podnoszę się. Nie zamierzam przepraszać. Do niej musi to dotrzeć. - Myślisz, że dlaczego się biliśmy? Bo jest zazdrosny i ma urojenia.
- Jest moim bratem, a ty chłopakiem. Umiem to odróżnić... Nie dam mu się od ciebie odciągnąć, ale wszystko co robi to dla mojego dobra. Ja to po prostu wiem Louis.. - patrzy na mnie gestykulując. Całą ją nosi, jakby zaraz miała wybuchnąć.
- On cię kocha, Holly! - krzyczę. - Rozumiesz? Kocha. Jak mężczyzna kobietę. Będzie chciał więcej.
- Przestań! - piszczy i zatyka uszy jak małe dziecko.
Kręcę głową i wchodzę do kuchni. Nie ma co z nią dyskutować.
Opieram się o blat i głęboko oddycham. Muszę się uspokoić bo inaczej nic dobrego z tego nie będzie. Patrzę przez okno i widzę jak brunetka wychodzi na parking i opiera się o moje auto. Po chwili wyciąga i zapala papierosa. O nie. No chyba ją Bóg opuścił. Ja mogę. Ona nawet niech się nie waży. Jeszcze bardziej zły zabieram bluzę i zbiegam na dół. Nieważne, że nie mam butów. Kogo to obchodzi? Podchodzę do niej nabuzowany i zabieram papierosa. Mrozi mnie wzrokiem, no i bardzo kurwa dobrze. Sadzam ją na masce wkładając szluga do ust.
- Oddawaj - warczy praktycznie przez nie poruszając wargami.
- Jeszcze słowo - mówię niewyraźnie, a po chwili wypuszczam dym. Wyrzucam papierosa gdzieś na ziemię. - Nie ma palenia.
- Nie po to wyszłam żebyś za mną przylazł - zakłada ręce na piersi i patrzy w bok.
- Nie po to po co - przedrzeźniam ją.
- Zostaw mnie - próbuję mnie odepchnąć, ale słabo jej to wychodzi v
Łapię jej nadgarstki, a mam więcej siły, i nie pozwalam na żaden ruch.
- Jesteś tak samo nieznośny jak on.
- Popatrz, mamy coś wspólnego ze sobą - drwię.
- Obstawiałam raczej sex niż kłótnie dzień przed twoim wyjazdem. - mówi znacznie ciszej. - Ale patrz co zrobiłeś. Dobrze. Przynajmniej będziesz wyspany.
- Zawsze to może być seks na zgodę. Nie ma sytuacji bez wyjścia - wzruszam ramionami. - Pozwól, że zacytuję. Kiedy Bóg drzwi... - zakrywa mi usta ręką.
- Zamknij się. Za chwilę będziesz chory - zauważa moje bose stopy. Coś tam jeszcze pieprzy i w końcu ją przepuszczam przez co oboje wracamy do mieszkania.
Zamykam za nami drzwi i ściągam bluzę. Gwałtownie podnoszę małą, przez co ta piszczy i łapie się mojej szyi.
- Obrażona, tak? Na mnie? - szczypię ją w tyłek, więc podskakuje. - No to zaraz zobaczymy, małpo - wchodzę do sypialni.
- Postaw mnie ty... ty... - nie potrafi nic wymyślić.
- Zacięłaś się jak stara płyta gramofonu - rzucam ją na łóżku.
- Nie na szans - łapie poduszkę i we mnie rzuca. - Nawet mnie nie dotkniesz.
Odchylam głowę do tyłu i śmieję się. Podnoszę swoją koszulkę, teraz to ona nią dostaje. Robi się czerwona na twarzy ze złości co jest cholernie śmieszne. Takie małe coś jest bardzo złe. Straszne nie może być to jest śmieszne.
Pochylam się nad nią, zaczynając śmiać. Wygląda jak burak, przysięgam. - Okresu dostaniesz - mówię jej do ucha.
- Spadaj - odpycha moją twarz od siebie.
Kładę się na plecach i nie umiem się uspokoić. Jest przecudowna. Bierze bluzkę którą oberwała i zaczyna mnie nią dusić.
- Moja dziewczyna traktuje seks jak modlitwę. Odmawia - mówię, kiedy mi daje możliwość.
- Głupi jesteś - siada okrakiem na mojej klatce i mocno mnie całuje.
Oddaję pocałunki, uśmiechając się szeroko. Mam doskonały humor mimo spięcia z jej bratem.
Brunetka przeciąga sobie przez głowę bluzkę i rzuca gdzieś za siebie.
Siedzi na mnie i porusza biodrami, co łatwo nakręca mego kolegę. Oj on szybko działa. Siadam, nie odrywając się od jej ust. Rozpinam stanik dziewczyny i zsuwam go, aby potem rzucić na podłogę. Biorę w dłonie jej idealne piersi. Jęczy w moje usta i tylko dociska się do mojego krocza. Następnie pozbywamy się moich spodni. Dziewczyna nagle wstaje zostawiając mnie w samych bokserkach i z cholernym wzwodem. Staje przed łóżkiem z niewinnym uśmiechem i odwraca się tyłem rozpinając spodnie. Po chwili zaczyna je ściągać i pochylać się dając mi idealny widok. To jest anioł i diabeł w jednym. Wraca do mnie powolnym krokiem mocno poruszając biodrami. Klęka na łóżku tak i gdy do mnie dociera jest już również bez majtek. Muska jedynie moje usta i zsuwa się niżej. Pocałunkami tworzy ścieżkę przez tors aż do bokserek. Składam przez materiał kilka pocałunków na mojej męskości tylko po to by po chwili ściągnąć materiał i od razu wziąć mnie do buzi. Jestem trochę… bardzo zaskoczony nagłą pieszczotą. Tego jeszcze nie robiliśmy, a ja sam nie miałem pojęcia, że to jest tak przyjemne. Nie wydaje się, by miała doświadczenie, ale robi to powoli i cudownie. Naprawdę jestem na skraju. Jeszcze gdy podnosi wzrok i patrzy mi prosto w oczy nie przerywając.... Jestem skończony. Zaciskam palce na poduszce, tłumiąc jęk. Nie mam pojęcia, czy ją zaskoczyłem czy juz wiedziała. Przez chwilę chyba ma małe problemy, ale połyka wszystko i jeszcze wyciera kąciki ust.
- Boże... - biorę głęboki oddech, dochodząc do siebie.
- Powiedz coś... - odzywa się niepewnie.
- Chodź do mnie – proszę.
Uśmiecha się i wdrapuje na mnie łącząc nasze usta. Nie potrzeba mi długo, by znów być gotowym. To ona panuje nad sytuacją. Unosi biodra i nabija się na mnie głośno jęcząc. Opiera dłonie na moim torsie, poruszając się rytmicznie. Przesuwam rękoma po jej ciele. Całuję ją i dotykam. Siadam przez co wchodzę w nią pod innym kątem. Usta dziewczyny tworzą literkę o. Wbija palce w moje ramiona, a ja muskam ustami jej szyję. Jest najlepsza. Najpiękniejsza. Dochodzę kolejny raz, ale tym razem jest to znacznie lepsze  bo szczytuje razem z nią. Drży w moich ramionach, przytulając się mocno. Nie chcę jej puszczać. Tak mi dobrze.
- Wróć do mnie szybko... - mruczy.
– Wrócę - odgarniam jej włosy z buzi. - Uśmiech proszę.
Spełnia moją prośbę jednak wiem, że jest to wymuszony uśmiech i nie zobaczę innego aż do mojego powrotu. Dlatego nie zamierzam dziś iść po prostu spać. To może być długa noc. Ubieram się w spodnie dresowe, czarną koszulkę i zakładam bluzę adidasa, którą mam pod ręką. Dziewczynie podaję jej rzeczy.
Patrzy na mnie zdziwiona Czekając na jakieś wyjaśnienia.
- Wychodzimy - mówię tylko i idę do kuchni. Pakuję do plecaka jedzenie i picie.
Holly dołącza do mnie pięć minut później. Biorę klucze, dziewczynę za rękę i idziemy do auta.
Wsiadamy do auta i przed ruszeniem sprawdzam czy ma zapięte pasy. Gdy wszystko się zgadza odpalam silnik. Całą drogę pokonujemy w kompletnej ciszy.
Przynajmniej nie zalewa mnie pytaniami, gdzie jedziemy i po co. Jest ciekawska z natury. Teraz jednak cierpliwie czeka. Patrzy przez okno kompletnie zamyślona.
– Kochanie – kładę dłoń na jej udzie. – Gdzie tak odlatujesz?
– Tak tylko myślę… – mruczy cicho.
– O czym? – zwalniam, bo dojeżdżamy na miejsce.
– O nas – odpowiada szczerze i chyba w tym momencie orientuje się gdzie jesteśmy.
– Co jest z nami nie tak? – wjeżdżam w odpowiednią drogę.
– To nie to – odpowiada szybko.
– A co? – zatrzymuję się i łapię jej twarz w dłonie.
– Przez nich przeraża mnie to co do ciebie czuję. – gdy na mnie patrzy widzę, że jej oczy całe błyszczą.
– Co do mnie czujesz? – pocieram palcami jej policzek. Nie chcę, żeby płakała.
– Ja nie chcę cierpieć – kręci głową, a jej warga zaczyna drzeć.
– Nie będziesz cierpieć – przeciągam ją na kolana. – Skarbie, jesteś dla mnie bardzo ważna.
Układa swoją głowę na moim ramieniu wtulając się we najbardziej jak się da. Cicho szlocha, a ja nie potrafię zrozumieć czemu nagle się rozkleiła. Nie daję jej żadnych powodów do tego.
– Nie zostawiaj mnie – prosi niewyraźnie.
– Nie zostawiam, kochanie – całuję ją po włosach.
Przytrzymuję ją przy sobie i wychodzę z auta. Zamykam za nami drzwi i z brunetka na rękach kieruję się w stronę domku.
Jest we mnie wtulona, kiedy wchodzę do środka. Opieram się plecami o drzwi i stawiam Hollyday na podłodze. Nie lubię gdy jest taka smutna. Zwłaszcza, że teraz nie ma powodu. Przecież wszystko jest dobrze. Naprawdę jest dla mnie ważna i nie kłamałem. Czuję, że mam kogoś kto mnie tu zatrzyma.
Ściągam bluzę, a dziewczyna od razu ją przejmuje i zakłada na siebie.
- Już lepiej, maleństwo? - łapię jej dłonie i całuję kostki.
Kiwa głową i po jej oczach widzę, że rzeczywiście tak jest. Prowadzę ją do salonu i sadzam na kanapie. Słyszę jak cicho wzdycha.
- Kiedy wrócisz? - pyta już chyba setny raz o to samo.
- Jak najszybciej się da - kucam przed nią. - I wiesz co? Wtedy zamieszkamy razem. Nie obchodzi mnie opinia twojego brata, ojca, dziadka czy kuzyna.
- Mówisz poważnie? - wreszcie jest mi dane zobaczyć radość w tych cudownych oczkach.
Kiwam głową i głaszczę jej policzek. Trafiłem na cudowną dziewczynę. Nie żartuję ani nie przesadzam. Dała mi dużo szczęścia, chociaż czasem to tylko krótkie chwilę. Nie wiem kim jestem, nie znam siebie, a ona zaufała mi.
Ta noc jest dla nas cholernie ważna. Daje mi naprawdę dużego kopa na cały następny wyjazd. Wiem, że ktoś na mnie czeka i tęskni.


11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawość mnie zjada na myśl o przeszłości spectre. A może on ma dziewczynę, żonę etc? Tego tylko mogę się domyślać. Gratuluję świetnego opowiadania i talentu. Czekam na next i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawość mnie zjada na myśl o przeszłości spectre. A może on ma dziewczynę, żonę etc? Tego tylko mogę się domyślać. Gratuluję świetnego opowiadania i talentu. Czekam na next i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham ten blog

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dotąd chyba najlepszy rozdział ohshffhofhsdfsd Chcę takich więcej, nawet jak się kłócą to są zajebiści>>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń