~*~
– Chcę
lody – jęczę, wychodząc z bratem z kolejnego sklepu dla dzieci.
Jestem
dopiero w czwartym miesiącu, a mamy już chyba wszystko. Ubranka, potrzebne
rzeczy, nosidełko, wózek. Lista się nie kończy i jedynie, co nam zostało to
pokoik. Na razie nie mam pojęcia jak wyglądają ściany, które pomalowali
chłopcy, ale tylko to mamy gotowe. Nasze
nowe mieszkanie jest na tyle duże, że mieścimy się we trójkę plus kupione
rzeczy nie przeszkadzają w poruszaniu się. Wolałabym, aby moje dziecko
wychowywało się w domu z ogrodem i gdy zasugerowałam to Christophe, od razu
zaczął szukać czegoś odpowiedniego.
– Zaraz, kochanie
– obejmuje mnie w talii. – Powiesz, że chcesz lody, a kiedy je zamówię, zachcę
ci się ciastko. Znam cię – śmieje się i całuje mój policzek.
– Ja naprawdę
potrzebuję tych lodów. – mówię jakby to rzeczywiście była sprawa życia i
śmierci.
Mój brat. Najważniejsza
osoba w moim życiu, oczywiście zaraz po dziecku. Gdyby nie on, nie wiem co bym
zrobiła. Na szczęście doszliśmy do porozumienia. Od tam tego czasu nie
pamiętam, abyśmy się pokłócili. Cały czas jest obok, wspiera mnie i pomaga
dosłownie we wszystkim. Tak jak to kiedyś robił nasz tata. W sumie dziwię się,
że nas nie odwiedził od kiedy wyjechaliśmy. Czyżby kolejna dziwka zawróciła mu
w głowie? Będę musiała porozmawiać na ten temat z blondynem. Tato musi nas
odwiedzić, a ja mu wszystko powiedzieć. Będzie dziadkiem, mam nadzieję, że się
nie wścieknie. W końcu ma do tego prawo – jestem jego księżniczką i dość młodo
wpadłam. Ale co zrobię? Nie cofnę czasu i już od paru miesięcy uczę się iść
dalej. Z Christophe jest o wiele łatwiej, dlatego tak bardzo jestem mu
wdzięczna za pomoc.
– Okej,
chodź – ciągnie mnie za rękę do auta. – Jedziemy na lody. A potem możemy
podjechać i obejrzeć jeden z domów, które oglądałem w internecie. Wydawał się
całkiem w porządku.
– Wiesz
jaki byłby najlepszy? Nasz. W Londynie – mówię zajmując miejsce w samochodzie.
–
Obiecałaś mi – szepcze. – Nie wracamy do Londynu. Zapomnij o tym. Teraz tu jest
nasz dom, czy tego chcesz, czy nie.
–
Przepraszam – wzdycham patrząc przez szybę. Christophe przekręca kluczyk i
rusza.
W ciszy
jedziemy w stronę jakiejś kawiarni. Mam nadzieję, że nie jest na mnie zły. Nie
chcę, żebyś nie rozmawiali. Na szczęście, stojąc na światłach kładzie dłoń na
moim udzie i lekko je ściska. Uśmiecham się do niego, co od razu odwzajemnia. Mam
wrażenie, że przez wszystkie, ostatnie wydarzenia, teraz jesteśmy ze sobą
jeszcze bliżej.
– Wiesz,
nasz maluszek potrzebuję obydwojga rodziców. Nie uważasz, że kiedy się urodzi
powinienem zostać jego ojcem? – pyta.
– Nie mogę
cię wpisać jako ojca – kręcę głową. – Jesteś moim bratem. – odpowiadam nieco
zdziwiona.
– Da się
to przeskoczyć – wzrusza ramionami. – Dla dziecka będę ojcem, nie bratem.
Potrzebujesz mnie, a ja was.
– Wydaję
mi się, że tak czy tak będziesz dla niego wzorcem. Tak jak ojciec. – mówię po
chwili zastanowienia.
Christophe
uśmiecha się do mnie i zatrzymuje pod kawiarnią. Trzymając mnie za rękę
prowadzi do środka. Od razu czuję cudowny zapach ciastek, kawy i innych
słodyczy. Ooo, i są moje lody. Tego właśnie pragnę w tym momencie. Siadam przy
stoliku koło okna, a blondyn idzie do lady złożyć zamówienie. Po kilku minutach
idzie w moją stronę z wielkim pucharem lodów z owocami i sama nie wiem czym
jeszcze. W drugiej ręce trzyma serwetki i dwie łyżeczki. Uśmiecham się szeroko
na widok lodów.
– Proszę –
podaje mi łyżeczkę i siada, stawiając deser bardziej przy mnie.
– Też
jesteś w ciąży? – pytam zatapiając łyżeczkę w lodach.
– A nie
widać? – uśmiecha się. Jego telefon zaczyna dzwonić. Blondyn wyszykuje komórki
w skórzanej kurtce i gdy już ją ma, wstaje. – Zaraz wracam – mówi i odchodzi na
bok porozmawiać.
Patrzę jak
zatrzymuje się przy drzwiach prowadzących na zaplecze. Mój braciszek ma przede
mną tajemnicę. Zamierzam mu to wypomnieć. A może to jakaś dziewczyna? O Boże.
Chyba… chyba byłaby to dobra wiadomość. Chcę, by kogoś pokochał, a mnie
traktował tylko jak siostrę. Myślę, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. On
byłby szczęśliwy z inną, a ja nie miałabym wyrzutów sumienia.
– Jestem –
Christophe do mnie wraca, a ja jestem już w połowie deseru. Oblizuję wargi.
Chłopak bierze trochę lodów i wkłada łyżeczkę do ust.
– Są
naprawdę smaczne – mówię z uznaniem.
– Mhm,
słodkie jak ty – zgadza się ze mną.
– Jesteś
głupi – śmieję się.
Posyłam
bratu całusa i biorę kolejną porcję. Trochę mi pomaga i kiedy zjadam, zbieramy
się do wyjścia. Siedzę w aucie z ubrankami na kolanach. Przeglądam je w drodze
do domu. Są takie malutkie i urocze. Coraz bardziej cieszę się, że będę mieć
dziecko. Może będę musiała być bardziej odpowiedzialna, ale to da mi szczęście.
Będę dla kogoś najważniejsza w życiu. Chcę tego.
– Z kim
rozmawiałeś w kawiarni? – pytam niby obojętnie.
– Z Liamem
– zatrzymuje się w garażu naszego apartamentowca.
Zawiedziona
kiwam głową. Wysiadam i biorę torby z zakupami, które oczywiście zaraz zostają
mi zabrane.
– Nie
wolno ci dźwigać – karci mnie. – Chodź.
Idzie w
stronę windy, a ja dreptam za nim. Wjeżdżamy na trzecie piętro i kierujemy się
do mieszkania. Pierwsze co widzę, to zdemolowany salon i Nialla krzyczącego do
telefonu.
Otwieram
szeroko oczy i automatycznie chowam się za brata, gdy w naszą stronę leci
wazon.
– Hej! –
krzyczy Christophe.
Horan
wreszcie nasz zauważa i Rozłącza połączenie.
– Co się
stało? – pytam niepewnie.
– Gówno –
warczy.
Christophe
odsyła mnie do pokoju, żebym się nie denerwowała i wraca z nim porozmawiać. Ja
rozpakowuję w tym czasie swoje zakupy. Kładę rękę na ledwo widoczny brzuch i
uśmiecham się delikatnie.
–
Spodobają ci się.
Ciekawa
jestem czy to chłopiec, czy dziewczynka. Nie sprawdzałam. Na razie czekam. Jedyne
czego chce to żeby było zdrowe i szczęśliwe. Nigdy niczego nie może mu
zabraknąć. Moja anemia przeszła, kiedy zaczęłam jeść owoce, warzywa i brać
witaminy. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Naprawdę jestem zadowolona z tego
jak sobie radzę. Przez wszystkie wydarzenia stałam się silniejsza.
Uśmiecham
się pod nosem i chowam ubranka do szafki. Zamykam szufladę, kiedy do pokoju
wchodzi mój brat.
– List do
ciebie – mówi.
- List? -
marszczę brwi biorąc kopertę.
Christophe
zostawia mnie samą, wracając do dalej wściekłego Nialla. Później zapytam, co
się stało. Otwieram kopertę, a z niej wysuwa się kartka papieru. Podnoszę ją i
prostuję. Od razu rozpoznaję pismo Louisa. Chociaż to wydaje się bardziej
staranne. Siadam na łóżku, czując zdenerwowanie i zaczynam czytać.
„ W
zasadzie nie mam pojęcia czy list do ciebie dotrze. Nie wiem też w jaki sposób,
spójrz na nadawcę czy coś.
Może
przeczytasz, może nie przeczytasz. Już mi to obojętne.
Jesteś
pionkiem w grze. I ta gra niszczy nam życie. Gdy ty mnie potrzebowałaś, ja
byłem. Gdy ja cię potrzebuję, jestem sam. Dlatego właśnie nigdy więcej nie chcę
cię widzieć.”
W jednym
momencie wracają wszystkie wspomnienia. Dlaczego pisze takie rzeczy skoro to on
mnie zostawił? To on zdradził moją rodzinę. To on nie powiedział nam, że jest
policjantem. Okłamywał mnie. Czy tak naprawdę stracił pamięć? Widzę jak na
kartce zaczynają pojawiać się mokre plamki. Dlaczego płacze? Przecież nic już
do niego nie czuję. Przynajmniej tak mi się wydawało...
Szlocham
cicho, nie chcąc, żeby ktoś usłyszał. Odwracam kopertę i patrzę na nadawcę.
Louis Tomlinson, Sheffield. Zgniatam kartkę i rzucam ją gdzieś w kąt.
Przygryzam wargę, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie. Wiem, że muszę się
uspokoić, ale nie potrafię. Te wszystkie emocje we mnie nagle się budzą.
Kochałam go i może dalej kocham. Nie musiał wysyłać mi tego listy. O co mu
chodziło? Jaka pieprzona gra? Płaczę, przytulając się do poduszki. Chciałabym
cofnąć się o te kilka minut i wyrzucić ten list zamiast go czytać.
~Christophe~
Siedzę na
kanapie i nie mogę uwierzyć, że to się stało naprawdę. Ojciec w szpitalu, do
którego nie mogę pojechać. To byłoby podejrzane dla Holly. I tak cud, że o
niego nie pyta. Louis w więzieniu za próbę zabicia go. A teraz spalenie domu Nialla. Kto mógł to
zrobić? Tomlinson siedzi i czeka na rozprawę. Jeszcze ten list. Jestem takim
debilem, że go nie sprawdziłem. Nie wiadomo co ten idiota napisał mojej
siostrze. Jeśli prawdę... To jesteśmy przegrani. Styles miał go zabić. Coś
poszło nie tak, kurwa. Styles. Właśnie gdzie on do cholery jest? Nie odzywa się
już od długiego czasu. Miałem czekać na telefon, więc czekam, ale tyle miesięcy
to trochę za dużo, a moja cierpliwość się kończy. Sytuacja nie jest łatwa.
– Musisz
pojechać do Londynu – mówię do Nialla.
- Wyobraź
sobie, że akurat miałem taki zamiar - prycha.
– Skończ –
warczę. – Najpierw odwiedzisz ojca w szpitalu. Potem upewnij się, czy Tomlinson
na pewno siedzi w więzieniu, bo tracę pewność. Po trzecie zdobądź namiary na
Stylesa.
– Kiedy
kurwa mam się rozdwoić?! – podchodzę do niego, chcąc mu nieco dosadniej
wszystko powtórzyć, ale zatrzymuję się w pół kroku słysząc płacz.
Odwracam
się szybko i biegnę do pokoju Hollyday. Co ten skurwysyn napisał?
Bez
zastanowienia wchodzę do jej pokoju i widzę ją całą zapłakaną i trzęsącą się.
– Skarbie,
Boże, co się stało? – siadam na łóżku i od razu biorę ją w ramiona.
Tylko
bardziej się rozpłakuje. Przecież ona nie może doprowadzać się do takiego
stanu.
– Jesteś w
ciąży – przypominam jej, kołysząc dziewczynę. – Nie wolno ci się denerwować. To
źle wpłynie na nasze dziecko. Błagam, uspokój się.
– Ja już
nic chcę... – mówi przez płacz.
– Spójrz
na mnie. Nie mów tak –łapię jej twarz w dłonie. Widok takiej Hollyday mnie
boli. – Nie myśl o nim. Skrzywdził ciebie. Naszego ojca.
– Co? –
pyta słabo i widzę strach w jej oczach.
– No…
zdradził go – wyjaśniam szybko. Lepiej, żeby nie wiedziała. Jeszcze bardziej
się zdenerwuje.
- Kłamiesz
Christophe - patrzy mi w oczy.
- Nie
kłamię. Ojciec nienawidzi oszustów, a wpuścił go do naszej rodziny.
- Ja nie
potrafię o nim zapomnieć - chlipie.
Zamykam
oczy, zaciskając szczękę. Rani mnie wspominając o tym mężczyźnie. Louis był
dobrym kierowcą, widziałem w nim przyszłość. Nie chciałem jedynie, by kręcił
się wokół mojej siostry. To ja ją kochałem. Nie on. Wiem, że tylko ze mną
będzie mogła być w pełni szczęśliwa. On po prostu musi zniknąć. Z jej myśli, z
jej serca i z naszego życia. Nie powinienem wręczać jej tego listu, ale
myślałem o podpaleniu domu Nialla…
Dalej o
tym myślę, ale widząc Holly w takim stanie... Trochę się uspokaja i bardziej we
mnie wtula. Muszę wymazać tego idiotę z jej główki. To ja i dziecko musimy być
dla niej najważniejsi. Ode mnie dostanie wsparcie, miłość, zrozumie.
– Możesz
zostawić mnie samą? – pyta cicho.
– Nie –
odpowiadam od razu. – Dopiero jak zaśniesz.
– Christophe,
proszę... – wyciera nos o rękaw.
– Nie.
Zaczniesz płakać. Przecież dobrze to wiesz. Nie powinnaś czytać tego listu.
– Masz
rację – zgadza się ku mojemu zdziwieniu.
– Daj mi
to, zanim znów do tego wrócisz. Daj mi tę kartkę – proszę.
Kręci
głową przecząc. Wzdycham powstrzymując przekleństwo.
– Wiesz,
nie spotkasz go, bo skoro jest w więzieniu, to za dużo nie może. Szybko zniknie
z twojej głowy. Zobaczysz – obiecuję jej.
– Jest w
więzieniu – odsuwa się ode mnie i żeby na mnie spojrzeć.
Otwieram
szeroko oczy zaskoczony. Skoro dostała od niego list, to musi wiedzieć. Sam na
pocztę nie poszedł.
To jest
naprawdę podejrzane. Co jeśli zwiał i zamierza...
-
Christophe - brunetka ściąga mnie na ziemię.
- Myślałem,
że wiesz. Zatrzymali go na wyścigach. Był nalot - wyjaśniam i podnoszę się.
Wychodzę szybko z pokoju. Nie mam czasu jej teraz tłumaczyć i ją uspokajać.
Potrzebuję leku, by zasnęła. Mam więcej spraw na głowie niż to.
Dałbym jej
coś naprawdę silnego, ale nie mogę przez dziecko. Szukam po szafkach jakiś
herbatek na sen i na uspokojenie. Jeśli zaleje mnie falą pytań, nie będę umiał
kłamać. Oszukiwanie jej jest trudne. Gdy patrzy w moje oczy nie umiem jej
oszukiwać. Jest dla mnie najważniejsza na całym świecie. Kiedy tata nas
zaadoptował byłem szczęśliwy. Miałem dom i rodzinę. Od samego początku mała
stała się dla mnie kimś bardzo ważnym. Była siostrą, ale z upływem lat to się
zmieniało. Moja miłość do niej stała się inna. Ona o tym wie, nie wiem tylko dlaczego
nie próbuje dać mi szansy. Byłoby lepiej.
Kręcę
głową i z herbatą wracam do Holly. Niech zaśnie. Brunetka stoi przy oknie
jeżdżąc palcem po szybie
– Wypij to
– podchodzę do niej z kubkiem.
– Herbata?
– pyta odwracając się do mnie.
Kiwam
głową i podaję jej napój. Cierpliwie czekam, aż wypiję i zaśnie. Dobrze, że już
o nic nie pyta.
- Położ
się ze mną - prosi na wpół przytomna.
Nawet się
nie kłócę. Otulam ją do snu i dopiero kiedy odpływa, rozglądam się za tym
listem. Przeglądam szafki w biurku, komodę, aż natykam się na kartkę w kącie
pokoju. Biorę do ręki kopertę. No jasne. Sheffield.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, najbardziej wkurza mnie ten cały Christoper, zachowuje się jakby był jej chłopakiem, nienawidzę go, a tak ogólnie to rozdział świetny, podobnie, jak to opowiadanie, czekam na next i twoją książkę-365 days, (:
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowo-otwartego bloga, mam nadzieję,że zajrzysz (:
OdpowiedzUsuńhttp://fame-destroies-me-fanfiction.blogspot.com/