sobota, 22 października 2016

Rozdział 4 część II

~*~
– Chcę lody – jęczę, wychodząc z bratem z kolejnego sklepu dla dzieci.
Jestem dopiero w czwartym miesiącu, a mamy już chyba wszystko. Ubranka, potrzebne rzeczy, nosidełko, wózek. Lista się nie kończy i jedynie, co nam zostało to pokoik. Na razie nie mam pojęcia jak wyglądają ściany, które pomalowali chłopcy, ale tylko to mamy gotowe.  Nasze nowe mieszkanie jest na tyle duże, że mieścimy się we trójkę plus kupione rzeczy nie przeszkadzają w poruszaniu się. Wolałabym, aby moje dziecko wychowywało się w domu z ogrodem i gdy zasugerowałam to Christophe, od razu zaczął szukać czegoś odpowiedniego.
– Zaraz, kochanie – obejmuje mnie w talii. – Powiesz, że chcesz lody, a kiedy je zamówię, zachcę ci się ciastko. Znam cię – śmieje się i całuje mój policzek.
– Ja naprawdę potrzebuję tych lodów. – mówię jakby to rzeczywiście była sprawa życia i śmierci.
Mój brat. Najważniejsza osoba w moim życiu, oczywiście zaraz po dziecku. Gdyby nie on, nie wiem co bym zrobiła. Na szczęście doszliśmy do porozumienia. Od tam tego czasu nie pamiętam, abyśmy się pokłócili. Cały czas jest obok, wspiera mnie i pomaga dosłownie we wszystkim. Tak jak to kiedyś robił nasz tata. W sumie dziwię się, że nas nie odwiedził od kiedy wyjechaliśmy. Czyżby kolejna dziwka zawróciła mu w głowie? Będę musiała porozmawiać na ten temat z blondynem. Tato musi nas odwiedzić, a ja mu wszystko powiedzieć. Będzie dziadkiem, mam nadzieję, że się nie wścieknie. W końcu ma do tego prawo – jestem jego księżniczką i dość młodo wpadłam. Ale co zrobię? Nie cofnę czasu i już od paru miesięcy uczę się iść dalej. Z Christophe jest o wiele łatwiej, dlatego tak bardzo jestem mu wdzięczna za pomoc.
– Okej, chodź – ciągnie mnie za rękę do auta. – Jedziemy na lody. A potem możemy podjechać i obejrzeć jeden z domów, które oglądałem w internecie. Wydawał się całkiem w porządku.
– Wiesz jaki byłby najlepszy? Nasz. W Londynie – mówię zajmując miejsce w samochodzie.
– Obiecałaś mi – szepcze. – Nie wracamy do Londynu. Zapomnij o tym. Teraz tu jest nasz dom, czy tego chcesz, czy nie.
– Przepraszam – wzdycham patrząc przez szybę. Christophe przekręca kluczyk i rusza.
W ciszy jedziemy w stronę jakiejś kawiarni. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zły. Nie chcę, żebyś nie rozmawiali. Na szczęście, stojąc na światłach kładzie dłoń na moim udzie i lekko je ściska. Uśmiecham się do niego, co od razu odwzajemnia. Mam wrażenie, że przez wszystkie, ostatnie wydarzenia, teraz jesteśmy ze sobą jeszcze bliżej.
– Wiesz, nasz maluszek potrzebuję obydwojga rodziców. Nie uważasz, że kiedy się urodzi powinienem zostać jego ojcem? – pyta.
– Nie mogę cię wpisać jako ojca – kręcę głową. – Jesteś moim bratem. – odpowiadam nieco zdziwiona.
– Da się to przeskoczyć – wzrusza ramionami. – Dla dziecka będę ojcem, nie bratem. Potrzebujesz mnie, a ja was.
– Wydaję mi się, że tak czy tak będziesz dla niego wzorcem. Tak jak ojciec. – mówię po chwili zastanowienia.
Christophe uśmiecha się do mnie i zatrzymuje pod kawiarnią. Trzymając mnie za rękę prowadzi do środka. Od razu czuję cudowny zapach ciastek, kawy i innych słodyczy. Ooo, i są moje lody. Tego właśnie pragnę w tym momencie. Siadam przy stoliku koło okna, a blondyn idzie do lady złożyć zamówienie. Po kilku minutach idzie w moją stronę z wielkim pucharem lodów z owocami i sama nie wiem czym jeszcze. W drugiej ręce trzyma serwetki i dwie łyżeczki. Uśmiecham się szeroko na widok lodów.
– Proszę – podaje mi łyżeczkę i siada, stawiając deser bardziej przy mnie.
– Też jesteś w ciąży? – pytam zatapiając łyżeczkę w lodach.
– A nie widać? – uśmiecha się. Jego telefon zaczyna dzwonić. Blondyn wyszykuje komórki w skórzanej kurtce i gdy już ją ma, wstaje. – Zaraz wracam – mówi i odchodzi na bok porozmawiać.
Patrzę jak zatrzymuje się przy drzwiach prowadzących na zaplecze. Mój braciszek ma przede mną tajemnicę. Zamierzam mu to wypomnieć. A może to jakaś dziewczyna? O Boże. Chyba… chyba byłaby to dobra wiadomość. Chcę, by kogoś pokochał, a mnie traktował tylko jak siostrę. Myślę, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. On byłby szczęśliwy z inną, a ja nie miałabym wyrzutów sumienia.
– Jestem – Christophe do mnie wraca, a ja jestem już w połowie deseru. Oblizuję wargi. Chłopak bierze trochę lodów i wkłada łyżeczkę do ust.
– Są naprawdę smaczne – mówię z uznaniem.
– Mhm, słodkie jak ty – zgadza się ze mną.
– Jesteś głupi – śmieję się.
Posyłam bratu całusa i biorę kolejną porcję. Trochę mi pomaga i kiedy zjadam, zbieramy się do wyjścia. Siedzę w aucie z ubrankami na kolanach. Przeglądam je w drodze do domu. Są takie malutkie i urocze. Coraz bardziej cieszę się, że będę mieć dziecko. Może będę musiała być bardziej odpowiedzialna, ale to da mi szczęście. Będę dla kogoś najważniejsza w życiu. Chcę tego.
– Z kim rozmawiałeś w kawiarni? – pytam niby obojętnie.
– Z Liamem – zatrzymuje się w garażu naszego apartamentowca.
Zawiedziona kiwam głową. Wysiadam i biorę torby z zakupami, które oczywiście zaraz zostają mi zabrane.
– Nie wolno ci dźwigać – karci mnie. – Chodź.
Idzie w stronę windy, a ja dreptam za nim. Wjeżdżamy na trzecie piętro i kierujemy się do mieszkania. Pierwsze co widzę, to zdemolowany salon i Nialla krzyczącego do telefonu.
Otwieram szeroko oczy i automatycznie chowam się za brata, gdy w naszą stronę leci wazon.
– Hej! – krzyczy Christophe.
Horan wreszcie nasz zauważa i Rozłącza połączenie.
– Co się stało? – pytam niepewnie.
– Gówno – warczy.
Christophe odsyła mnie do pokoju, żebym się nie denerwowała i wraca z nim porozmawiać. Ja rozpakowuję w tym czasie swoje zakupy. Kładę rękę na ledwo widoczny brzuch i uśmiecham się delikatnie.
– Spodobają ci się.
Ciekawa jestem czy to chłopiec, czy dziewczynka. Nie sprawdzałam. Na razie czekam. Jedyne czego chce to żeby było zdrowe i szczęśliwe. Nigdy niczego nie może mu zabraknąć. Moja anemia przeszła, kiedy zaczęłam jeść owoce, warzywa i brać witaminy. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Naprawdę jestem zadowolona z tego jak sobie radzę. Przez wszystkie wydarzenia stałam się silniejsza.
Uśmiecham się pod nosem i chowam ubranka do szafki. Zamykam szufladę, kiedy do pokoju wchodzi mój brat.
– List do ciebie – mówi.
- List? - marszczę brwi biorąc kopertę.
Christophe zostawia mnie samą, wracając do dalej wściekłego Nialla. Później zapytam, co się stało. Otwieram kopertę, a z niej wysuwa się kartka papieru. Podnoszę ją i prostuję. Od razu rozpoznaję pismo Louisa. Chociaż to wydaje się bardziej staranne. Siadam na łóżku, czując zdenerwowanie i zaczynam czytać.
„ W zasadzie nie mam pojęcia czy list do ciebie dotrze. Nie wiem też w jaki sposób, spójrz na nadawcę czy coś.
Może przeczytasz, może nie przeczytasz. Już mi to obojętne.
Jesteś pionkiem w grze. I ta gra niszczy nam życie. Gdy ty mnie potrzebowałaś, ja byłem. Gdy ja cię potrzebuję, jestem sam. Dlatego właśnie nigdy więcej nie chcę cię widzieć.”
W jednym momencie wracają wszystkie wspomnienia. Dlaczego pisze takie rzeczy skoro to on mnie zostawił? To on zdradził moją rodzinę. To on nie powiedział nam, że jest policjantem. Okłamywał mnie. Czy tak naprawdę stracił pamięć? Widzę jak na kartce zaczynają pojawiać się mokre plamki. Dlaczego płacze? Przecież nic już do niego nie czuję. Przynajmniej tak mi się wydawało...
Szlocham cicho, nie chcąc, żeby ktoś usłyszał. Odwracam kopertę i patrzę na nadawcę. Louis Tomlinson, Sheffield. Zgniatam kartkę i rzucam ją gdzieś w kąt. Przygryzam wargę, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie. Wiem, że muszę się uspokoić, ale nie potrafię. Te wszystkie emocje we mnie nagle się budzą. Kochałam go i może dalej kocham. Nie musiał wysyłać mi tego listy. O co mu chodziło? Jaka pieprzona gra? Płaczę, przytulając się do poduszki. Chciałabym cofnąć się o te kilka minut i wyrzucić ten list zamiast go czytać.
~Christophe~
Siedzę na kanapie i nie mogę uwierzyć, że to się stało naprawdę. Ojciec w szpitalu, do którego nie mogę pojechać. To byłoby podejrzane dla Holly. I tak cud, że o niego nie pyta. Louis w więzieniu za próbę zabicia go.  A teraz spalenie domu Nialla. Kto mógł to zrobić? Tomlinson siedzi i czeka na rozprawę. Jeszcze ten list. Jestem takim debilem, że go nie sprawdziłem. Nie wiadomo co ten idiota napisał mojej siostrze. Jeśli prawdę... To jesteśmy przegrani. Styles miał go zabić. Coś poszło nie tak, kurwa. Styles. Właśnie gdzie on do cholery jest? Nie odzywa się już od długiego czasu. Miałem czekać na telefon, więc czekam, ale tyle miesięcy to trochę za dużo, a moja cierpliwość się kończy. Sytuacja nie jest łatwa.
– Musisz pojechać do Londynu – mówię do Nialla.
- Wyobraź sobie, że akurat miałem taki zamiar - prycha.
– Skończ – warczę. – Najpierw odwiedzisz ojca w szpitalu. Potem upewnij się, czy Tomlinson na pewno siedzi w więzieniu, bo tracę pewność. Po trzecie zdobądź namiary na Stylesa.
– Kiedy kurwa mam się rozdwoić?! – podchodzę do niego, chcąc mu nieco dosadniej wszystko powtórzyć, ale zatrzymuję się w pół kroku słysząc płacz.
Odwracam się szybko i biegnę do pokoju Hollyday. Co ten skurwysyn napisał?
Bez zastanowienia wchodzę do jej pokoju i widzę ją całą zapłakaną i trzęsącą się.
– Skarbie, Boże, co się stało? – siadam na łóżku i od razu biorę ją w ramiona.
Tylko bardziej się rozpłakuje. Przecież ona nie może doprowadzać się do takiego stanu.
– Jesteś w ciąży – przypominam jej, kołysząc dziewczynę. – Nie wolno ci się denerwować. To źle wpłynie na nasze dziecko. Błagam, uspokój się.
– Ja już nic chcę... – mówi przez płacz.
– Spójrz na mnie. Nie mów tak –łapię jej twarz w dłonie. Widok takiej Hollyday mnie boli. – Nie myśl o nim. Skrzywdził ciebie. Naszego ojca.
– Co? – pyta słabo i widzę strach w jej oczach.
– No… zdradził go – wyjaśniam szybko. Lepiej, żeby nie wiedziała. Jeszcze bardziej się zdenerwuje.
- Kłamiesz Christophe - patrzy mi w oczy.
- Nie kłamię. Ojciec nienawidzi oszustów, a wpuścił go do naszej rodziny.
- Ja nie potrafię o nim zapomnieć - chlipie.
Zamykam oczy, zaciskając szczękę. Rani mnie wspominając o tym mężczyźnie. Louis był dobrym kierowcą, widziałem w nim przyszłość. Nie chciałem jedynie, by kręcił się wokół mojej siostry. To ja ją kochałem. Nie on. Wiem, że tylko ze mną będzie mogła być w pełni szczęśliwa. On po prostu musi zniknąć. Z jej myśli, z jej serca i z naszego życia. Nie powinienem wręczać jej tego listu, ale myślałem o podpaleniu domu Nialla…
Dalej o tym myślę, ale widząc Holly w takim stanie... Trochę się uspokaja i bardziej we mnie wtula. Muszę wymazać tego idiotę z jej główki. To ja i dziecko musimy być dla niej najważniejsi. Ode mnie dostanie wsparcie, miłość, zrozumie.
– Możesz zostawić mnie samą? – pyta cicho.
– Nie – odpowiadam od razu. – Dopiero jak zaśniesz.
– Christophe, proszę... – wyciera nos o rękaw.
– Nie. Zaczniesz płakać. Przecież dobrze to wiesz. Nie powinnaś czytać tego listu.
– Masz rację – zgadza się ku mojemu zdziwieniu.
– Daj mi to, zanim znów do tego wrócisz. Daj mi tę kartkę – proszę.
Kręci głową przecząc. Wzdycham powstrzymując przekleństwo.
– Wiesz, nie spotkasz go, bo skoro jest w więzieniu, to za dużo nie może. Szybko zniknie z twojej głowy. Zobaczysz – obiecuję jej.
– Jest w więzieniu – odsuwa się ode mnie i żeby na mnie spojrzeć.
Otwieram szeroko oczy zaskoczony. Skoro dostała od niego list, to musi wiedzieć. Sam na pocztę nie poszedł.
To jest naprawdę podejrzane. Co jeśli zwiał i zamierza...
- Christophe - brunetka ściąga mnie na ziemię.
- Myślałem, że wiesz. Zatrzymali go na wyścigach. Był nalot - wyjaśniam i podnoszę się. Wychodzę szybko z pokoju. Nie mam czasu jej teraz tłumaczyć i ją uspokajać. Potrzebuję leku, by zasnęła. Mam więcej spraw na głowie niż to.
Dałbym jej coś naprawdę silnego, ale nie mogę przez dziecko. Szukam po szafkach jakiś herbatek na sen i na uspokojenie. Jeśli zaleje mnie falą pytań, nie będę umiał kłamać. Oszukiwanie jej jest trudne. Gdy patrzy w moje oczy nie umiem jej oszukiwać. Jest dla mnie najważniejsza na całym świecie. Kiedy tata nas zaadoptował byłem szczęśliwy. Miałem dom i rodzinę. Od samego początku mała stała się dla mnie kimś bardzo ważnym. Była siostrą, ale z upływem lat to się zmieniało. Moja miłość do niej stała się inna. Ona o tym wie, nie wiem tylko dlaczego nie próbuje dać mi szansy. Byłoby lepiej.
Kręcę głową i z herbatą wracam do Holly. Niech zaśnie. Brunetka stoi przy oknie jeżdżąc palcem po szybie
– Wypij to – podchodzę do niej z kubkiem.
– Herbata? – pyta odwracając się do mnie.
Kiwam głową i podaję jej napój. Cierpliwie czekam, aż wypiję i zaśnie. Dobrze, że już o nic nie pyta.
- Położ się ze mną - prosi na wpół przytomna.

Nawet się nie kłócę. Otulam ją do snu i dopiero kiedy odpływa, rozglądam się za tym listem. Przeglądam szafki w biurku, komodę, aż natykam się na kartkę w kącie pokoju. Biorę do ręki kopertę. No jasne. Sheffield. 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, najbardziej wkurza mnie ten cały Christoper, zachowuje się jakby był jej chłopakiem, nienawidzę go, a tak ogólnie to rozdział świetny, podobnie, jak to opowiadanie, czekam na next i twoją książkę-365 days, (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na mojego nowo-otwartego bloga, mam nadzieję,że zajrzysz (:

    http://fame-destroies-me-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń