piątek, 22 kwietnia 2016

Rozdział 18

~Hollyday~
Snuję się z kąta w kąt i nie mogę znaleźć dla siebie miejsca. Wszędzie mi źle, wszędzie mi coś nie pasuje. Towarzystwo chłopców i mojego brata najbardziej. Już trzy dni nie ma Louisa, a smsy to nie wszystko. Jeszcze tato przyjechał z jakąś swoją kolejną panienką. Ani trochę jej tu nie chcę. Jest zabawką więc powinna gdzieś leżeć schowana, a nie panoszyć się po moim domu. Przeszkadza mi. Ona mi przeszkadza, brat mi przeszkadza, talerze w zlewie również mi przeszkadzają. Nie dbam nawet o swój strój. Chodzę w dresie, bez makijażu i nie posiadam żadnego planu.
Sophia we wtorek chce się spotkać – odmawiam.
W środę idę na spacer. Szybko wracam, zaczyna padać.
W czwartek tata zabiera mnie na zakupy. Uciekam mu z galerii, kiedy tylko mam okazję.
W piątek dostaję kazanie na temat swojego zachowania. Nie słucham, błądzę myślami daleko.
W sobotę mam już serdecznie dość. Wsiadam w samochód i jadę do domku. Klucze leżą pod doniczką. Tak jak je zostawiliśmy.
W niedzielę nie ruszam się z sypialni, w której się kochaliśmy. Czemu mam wrażenie, że nie wróci? Czemu czuję tę cholerną pustkę? Martwię się, choć do mnie pisze. O… Nie. Jednak nie. W piątek przestał. Jestem tak bardzo przywiązana, że to zaczyna być chore. Christophe tak powiedział, ale nie chce zdawać sobie z tego sprawy. Teraz tylko w towarzystwie Louisa jest mi dobrze. Mimo głupich sprzeczek, wiem, że na nim mogę polegać. Christophe mnie zawiódł w tym miesiącu za dużo razy. Co się dzieje z moim bratem? Albo… co się dzieje ze mną?
Wychodzę spod cieplej pościeli i podchodzę do okna. Od rana pada deszcz. Pogoda idealnie odzwierciedla mój humor. Opieram się rękami o parapet i staram się zobaczyć coś oprócz kropel spływających po szybie. Chyba jednak nie jestem w stanie. Pada zbyt mocno. Wzdycham cicho i przechodzę do kuchni, czując głód. Jak długo będę jeszcze jadała sama?
Biorę co mi wpadnie w ręce i wrzucam do miski. Następnie dodaje kilka jajek i smażę to wszystko.
Siadam z talerzem przy stole. Zauważam stos kartek zapisanych przez pismo Louisa. Jakieś teksty piosenek. Dokładnie to urywki. Dokładnie czytam każdą z nich. Podają mi się. Nawet bardzo. Niektóre linijki od razu zapamiętuję.
Dla Hollyday
s z u k a m
na zatłoczonych ulicach
nieczynnych przystankach
w ciemnych bramach
sklepowych witrynach
między kartkami
podartych książek
w porannej kawie
wypalonym
setnym papierosie
s z u k a m
w stawianych chwiejnie krokach
w zapachu ubrań
ześlizgujących się z łóżka
we włosach
splątanych brakiem
w odmrożonych
niepewnych dłoniach

s z u k a m

zgubiłem
ciebie
a z tobą
i siebie
Spectre
Czuję rozchodzące się w moim sercu ciepło. Żadne pieniądze nie są warte tyle co te słowa. Myślę, że wróci niedługo i spełni obietnicę, a kiedy zamieszkamy razem nikt nie będzie mnie miał pod kontrolą. Zacznę brać życie w swoje ręce. To jest dobry pomysł. Odkładam kartki i kończę śniadanie. Niechętnie ubieram się, aby wrócić do domu. Wszyscy śpią po nocnych wyścigach, tego łatwo się domyślić. Cicho zamykam za sobą drzwi i dosłownie na palcach pokonuje schody na piętro. Powoli wchodzę do sypialni brata i widząc go śpiącego uśmiecham się pod nosem. Zdejmuje sweter, buty i spodnie. W koszulce i majtkach wchodzę pod kołdrę obok blondyna. Potrzebuję jego bliskości, a tylko śpiący nie sprawia, że mam ochotę go zabić. Nie porusza się, kiedy kładę się obok. To dobrze. Wtulona w jego rozgrzany tors zamykam oczy i wyłączam myślenie.
~*~
Otwieram oczy i mrugam kilkakrotnie. Jest mi strasznie nie wygodnie, więc przeciągam się i ziewam. Moje ręce uderzają w szybę. Jeczę głośno, szybko siadając. Co jest? Dlaczego jestem w Astonie? Niall prowadzi, a Christophe śpi na miejscu pasażera. Jest ciemno, a drogę oświetlają lampy auta.
- Hej - uderzam Nialla w ramię. - Co wy robicie? Gdzie jedziemy?
- Śpij - rzuca chłodno w moją stronę i skupia się na drodze. - Oszczędź nam wszystkim. Po prostu się zamknij i śpij Hollyday.
Otwieram szeroko oczy, nie wiedząc o co może mu chodzić. Patrzę na siebie i stwierdzam, że wzięli mnie w dresie. Tak jak zasnelam na kanapie w salonie. Louis nie ma już drugi tydzień, a oni robią mi wycieczkę.
- Mów - warczę. Jestem zła za to jak się do mnie odzywa.
Blondyn kompletnie mnie ignoruje. Gdy znów go trącam wyciąga jakąś szmatkę.
- Albo sama zaśniesz, albo ci pomogę.
- Co ty pierdolisz? - odchylam się na fotelu. - Niall! Christophe, obudź się! - krzyczę głośno.
- Kurwa.. - Horan uderza pięścią mojego brata w brzuch, przez co ten się budzi.
- Co ty znowu kombinujesz? - pytam prosto z mostu.
Christophe odwraca się i patrzy na mnie zamglonym spojrzeniem.
- Naprawdę mi przykro - mówi cicho. - On nas zdradził.
- Nie- kręcę głową. - Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz.
- Przykro mi - powtarza i wraca do poprzedniej pozycji. - Niedługo będziemy w Liverpoolu. Za kilka dni polecimy do Edynburga. Tam zostajemy.
- Christophe, nie...- chcę krzyknąć, ale z moich ust wydostaje się jedynie szept.
Nikt mi nie odpowiada, a ja nie jestem w stanie pojąć tego co powiedział. Przecież to nie jest możliwe. Do moich oczu napływają łzy. Nie powstrzymuje ich. Płacze wpadając w coraz większą histerię.
~Louis~
Wysiadam ze Spectre zmęczony, ale szczęśliwy, że pokonałem tyle kilometrów i bezpiecznie wróciłem do Hollyday. Poza tym zarobiłem sporą sumkę. To znaczy nie ja. Mój szef i jego ojciec. Nawet nie chcę widzieć tych pieniędzy więcej na oczy. Nie są mi potrzebne. Zabieram kopertę i kurtkę. Idę w stronę drzwi, mając nadzieję, że mała nie śpi. Pukam cierpliwie czekając. Opieram się ramieniem o ścianę i wzdycham. Szybciej do cholery. Niecierpliwie się z sekundy na sekundę.
Drzwi otwierają się, a w progu staje wysoki Mulat. Zayn Malik. Cudownie, właśnie jego chciałem zobaczyć od razu po przyjeździe. Podaję mu kopertę, a on nic nie mówiąc wpuszcza mnie do środka. Trochę zmieszany wolno idę w stronę salonu. Na jednym z foteli siedzi Styles, pijąc drinka. Co się tu kurwa dzieje?
- Zrobiłem co do mnie należało.- mówię chłodno. - Gdzie Hollyday?
- Nie ma i nie będzie - odpowiada jej ojciec. Podchodzi do barku i widzę jak nalewa do szklanki whisky.
- Gdzie jest Holly? - pytam po raz drugi. Coraz trudniej jest mi utrzymać emocje na wodzy.
- Biedny, zakochany Louis Tomlinson - odzywa się Harry. - Policjant Scotland Yardu, zmarły w ubiegłym roku w czerwcu. Ciało Nie odnalezione. Przyczyna zgonu nieznana.
- Parszywy oszust - Malik zaciska pięści patrząc na mnie. Czego oni ode mnie znowu chcą?
- Chyba się nie rozumiemy - mówię przez zęby.
- Moja córka jest już daleko. Bezpieczna zdala od ciebie. Nie masz szans jej znaleźć. Zresztą.. - uśmiecha się złośliwie. -.. ona nie chce cię już znać.
Ruszam w jego stronę wściekły. Łapię Malika za koszulę, a za plecami słyszę śmiech.
- Dobra gra, Tomlinson. Bardzo dobra. Ale możesz już przestać. Jesteś zdemaskowany.
Zaciskam mocniej palce. W głowie mam cholerny natłok myśli.
Nie wiem o czym mówią, ale z drugiej strony to może być prawda. To ma sens.
Wszystkie urywki wspomnień zgadzają się. Odpycham mulata od siebie i robię kilka kroków w tył. Łapie się za głowę usilnie chcąc przywołać kolejne wspomnienia. Słyszę charakterystyczny dźwięk przeładowywania pistoletu. Podnoszę wzrok na Stylesa trzymającego broń.
- To koniec, Tomlinson. Wygrałem.
Huk strzału odbija się od ścian, kończąc grę.

Koniec części 1


Chciałam oświadczyć, że wyłączam opcję komentowania anonimowo, gdyż jedna z was jest bardzo niekulturalna, nachalna i upierdliwa. Bo spamowanie nie jest oznaką kultury.

3 komentarze:

  1. Coooo tu sie dzieje ???😱 nienienienienie tak nie może być noo 😭

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże, co się właśnie stało??? Nie wiem co powiedzieć, mam tylko nadzieję, że ta kula jednak nie trafiła w Lou...
    Nie mogę doczekać się dalszej części :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  3. ŻE CO TU SIĘ STAŁO?? LOUIS POLICJANT??!! HOLLY ZOSTAŁA GDZIEŚ WYWIEZIONA??!! JA CHCĘ JUŻ NEXT>>>>>>>>>

    OdpowiedzUsuń