W nosie
mam burzę. Deszcz zalewa wszystko, nie mając litości. Obejmuję się ramionami,
bo wieje mocny wiatr. Włosy przyklejają mi się do policzków. Idę przed siebie
coraz bardziej mokra. Dochodzę pod jakąś melinę. Chowam się pod dachem i
pospiesznie wyciągam z kieszeni spodni telefon. Dzwonię do Louisa. Trzęsę się z
zimna, wszystko przylepia się do mojego ciała. Zamykam oczy i wsłuchuję się w
sygnał. Na szczęście moje męki zostają przerwane przez chłopaka.
– Holly?
– Możesz
po mnie przyjechać? – pytam z nadzieją. - Proszę...
– Gdzie
jesteś? Słyszę deszcz, więc nie w domu.
– Pod
klubem nocnym przy....przy starym wysypisku – podskakuję, gdy jakiś gość na
mnie gwiżdże.
– Nie
rozłączaj się – prosi.
Odwracam
głowę i widzę faceta w średnim wieku. Idzie w moją stronę, zataczając się.
– O nie,
nie, nie...– rozglądam się za jakąś drogą ucieczki.
– Hej,
laleczko – uśmiecha się do mnie. – Jesteś jakby... mokra?
– Po
prostu biegnij, Hollyday – słyszę w słuchawce.
Nawet nie
wiem kiedy upuszczam telefon i zaczynamy biec. Nie patrzę za siebie. Z całych
sił biegnę wąskimi uliczkami przede mną. Odwracam głowę. Mężczyzna biegnie, ale
przez alkohol, nie jest w stanie mnie dogonić. Nie zatrzymuję się jednak.
Pokonuję kolejne przecznice i prawie wpadam pod auto. Unoszę jednak głowę i
dostrzegam znajomy samochód. Boże, jak dobrze... Stoję oparta o maskę Spectre i
patrzę na Louisa za kierownicą.
Nie trwa
to długo, bo Louis wypada z auta i bierze mnie w ramiona. Podnosi mnie i nie
czekając na nic, sadza po stronie pasażera. Jak lalka opadam na siedzenie i
pozwalam się zapiąć. Chłopak zamyka drzwi i wraca na swoje miejsce. Odjeżdża
stąd bardzo szybko. Zamykam oczy, przecierając twarz ręką. Chyba dlatego mój
brat tak mnie chroni.
Przypominam
sobie rozmowę Christophe'a z Liamem. Zastanawiam się czy powiedzieć brunetowi.
Nie wiem co mam robić i to jest okropne. Nie powinni walczyć w wyścigu o
opuszczenie miasta. Boję się o Louisa. Wygra albo nie. Podobno Harry również
jest dobry.
– Nie chcę
tego wyścigu... – mówię ledwo słyszalnie.
– Ja też,
tylko nie mam wyjścia. Co robiłaś sama w deszczu w tej okolicy? Hollyday, on ci
mógł... Mógł cię skrzywdzić – patrzy na mnie, zatrzymując się na światłach. –
Bałem się, nie wiesz jak bardzo - wyciąga rękę i dotyka mojego policzka.
–
Martwiłeś się o mnie? – pytam cicho.
–
Oczywiście – odpowiada od razu.
– Christophe
chcę skrzywdzić Harrego – mówię wiedząc już teraz, że mogę mu zaufać. – Boi
się, że możesz przegrać.
Louis
przez chwilę nic nie mówi, ale widzę jak zaciska ręce na kierownicy. Powoli rusza
i jedzie naprawdę zgodnie z przepisami. Wciąż milczy, a ja nerwowo poprawiam
włosy.
Co jeśli
nie powinnam jednak o tym mówić? Ale przecież nie mogę pozwolić by Liam zabił
Harrego.
– Widzisz
twojemu bratu musi naprawdę na mnie zależeć skoro chce zabić człowieka. Wiem,
że wpakuje mnie w niezłe gówno. Zgaduję, że powodem jest moja anonimowość. Nikt
nie wie kim jestem. Oczywiście, gdy policja mnie zgarnie odkryją odciski palców
i pewnie znajdą mnie w bazie. Ale Christophe mnie nie zna. Nie zna moich danych.
– Nic mu o
tobie nie powiedziałam. – zapewniam go.
– Wiem –
patrzy na monitor, a dłoń przenosi na moje kolano. – Ale nie zabije go. Nie
martw się. Zmienię warunki wyścigu.
– To
znaczy? - patrzę na niego niepewnie.
– Nie
poczuj się jak rzecz, nie traktuję cię tak, ale chcę, abyśmy zawalczyli o
ciebie. Przecież oto mu chodzi. Ale ja wygram i nic się nie zmieni, przysięgam.
– Harremu
na mnie nie zależy… – mówię skołowana. Mimo tego co powiedział jednak poczułam
się trochę jak rzecz.
– Zależy,
żeby cię zdobyć. Myślisz dlaczego wybrał mnie na rywala? Bo chce się mnie stąd
pozbyć - odpowiada i ściska moje kolano.
– Więc
jeśli on wygra...
– Nie
wygra - odpowiada od razu. - Nie mów tak. Gdybym nie miał pewność, nigdy bym...
Ale dobrze. Jeśli masz obawy, to postawię inny warunek. Coś wymyślę.
– Nie –
teraz to ja przejeżdżam palcem po jego policzku. – Ufam ci.
– To dużo
znaczy – mówi cicho.
–
Porozmawiaj ze Stylesem. Tak jak mówisz – proszę go. – Myślisz, że się zgodzi?
A mój brat?
– Pieprzę
twojego brata w tym momencie. To nie jest jego wyścig. To wyścig mój i Stylesa,
więc spokojnie - podjeżdża pod swój blok. – Obiecaj mi coś - patrzy w szybę.
– A co
takiego?
– Nigdy
więcej nie będziesz chodzić sama w takie miejsca.
– Byłam
zła. – tłumaczę.
– Obiecaj –
odwraca głowę w moją stronę.
– Postaram
się. – posyłam mu delikatny uśmiech.
Pochyla
się i odgarnia mi mokre włosy z twarzy. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz, ale
zaraz potem przypominam sobie, że wszystko się do mnie przykleja. Zerkam w dół
i widzę prześwitujący stanik. Nie uważam tego jednak za sexowne. Wyglądam jak
zmokła kura. Muszę się przebrać. Koniecznie. Wracam wzrokiem na twarz Louisa i
widzę, że myślał o tym samym.
– Znowu?
Serio? Ubrań mi zabraknie - wzdycha.
– Tamte oddam
– obiecuję z ręką na sercu.
– Jasne –
prycha i kiwa głową.
Widzę jak
niechętnie wysiada z auta w ten deszcz. Ja mimowolnie zerkam jeszcze na
odległość Siedzenia kierowcy od kierownicy. Jak tam się mają zmieścić dwie
osoby? Tutaj nawet cofnięcie fotela, niewiele by pomogło. Dziewczyna Nialla
musiała być nieźle wygimnastykowana. Przecież ta kierownica na pewno wbija się
w plecy, a głowa uderza o sufit. Sama nie wiem... Drzwi od mojej strony
otwierają się, a ja podskakuję. Moje głupie fantazje... Szybko ogarniam swoje
myśli i wysiadam. Mężczyzna zamyka auto i wchodzimy do środka. W mieszkaniu
Louisa od razu udaję się przebrać. Mam koszulkę i za duże spodnie od dresu.
Jakoś dam radę. Zmywam rozmazany makijaż i związuję włosy w koka. Wychodzę z
łazienki w lepszym humorze. Nie chcę wracać myślami do tej ucieczki. Zastanawiam
się gdzie może być Louis i znajduję go w kuchni siedzącego przy stole. Mam
nadzieję, że nie popsułam mu żadnych planów. Podchodzę bliżej i widzę, że czyta
jakąś książkę. Chyba biograficzną. Wokół siebie ma sporo notatek.
– Co
robisz? – zwracam na siebie jego uwagę.
– Uczę się
życia – uśmiecha się do mnie i odkłada długopis. Na nosie ma okulary. Pasują do
niego. – Oczywiście nie mogłem iść do lekarza. Musiałem załatwić to przez
kolegę – wskazuje na oprawki. – Chodź na kolana.
– Dobrze
ci w okularach- uśmiecham się i zajmuję wskazane miejsce.
Opiera
podbródek o moje ramię. Zerkam na ladę. On naprawdę uczy się o życiu. Jak
lekcja wosu.
– Po co ci
to? – pytam.
– Bo
niczego nie pamiętam. Nie wiedziałem co to giełda i o co chodzi z kantorem.
– Zrób
sobie przerwę… – mruczę, jeżdżąc nosem po jego szyi.
–
Zamierzam. W końcu mam gościa – obejmuje mnie ramieniem. Wzdycham cicho, ładnie
pachnie.
– Kiedy
porozmawiasz z Harrym?
– Dzisiaj
wieczorem. Pójdę do klubu. Jest właścicielem tego lokalu, w którym był nalot -
przypomina mi.
– Będę
mogła zostać?
– Twój
brat.
– Mieliśmy
małą kłótnię...
– Małą? –
zdejmuje okulary i patrzy mi w oczy.
–
Nienawidzę tego co się teraz dzieje – oplatam jego szyję.
– Co ci
powiedział? Poszło tylko o zabicie Harry'ego? – jeździ ręką po moim udzie.
- Nie do
końca..
Nie wiem
dlaczego, ale wszystko mu opowiadam. Wtedy czuję ulgę, bo wiem, że Lou mnie
rozumie. Nie chcę tej całej sytuacji z Christophe, ale on nie daje mi wyboru.
- Mogłabym
ci zrobić masaż? - pytam nieśmiało.
- Nagła
zmiana tematu? - unosi brwi zdziwiony. - Dopiero co mi się skarżyłaś. Ale
dobrze. Jak chcesz, to rób. Mnie się przyda.
-
Wszystkie te rozmowy mnie dołują - tłumaczę bawiąc się jego włosami.
Przytula
mnie do siebie, a na moje usta wkrada się uśmiech. Dobrze mi z nim. Bardzo
dobrze. Przypominam sobie swoje życzenie na urodziny. Chyba się sprawdza...tak
bardzo bym chciała. Potrzebuję kogoś w swoim życiu. Kogoś kto nie będzie moją
rodziną.
Biorę głęboki oddech i wstaję. Łapię bruneta za rękę i ciągnę do jego
sypialni.
- Zdejmij
koszulkę i opuść nis...,a nie już masz - mówię czekając.
- Jak
wstanę to będę jak nowo narodzony? - porusza brwiami i śmieje się, a potem
kładzie.
Ostrożnie
siadam na jego biodrach i zaczynam masaż. Szkoda, że nie ma żadnego olejku.
Byłoby mi
łatwiej i bardziej profesjonalnie. A tak muszę to robić na sucho. Czuję pod
dłońmi każdy mięsień. Dotykanie go sprawia mi wielką przyjemność. Jego ciało
jest cudowne. Musiał wcześniej dużo ćwiczyć. Myślę, że teraz też to robi. Mam
nadzieję, że odpowiada mu to co robię. Zdecydowanie od tej chwili uwielbiam
jego ciało. Chciałabym móc zbadać je całe.
- Jestem w
raju? - mruczy w poduszkę.
Śmieję się
cicho i składam kilka pocałunków na jego karku.
- Możesz
robić mi częściej masaże. To jest zdecydowanie dobre - mówi rozmarzony. Znów
się śmieję, lecz słyszę wibracje jego telefonu. - Twój brat. Na bank.
-
Zobaczyć? - pytam trochę zła, że ktoś nam przerywa.
- A jak
twoja silna wola będzie słaba i odbierzesz? Wyłącz go.
- No dobra
- robię jak mówi i odkładam komórkę na komodę.
Kontynuuję
masaż, bo i jemu i mnie się to podoba.
Niechętnie
zabieram dłonie gdy kończę. Mogłabym to robić cały czas, ale tak nie można. Kiedy
kładę się obok, Louis odwraca się i zaczyna mnie łaskotać. Kompletnie tym
zaskoczona zaczynam się głośno śmiać i próbuje od niego uciec. Niestety nie
udaje mi się to. Wiercę się i chcę go odepchnąć. I dzieje się to samo, co z
moim bratem. Louis dostaje w nos, a efektem jest krew.
- Zakrwawisz
mi łóżko! To znaczy nam, to znaczy sobie - zaczynam panikować i pierwsze co to
zdejmuje z siebie koszulkę i przykładam mu do twarzy.
Kładzie
się na plecach i cały czas śmieje. Boże, co jest z nim nie tak. Krew na
szczęście przestaje lecieć już po kilku minutach. Louis wstaje i idzie do
łazienki. Kręcę głową, przecierając ręką twarz. Czy ja muszę być taka
niezdarna? To znak, że nie można mnie laskotać. Tak się to potem kończy. Nie
przyjemnie. Patrzę na mężczyznę, który szybko do mnie wraca. Klęka na łóżku i
popycha mnie na plecy.
- Nie
możesz mnie już łaskotać - mówię zdezorientowana jego gwałtownym ruchem.
- Nie
zamierzam - odpowiada i pochyla się nade mną. Obie dłonie opiera po dwóch
stronach mojej głowy.
Rozchylam
usta i patrzę na niego z dołu, nie wiedząc co tym razem mógł wymyślić. On jest
nieprzewidywalny. No i… pomysłowy.
- Jak ci
się podoba? - muska ustami mój podbródek. - Przyjemne?
- Myhym...
- uśmiecham gdy znów na mnie patrzy.
- A tak? -
schodzi pocałunkami na moją szyję.
- Bardzo -
przymykam powieki. Jego usta pieszczą moją skórę w niewyobrażalnie przyjemny
sposób.
Rozpala
się we mnie znany ogień. Czuję, że staję się pobudzona z każdą sekundą
bardziej. Mruczę, kiedy zasysa skórę na szyi. Moja prawa dłoń zaczyna wędrować
po jego klatce piersiowej od czasu do czasu mocniej przejeżdżając paznokciami.
- Jak
bardzo? - szepcze mi do ucha.
- Bardzo -
mruczę.
Przyciska
usta do moich. Nie ma w tym pocałunku delikatności. Jęczę przeciągle od razu
wpuszczając jego język między swoje usta. Przelewamy w to namiętność i zachłanność.
Ciągnę go za włosy nie mogąc się powstrzymać.
To jest
cholernie dobre. Zbyt dobre. Nigdy wcześniej nie czułam takiego żaru w swoim
ciele. Nie panuję nad ruchami i myślami. Jestem ja i on. Łapię jego kark w
obawie, że zaraz się odsunie. Jednak przekonuję się, że nie ma takiego zamiaru.
Obydwoje nie przestajemy pieścić ust, co sprawia ogromną przyjemność. Puls na
pewno mi przyspiesza.
Mam
wrażenie, że szyby w pokoju zaraz zaczną parować.
– Hej... –
Louis odsuwa się i na mnie patrzy zamglonym wzrokiem. – Co ty ze mną robisz?
– Sama nie
jestem pewna – szepcze wciąż pod urokiem pocałunku.
Kręci
głową i kładzie się obok. Wtulam się w Lou.
- Powiedz,
że ci na mnie zależy - Proszę.
- To
oczywiste, Holly - głaszcze mnie po włosach. - Bałem się o ciebie, gdy brałaś
udział w tej akcji, potem w wyścigu. Dziś myślałem o najgorszym. Zależy mi na
tobie.
Przewracam
się na brzuch i przybliżam swoją twarz do jego. Opieram o siebie nasze czoła i uważnie
patrzę brunetowi w oczy.
– Umiem
strzelać. Zabiję cię jeśli kłamiesz – ostrzegam.
– Boję się
- szepcze i dotyka mojego policzka. - Czy te oczy mogą kłamać?
Zaczynam
się śmiać i chowam twarz w jego szyi. On jest niemożliwy.
- Wstawaj,
musimy jechać - klepie mnie w tyłek. - Już dziewiętnasta.
- Nie mogę
na ciebie zaczekać tutaj? - patrzę na niego prosząco.
- A nie
chcesz iść do klubu?
- Nie
sądzę, że Harry powinien nas zobaczyć razem skoro idziesz z nim porozmawiać.
- Nie
sądzę, że zrobi to jakąś różnicę. Ale dobrze. Tylko najpierw zadzwoń do
Christophe'a. Jeśli namierzył twój zgubiony telefon, to nie będzie ciekawie.
- Nie chcę
z nim rozmawiać i ty też lepiej tego nie rób - muskam jego usta i wchodzę pod
kołdrę przypominając sobie nagle, że wciąż nie mam na sobie bluzki.
Lubię
swoje ciało i mam nadzieję, że podobam się Louisowi. Jednak co za dużo to nie
zdrowo. Leżę sobie wygodnie i patrzę jak mężczyzna się szykuje. Zakłada ciemne spodnie
i czarną koszulkę. Włosy przeczesuje palcami, chowa telefon i jest gotowy.
Pochyla się, żeby mnie pocałować.
-
Powodzenia - przyciskam swoje usta do jego.
Krótko
oddaje pocałunek i uśmiecha się do mnie. Potem zostaję sama. Jeszcze przez
chwilę uśmiecham się sama do siebie. Pomimo problemów w domu chyba właśnie
jestem szczęśliwa.
Kocham
OdpowiedzUsuńMam mega prośbę. Czy rozdziały mogą pojawiać się częściej jeśli chodzi o to opowiadanie? Proszę... Nie wytrzymuje tygodniowych przerw xd
OdpowiedzUsuńGENIALNY ❤❤❤
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńJezuu, jak ja kocham Holly i Lou >>>>>
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
/@zosia_official
Cudo
OdpowiedzUsuńJak zawsze idealnie nie ma co
OdpowiedzUsuńUwielbiam
OdpowiedzUsuńCuuuudo*____*
OdpowiedzUsuń