Atmosfera
jest bardzo gęsta. Praktycznie nie rozmawiam z moim bratem. On nie wyraża
chęci, ja również. Ojciec przyjechał do nas, by załagodzić sytuację, ale nic
nie zdziałał. Do dziś został z nami. Tak. Dziś jest wyścig. Wiem, że zbierze
się wielu ciekawych tefo wydarzenia. Od samego rana czuję się źle. Mam obawy,
choć Louis zmienił warunki wyścigu. Przynajmniej tyle. Jednak ulga nie jest
wielka. To co może się stać, przeraża mnie. Co jeśli Harry jednak wygra?
Przecież to ja jestem nagrodą. Weźmie mnie? Tak po prosto jak jakiś puchar. Nawet
mnie nie zna. Dwa spotkania nic nie znaczą. Raz byłam pijana. O co mu chodzi?
Co chce udowodnić?
Kiedy
schodzę na dół z bólem głowy, widzę w salonie wszystkich chłopaków z gangu i
Louisa. Rozmawiają o szansach. Boże. Układałam ten tor. Przepycham się przez
chłopaków i staję obok mojego, przynajmniej taką mam nadzieję, bruneta. Łapię
go za rękę i przytulam się do jego ramienia. Obejmuje mnie, przygarniając do
siebie. Nic nie musi mówić. Wiem, że również to przeżywa.
– Harry ma
nowego McLarena – cedzi mój brat przez zęby. – Bardzo dobre auto. Jesteś pewny,
że chcesz jechać Spectre? – patrzy na Louisa uważnie.
Ten bez
zastanowienia kiwa twierdząco głową. Wiem, że ufa swojemu autu i nie zamieni je
chyba na żadne inne.
– Więc
życzymy ci powodzenia. Musisz to wygrać. Moja siostra nie jest pieprzoną nagrodą.
Holly, chodź na moment – brat wyciąga do mnie rękę.
Posyłam
Louisowi krótki uśmiech i wychodzę z blondynem. Siadamy w gabinecie. Tu nikt
nam nie przeszkadza. Patrzę na brata czekając cierpliwie na to, co ma mi do
powiedzenia. Mam nadzieję, że nie rozpocznie kolejnej awantury. Psychicznie i
fizycznie nie mam na to siły. Przynajmniej nie dziś.
–
Kochanie, nie mam siły żyć w takiej relacji. To mnie boli – zaczyna. – Kocham
cię. Rozumiesz? Kocham ciebie całą.
Patrzę na
niego kompletnie nic nie rozumiejąc. Co on właśnie powiedział? Że chciałby ze
mną być. Zdecydowanie tak słyszałam. O Boże...
– On na
ciebie nie zasługuje.
Może
rzeczywiście czegoś się domyślałam? Po prostu za wszelką cenę nie chciałam tego
do siebie dopuścić.
–
Christophe, proszę... – dlaczego on nie może wreszcie odpuścić. – Twoim zdaniem
nikt nie zasługuje.
– Ja tak
nie mogę. – mówię patrząc mu w oczy.
Mrugam i
kręcę głową. Christophe podchodzi do mnie. Łapie moją rękę.
– Wiesz,
że ja też nie chcę – zakładam ręce na piersi.
Mam
nadzieję, że się pogodzimy i będzie jak dawniej. Jestem w szoku, tak nie da się
tego inaczej nazwać. To mój brat. Owszem, adoptowany, ale jednak.
– Ja nie
rozumiem... Nie miałam pojęcia...
– Miałaś.
Oczywiście, że miałaś. Cały czas ci to mówiłem.
– Nie
możemy – kręcę głową.
–
Dlaczego? Czemu tak mówisz? Masz mnie całego. Dbam o ciebie. Chronię.
– Bo to
powinienem być ja – szepcze.
– Jesteś
moim bratem – tłumaczę.
– Który
cię kocha.
– A ja
jego – mówię pewnie. – Ale nie tak.
– Skąd
wiesz? To ja zawsze przy tobie byłem. Nie człowiek, którego nikt nie zna.
– Przestań
– przytulam się do niego mocno.
Christophe
mnie obejmuje i całuje we włosy. Próbuję to wszystko pojąć, lecz mi trudno.
– Musisz
to zwalczyć.
– Nie
potrafię – unosi mój podbródek.
– Christophe,
ja chcę mojego brata – czuję, że się rozklejam.
– Może być
jak dawniej, mogę ci wszystko dać i jeszcze więcej. Proszę.
– Nie –
odsuwam się gwałtownie.
Patrzę na
niego przerażona. Chcę się pogodzić, ale nie w ten sposób. Błagam. Niech on to
zrozumie. Nie dam rady tak żyć. Teraz
pojmuję całą tą kontrolę. Zagryzam wargę powstrzymując płacz. Czemu on nie potrafi zrozumieć? Nie
chcę tak żyć. Niech będzie normalnie. Louis miał rację. Boże. Naprawdę miał
rację.
– Nie
kocham cię w ten sposób – szepczę.
– Ale moja
miłość może nam wystarczyć. Skarbie... – pochyla się.
– Musi to
dopiero mnie dotrzeć – mówię i wychodzę ocierając łzy z policzków.
Przechodzę
do salonu. Chcę do Louisa. Zostały nam cztery godziny. Potrzebuję go.
Widzę go w
ogrodzie palącego papierosa. Od razu tam idę. Ocieram łzy i biorę głęboki
oddech. Wiem, że pozna. Będzie wiedział, że płakałam.
– Możemy
stąd iść? – pytam cicho.
– Co się
stało? – gasi papierosa i łapie mnie za ramiona.
- Nic.
Chcę stąd po prostu iść - Proszę ciągnąc go za rękę.
Idę z Lou
w stronę jego auta. Bez słowa otwiera mi drzwi i wsiadam do środka.
Mężczyzna
zajmuje swoje miejsce i rusza. Nie powinnam go teraz denerwować czy w ogóle
zajmować swoimi problemami. On ma swój wyścig. Nie chcę by coś się stało. Będąc
zdezorientowany, może przegrać, albo co gorsze... mieć wypadek. Nie! Wyrzucam
tę myśl z głowy. Szybko ocieram łzy i staram się ogarnąć. Naprawdę nie chcę,
żeby się martwił.
– Hollyday
- jego głos jest cichy i przejęty. – Co się stało? Czemu płakałaś?
– Nie,
wcale nie - mówię spokojnie.
– Nie
okłamuj mnie. Proszę. Ja ciebie nie oszukuję. Możemy tego od siebie wymagać.
– To nic
istotnego – staram się brzmieć przekonywująco.
Louis
mruczy pod nosem i zjeżdża na pobocze. Jestem w stanie zarejestrować, że
włączył światła awaryjne, zanim pojawia się przy moich drzwiach i kuca obok.
– Nie
patrz tak – zasłaniam twarz dłońmi. Chcę mu powiedzieć, ale się boję. Lou
odsuwa mi rękę z twarzy. Patrzy na mnie długo, więc spuszczam głowę. Nie mogę
go zdenerwować przed tak ważnym wydarzeniem. Tutaj liczy się skupienie.
– Nie
zmuszę cię. Każdy ma swoje sprawy i nie zamierzam naciskać –chwyta moją dłoń i
pociera palcami moje knykcie. – Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że masz we
mnie wsparcie.
–
Dziękuję, że jesteś – mruczę wdzięcznie.
Uśmiecha
się i lekko mnie całuje. Pocałunek nie trwa długo, ale poprawia mój humor. Łapię
za jego szyję i mocno się przytulam. Jak dobrze, że ja go mam. Powiem mu, ale
dopiero kiedy wygra wyścig. Wtedy będę mieć pewność. Będzie spokojnie. Na razie
odsunę to wszystko na boczny tor. Będę miała czas, aby przemyśleć sytuację z
bratem.
Brunet
podnosi mnie, a sam siada na moim miejscu ze mną na kolanach.
– Będziesz
mi dziś dobrze kibicować? Jak wygram to wyjedziemy. Daleko. Na kilka dni. Ufasz
mi? – pyta, bawiąc się moimi włosami.
–
Całkowicie – odpowiadam bez wahania. Jestem tych słów pewna. Nasza relacja nie
jest długa. To zaledwie miesiąc, lecz ja wiem, co czuję i co myślę. To właśnie
przy tym chłopaku poczułam szczęście, jakie doświadczają bohaterki w setkach
książek.
Chcąc
rozładować atmosferę zadaję pytanie na które rzeczywiście chciałabym znać
odpowiedź.
– Uprawiałeś
kiedyś sex w aucie? – chichoczę.
Otwiera
szeroko oczy chyba zaskoczony moim pytaniem. Nie muszę czekać długo, bo
uśmiecha się i kładzie dłonie na moje biodra.
– Nie mam
bladego pojęcia.
– Czyli na
pewno nie w ostatnim czasie – śmieję się.
Kiwa głową
i opiera czoło o moje. Patrzy na mnie przez chwilę. Wciąż śmieję, a więc i on
zaczyna.
– Może
kiedyś spróbujemy – muskam jego usta.
– Trzymam
za słowo – uśmiecha się cwaniacko.
– Obiecaj,
że będziesz uważał – poważnieję.
–
Obiecuję. Zamierzam przeżyć. Pamiętaj. Później wakacje.
– Super
wakacje – uśmiecham się szeroko.
Całuje
mnie w usta i kręci głową. Tak, to będzie dobry pomysł. Oboje wysiadamy i
zajmujemy swoje miejsca. Potem wracamy. Wyścig już za godzinę.
***
Na starcie
jest już cała masa ludzi. Każdy schodzi z drogi przed autem bruneta. Widać w
ich oczach respekt i ciekawość. Czuję się dumna będąc dziewczyną Louisa. To
super uczucie. Nie wybrał żadnej z tych dziewczyn, które kleiły się do niego.
Nie wybrał jakiejś dziwki. Wybrał mnie. Jest szanowany przez innych, dzięki
swoim umiejętnością. Wiem także, że mój brat również widzi w nim zdolnego
człowieka. Nie mogłam lepiej trafić. Ten Louis, który wzbudza podejrzenia, jest
tajemniczy dla innych, oschły i chłodny, dla mnie jest cudowny.
Staje na
mecie i oboje wychodzimy. Ja opieram się o jego maskę, a on podchodzi do
Harrego i Christophe'a. Poprawiam skórzaną kurtkę, a pod nią mam białą
koszulkę. Ubrałam również ciemne rurki. W zasadzie wyglądamy… tak samo z
Louisem. To przypadek, naprawdę. Ale miły przypadek.
Mój brat
wszystko im tłumaczy i każdy z nich wraca do swojego samochodu. O Boziu, to już
za chwilę. Strach, podekscytowanie mieszają się ze sobą. Nie wiem co jest
silniejsze. Chyba to pierwsze.
Odpycham
się od maski i staję przed Louisem.
– Pamiętaj
co mi obiecałeś.
Kiwa
głową, ale nie odpowiada. Gwałtownym ruchem przyciąga mnie do siebie.
Zaskoczona opieram ręce na torsie Lou. Ciepło rozchodzi się po moim ciele.
Reaguję na niego w każdy możliwy sposób. Nie da się opisać tego uczucia.
Nie
patrząc na innych, którzy bacznie nas obserwują, staje w rozkroku i pochyla
się, kładąc dłonie na moje biodra. Muska ustami moje usta, aby po chwili się w
nie wpić. Waham się chwilę, ale obejmuję jego kark i oddaję pocałunek. Przez
jego usta zapominam nawet o naszej widowni.
~Louis~
Podchodzę
do samochodu i patrzę w niebo. Przecina je błyskawica, wszystko grzmi. Wiedziałem,
że nie mogę mieć aż takiego szczęścia. Będzie padać. Ćwiczyłem w deszczu nie
raz, ale obawiam się tego. To słaby punkt.
Mój
przeciwnik podchodzi do mnie i mrozi wzrokiem. Nie robi to na mnie wrażenia.
Żadnego.
– Będzie
moja. A ty i tak w pewnego dnia, nie mogąc tego znieść, wyjedziesz. Christophe
stanie się bezbronny. Już i tak ma problem z transportem.
– Obaj
wiemy, że wygram ten wyścig. Po co ci to? – pytam patrząc na niego z pogardą.
– Jesteś
tego pewny, chociaż nie widziałeś mojej jazdy. A ja twoją tak. To moja przewaga
– odpowiada.
– Jesteś
tchórzem – wzruszam ramionami.
Podchodzi
do mnie bliżej i łapie za koszulkę.
–
Posłuchaj uważnie – warczy. – Nie wiem skąd jesteś, jak się nazywasz i gówno
mnie to obchodzi. Ale to nie jest twój teren.
Odpycham
go i bez słowa więcej wsiadam do Spectre. Złamas zdążył podnieść mi ciśnienie Nie
lubię dawać po sobie znać, jak ktoś na mnie działa, ale przegina. Ona nie jest
pieprzoną nagrodą, a mną nie będzie rządził. Widzę jak sam siada za kierownicę
i obaj odpalamy silniki. Biorę głęboki oddech i zaciskam palce na kierownicy.
Wraz ze startem, zaczyna padać. Nie mogło być lepiej. Pomarańczowy McLaren jest
nowy i dopracowany. Ciężko będzie go wyprzedzać, ale dam radę. Nie zamierzam
spalić opon już na pierwszym drifcie. Zresztą nie będę miał wielkiego pola do
popisu. Ulicę są trochę zatłoczone, to nie jest wieczór. Deszcz pada, przez co
jest niebezpiecznie. Wycieraczki pracują bardzo szybko. Wjeżdżamy na wolną
drogę, ograniczoną przez chłopaków. Przygotowali tę część specjalnie po to,
abyśmy mieli chwilę na starcie sam na sam. McLaren jedzie równo ze mną. Skręcam
w prawo i prawie w niego uderzam, ale odskakuję i przyśpieszam. Czuję się
naprawdę zmęczony, a to dopiero początek. Jeszcze praktycznie cała trasa przed
nami. Nie mogę pozwolić na to by coś powstrzymało mnie przed wygraną. Patrzę na
ekran monitora. Wszystko mam automatyczne. Skrzynię biegów, lusterka i inne
bajery. Ale co z tego skoro mam naprawdę dobrego rywala? Skręcam gwałtownie,
wpadając w zakręt. Opony piszczą otarte o asfalt.
Styles
jest tuż za mną. Raz z prawej strony, raz z lewej. Za kilometr ponownie
wjedziemy w ruch miasta. Kurwa, uderza w mój tył. Klnę głośno i skręcam
ponownie. Zemszczę się. Moje kurwa cudowne kurwa auto. Przyciskam pedał gazu
jeszcze bardziej i przyspieszam trochę mu uciekając. Mam go serdecznie dosyć. Mógłby
się wjebać w jakiś mur. Boże. Nie. Tego
mu nie życzę. Wjeżdżamy na skrzyżowanie. Czerwone. Zatrzymujemy się i na nowo
mamy start. Teraz już żadnej rezerwy. Deszcz nabiera na sile. Nie jadę na
maksa, muszę mieć wyczucie. To nie jest łatwe. Jestem zdenerwowany, bo wiem, że
on ma szansę wygrać. Nie mogę tego zrobić Hollyday.
Zerkam na
monitor. Przede mną długa prosta. Rozpędzam się więc bez wahania, ale nagle przede
mną pojawia się ostry zakręt. Co?! Omijam małą toyotę, która nie wiadomo skąd,
pojawia się przede mną. Cudem nie ocieram się o nią. Skręcam kierownicą i manewruję,
ale przed sobą widzę stary budynek. Spectre wpada przez szybę do lokalu. Przez
przednią szybę wpada mi masa gruzu do środka. Po chwili słyszę huk i przed
oczami mam ciemność.
Nieeeeeeeee jak mogłaś błagam cie nooo 😭😭😭😭
OdpowiedzUsuńJak mi tu zaraz nie będzie rozdziału to cie znajdę i wygilgocze na śmierć dziewczyno rozumiesz?! Xd
OdpowiedzUsuńPerfect>>>> Nieee jak mogłaś przerwać w takim momencie
OdpowiedzUsuńMeega *_* jezu ta końcówka nie ja chce wiedzieć co dalej i co z nim będzie :o
OdpowiedzUsuń