sobota, 31 października 2015

Rozdział 1


Vivaldi rozchodzi się po ścianach salonu, wprawiając mnie w melancholijny nastrój. Dźwięk wypełnia moje uszy. Powoli kiwam głową, stukając palcami w kolano. Piękna muzyka jest ukojeniem każdej duszy, nawet tej niespokojnej. Potrafi zatrzymać człowieka w czasie. Czasami na naprawdę długo. To taki wyłącznik rzeczywistości, bardzo przydatny, kiedy problemy doskwierają w za dużej ilości. Ale muzyka jest też przyjemnością i nie możemy o tym zapomnieć. Każdy jej rodzaj może budzić w nas jakąkolwiek, choćby niewielką, cząstkę szczęścia. Przyzwyczajona do klasyki, gardziłam innym gatunkiem. Czasem, nie przeszkadzała mi klubowa muzyka, zależało to od sytuacji. Będąc jednak w domu ceniłam Bacha, Vivaldiego czy Mozarta. Chopin również zagościł w moim sercu.
Przekręcam się w fotel obitym skórą. Przy ruchu mebel skrzypi na drewnianej podłodze. Obiegam wzrokiem przestronną bibliotekę, gdzie większą jej część, oczywiście zajmują regały z książkami. Książki zbierane od lat, niszczeją zapomniane. Żadne z mieszkańców tego domu nie ma czasu, by czytać. One są jedynie dekoracją i może pamiątką. 
Ściany pomieszczenia pomalowane są na ciemnozielony kolor. Współgrają z beżowymi zasłonami w ogromnych oknach. Mrużę oczy, ale za szybą nic nie dostrzegam. Jest naprawdę ciemno. Zerkam na zegar stojący naprzeciwko. Niedługo wybije północ. Wzdycham cicho, w ogóle nie odczuwam zmęczenia. Być może to dlatego, że kiedy się obudziłam była trzynasta. Przenoszę wzrok na sufit, wciąż stukając palcami o udo. Ogromny, kryształowy żyrandol zdobi ten piękny pokój. Ale to nie on jest sercem biblioteki. Nie żyrandol, nie książki, nie regały. 
Sercem tego pomieszczenia jest fortepian. Czarny, lśniący, stojący na środku, oświetlany przez kryształy nad nim. Pochylony nad klawiaturą Christophe, muska palcami klawisze, wydobywając ten cudowny, kojący dźwięk.
To właśnie blondyn nadaje sens temu miejscu. On wpycha w nie życie każdego dnia za pomocą swoją talentu. Muzyka jest ważna dla nas obojga. Nie rozmawiamy o niej jednak godzinami jakby się mogło od razu nasuwać. My wolimy dzielić ją między siebie w ciszy. Melodia mówi wszystko. Przymykam powieki i na nowo próbuje wygodnie ułożyć się w meblu. Liczę, że uda mi się zasnąć, a dźwięki wychodzące spod dłoni mojego brata poprowadzą moje sny. Często tak właśnie się zdarza, choć nikt oprócz niego nie wierzy gdy tak mówię. Ale to prawda. To coś niesamowicie silnego, trudnego do zrozumienia dla przeciętnego człowieka. Vivaldi bierze mnie w ramiona i kołysze do snu. Powoli, jak na statku. Jeszcze próbuję myśleć, ale sen przeważa i wygrywa walkę.
Gdy otwieram oczy, sufit nade mną przypomina mi, że jestem w swoim pokoju. Uśmiecham się, delikatnie przeciągając w dużym, wygodnym łóżku. Christophe zapewne mnie przeniósł i przebrał. Tak ma w zwyczaju. Niechętnie siadam i przeczesuję palcami jednej dłoni mogę długie, brąz włosy. Za oknem jest ściana deszczu, jednak nawet ten widok nie psuje mi humoru. Dziś są moje urodziny i zamierzam spędzić je z bliskimi. Wiem, że pamiętają. Na pewno coś przygotowali. Te dni zawsze są wyjątkowe. Do domu przyjeżdża tata. W każde święto. Nie widzimy się bardzo często, bo pracuje. Zresztą ja i mój brat również mamy dużo zajęć. Nie da się ukryć. Na przykład na barkach Chrisa spoczywa cały rodzinny biznes. Pomagam mu, ale jestem funkcją reprezentatywną. Cieszę się, że spędzimy rodzinny dzień. A impreza... och impreza na pewno zostanie zorganizowana. I to z pełną mocą, jak na przykład rok temu.
Wyskakuję z ciepłej pościeli i zakładam moje ulubione kapcie. Szczerze myślałam, że zostanę już obudzona z tortem. Wychodzę z pokoju zawiązując włosy w koka. Mam na sobie dres, który ubrał mi brat. Przeważnie w tym śpię. Czasem w za dużej koszulce. Grunt to wygoda. Idąc do schodów, patrzę na czarno-białe zdjęcia na beżowych ścianach. Przeważnie robił je sam tata, ale czasem bywa i na fotografii. Modelami jesteśmy my. Ja i Chris. Oraz nasi bliscy przyjaciele, którzy są prawie jak rodzina. Niall, spokojny tylko kiedy wychodzi po długiej nocy z jakąś laską. W normalnej sytuacji potrafi zdemolować połowę garażu i zepsuć samochód, który w danym momencie naprawia. Po czym zdenerwować się bardziej, że jego praca poszła na marne. Ten farbowany blondyn uczył mnie jeździć. Jest dla mnie trochę jak drugi brat. Wiem, że nigdy nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Oprócz niego będzie pewnie jeszcze Liam ze swoją dziewczyną. Cudownie jest mieć taką rodzinę. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Mamy jeszcze Jamesa i Eliota. Są z nami od trzech lat. Dobrze się dogadujemy. Ich też naprawdę lubię.
W kuchni siedzi Christophe pijący herbatę. Musiał dopiero brać prysznic, bo jego włosy są jeszcze mokre.
– Cześć – mówi blondyn z nad parującego kubka.
– Cześć – odpowiadam wyczekująco.
Zawsze pierwszy składa mi życzenia. Dlaczego jeszcze tego nie robi?
– Zjesz śniadanie? – pyta, wstając. Podchodzi do kuchennej wyspy, gdzie znajduje się kuchenka.
– Poproszę – odsuwam krzesło i zajmuję miejsce przy stole. Zapomniał? Nie, na pewno nie. Ktokolwiek, ale nie Christophe.
On zawsze pamięta. O każdej dacie. O każdym terminie. Jest bardzo zorganizowany. Mało kiedy zalicza wpadki. Więc dlaczego jeszcze nic nie powiedział? - pytam siebie w duchu.
– Co będziesz dzisiaj robił? – pytam chcąc się czegoś dowiedzieć.
– Tata dzwonił. Mam pojechać i sprawdzić jakąś przesyłkę. A raczej ludzi transportujących ją. Tak czy tak, masz wolne – patrzy na mnie przez ramię i wraca do robienia śniadania.
– Rozumiem – staram się ukryć zdziwienie i rozczarowanie.
Dlaczego zapomnieli? Tata też? Nie przyjedzie? Wbijam wzrok w sosnowy stół. Czuję się zawiedziona. Zawsze pamiętają. A może to ja się pomyliłam? Zerkam na kalendarz wiszący obok okna. Niezadowolona muszę przyznać, że miałam rację. Coś jest nie tak. Patrzę na brata, który nuci pod nosem jakąś piosenkę. Mój wzrok prześlizguje się po jego ramieniu, zdobionym przez kilka zawiłych tatuaży.
Często kiedy razem leżymy oglądam je dokładnie, a potem jeżdżę po nich palcem. Podobają mi się. Nie tworzą historii, nie wiem co znaczą, ale są dla niego ważne. Jak ja. Ma moje imię na klatce. Zrobił ten tatuaż gdy skończyłam osiemnaście lat. Popłakałam się gdy mi go pokazał. To zdecydowanie najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. No tak. A teraz są moje dwudzieste urodziny i wciąż nie usłyszałam życzeń.
Blondyn podaje mi talerz z naleśnikami. Posyłam mu wdzięczny uśmiech i bez słowa zaczynam jeść.
– Cześć, Malikowie. – Do kuchni wchodzi Niall.
Ręce ma brudne od smaru. Jest mokry przez spacer po deszczu.
– Cześć, Niall – uśmiecham się, czując przypływ nadziei. Horan złoży mi życzenia i wtedy mój brat sobie przypomni.
– Okropna pogoda – wzdycha, podchodząc do zlewu. Christophe patrzy na niego krzywiąc się.
– Nie pobrudź mojej kuchni– mówi.
Poważnie?! On też Zapomniał? Odchylam głowę do tyłu i biorę głęboki oddech. Myliłam się. Ten dzień jednak będzie do kitu. Nie zamierzam ich uświadamiać. Zapewne będę chodzić naburmuszona, lecz nie wyjawię problemu. Ich strata. Mieli ostatnio sporo pracy i spraw do załatwienia, ale to ich nie usprawiedliwia.
– Jedz – Chris całuje mnie w policzek i siada obok.
Dopija swoją herbatę. Powstrzymuję się od zabicia go wzrokiem.
Niall zostaje u nas cały dzień. Intensywnie pracują nad jakimiś planami. Nawet nie mogę się odezwać, bo od razu ich rozpraszam. W końcu naprawdę mam dość i zamykam się u siebie.
Siadam na dużym łóżku, stojącym przy oknie. Moja sypialnia jest bardzo przestronna, dobrze urządzona. Tata nigdy nie żałował pieniędzy. Od dziecka uczył nas wydawania, lecz na to, co potrzebne. Bardzo nas kontrolował, ale wiem, że mamy w nim wsparcie. Każda rodzina jest inna. My również. Każdy z nas jest inną częścią, która tworzy kompozycję. Tata ma wybuchowy charakter, łatwo się denerwuje i musi być po jego myśli. Christophe natomiast jest spokojny i nigdy nie wiadomo, co myśli lub co czuje. Nie okazuje emocji - dla wrogów, przeciwników, których ma nie mało, jest to bardzo uciążliwe i irytujące. Mimo że go znam, często gubię się w tym, kiedy żartuje, a kiedy nie. Ja natomiast jestem chyba najbardziej pozytywną osobą ze wszystkich w naszej rodzinie. Podchodzę z dystansem do różnych sytuacji, ale umiem cieszyć się chwilą.
Wzdycham cicho i zerkam na telefon. Żadnych wiadomości, żadnych połączeń. Tata też zapomniał. Muszę po prostu się z tym pogodzić. Może zorganizują coś za rok. Decyduję się zadzwonić do Sophie, dziewczyny Payne'a. Chciałabym chociaż wyjść na zakupy. To mogłoby poprawić mi humor.
– Halo? – słyszę jej głos.
– Cześć. Masz wolny czas? – pytam z nadzieją.
– Hm... nie za bardzo – mruczy. – Coś się stało?
– Myślałam, że pójdziemy na zakupy...
– Przykro mi, nie dam rady – mówi szczerze.
– Może innym razem – proponuję.
– Jasne – odpowiada. – Do zobaczenia.
Rozłączam się zrezygnowana. To wszystko wygląda jak z jakiegoś głupiego filmu. Nagle nikt nie ma czasu. Nikt nie pamięta. Do tego pogoda nie poprawia mojego nastroju. Jeszcze jakiś czas temu byłam szczęśliwa.
~*~
Schodzę na dół, aby zjeść kolację. Jestem głodna, nie jadłam obiadu. Mój żołądek domaga się jedzenia. Deszcz przestał padać, więc zrobiło się cieplej, chociaż jest już wieczór. Dziwne. Cisza. Spokój. Światła zgaszone. Zostawili mnie samą? Naprawdę? Ten dzień nie mógł być gorszy. Wzdycham i zaglądam do salonu, chcąc się upewnić. Ledwo przekraczam próg ogromnego pomieszczenia, a zapalają się światła choinkowe rozwieszone na karniszach. Ogromne drzwi od ogrodu są otworzone.
Zdziwiona marszczę brwi i niepewnie podchodzę do wyjścia na taras. Gdy mój wzrok obejmuje obszar za domem... Nie mogę w to uwierzyć. Zatykam usta dłońmi czując niewyobrażalne szczęście. W ogrodzie są wszyscy moi przyjaciele. Moja rodzina. Ustawione stoły i bar. Auto, które często bierze udział w wyścigach jest przygotowane do puszczania muzyki. Nie zapomnieli... Jest mi wstyd, że w nich zwątpiłam. Chcieli mi zrobić niespodziankę. Wszystko było zaplanowane. Uśmiecham się szeroko i wchodzę między gości.
– Wszystkiego najlepszego, siostro – naprzeciw mnie wychodzi Christophe, uśmiechając się lekko. Niesie dwa kieliszki szampana.
Nie biorę szkła, a rzucam się blondynowi na szyję. Jest najlepszy na świecie.
– Och. Co za radość – śmieje się. – Byłaś bardzo cierpliwa.
– Dziękuję... – szepczę w jego szyję.
Odsuwa się i całuje mnie w policzek. Podaje mi kieliszek szampana, uśmiechając się. Jeszcze raz się rozglądam. Cała grupa patrzy na nas, śmiejąc się. Tata również przyjechał. Podchodzi do mnie spokojnym krokiem. Na sobie ma ciemne spodnie i granatową koszulę. Jest Mulatem przed czterdziestką. Nasze więzy rodzinne są skomplikowane i o tym później.
– Myślałam, że nie przyjedziesz – wyznaję cicho.
– Niespodzianka - obejmuje mnie i całuje w czoło. – Wszystkiego najlepszego, moja dziewczynki.
Uśmiecham się do niego, kiedy wypuszcza mnie z ramion. Ta impreza to świetny prezent. Teraz każdy mnie zaczepia i składa życzenia. Zapominam o moim ponurym humorze. Tym zrekompensowali wszystko. Głośna muzyka, która w takich sytuacjach w ogóle mi nie przeszkadza, alkohol i przyjaciele. O północy. Równo o północy. W ogrodzie pojawia się wózek kelnerski. Na środku jego ogromny tort.
Śmieję się głośno i bijąc brawo podchodzę do wypieku. Jest taki kolorowy.
– Pomyśl życzenie, Holly – mówi Christophe.
Zamykam oczy, biorę głęboki oddech....Chcę się zakochać -myślę i zdmuchuję ogromną świeczkę.

Witajcie! Pierwszy rozdział Spectre to takie wprowadzenie. Prolog nie był jasny i oto chodziło. Mam nadzieję, że będziecie z nami przez całą historię. Rozdziały napisane są wprzód, więc nie musicie się o nic martwić. Komentujcie, wspierajcie i piszcie z hasztagiem #SPECTREFF
Chcesz być informowany? http://spectre-fanfiction.blogspot.com/p/informowani.htmlObsada http://spectre-fanfiction.blogspot.com/p/bohaterowie_16.html

6 komentarzy:

  1. Super nie mogę sie doczekać nastepnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  2. Już kocham ♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Już jest cudownie, a to dopiero początek ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezły pomysł. :)
    Taki rozdział na wstępie,świetne wprowadzenie

    OdpowiedzUsuń