Rozdział
5 część II
Wysiadam z
radiowozu z dwoma policjantami i moim szefem. Za wszelką cenę chce mi pomóc,
chociaż sprawa jest przesądzona. Malik w śpiączce, Styles nie wiadomo gdzie a
dowody wskazują na mnie. Podobno na pistolecie, z którego padł strzał były moje
odciski palców. Zastanawiałem się jak to możliwe. Harry strzelał, nie ja.
Dopiero kilka dni temu wpadłem na to, że miał rękawiczki, a wcześniej ja
trenowałem strzelanie. Zapewne dziś przed sądem nikt w to nie uwierzy. Mój
prawnik uważa, że mamy szansę. Ja uważam, że nie mamy żadnych. Na sali rozpraw
nie ma praktycznie nikogo. Bo kto miałby przyjść i po co? Niewiele osób jest w
to zamieszanych. Poza tym mało kto wie, że w ogóle siedzę w więzieniu. To dla
mnie lekka porażka. Byłem policjantem, a dziś jestem skazany. Wiele wspomnień
powróciło. Jeździłem na akcje, ścigałem przestępców, ale nie siedziałem za biurkiem.
Poznałem siebie przez ostatnie dni. Życie
ciągłą adrenaliną, ale w dobrej sprawie. Nie to co Christophe. Jestem zupełnie
inny niż oni.
– Co ma
pan na swoją obronę? – pyta sędzia, zwracając się do mnie.
– Nie ja
strzeliłem – mówię krótko z kamienną twarzą.
– Więc kto
strzelał?
Wzruszam
ramionami patrząc gdzieś w bok. Niech sobie sami szukają.
– Walcz –
mówi cicho mój prawnik.
– Styles – mówię głosem przepełnionym jadem.
– Pan
Styles jest osobą zamieszaną w sprawę? – pyta sędzia.
– A nie to
przed chwilą powiedziałem?
– Zna pan
całą godność?
– Boże,
przecież wiecie o kim mówię – Wywracam oczami.
– Jest pan
w sądzie, panie Tomlinson. Proszę o spokój.
Obrońca
posyła mi karcące spojrzenie więc zaciskam mocno usta.
– Proszę
usiąść – mówi sędzia. – Ogłaszam przerwę.
Zajmuję
swoje miejsce i zamykam oczy. Cholernie denerwuje mnie siedzenie tutaj. Prawnik
wyprowadza mnie z sali i podaję butelkę wody. Staję przy oknie, wypijając od
razu połowę. Kodeks karny jest w mojej głowie i doskonale wiem jaki wyrok mogę
otrzymać.
Wiem już o
swoim życiu praktyczne wszystko. Pamiętam, ale nie wszystko rozumiem. Teraz
kiedy w głowie mam porządek, moje życie się pieprzy. Opieram głowę o szybę i
zastanawiam się, co takiego złego zrobiłem. Kurwa mać. Dlaczego nie pamiętam
jak doszło do wypadku? To chyba najbardziej istotna sprawa przed utratą mojej
pamięci. Siedzę tak bijąc się z myślami dopóki nie muszę wracać na salę. Wyrok
zostaje odroczony. Zamierzają zbadać sprawę jeszcze raz i czekać na obudzenie
się Malika.
Świetnie.
Mnie to zbytnio nie ustawia. Dalej jestem tu udupiony.
– Louis,
wierzę, że to nie ty – Marc, mój szef pochodzi do mnie na korytarzu. – Jak już
będzie po, to wrócisz do pracy. Miejsce czeka. Nie wiesz jak się cieszę, że
żyjesz.
– Dzięki.
To dla mnie naprawdę dużo znaczy – ściskam jego dłoń. Przynajmniej tyle dobrego
w tym wszystkim. Miło wreszcie usłyszeć, że ktoś ci wierzy.
Skuty w
kajdanki idę do radiowozu. Tak jakbym miał zaraz komuś krzywdę zrobić. Chwila
wolności minęła, wracamy za kraty. Przewieźli mnie już do więzienia. I wiecie
co? Mam przesrane. Bardzo dużo osób siedzących tam tak jakby znam. To ja ich
wpakowałem do pudła. Marc załatwił mi osobną cele więc jestem poza ich
zasięgiem. Jednak wyzwiska i wszystko inne nie jest wiele lepsze.
Policjant
za kółkiem jedzie jakby chciał a nie mógł. Zaraz mnie szlag nie trafi. Od razu
przypominam sobie, że nie wiem co z moim Spectre. Krew mnie zalewa na myśl, że
ktoś mógł położyć na nim swoje łapy. Albo że mógłbym go nie odzyskać... Nie. To
nie wchodzi w grę. Pół godziny później zajmuję już swoją cele i znów mam czas
na bicie się z myślami.
~*~
Hollyday
–
Christophe! – krzyczę zbiegając ze schodów, tak szybko jak tylko pozwala mi na
to już spory brzuch.
Siódmy
miesiąc to nie przelewki. Przez moje osłabienie dopiero dzisiaj pierwszy raz
poczułam kopnięcie. Blondyn musi to poczuć. Jestem taka podekscytowana ruchem
mojego malucha. To wspaniałe uczucie. Ono tam jest. Rusza się. O Boże...
Wbiegam do salonu uśmiechając się szeroko. Nialla nie ma od kiedy spłonął mu
dom. Jesteśmy teraz sami. Nie jest tak źle. Przeprowadziliśmy się do nowego
domu i naprawdę sobie radzimy.
–
Christophe? – z salonu przechodzę do kuchni i dopiero tam znajduję swojego
brata. – Kopnęło. – mówię podchodząc do niego. Biorę jego dłoń i układam na
swoim brzuchu.
Christophe
od razu wstaje i drugą rękę też układa obok. Delikatnie jeździ nimi po moim
brzuchu. Teraz obydwoje czujemy kolejny kopnięcie.
– Czujesz?
– uśmiecham się szeroko. – Wreszcie...
– Tak,
wreszcie – kuca i też się uśmiecha. – Hej maluchu. Długo nie dawałeś znaku
życia.
– Myślisz,
że wszystko jest w porządku? – pytam przejeżdżając palcami po jego włosach.
–
Oczywiście. Niedługo pójdziemy na wizytę i zobaczymy nasze maleństwo – całuje
brzuszek i podnosi się. – Zjesz coś?
– Nie,
dziękuję – kręcę głową. – Miałam się iść kąpać, ale wtedy poczułam to –
tłumaczę biorąc zza brata kiść winogron.
– No
dobrze. To idź się wykąpać i może obejrzymy razem film, co kochanie?
– A jaki
film pan proponuje? – patrzę na niego.
– Polecam
kino akcji – śmieje się i siada przy stole, wracając do komputera.
– Chrise,
ja się nie mogę denerwować –- ganię go powstrzymując śmiech.
– Wypluj
to słowo – mruczy.
– O czym
mówisz, Chrise?
–
Hollyday!
– Patrz
maleństwo, twój wujek na mnie krzyczy – śmieję się.
– Bardzo
zabawne – wywraca oczami. – No idź już się kąpać.
– Idę, idę
– wystawiam mu język i znikam na schodach.
Rozbieram
się z dresowych rzeczy i wchodzę do nalanej wody w wannie. Okryta pianą mogę
się w zupełności zrelaksować. Boję się porodu, ale z drugiej strony już nie
mogę się go doczekać. Zostało mi niecałe dwa miesiące. Potem już zawsze będę
miała kogoś obok siebie. Czytam mnóstwo książek i poradników dla matek. Chcę
mieć jakiekolwiek pojęcie. To przecież nie jest takie łatwe. Tyle reguł i
zasad... Jeszcze tata. Christophe powiedział, że ma teraz dużo pracy i nawet
nie ma czasu zadzwonić. Przecież to chore. Nie rozmawiałam z nim od kilku
miesięcy. Kiedy dzwonię telefon jest wyłączony. To nie ma sensu. Zawsze się
martwił i dbał o nas. Nie chce wiedzieć co u własnych dzieci? To wszystko jest
naprawdę dziwne, ale staram się o tym jak najmniej myśleć żeby unikać nerwów.
Leniwie i
z trudem wychodzę z wody. Staję na miękkim chodniczku, biorąc ręcznik. Wycieram
ciało, a drugim włosy. Ubieram się w piżamę, którą wcześniej przyniosłam do
łazienki i idę na dół. Rozczesuję pasma włosów szczotką, kiedy słyszę rozmowę
brata.
– Po
prostu musimy znaleźć Stylesa, Nialla. Kurwa nie zamierzam mieć na sumieniu
człowieka, który... No tak. Sam wiesz. Ojciec się niedługo wybudzi i sam
zeznana. Lekarz mówił, że już za kilka dni wyprowadzą go ze śpiączki. Poza tym
twój dom to nie przypadkowa... Przestań się wkurwiać. Spłonął, desek sobie nie
zwrócisz... Zamknij się, bo to zapewne sprawka Stylesa. Po prostu go kurwa
znajdź. I załatw mi widzenie z Tomlinsonem. Jak się nie możesz rozdwoić, to się
zduplikuj.
Zatrzymuję
się w jednym momencie. To co słyszę wskazuje na to, że mój brat mnie oklamal i
to w niejeden sprawie. Tata wcale nie pracuje. Jasno zrozumiałam, że jest w
śpiączce i musiało się coś stać. Czemu do cholery Louis jest tyle czasu w
więzieniu? Za wyścig? Nie siedziałby tyłu miesięcy. Na dodatek Harry...
Powrócił.
Zaczynam
głęboko oddychać nie chcąc wpaść w panikę. Spokojnie Hollyday.. myśl o dziecku.
Nie mogę
się denerwować w obecnym stanie, a teraz nic mi to nie ułatwia. Opieram się i
ścianę, kładąc dłoń na brzuchu. W drugiej trzymam szczotkę.
– Nie
wiem, zadzwoń do Payne'a albo Elliota. Poradzisz sobie. Tylko kurwa rób to tak,
żeby Hollyday nie wiedziała o Louisie.
Louis. Boże,
może to wszystko co mi o nim powiedzieli to kłamstwo? Niczego już nie jestem
pewna, ale wiem że brat mnie okłamał.
***
Niepewnie
wchodzę na komendę gdzie ma na mnie czekać domniemany były szef Louisa. Dzięki
Sophie. Udało mi się wyrwać od brata i razem przyjechaliśmy do Londynu. Będę
jej wdzięczna do końca życia. Ciężko było znaleźć cokolwiek co pomogło by mi
znaleźć Louisa, ale udało się. Dziewczyna jest ze mną ze wzgląd na mój stan
fizyczny i psychiczny. Jestem zdenerwowana, zmartwiona i przestraszona
jednocześnie. Czego tak naprawdę się dowiem? Co tym razem mnie olśni? Mam już
serdecznie dość tajemnic i oszustw.
Mężczyzna
obiecał mi widzenie z brunetem w zamian za spotkanie i szczerą rozmowę.
– Chodź –
Sophie trzyma mnie za rękę i prowadzi do okienka.
Pyta o
Marca Watsona. Policjantka mówi nam, że mężczyzna czeka w sali 6. Tam właśnie
nas prowadzi. Wiem, że ten człowiek tutaj nie pracuje. Jest szefem oddziału w
Scotland Yardzie i to jemu podlegał Louis. Przed swoją "śmiercią. "
Biorę
głęboki oddech, gdy mundurowiec otwiera przede mną drzwi. Wchodzę, a Sophia
zostaje na korytarzu. Od stołu wstaje mężczyzna w średnim wieku. Podchodzi do
mnie wyciągając dłoń którą od razu ściskam.
– Dzień
dobry, panno Malik. Niech pani usiądzie – odsuwa mi krzesło i sam również
zajmuje miejsce. – Nazywam się Marc Watson i przez osiem lat pracowałem z
Louisem.
– Wiem –
odpowiadam cicho. – Proszę zadać mi te pytania i pozwolić na spotkanie z
Louisem. Naprawdę to dla mnie sprawa życia i śmierci.
– Co Louis
robił w waszej rodzinie? Czym się zajmował? Jakie miał kontakty z pani ojcem –
otwiera laptop i patrzy na mnie cierpliwie.
– Ich
kontakty były sporadyczne. Ojciec dużo pracuje, przecież pan wie – patrzę na
niego głupio. Co się będziemy oszukiwać?
– Wiem,
ale osoba, która strzelała do pani ojca musiała mieć powód. Czy znała pani
Harryego Stylesa? Jakie stosunki miał z Louisem i pani ojcem? Właściwie
dlaczego pani się wyprowadziła? Proszę odpowiedzieć na każde pytanie.
– Harry
Styles... znajomy rodziny, niezbyt ciekawy mężczyzna. Lubiący awantury, to na
pewno. Nienawidzi Louisa, a co do ojca to nie wiem. – odpowiadam zgodnie z
prawdą.
–
Nienawidzi Louisa – powtarza, zapisując to. – Pewnie dlatego ucieka. Louis nie
kontaktował się z panią, prawda? I nie powiedziała pani skąd ta przeprowadzka.
– Nie
kontaktował – teraz kłamię. Najpierw muszę zapytać Louisa o ten list. – Mój
brat chciał się przeprowadzić. Nie znam powodu – wyprzedzam pytanie mężczyzny.
– No
dobrze. Dziękuję. Jeśli coś jeszcze będziemy chcieli, to proszę, niech będzie
pani z nami w kontakcie. A teraz proszę ze mną. Pojedziemy do aresztu.
Od razu
wstaję i wychodzę z mężczyzną. Na korytarzu posyłam sophie blady uśmiech.
Brzuch zaczyna mnie boleć przez zdenerwowanie. Próbuję myśleć o czymś
przyjemnym, by się uspokoić, ale to mało pomaga. Spięta jak nigdy dotąd wsiadam
do samochodu mężczyzny. Kiedy dmuchałam świeczki na torcie, nie myślałam, że
wejdę w taką dorosłość od razu ze wszystkimi problemami. A teraz? Jadę spotkać
się z ojcem mojego dziecka, który jest w więzieniu. Już od progu aresztu słyszę
i czuję.. to wszystko tutaj. Jest okropne i naprawdę nie chcę tu być. Obszukana
przez strażników zostaję wpuszczona dalej. Idę za Marc'iem i dwoma mężczyznami
w odpowiednich strojach. - Proszę poczekać - mówi jeden z nich i otwiera kraty.
Wchodzi w jakiś korytarz, gdzie znajdują się cele. Staje na samym końcu,
otwierając zamki.
Wstrzymuję
powietrze, gdy po chwili z tego pomieszczenia wychodzi mój Louis. Nagle mój
brzuch staje się dla mnie bardzo widoczny. Mam wrażenie, że wręcz krzyczy o
uwagę. Kładę na nim dłoń i oddycham spokojnie. Nie denerwuj się. Nie
denerwuj... Louis z kajdankami na rękach zbliża się do mnie, a ja dostrzegam na
jego twarzy siniaki. Wygląda zupełnie jak po tamtym wyścigu. Tylko teraz jest
bardziej zaskoczony.
Strażnik
skręca z nim do jakiegoś pokoju i pięć minut później wołają tam również mnie.
Czas zmierzyć się z prawdą.
– Zostawię
was – mówi Marc i sama wchodzę do pomieszczenia.
Louis od
razu zrywa się z krzesła, ale silna ręka strażnika pcha go z powrotem na
miejsce. Mrozi mężczyznę wzrokiem i patrzy na mnie
Przełykam
ślinę i zajmuję miejsce po przeciwnej stronie stołu. Nie wiem co mam
powiedzieć, od czego zacząć.. Co jeśli list rzeczywiście był od niego? Jeśli
naprawdę nie chce mnie nigdy więcej widzieć?
– Hollyday
– odzywa się. Dawno nie słyszałam jego głosu i sama nie wiedziałam, jak bardzo
za nim tęskniłam. – Ty... O Boże – kręci głową, a jego wzrok błądzi po mnie.
– Zrobiłeś
to? – pytam wprost. Muszę wiedzieć.
– To jest
jakaś pomyłka – szepcze. – Rozumiesz? Chciałem go ratować i wtedy policja
wpadła do domu. Wyprowadzili mnie z krwią na rękach.
– Więc kto
strzelił? – jeśli mówi prawdę... Na pewno mówi. Boże, dlaczego ja tak łatwo mu
wierzę. Wystarczyło słowo, a ja cała sobą mu ufam.
– Styles.
I nie uwierzysz pewnie w to, co powiem, ale twój ojciec zakładał, że Styles
strzeli we mnie. Gdy wszedłem do domu was nie było. Nagle obydwaj wiedzieli o
mojej przeszłości, której ja nie pamiętałem. A potem strzał - patrzy na mnie
intensywnym wzrokiem niebieskich oczu. – Kochanie, oni chcą mi cię zabrać.
– Nie ty
wysłałeś ten list... –mówię bardziej do siebie niż do niego.
– Jaki
list? – pyta, opierając nadgarstki na stół.
Teraz mam
już pewność. Wzdycham i zamykam oczy. Wierzyłam w tej wszystko, a on tu
siedział niewinny. Serce mi się kraja, gdy teraz na niego patrzę.
Nie wiem
dlaczego ktoś próbuje nas niszczyć. Harry? Jaki ma w tym cel? Mój brat? Tak
chciał mnie chronić? Kładę dłoń na mój brzuch i delikatnie go głaszczę.
Maleństwo chyba też zaczyna się denerwować.
– Powiesz
mi w końcu co tu robisz? To nie jest miejsce dla ciebie – mówi Louis.
– Chciałam
cię zobaczyć, wszystko wyjaśnić – szepczę. – Przepraszam, że dopiero teraz, ale
ja... naprawdę nie miałam pojęcia.
–Wiem.
Przecież po to właśnie cię stąd zabrali. Ja za to nie miałem pojęcia, że jesteś
w ciąży.
– Też
byłam zaskoczona – przygryzam mocno wargę.
– Gdybym
był z tobą byłoby inaczej. Siedząc tutaj nie mogę nawet ci pomóc. Proszę, uważaj
na siebie i nie denerwuj się. I powiedz mi... Jak wyjdę, dasz mi szansę bycia
ojcem?
–
Cholernie mi cię brakuje – czuję, że jestem na skraju płaczu.
Podnosi
się i kuca przy moich nogach, ignorując strażnika. Bierze moją dłoń w swoje
dwie i przykłada do ust. - Mi ciebie też brakuje. Żyłem ze świadomością, że nie
chcesz mnie znać. Że mi nie wybaczysz. A teraz jesteś tu, w ciąży z naszym
dzieckiem...
Uśmiecham
się choć łzy w oczach rozmazują mi obraz. Układam jego dłonie na swoim brzuchu.
Musi poczuć ruchy dziecka, to takie świetne doznanie.
– Hej
maluchu – mówi cicho i uśmiecha się zaskoczony, gdy czujemy kopnięcie.
Na taki
moment było warto czekać nawet tak długo. Od teraz wiem, że zrobię dosłownie
wszystko byśmy szybko znów byli razem.
Nie chcę
więcej słuchać brata. Nie wierzę mu, bo na razie to co powiedział było
kłamstwem. Zresztą... Ciekawe jak długo będzie próbował mnie oszukiwać. To nie
na tym polega zaufanie. Louis podnosi się, ale pochyla nade mną. Ręce ma
skrępowane, więc niewiele może. Uśmiecha się i całuje mnie w czoło.
– Wiesz w
zasadzie – odzywa się rozbawiony tonem głosu – to idealna pora na dziecko.
Miałbym jako dziadek na wywiadówki chodzić?
– Ja nawet
nie wiem ile ty masz lat – śmieję się się cicho.
– Melduję,
że trzydzieści dwa.
–
Rzeczywiście dziadek – dostrzegam, że strażnik idzie już po niego. Szybko
wstaję i całuję chłopaka delikatnie, ale długo.
– Pojedź
do Doncaster. Nie wracaj do domu. Proszę. Doncaster. Więcej powie ci Marc – dodaje
i zostaje wyprowadzony.
Zostawia
mnie Skołowaną. Drzwi po nim zostają otwarte i po chwili wchodzi przez nie
wspomniany mężczyzna.
– Wszystko
dobrze? – pyta, pomagając mi wstać.
– Tak –
kiwam głową. – Przepraszam, ale muszę już iść...
– Odwiozę
panią.
- Moja
przyjaciółka jest ze mną. Dziękuję - muszę wrócić do domu.
Inaczej
Christophe rozpęta piekło. Wyprowadza mnie z więzienia i od razu oddycham
głęboko świeżym powietrzem. Czy będę musiała tu jeszcze wrócić?
Gdy widzę
dziewczynę, wpadam w jej ramiona i rozpłakuje się.
– Nie
denerwuj się – szepcze, przytulając mnie. – Wszystko będzie dobrze. Pojedziemy
do mnie i porozmawiamy z Liamem.
– Nie
możemy – mówię szybko. – On mu wszystko powie.
–
Christophe? Nie... Nie sądzę. Liam umie dochować tajemnicy.
– Proszę,
odwieź mnie do domu – szepczę. Muszę chronić Louisa i zrobię to za wszelką
cenę.
– Do
Edynburga jest sześć godzin – przypomina mi.
– To wezmę
taksówkę – upieram się.
– Nie –
otwiera samochód. – Wsiadaj. Najpierw do mnie. Zjesz obiad i cię odwiozę. Nawet
nie dyskutuj. Pomyśl o dziecku.
– Christophe
myśli, że jesteśmy u twoich rodziców więc jedzmy chociaż tam – proszę. Naprawdę
nie potrzebuję awantury w domu.
– Dobrze.
Ale jak miałby się dowiedzieć, że jesteś gdzie indziej? – pyta.
– Sama nie
wiem, ale on to potrafi..
Sophie
wzdycha i już nie komentuje. Wsiadamy do samochodu i odjeżdżamy.
Gdy już
jesteśmy w rodzinnym domu dziewczyny, dzwonię do Christophe'a. Staram się
uspokoić głos zanim odbierze. Nie chcę, by poznał po mnie, że już wiem. Teraz
to ja muszę kłamać. Nie mam wyjścia.
– Cześć,
braciszku – witam się słysząc go po drugiej stronie. – Chyba wrócimy dopiero
jutro. Mama Sophie prosiła, żebyśmy zostały na noc.
– Wrócisz
z Niallem. Przyjedzie po ciebie o dziesiątej - mówi.
–Nie ma
sensu, żeby jechał taki kawał drogi...
– Przecież
jest w Londynie – przypomina mi.
– No
dobrze – wzdycham. Na śmierć zapomniałam o Horanie. Nie podoba mi się to, że
będę jechać z nim. Jest całkowicie po stronie mojego brata. Jakby... też miał
wyprany mózg. Słucha go, może czasem neguje to, czego chce Christophe, ale i
tak to robi.
Rzeczywiście o dziesiątej pod dom podjeżdża
blondyn. Żegnam się z domownikami, jeszcze raz dziękuję przyjaciółce i
wychodzę.
Wsiadam do
samochodu i zapinam pas. Nie odzywamy się do siebie, gdy jedziemy. To będzie
długa droga. Po godzinie zauważam, że Niall jedzie w innym kierunku. Drogowskaz
na Edynburg wskazuje prosto, a blondyn skręca.
– Dokąd jedziesz? – pytam zdezorientowana.
– Zobaczysz – mruczy. – Styles ruszył za tobą.
Dosłownie.
– Co?
Niall, jedź do domu. Jeśli wywieziesz mnie na jakiś koniec świata to cię zabiję
- zaczynam krzyczeć.
-
Rozumiesz co mówię? Jesteś celem Stylesa. To on przysłał ci list. To on się z
tobą bawi. I to on właśnie nas ściga.
– O
Boże... - zaczyna kręci mi się w głowie.
Czuję
wzrok Nialla na sobie. Zaciskam dłonie w pieści ze zdenerwowania. Nie wiem
gdzie jedziemy. Blondyn jedzie bardzo szybko. Co chwila zerka w lusterko.
– Wiem,
gdzie byłaś – odzywa się.
– U
rodziców Sophie – staram się brzmieć pewnie.
– A
wcześniej w więzieniu – mruczy i skręca w jakąś leśną drogę.
– Powiesz
mu? – pytam niepewnie.
– Nie –
wywraca oczami. – Kurwa, nie jestem idiotą. Umiem łączyć fakty.
– Niall,
jeśli on się dowie...
– Na razie
się nie dowie. Jedziemy do Bradford. Rodzinne miasto twojego ojca. I sądzę, że
Harry i tak nas dogoni.
Dojeżdżamy
na miejsce sporo po północy. Domek jest mały, ale wyglada na przytulny. Nigdy
nie odwiedzałam rodziców taty. Dziadek i babcia wpadali do nas, dzwonili czasem,
ale to nie jest mocna więź. Oczywiście babcia od razu zaczyna o mojej ciąży. A
co z ojcem? Jak mogłam do tego dopuścić? I cała litania na ten temat. Jest
pierwsza w nocy, kiedy w końcu pozwala mi się położyć. Kładąc się do łóżka nie
wiem co myśleć. Z jednej strony czuję ulgę, bo znam prawdę, spotkałam się z
Louisem i wiem o co walczyć. Z drugiej jest mój brat, który kłamie i Harry,
którego jestem celem.
To jest
takie męczące. Nie potrafię znaleźć rozwiązania. I niewiele osób chce mi pomóc.
💞💞💞💞💞💞
OdpowiedzUsuńGenialnie, że Hollyday w końcu dowiedziała się o niewinności Louisa. Super rozdział, czekam z niecierpliwością na kolejny <3
OdpowiedzUsuńKiedy następna część?
OdpowiedzUsuńKiedy następna część?
OdpowiedzUsuń