sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 8


Wychodzę z domu Liama i Sophie kierując się prosto do samochodu. Macham jeszcze dziewczynie, która stoi w oknie i odjeżdżam. Wyciągam jedną ręką papierosa i odpalam go. Tak. Od ponad miesiąca palę. I to z każdym dniem więcej. Zarówno tato jak i mój brat próbowali działać, ale nawet oni nic nie pomogli. Tajemniczy brunet zniknął tydzień po naszym ostatnim spotkaniu. Dopiero dzisiaj Sophia powiedziała mi, że podobno od wczoraj jest w mieście. To oznacza, że najprawdopodobniej będzie dziś się ścigał. Jadę na wyścig, aby się przekonać i rozerwać. Poza tym nie mam lepszego zajęcia. Christophe jest na mnie trochę zły, a ojca nie ma w mieście. Zapewne planują kolejna sprzedaż. Dlatego muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, by nie zawracać głowy żadnemu z nich. Tym razem wyścig jest w innej części miasta.
Droga zajmuje mi pół godziny. Jadę szybko, ale nie łamiąc przepisów. Dojeżdżam na tor, gdzie jest dosłownie wielka impreza. Wysiadam z auta i dostrzegam Harryego kłócącego się z Niallem. To oni się znają? I kto się dziś od nas ściga? Kieruję się w nich stronę, ale nie docieram.
– Hollyday Malik! – słyszę krzyk, bo muzyka cichnie. Rozglądam się po placu i dostrzegam bruneta, stojącego przy swoim samochodzie. Otwiera drzwi i czeka, aż wsiądę. Nie spuszcza ze mnie wzroku.
Marszczę brwi i niepewnie idę w jego stronę.
Nie powiem, że to nie krępujące kiedy nagle każdy na nas patrzy. Dosłownie każdy. Jak dobrze, że nie ma tu mojego brata...
Przypuszczam, że zaraz przygarnął, by mnie ściśle do swojego boku. Ba! Na pewno by tak było. A ja głupia wsiadam do samochodu, drzwi za mną zamykają się i wiem, że nie ma powrotu. Nie wiem po co to wszystko. Brunet wsiada do samochodu i podjeżdża na linię startu. Nie odzywamy się do siebie ani słowem. Zapinam pas i poprawiam się w fotelu. Patrzę jak ustawia coś na komputerze. Silnik jest jak pomruk, przyjemny dźwięk. Na ekranie pojawia się trasa, którą musi pokonać, żeby wygrać.
Przenoszę wzrok na twarz mężczyzny. Jest skupiony, ale zdecydowanie nie zdenerwowany. Na jego ustach błądzi nawet cwany uśmieszek.
– Mam nadzieję, że nie przynosisz pecha – mówi pod nosem i układa ręce na kierownicy. Przed auta wychodzi moja kochana Amanda. – Wolałbym tam widzieć królową w stroju baletnicy niż... ten okaz gwałtu natury.
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem. Coraz bardziej lubię tego faceta.
– Ostatnie słowa przed śmiercią? – patrzy na mnie i gwałtownie rusza.
Zamykam oczy przestraszona nagłym piskiem opon. Gdy podnoszę powieki i patrzę przez okno. Wszystko tak szybko przemija.
Pas wbija mi się w klatkę, kiedy mężczyzna skręca driftując. Teraz osobiście mogę ocenić jego jazdę. Oczywiście technika samochodu umożliwia mu to wszystko. Z tej perspektywy wygląda to sto razy lepiej. Nie będę narzekać. Dobrze, że wsiadłam. Tylko boję się czy dojedziemy do mety. Nie chcę jednak dać po sobie nic poznać. Nie może myśleć, że jestem płochliwa. Przecież wychowywałam się na autach. Od zawsze mam z tym styczność. Mężczyzna potrzebuje kilku minut by zostawić resztę zawodników daleko za sobą.
– Jak ci się podoba? – zerka na mnie, manewrując między samochodami.
Ludzie mieszkający tu, dobrze wiedzą, kiedy mogą natknąć się na wyścig. Mimo wszystko ciężko nas jest złapać. Policja ma małą blokadę. Poza tym gdyby zrobili nalot, ucieklibyśmy. Już mieliśmy takie przypadki, ale dawno.
– Zdecydowanie dobrze – przyznaję szczerze.
– Świetnie – uśmiecha się znów skręcając.
Dlaczego dzisiaj jest taki względem mnie? Bo jeszcze zacznę przypuszczać, że się Stęsknił. On uśmiechnięty. Miły. To szokujące. A może nie powinnam szukać drugiego dna?
Jak bardzo jeden człowiek może namieszać? Bardzo. Zerkam na komputer między nami i orientuję się, że już za chwilę będzie meta. Spectre zwalnia, ale nie daje się wyprzedzić. Przez chwilę kierowca wydaje się na znudzonego. W zasadzie jaka to adrenalina skoro przeciwnik nie walczy. Kręcę głową, ale w sumie mnie również nieco to nudzi. Nikt nie jest w stanie go zmęczyć.
Moim zdaniem powinien poszukać lepszych rywali. Kogoś na swoim poziomie. Tutaj nic wielkiego nie zdziała. Zawsze będzie wygrywał.
– Znowu najlepszy – mówię, gdy przejeżdżamy metę.
– Prawda, że monotonne? Przyjeżdżam tutaj, żeby zarobić i pokazać im jak wiele potrzeba pracy. Chcą się ścigać, więc niech to robią. Jedynym godnym przeciwnikiem byłaś ty. I nie mówię tego z sympatii. Po prostu dobrze ci szło, chociaż nie świetnie.
– Nie podejrzewałabym cię o sympatie – odpowiadam z ręką na sercu.
– Zawsze wyłapiesz to, co mało istotne – wywraca oczami i otwiera okno.
Organizator wyścigu rzuca mu na kolana pęk pieniędzy. Mężczyzna wycofuje auto i rusza.
– Hej, poczekaj... – łapię go za rękę.
– Spokojnie, zaraz tam wrócisz – odpowiada, wyjeżdżając poza teren wyścigu.
– Dokąd jedziemy? – pytam.
– Mieszkam niedaleko – wzrusza ramionami i podaje mi pieniądze. – Policz i weź połowę.
– Nie wezmę twoich pieniędzy. – układam je ładnie w kupkę.
– Połowa jest twoja. Za szczęście – zwalnia i zatrzymuje się na światłach. 
Patrzę na niego, a on na mnie. Boże, beze mnie też by wygrał... Ale jego wzrok nie pozwala mi na kłótnie.
Te oczy powinny zostać uznane za przestępstwo. Naprawdę z trudem odwracam wzrok.
W ciszy dojeżdżamy do jego mieszkania. Ta kamienica nie jest stara, ale na jego zarobki... mieszka prawie jak Niall. Ale blondyna to nikt nie przebije. Parkuje między jakimiś gratami i wysiada. Sprawnie robię to samo. Trzymając pieniądze w ręku, idę za nim do bloku. Otwiera mi drzwi od klatki i idziemy razem na drugie piętro. Brunet przekręca zamek w drzwiach i po chwili znajdujemy się w środku mieszkania. Już przy pierwszym kroku czuć przyjemny zapach unoszący się w każdym z pomieszczeń. Mężczyzna zdejmuje z moich ramion skórzaną kurtkę i odwiesza. Podaję mu sumę pieniędzy, które odliczyłam. Wcale nie chciałam, ale przecież inaczej sam by mi je wcisnął.
Wskazuje ręką na kuchnię, w której już gościłam.
– Napijesz się czegoś? – ściąga swoją kurtkę i zagląda do szafki nad zlewem.
Siadam na białym, drewnianym krześle i częstuję się jednym z leżących na stole cukierków.
– Herbatę jeśli masz – proszę.
– Mam. Wino też mam. Może byłabyś po nim bardziej rozmowna – śmieje się, nastawiając wodę.
– Muszę wrócić do domu – uśmiecham się widząc go takiego.
– Mogę cię odwieźć, a autem zajmie się twój mechanik. Tak sądzę. Nie zostawiłby takiego skarbu na pastwę losu.
– Innym razem – mruczę bawiąc się serwetką na stole.
Dostaję kubek z herbatą. Podsuwa mi cukierniczkę i łyżeczkę. Sam siada naprzeciwko mnie ze swoim napojem. Biorę naczynie w dwie dłonie, żeby poczuć na nich ciepło.
Rozglądam się po jasnej kuchni. Nie jest urządzona nowocześnie, ale panuje tu porządek. Szafki są drewniane i pomalowane na niebiesko. To raczej dodaje uroku. W ogóle nie pasuje do kierowcy Spectre. Moim zdaniem powinien mieć apartament w wielkim, szklanym wieżowcu z widokiem na Londyn. Powinien mieć basen i siłownie, żeby trzymać formę. Mógłby mieć wszystko. Dla mnie właściciel tak imponującego auta, wygrywający każdy wyścig, jest panem. Dlaczego więc siedzi w tym mieszkanku, nie dbając o lepszy byt? Na dodatek wydaje się być zadowolony.
Przyglądam mu się, kiedy w ciszy pije herbatę. Jak długo nic nie pamięta? Dlaczego wie jedynie jak prowadzi się auto? Kim był wcześniej? Jaka jest jego przeszłość? A może ma żonę i dzieci? Gdzieś w innej części Anglii posiada duży dom, psa i był szczęśliwy. Nic nie wiem, on też. Stracił część siebie. Ciekawe dlaczego. Wypadek?
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jakie to uczucie. Jak bardzo samotny się czuje? Może właśnie dlatego trzyma wszystkich, łącznie ze mną, na dystans. W sumie... w naszym otoczeniu jest wielu fałszywych ludzi. Naprawdę łatwo się przejechać na niewłaściwej znajomości. Sama wiem, że na zaufanie trzeba sobie zapracować. I najbliższa jest mi moja rodzina. Razem z chłopcami. Ich znam od zawsze. No prawie. Współczuję temu facetowi, ale tego nie powiem. Niektórzy nie lubią litości i on z pewnością należy do takich osób.
– Więc... – zaczynam niepewnie. – Co zamierzasz?
– Z czym? – patrzy na mnie i odstawia zielony kubek na blat.
– Ze sobą? Swoim życiem? – wzruszam ramionami. – Chcesz już zawsze żyć właśnie tak?
– Właśnie jak? – pyta spokojnie. – W tym momencie zamierzam zmusić cię do rozmowy. O sobie. Ja ci wiele nie powiem, a ty możesz. Nie myślę o przyszłości. Znasz takie powiedzenie ,, Chwytaj dzień"? Ja znam, ale nie wiem kto to powiedział.
– Chcesz rozmawiać o mnie? Dlaczego – patrzę na niego uważnie. Co niby interesuje go cokolwiek związanego ze mną?
–  A dlaczego ty chcesz rozmawiać o mnie?
– Już mówiłam. Interesujesz mnie. Teraz jeszcze bardziej. Chciałabym móc odpowiedzieć na przynajmniej kilka z twoich pytań o samego siebie – wyznaję mówiąc z każdym wyrazem coraz ciszej.
Uśmiecha się do mnie i podnosi. Uważnie obserwuję co robi. Wstawia kubek do zlewu, wyciera ręce i bierze z lodówki kartkę papieru oraz długopis. Wraca na przeciwko mnie i pochyla się, zapisując kilka zdań. Podaje mi notatkę, odkładając pisak.
 ,, Jak właściwie żyję? Jak oddycham?
Kiedy cię tu nie ma zaczynam się dusić
Chcę czuć miłość płynącą w moich żyłach
Powiedz mi, czy to ten moment, gdzie porzucam wszystko?"
Zagryzam mocno dolną wargę czytając tekst kilka razy. Co ja mam mu powiedzieć? Dla mnie jest niesamowity. Pod każdym względem.
Nie jest jak wszyscy. Może to amnezja zrobiła z niego intrygującego człowieka, a może od zawsze taki był. Nie mam pojęcia.
– To jest jeden z tych momentów kiedy kompletnie nie wiem co powiedzieć lub co powinnam zrobić. Nie są one częste, ale bardzo denerwujące – zerkam na mężczyznę i po chwili wracam do analizowania tekstu.
– Pokażę ci coś – podnosi się. – Ale nie teraz. Najpierw to ty zaczniesz mówić. I odbierz telefon. Ta wibracja mnie drażni.
Nawet nie zauważyłam, że mój brat dzwoni do mnie raz za razem od dobrych dziesięciu minut. Przerażona szybko odbieram kolejne połączenie.
– Tak?
– Czyś ty oszalała?! – krzyczy do słuchawki. – Co sobie wyobrażasz? Że możesz znikać nagle nic nikomu nie mówiąc?
– Przepraszam… – to jedyne co jestem w stanie wtrącić.
– Wracaj do domu – warczy.
–Ale Christophe…
– Martwię się. Wszystko dobrze? Gdzie jesteś? – spuszcza z tonu.
– Jeśli... Dobrze - odpowiada. – Ufam ci.
– Tak, jestem cała. Będę koło drugiej, dobrze? – mówię widząc na zegarku, że dochodzi północ.
– Kocham cię.
– To dobrze. Ponieważ ja ciebie też. – Odkładam telefon i wzdycham cicho. On zawsze się martwi. Nawet jak bywa zły.
– Przepraszam... – mruczę do bruneta.
– Nie ma za co. Słucham ciebie. Opowiedz mi o swojej rodzinie. O tobie.
– Mam dwadzieścia lat, całodobowy nadzór i zakaz samodzielnego podejmowania decyzji, mam starszego brata, który nielegalnie się ściga i ojca, który jest znanym dilerem. Zwykła rodzinna sielanka – mówię z ironią.
– Ale chyba jesteś szczęśliwa. Dbają o ciebie. Bronią przed takimi jak ja.
Wyciąga do mnie rękę i dotyka mojej. Przez sekundę mam wrażenie, że kopnął mnie prąd, ale szybko się opamiętuje. To nie jest możliwe, to jedynie jego dotyk. Działa na mnie dziwnie, muszę przyznać. I muszę też przyznać, że to mi się podoba. Nie chcę uciekać i odsuwać się. Brnę w coś, z czego może nie być wyjścia. W życiu trzeba ryzykować. Jestem młoda, przyjdzie czas na rozsądek.
– Nie narzekam – mówię szybko. – Lubię swoje życie.
Patrzę w miejsce, gdzie nasze dłonie się stykają. Jego, znacznie większa od mojej, prawie całkowicie ją przykrywa.
– Masz na coś ochotę? – pyta, pocierając kciukiem moje knykcie.
Oblizuję usta i patrzę niepewnie w oczy mężczyzny. Mam wrażenie, że naprawdę balansuje na krawędzi.
Nie wiem, co mam odpowiedzieć. O co pyta? Czy chcę coś zjeść? Czy może ma inne myśli. Jezu, sama już się gubię, a on nie pomaga.
Nie odpowiadam mu. Nie jestem w stanie. Zbyt dużo mojej uwagi pochłania skupienie się na jego dotyku. Przyjemne uczucie rozchodzi się od dłoni na cale ciało.
– Mała – mruczy, ściskając moją rękę.
Wybudzam się z transu i szybko podnoszę na niego wzrok.
– Tak? Ja? Nie, dziękuję...
Uśmiecha się i całuje moje palce. Każdy po kolei. Jego wargi muskają moją skórę i przez to przechodzi mnie dreszcz. Znowu.
– Czemu to robisz? – szepczę ledwo słyszalnie. Na nowo powoli mnie zaczarowuje.
– Co takiego? – uśmiecha się. – Ja tylko czekam, aż zaczniesz mówić. Teraz o sobie. O tym co lubisz.
– Lubię... sama nie wiem. Lubię się ścigać... – mówię nie ujawniając prawdziwej fascynacji.
– Nie widać – wzrusza ramionami. – Ja lubię się ścigać i pokładam w to energię, czas i chęci. Próbuję się rozwijać, bo nie chcę stać w miejscu, dlatego niedługo zmienię miejsce. Nie chcę, żebyście zbankrutowali.
– Rozumiem – próbuję przybrać obojętny ton głosu.
– Ani trochę nie rozumiesz, ale jeszcze nie musisz. I pewnie nie będziesz musiała – odpowiada i wstaje. – Pokażę ci coś, kiedy indziej. Jeśli będziesz wciąż chciała.
– W porządku – kiwam głową. Chce żebym już poszła? Tak, zapewne to była aluzja. Podnoszę się i poprawiam swój sweterek. – Będę się zbierać. Odwieziesz mnie do mojego auta.
– Za chwilę. Słyszałem, że masz czas do drugiej, więc mamy jeszcze godzinę – przekrzywia głowę i wpatruje się we mnie, marszcząc brwi. – Powiedziałeś coś nie tak?
– Nie - przeczę od razu. – Jest w porządku.
– Daj rękę.
Robię krok w jego stronę i spełniam jego prośbę. Boże zachowuję się jak jakaś idiotka.

– Jestem Louis – mówi. 

9 komentarzy:

  1. Taaaak wreszcie powiedział jej swoje imie :D rozdział świetny :D już sie nie mogę doczekać następnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje, że on kłamie. Nie trzymaj mnie w niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Louis *-*
    Jaki władczy i miły i taki louiskowaty *-*
    Ciekawe co będą robić przez ta godzinę.
    Fajnie by było jakby oni się w potajemnie spotykali.
    Lou będzie ją uczył się ścigać pewnie i będzie jdjdhsjdjsbh
    Christopher niech zluzuje bokserki bo i tak nie porucha.
    Czekam na następny Cari xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. omg, cudowny rozdział :)
    wreszcie powiedział jej swoje imię *.*
    jestem ciekawa co będzie dalej :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny jak zawsze.Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ten blog

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham to fdfdsfdsdsfsdfdsfre

    OdpowiedzUsuń