Wychodzę z
domu Liama i Sophie kierując się prosto do samochodu. Macham jeszcze
dziewczynie, która stoi w oknie i odjeżdżam. Wyciągam jedną ręką papierosa i
odpalam go. Tak. Od ponad miesiąca palę. I to z każdym dniem więcej. Zarówno
tato jak i mój brat próbowali działać, ale nawet oni nic nie pomogli.
Tajemniczy brunet zniknął tydzień po naszym ostatnim spotkaniu. Dopiero dzisiaj
Sophia powiedziała mi, że podobno od wczoraj jest w mieście. To oznacza, że
najprawdopodobniej będzie dziś się ścigał. Jadę na wyścig, aby się przekonać i
rozerwać. Poza tym nie mam lepszego zajęcia. Christophe jest na mnie trochę
zły, a ojca nie ma w mieście. Zapewne planują kolejna sprzedaż. Dlatego muszę
znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie zawracać głowy żadnemu z nich. Tym razem
wyścig jest w innej części miasta.
Droga
zajmuje mi pół godziny. Jadę szybko, ale nie łamiąc przepisów. Dojeżdżam na
tor, gdzie jest dosłownie wielka impreza. Wysiadam z auta i dostrzegam Harryego
kłócącego się z Niallem. To oni się znają? I kto się dziś od nas ściga? Kieruję
się w nich stronę, ale nie docieram.
– Hollyday
Malik! – słyszę krzyk, bo muzyka cichnie. Rozglądam się po placu i dostrzegam
bruneta, stojącego przy swoim samochodzie. Otwiera drzwi i czeka, aż wsiądę.
Nie spuszcza ze mnie wzroku.
Marszczę
brwi i niepewnie idę w jego stronę.
Nie
powiem, że to nie krępujące kiedy nagle każdy na nas patrzy. Dosłownie każdy.
Jak dobrze, że nie ma tu mojego brata...
Przypuszczam,
że zaraz przygarnął, by mnie ściśle do swojego boku. Ba! Na pewno by tak było.
A ja głupia wsiadam do samochodu, drzwi za mną zamykają się i wiem, że nie ma
powrotu. Nie wiem po co to wszystko. Brunet wsiada do samochodu i podjeżdża na
linię startu. Nie odzywamy się do siebie ani słowem. Zapinam pas i poprawiam
się w fotelu. Patrzę jak ustawia coś na komputerze. Silnik jest jak pomruk,
przyjemny dźwięk. Na ekranie pojawia się trasa, którą musi pokonać, żeby
wygrać.
Przenoszę
wzrok na twarz mężczyzny. Jest skupiony, ale zdecydowanie nie zdenerwowany. Na
jego ustach błądzi nawet cwany uśmieszek.
– Mam
nadzieję, że nie przynosisz pecha – mówi pod nosem i układa ręce na kierownicy.
Przed auta wychodzi moja kochana Amanda. – Wolałbym tam widzieć królową w
stroju baletnicy niż... ten okaz gwałtu natury.
Nie
wytrzymuję i wybucham śmiechem. Coraz bardziej lubię tego faceta.
– Ostatnie
słowa przed śmiercią? – patrzy na mnie i gwałtownie rusza.
Zamykam oczy
przestraszona nagłym piskiem opon. Gdy podnoszę powieki i patrzę przez okno.
Wszystko tak szybko przemija.
Pas wbija
mi się w klatkę, kiedy mężczyzna skręca driftując. Teraz osobiście mogę ocenić
jego jazdę. Oczywiście technika samochodu umożliwia mu to wszystko. Z tej
perspektywy wygląda to sto razy lepiej. Nie będę narzekać. Dobrze, że wsiadłam.
Tylko boję się czy dojedziemy do mety. Nie chcę jednak dać po sobie nic poznać.
Nie może myśleć, że jestem płochliwa. Przecież wychowywałam się na autach. Od zawsze
mam z tym styczność. Mężczyzna potrzebuje kilku minut by zostawić resztę
zawodników daleko za sobą.
– Jak ci
się podoba? – zerka na mnie, manewrując między samochodami.
Ludzie
mieszkający tu, dobrze wiedzą, kiedy mogą natknąć się na wyścig. Mimo wszystko
ciężko nas jest złapać. Policja ma małą blokadę. Poza tym gdyby zrobili nalot,
ucieklibyśmy. Już mieliśmy takie przypadki, ale dawno.
–
Zdecydowanie dobrze – przyznaję szczerze.
– Świetnie
– uśmiecha się znów skręcając.
Dlaczego
dzisiaj jest taki względem mnie? Bo jeszcze zacznę przypuszczać, że się
Stęsknił. On uśmiechnięty. Miły. To szokujące. A może nie powinnam szukać
drugiego dna?
Jak bardzo
jeden człowiek może namieszać? Bardzo. Zerkam na komputer między nami i
orientuję się, że już za chwilę będzie meta. Spectre zwalnia, ale nie daje się
wyprzedzić. Przez chwilę kierowca wydaje się na znudzonego. W zasadzie jaka to
adrenalina skoro przeciwnik nie walczy. Kręcę głową, ale w sumie mnie również
nieco to nudzi. Nikt nie jest w stanie go zmęczyć.
Moim
zdaniem powinien poszukać lepszych rywali. Kogoś na swoim poziomie. Tutaj nic
wielkiego nie zdziała. Zawsze będzie wygrywał.
– Znowu
najlepszy – mówię, gdy przejeżdżamy metę.
– Prawda,
że monotonne? Przyjeżdżam tutaj, żeby zarobić i pokazać im jak wiele potrzeba
pracy. Chcą się ścigać, więc niech to robią. Jedynym godnym przeciwnikiem byłaś
ty. I nie mówię tego z sympatii. Po prostu dobrze ci szło, chociaż nie
świetnie.
– Nie
podejrzewałabym cię o sympatie – odpowiadam z ręką na sercu.
– Zawsze
wyłapiesz to, co mało istotne – wywraca oczami i otwiera okno.
Organizator
wyścigu rzuca mu na kolana pęk pieniędzy. Mężczyzna wycofuje auto i rusza.
– Hej,
poczekaj... – łapię go za rękę.
–
Spokojnie, zaraz tam wrócisz – odpowiada, wyjeżdżając poza teren wyścigu.
– Dokąd
jedziemy? – pytam.
– Mieszkam
niedaleko – wzrusza ramionami i podaje mi pieniądze. – Policz i weź połowę.
– Nie
wezmę twoich pieniędzy. – układam je ładnie w kupkę.
– Połowa
jest twoja. Za szczęście – zwalnia i zatrzymuje się na światłach.
Patrzę na
niego, a on na mnie. Boże, beze mnie też by wygrał... Ale jego wzrok nie
pozwala mi na kłótnie.
Te oczy
powinny zostać uznane za przestępstwo. Naprawdę z trudem odwracam wzrok.
W ciszy
dojeżdżamy do jego mieszkania. Ta kamienica nie jest stara, ale na jego
zarobki... mieszka prawie jak Niall. Ale blondyna to nikt nie przebije. Parkuje
między jakimiś gratami i wysiada. Sprawnie robię to samo. Trzymając pieniądze w
ręku, idę za nim do bloku. Otwiera mi drzwi od klatki i idziemy razem na drugie
piętro. Brunet przekręca zamek w drzwiach i po chwili znajdujemy się w środku
mieszkania. Już przy pierwszym kroku czuć przyjemny zapach unoszący się w
każdym z pomieszczeń. Mężczyzna zdejmuje z moich ramion skórzaną kurtkę i
odwiesza. Podaję mu sumę pieniędzy, które odliczyłam. Wcale nie chciałam, ale
przecież inaczej sam by mi je wcisnął.
Wskazuje
ręką na kuchnię, w której już gościłam.
– Napijesz
się czegoś? – ściąga swoją kurtkę i zagląda do szafki nad zlewem.
Siadam na
białym, drewnianym krześle i częstuję się jednym z leżących na stole cukierków.
– Herbatę
jeśli masz – proszę.
– Mam.
Wino też mam. Może byłabyś po nim bardziej rozmowna – śmieje się, nastawiając
wodę.
– Muszę
wrócić do domu – uśmiecham się widząc go takiego.
– Mogę cię
odwieźć, a autem zajmie się twój mechanik. Tak sądzę. Nie zostawiłby takiego
skarbu na pastwę losu.
– Innym
razem – mruczę bawiąc się serwetką na stole.
Dostaję
kubek z herbatą. Podsuwa mi cukierniczkę i łyżeczkę. Sam siada naprzeciwko mnie
ze swoim napojem. Biorę naczynie w dwie dłonie, żeby poczuć na nich ciepło.
Rozglądam
się po jasnej kuchni. Nie jest urządzona nowocześnie, ale panuje tu porządek.
Szafki są drewniane i pomalowane na niebiesko. To raczej dodaje uroku. W ogóle
nie pasuje do kierowcy Spectre. Moim zdaniem powinien mieć apartament w
wielkim, szklanym wieżowcu z widokiem na Londyn. Powinien mieć basen i
siłownie, żeby trzymać formę. Mógłby mieć wszystko. Dla mnie właściciel tak
imponującego auta, wygrywający każdy wyścig, jest panem. Dlaczego więc siedzi w
tym mieszkanku, nie dbając o lepszy byt? Na dodatek wydaje się być zadowolony.
Przyglądam
mu się, kiedy w ciszy pije herbatę. Jak długo nic nie pamięta? Dlaczego wie
jedynie jak prowadzi się auto? Kim był wcześniej? Jaka jest jego przeszłość? A
może ma żonę i dzieci? Gdzieś w innej części Anglii posiada duży dom, psa i był
szczęśliwy. Nic nie wiem, on też. Stracił część siebie. Ciekawe dlaczego.
Wypadek?
Nawet nie
potrafię sobie wyobrazić jakie to uczucie. Jak bardzo samotny się czuje? Może
właśnie dlatego trzyma wszystkich, łącznie ze mną, na dystans. W sumie... w
naszym otoczeniu jest wielu fałszywych ludzi. Naprawdę łatwo się przejechać na
niewłaściwej znajomości. Sama wiem, że na zaufanie trzeba sobie zapracować. I
najbliższa jest mi moja rodzina. Razem z chłopcami. Ich znam od zawsze. No
prawie. Współczuję temu facetowi, ale tego nie powiem. Niektórzy nie lubią
litości i on z pewnością należy do takich osób.
– Więc...
– zaczynam niepewnie. – Co zamierzasz?
– Z czym?
– patrzy na mnie i odstawia zielony kubek na blat.
– Ze sobą?
Swoim życiem? – wzruszam ramionami. – Chcesz już zawsze żyć właśnie tak?
– Właśnie
jak? – pyta spokojnie. – W tym momencie zamierzam zmusić cię do rozmowy. O
sobie. Ja ci wiele nie powiem, a ty możesz. Nie myślę o przyszłości. Znasz
takie powiedzenie ,, Chwytaj dzień"? Ja znam, ale nie wiem kto to
powiedział.
– Chcesz
rozmawiać o mnie? Dlaczego – patrzę na niego uważnie. Co niby interesuje go
cokolwiek związanego ze mną?
– A dlaczego ty chcesz rozmawiać o mnie?
– Już mówiłam.
Interesujesz mnie. Teraz jeszcze bardziej. Chciałabym móc odpowiedzieć na
przynajmniej kilka z twoich pytań o samego siebie – wyznaję mówiąc z każdym
wyrazem coraz ciszej.
Uśmiecha
się do mnie i podnosi. Uważnie obserwuję co robi. Wstawia kubek do zlewu,
wyciera ręce i bierze z lodówki kartkę papieru oraz długopis. Wraca na
przeciwko mnie i pochyla się, zapisując kilka zdań. Podaje mi notatkę,
odkładając pisak.
,, Jak
właściwie żyję? Jak oddycham?
Kiedy cię tu nie ma zaczynam się dusić
Chcę czuć miłość płynącą w moich żyłach
Powiedz mi, czy to ten moment, gdzie porzucam
wszystko?"
Zagryzam
mocno dolną wargę czytając tekst kilka razy. Co ja mam mu powiedzieć? Dla mnie
jest niesamowity. Pod każdym względem.
Nie jest
jak wszyscy. Może to amnezja zrobiła z niego intrygującego człowieka, a może od
zawsze taki był. Nie mam pojęcia.
– To jest
jeden z tych momentów kiedy kompletnie nie wiem co powiedzieć lub co powinnam
zrobić. Nie są one częste, ale bardzo denerwujące – zerkam na mężczyznę i po
chwili wracam do analizowania tekstu.
– Pokażę
ci coś – podnosi się. – Ale nie teraz. Najpierw to ty zaczniesz mówić. I
odbierz telefon. Ta wibracja mnie drażni.
Nawet nie
zauważyłam, że mój brat dzwoni do mnie raz za razem od dobrych dziesięciu
minut. Przerażona szybko odbieram kolejne połączenie.
– Tak?
– Czyś ty
oszalała?! – krzyczy do słuchawki. – Co sobie wyobrażasz? Że możesz znikać
nagle nic nikomu nie mówiąc?
–
Przepraszam… – to jedyne co jestem w stanie wtrącić.
– Wracaj
do domu – warczy.
–Ale
Christophe…
– Martwię
się. Wszystko dobrze? Gdzie jesteś? – spuszcza z tonu.
– Jeśli...
Dobrze - odpowiada. – Ufam ci.
– Tak,
jestem cała. Będę koło drugiej, dobrze? – mówię widząc na zegarku, że dochodzi
północ.
– Kocham
cię.
– To
dobrze. Ponieważ ja ciebie też. – Odkładam telefon i wzdycham cicho. On zawsze
się martwi. Nawet jak bywa zły.
–
Przepraszam... – mruczę do bruneta.
– Nie ma
za co. Słucham ciebie. Opowiedz mi o swojej rodzinie. O tobie.
– Mam
dwadzieścia lat, całodobowy nadzór i zakaz samodzielnego podejmowania decyzji,
mam starszego brata, który nielegalnie się ściga i ojca, który jest znanym
dilerem. Zwykła rodzinna sielanka – mówię z ironią.
– Ale
chyba jesteś szczęśliwa. Dbają o ciebie. Bronią przed takimi jak ja.
Wyciąga do
mnie rękę i dotyka mojej. Przez sekundę mam wrażenie, że kopnął mnie prąd, ale
szybko się opamiętuje. To nie jest możliwe, to jedynie jego dotyk. Działa na
mnie dziwnie, muszę przyznać. I muszę też przyznać, że to mi się podoba. Nie
chcę uciekać i odsuwać się. Brnę w coś, z czego może nie być wyjścia. W życiu
trzeba ryzykować. Jestem młoda, przyjdzie czas na rozsądek.
– Nie
narzekam – mówię szybko. – Lubię swoje życie.
Patrzę w
miejsce, gdzie nasze dłonie się stykają. Jego, znacznie większa od mojej,
prawie całkowicie ją przykrywa.
– Masz na
coś ochotę? – pyta, pocierając kciukiem moje knykcie.
Oblizuję
usta i patrzę niepewnie w oczy mężczyzny. Mam wrażenie, że naprawdę balansuje
na krawędzi.
Nie wiem,
co mam odpowiedzieć. O co pyta? Czy chcę coś zjeść? Czy może ma inne myśli.
Jezu, sama już się gubię, a on nie pomaga.
Nie
odpowiadam mu. Nie jestem w stanie. Zbyt dużo mojej uwagi pochłania skupienie
się na jego dotyku. Przyjemne uczucie rozchodzi się od dłoni na cale ciało.
– Mała –
mruczy, ściskając moją rękę.
Wybudzam
się z transu i szybko podnoszę na niego wzrok.
– Tak? Ja?
Nie, dziękuję...
Uśmiecha
się i całuje moje palce. Każdy po kolei. Jego wargi muskają moją skórę i przez
to przechodzi mnie dreszcz. Znowu.
– Czemu to
robisz? – szepczę ledwo słyszalnie. Na nowo powoli mnie zaczarowuje.
– Co
takiego? – uśmiecha się. – Ja tylko czekam, aż zaczniesz mówić. Teraz o sobie.
O tym co lubisz.
– Lubię...
sama nie wiem. Lubię się ścigać... – mówię nie ujawniając prawdziwej
fascynacji.
– Nie
widać – wzrusza ramionami. – Ja lubię się ścigać i pokładam w to energię, czas
i chęci. Próbuję się rozwijać, bo nie chcę stać w miejscu, dlatego niedługo
zmienię miejsce. Nie chcę, żebyście zbankrutowali.
– Rozumiem
– próbuję przybrać obojętny ton głosu.
– Ani
trochę nie rozumiesz, ale jeszcze nie musisz. I pewnie nie będziesz musiała –
odpowiada i wstaje. – Pokażę ci coś, kiedy indziej. Jeśli będziesz wciąż
chciała.
– W
porządku – kiwam głową. Chce żebym już poszła? Tak, zapewne to była aluzja.
Podnoszę się i poprawiam swój sweterek. – Będę się zbierać. Odwieziesz mnie do
mojego auta.
– Za
chwilę. Słyszałem, że masz czas do drugiej, więc mamy jeszcze godzinę –
przekrzywia głowę i wpatruje się we mnie, marszcząc brwi. – Powiedziałeś coś
nie tak?
– Nie -
przeczę od razu. – Jest w porządku.
– Daj
rękę.
Robię krok
w jego stronę i spełniam jego prośbę. Boże zachowuję się jak jakaś idiotka.
– Jestem
Louis – mówi.
Taaaak wreszcie powiedział jej swoje imie :D rozdział świetny :D już sie nie mogę doczekać następnego :* <3
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że on kłamie. Nie trzymaj mnie w niepewności.
OdpowiedzUsuńLouis *-*
OdpowiedzUsuńJaki władczy i miły i taki louiskowaty *-*
Ciekawe co będą robić przez ta godzinę.
Fajnie by było jakby oni się w potajemnie spotykali.
Lou będzie ją uczył się ścigać pewnie i będzie jdjdhsjdjsbh
Christopher niech zluzuje bokserki bo i tak nie porucha.
Czekam na następny Cari xoxo
omg, cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńwreszcie powiedział jej swoje imię *.*
jestem ciekawa co będzie dalej :)
/@zosia_official
Rozdział cudowny jak zawsze.Kocham.
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten blog
OdpowiedzUsuńKocham to fdfdsfdsdsfsdfdsfre
OdpowiedzUsuńCudowny <3333
OdpowiedzUsuń