niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 1 częśc II

Siedzę w ramionach Christophe'a już prawie godzinę. Nie chcę pozwolić mi się ruszyć odkąd zemdlałam. Od razu zaczęło się wymyślanie mi chorób. To prawda trochę schudłam przez ostatni czas, ale to nic strasznego. Przez dwa tygodnie zafundowali mi stres. Nie dało się tego uniknąć. Cały czas żyję na tabletkach i herbatach uspokajających. Mam wrażenie, że nie jestem w stanie przestać myśleć o tym co się stało. Nie sypiam, próbując zrozumieć Louisa. Dlaczego to zrobił? Czemu spędził ze mną tyle cudownego czasu, a potem... potem nas zdradził. Po prostu. Christophe nie kłamał, gdy to mówił. Inaczej nie mieszkalibyśmy teraz w Edynburgu.
– Muszę się napić… – podejmuję kolejną próbę wstania.
– Przyniosę ci, usiądź – mówi zdecydowanie mój brat i łapie mnie za rękę.
Podnosi się z łóżka i wychodzi. Wzdycham, zamykając oczy, bo czuję zmęczenie. I fizyczne i psychiczne. W ogóle mi się tu nie podoba. Chciałabym wrócić do Londynu, gdzie jest nasz dom. Chciałabym też cofnąć czas i nie angażować uczuć. Może wtedy nie bolało by tak bardzo jak teraz. Byłoby mi lżej. Za dużo włożyłam w to wszystko i nie umiem się pozbierać. Z każdym dniem jest mi trudniej. Nikt o tym nie rozmawia, wie, że wtedy będzie gorzej. Wiele nocy przeleżałam w łóżku obstawiając każde wyjście. A może… może jednak to pomyłka? Czy wtedy by nie zadzwonił? Nie mam żadnego połączenia od niego. Żadnego. Minęło czternaście dni. To dużo czasu…
Zanim blondyn wraca do mnie z piciem ja zasypiam. Od razu po obudzeniu idę do łazienki. Załatwiam się i rozbieram, żeby wejść pod prysznic. Odkładam rzeczy na kosz do prania i rozczesuję włosy z warkocza. Jestem już w kabinie, kiedy czuję jak kręci mi się w głowie. Opieram dłonie na kafelkach, zamykając oczy. Co się znowu dzieje? Biorę kilka głębokich oddechów, ale to nic nie daje. Przed oczami pojawiają się mroczki, a w uszach zaczyna szumieć. Zsuwam się po ścianie kabiny i chowam głowę między kolanami. Woda uderza o moje ramiona rozpryskując się. Dokładnie słyszę jej dźwięk, to tak bardzo mnie denerwuje. Zawroty nie ustają, a mnie zaczyna być niedobrze. Do mojego mózgu dociera jeszcze dwa dźwięki i nie wytrzymuję. Zaczynam głośno krzyczeć, ale szybko urywa to salwa mdłości. Potem wszystko dzieje się chaotycznie. Do łazienki wpada mój brat i wyciąga mnie spod prysznica. Owija mnie ręcznikiem i zaraz do środka wbiega Niall. Kiedy Christophe mnie wynosi, Niall tam zostaje.
Opieram głowę o jego ramię i krzywię się czując nieprzyjemne skurcze w brzuchu. Bardzo nie chcę znowu wymiotować.
– Jedziemy do lekarza – mówi stanowczo i podaje mi bieliznę. Odwraca się, bym mogła ją założyć.
– Nie chcę – chrypię, zakładając już dresy.
– Nie masz tu nic do gadania – bierze bluzę z walizki, bo jeszcze się nie rozpakowałam, i mi ją podaje. Szary materiał od razu przypomina mi do kogo należy.
Ogarnia mnie zarówno złość jak i potworny ból. Szybko się zrywam i biegnę do łazienki czując, że znowu będę wymiotować. Wpadam na Nialla, który od razu się odsuwa. Pochylona nad toaletą wypluwam ze siebie wszystko, co mogę. Wykończona opadam na kafelki, a przez moje ciało jeszcze chwilę przebiegają torsje. Chłopcy pomagają mi wstać i dotrzeć do samochodu. Noga za nogą wlokę się do Astona. Christophe zapina mi pas i siada za kierownicą. Niall nie jedzie z nami. Przez całą drogę, opieram skroń o zimną szybę, co przynosi mi niewielką ulgę. Chciałabym zasnąć na kilka dni i dobrze odpocząć. Chyba ktoś musiałby mi podać końską dawkę leków na sen. Na razie mam nadzieję, że omdlenia i mdłości przejdą.
Mijamy najbliższy szpital, a ja marszczę brwi. Czemu jedzie dalej? Skołowana i zmęczona nie mam siły go zapytać. W końcu Christophe zatrzymuje się przed nową kliniką, zapewne prywatną. Wysiada i obchodzi auto, wyciągając mnie z niego. Oplatam jego szyję rękoma, by nie spaść.
– Zaraz ci pomogą – szepcze zmartwiony i niesie mnie do środka.
Równi z pokonaniem progu kliniki uderza we mnie ciepło. Temperatura w środku jest znacznie wyższa niż na zewnątrz. Dla mnie jednak to nic dobrego. W jednej sekundzie zalewają mnie poty.
nie byłam chora, moja odporność należała do tych lepszych. Jednak jeśli człowieka coś złapie to na raz wszystko. Christophe nie czeka do rejestracji. Nie wiem jak to robi, zapewne swoim urokiem, ale jesteśmy w gabinecie już chwilę później. Kładzie mnie na leżance i czeka. Gdy przychodzi lekarz, kłóci się z nim i zostaje ze mną w gabinecie.
– Mdleje od kilku dni i wymiotuje. Jest bardzo słaba – wyjaśnia mój brat.
– Muszę zadać pana siostrze kilka pytań, więc proszę wyjść – odzywa się mężczyzna w średnim wieku.
– Nigdzie nie idę – warczy i łapie mnie za rękę.
– Christophe, proszę... – mówię słabo.
Kręci głową i całuje mnie w czoło. O dziwo słucha. Wychodzi z gabinetu, ale wiem, że niechętnie.
– Czy zażywa pani na stałe jakieś leki? – pada pierwsze pytanie.
– Nie - odpowiadam i zamykam oczy, bo światło razi mnie bardziej męcząc.
– Tabletki antykoncepcyjne również nie? – upewnia się.
Kręcę głową, przypominając sobie, że miałam zacząć. No, ale teraz już nie mam takiej potrzeby. Zostawił mnie.
– Współżyje pani? – pyta zapisując coś.
– Już nie – odpowiadam cicho.
– Ale rozumiem, że już to pani robiła. Zrobimy podstawowe badania.
Nie kłócę się, bo chcę, żeby mi pomógł. Skoro dalej mam tak chudnąć przez stres, mdleć i nie spać po nocach, to niech coś wymyślą. Kładą mnie na sali obserwacji i pobierają krew.
Christophe trzyma moją dłoń w swojej. Cały czas jest przy mnie. Zmartwiony co chwila pyta czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebuję. Zapewniam go, że jest dobrze, jestem po prostu zmęczona. Blondyn delikatnie całuje mnie w czoło, a ja uśmiecham się lekko i zamykam oczy, żeby zaraz zasnąć.
~Louis~
Leżę na nie wygodnym łóżku, patrząc w sufit. Nie śpię już drugą noc i nie jestem w stanie myśleć. Co chwila słyszę za kratami policjantów, klawiszy... Rozmawiają, pilnują i mają nas wszystkich za najgorszych. Co tu robię jest bardzo dobrym pytaniem. Dziś chyba nie potrafię na nie odpowiedzieć przez zmęczenie. To wszystko była chwila. Wpadli i jak śmiecia zabrali bez słowa wyjaśnienia.
Mija godzina za godziną, minuta za minutą. Dzień za dzień - wszystkie takie same. Nie różnią się niczym. Od kiedy dwa tygodnie wylądowałem w celi, myślę jedynie o Hollyday. Dlaczego mi ją zabrali? Zostałem zupełnie sam, walcząc z prawem.
Pamiętam tam ten dzień, gdy wróciłem do niej... Gdy zastał mnie tylko jej ojciec i Styles. Żyję. Nie mierzył we mnie. W tamtej chwili zamarłem. Słowa padły w moją stronę, huk rozległ się po całym domu, a ja nie dostałem. Malik upadł na podłogę, trzymając się za brzuch. Krew była wszędzie. Nie  zauważyłem, a zostaliśmy we dwójkę. Broń leżała przy mnie, gdy klęczałem chcąc ratować mu życie.                      
Ręce brudne w krwi.                      
Łzy wściekłości na policzkach.
Nierówny oddech.
Prośba.
Krzyk.
Szept.
Strach.
Nienawiść.
Nadzieja.
Syreny policyjne.
Obrazy w mojej głowie, wracające do mnie. Mój umysł się obudził i zaczął pracować.
Kajdanki na moich rękach, chłód metalu na nadgarstkach. Ból tlił się w tyle głowy, kiedy wyprowadzali mnie z domu. Nie słuchali, gdy prosiłem o karetkę. Chciałem mu pomóc. Chciałem mu tylko pomóc. Jakby nie patrzeć to ojciec mojego aniołka i wiem jak bardzo bolesne byłoby gdyby Malik nie przeżył. Nie chciałem, żeby cierpiała.
Teraz nawet nie mam pojęcia co u niej, gdzie jest i co czuję. Niczego nie wiem, będąc tutaj. Na to, że ktoś mnie będzie odwiedzał też nie liczę. Postępowanie trwa już dwa tygodnie z prostej przyczyny. W aktach istniałem jako duch. Będą prowadzić dwie sprawy. Mojej śmierci i próby zabójstwa. Nie chcę się ciągle dręczyć i dlatego znalazłem jeden pozytyw. Mianowicie mam tu czas na przywrócenie pamięci. Przychodzi mi to z trudem, lecz łatwiej się skupiam. Oczywiście wtedy, gdy nie jestem tak zmęczony jak dziś. Umiem przywołać obrazy z dzieciństwa, czasów liceum a nawet studiów. Znam twarze różnych osób, ale nie potrafię określić czym się zajmowałem. Najwidoczniej jeszcze muszę poczekać.

Najbardziej ze wszystkiego marzę o moim aniołku. Chciałbym zobaczyć ten piękny, delikatny uśmiech. Chciałbym poczuć malutkie, filigranowe dłonie na moim ciele. A potem... potem chciałbym musnąć jej malinowe wargi, dotknąć drobnego ciała i kochać się z nią. Kochać ją. Dzień. Noc. Chciałbym wiedzieć, że jest bezpieczna bez żadnego wpływu innych osób i mieć pewność, że już zawsze będziemy razem. Wieczność może istnieć, jeśli ma się z kim ją dzielić.

4 komentarze:

  1. Łohoho świetny! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie.Rozdział jest niesamowity.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja myślę że Hollyday może być w ciąży

    OdpowiedzUsuń