
Nie należy
do cierpliwych, zresztą nie chciałabym
mu kazać czekać. Mam jedno, jedyne zadanie do wykonania. Jak bardzo
beznadziejnym trzeba być, żeby nie umieć zrobić jednej rzeczy? Odpowiedź jest
prosta. Trzeba być mną.
Mam
wrażenie, że nie zabierają mnie na akcję, bo wiedzą, że sobie nie poradzę, a
nie dlatego, że jest niebezpiecznie. To by wszystko wyjaśniało. Łatwo się na
mnie zawieść... Przygryzam dolną wargę, zapewniając się w duchu, że tym razem
dam radę. Dla Christophe'a. Patrzę na brata. Jego długie włosy odgarnięte do
tyłu za pomocą żelu. Uśmiecha się beztrosko, naciskając klawisze pianina. Lubię
go takiego widzieć. Po prostu szczęśliwego. Przekrzywiam głowę na bok i uważnie
go obserwuję. Powoli unosi dłonie i opuszcza je na kolana. Odwraca się w moją
stronę. Patrzymy na siebie w ciszy, a ja delikatnie się uśmiecham. Christophe
dotyka palcami mojego policzka.
–
Wyglądasz jak anioł, kiedy grasz – przyznaję.
Uśmiecha
się, przejeżdżając opuszkami po mojej dolnej wardze. Rozchylam usta, nie
kontrolując tego. W pewien sposób lubię jego dotyk. Chociaż to mój brat… Jest
taki delikatny... Jakby każdym gestem chciał mi pokazać swoją miłość i
opiekuńczość. Jego skóra umie powodować dreszcze, a oczy wręcz hipnotyzują. Oblizuję językiem dolną wargę,
czując, że oddycham niespokojnie. Christophe pochyla się i czule całuje mnie w
usta, a potem wstaje.
– Do
zobaczenia jutro, siostro. Uważaj na siebie. Proszę – patrzy na mnie z troską i
wychodzi, zostawiając głuche echo zamykanych drzwi.
Siedzę,
patrząc w stronę pianina kompletnie zaskoczona. Powoli dotykam ust, które były
przed chwilą całowane. Myślę, że to był rodzaj dłuższego buziaka. Przecież nie
raz już to robiliśmy… To dlaczego teraz czuję się inaczej? Jakby miało to
większą wartość, bynajmniej dla niego?
Kręcę
głową, próbując odrzucić od siebie nieprzyjemne myśli. To nic wielkiego, nic
się nie stało. Zwykłe pożegnanie. Tak. Tak właśnie było. Podnoszę się i opuszczam
pokój.
~*~
Przed
dzisiejszym wyścigiem moja przyjaciółka uznała, że weźmie mnie na zakupy.
Sophia ciągnie mnie przez połowę galerii, sklep po sklepie. Nie mam siły nosić
toreb, a ona jeszcze coś wybiera. Naprawdę, zaraz będę mieć debet. Chociaż to
chyba niemożliwe. Na koncie widnieje spora sumka, o którą dba tata. Często coś
mi przesyła, zabezpieczając tym siebie i mnie. Gdy policja by go złapała,
zablokowała karty, ma pieniądze u mnie i wie, że ja ich nie wykorzystam. Jestem
dobrym kołem ratunkowym – mało rozrzutna i odpowiedzialna. Ach, i nie zaradna.
Trzy dni temu mój drogi brunet nie pojawił się na wyścigu. Nie przyjechał, a
wszystko wygrał Liam. Stawka była duża. Christophe, gdy się dowiedział, o dziwo
gratulował przyjacielowi, ale był też zawiedziony. Naprawdę przestaję rozumieć
własnego brata. No, ale… Przynajmniej jemu interesy też się powiodły i sprzedał
dużo towaru. A ja? Stoję w miejscu, nie wiedząc nic o kierowcy Spectre. Jest
taką zagadką, a to strasznie mnie denerwuje. Nic nie wiem, niczego nie mogę
znaleźć. Czy już wyjechał? Czy może teraz będzie mnie unikał? W tym celu
dzisiaj również jadę na wyścigi. Chcę się tylko rozejrzeć. Przecież nie złapię
dwa razy silniejszego mężczyzny i nie zmuszę do zakochania się we mnie i
spowiadania z całego życia. No niestety, nie działam tak na facetów… A czasem
naprawdę bym chciała.
– Myślę,
że musisz to przymierzyć – brunetka pokazuje mi wieszak z czarną sukienką.
Na żebrach
ma ona rozdarcia, pięknie się łączy i jest strasznie krótka.

Rozbieram
się ze swoich ubrań i przebieram w nową sukienkę. Pasuje idealnie, aż nie
poznaje siebie w lustrze. Mimowolnie się uśmiecham. Oglądam się z każdej strony
i decyduję się bez zastanowienia.
– I jak? –
pyta Sophia.
– Jest
świetna – otwieram jej drzwi, żeby mogła mnie zobaczyć.
Uśmiecha
się szeroko, wiedząc, że ma dobry gust.
– Dzisiaj
ją zakładasz. A do tego buty, które kupiłyśmy. No jedne z pięciu par.
Śmieję się
kiwając głową. Po udanych zakupach wracamy do mnie, gdzie mamy się szykować na
wyścig. Kładę torby w sypialni i udostępniam przyjaciółce łazienkę. Najpierw
pójdę coś zjeść, bo zaraz tu skonam z głodu. Trzymam linię, ale jak dorwę się
czegoś co lubię to potrafię zjeść tony. Zbiegam po schodach do kuchni. Na
szczęście mój... Tata?! Chodzi po kuchni, robiąc coś do jedzenia. Christophe
siedzi przy wyspie i próbuje mu wytłumaczyć nowy termin transportu.
– Cześć,
wam – całuję każdego z nich w policzek.
– Cześć,
moja dziewczynko – tata chwyta mnie i podnosi, przytulając. – Słyszałem o twoim
wyścigu. Drugie miejsce, pierwszy raz, świetnie ci poszło.
– Mogło
być lepiej... – mruczę.
– Widziałem filmik, Christophe mi pokazał. Było bardzo dobrze.
– Nieważne – wymijam ojca i sięgam po kurczaka z lodówki.
– Poczekaj, zaraz będzie obiad.
– Spieszę
się trochę – pakuję sobie całą buzię mięsem.
– To jest
zimne, głupia.
Wzruszam
ramionami i ze skrzydełkami w rękach gonię na górę.
Sophia
jeszcze się kąpie, a ja zjadam mój mały obiad. Ubiorę to, co proponowała.
Pomimo
długich przygotowań jesteśmy prawie spóźnione. Jednak wzrok wielu ludzi, który
na sobie czuję na miejscu rekompensuje wszystko. Liam obejmuje swoją dziewczynę
w talii i zachłannie całuje. To chyba znaczy, że mu się podoba. Uśmiecham się
lekko i witam z reszta. Boże, ze mną się dzieje coś złego. Widzę ich i cieszę
się szczęściem tych gołąbków, ale tak bardzo im zazdroszczę. Też bym tak
chciała, lecz czy mi to jest pisane? Niby mam czas, dopiero dwadzieścia jeden
lat. No właśnie! Już dwadzieścia jeden, a nie dopiero. Kręcę głową i i kieruję
się do mety chcąc zobaczyć kto ma zamiar się ścigać.
Ku mojemu
zdumieniu wszyscy oblegają srebrnego Astona Martina. Nowiutki, chyba prosto z
salonu. No, dopracowany do wyścigów. Nie widzę kierowcy, szyby są
przyciemnione, ale chyba i tak nikt tam nie siedzi. Staję na palcach, próbując
coś dostrzec. Jestem pewna, że Niall jeszcze...
– Co do
kurwy robi tu najnowszy model?! – wykrzykuje blondyn, co nawet słyszę mimo muzyki. – Z tym kurwa nie da się wygrać!
– Jest
świetny... – mówię z podziwem.
– A ja się
tak napracowałem nad silnikiem – warczy
wściekły. Biedny Niall.
Klepię go
po ramieniu i idę poszukać miejsca z którego będę miała dobry widok.

Przygryzam
wnętrze policzka obserwując kierującą się na start Amandę. A niech sobie idzie
skoro tak się im podoba. Prycham pod nosem, bo wiem, że wyglądam sto razy
lepiej. No i moje ubranie jest tysiąc razy więcej warte niż jej. Mniejsza oto.
Odgarniam włosy z czoła i zakładam ręce na klatkę. Trzy... dwa... start. Warkot
silników rozchodzi się po okolicy, a tłum krzyczy i piszczy. To nie jest tak,
że nie mamy nalotów policji. Oczywiście, były i to nie raz. Po prostu w życiu
ważne są układy, a mój tatuś ma ich sporo. Zwłaszcza, że komendant ma piątkę
dzieci, dwójkę studentów. Z czegoś to musi opłacać.
Jestem
rozczarowana brakiem pojawiania się mojego nieznajomego. Z radością jednak
dostrzegam idącego w moim kierunku Harrego.
Przepycha
się przez kilkoro ludzi i podaje mi butelkę z piwem.
– Cześć.
Nie trudno zgadnąć, gdzie cię znaleźć - mówi głośno.
– Zależy
czy w ogóle się szuka – uśmiecham się do niego.
– Ja
szukałem – lustruje mnie wzrokiem. – Świetna sukienka.
– Dziękuję – nie czuję jednak żadnej satysfakcji słysząc ten komplement.
– Chodź – łapie mnie za rękę i odciąga od ulicy. Auta i tak już są daleko.
Idę za nim
nawet nie oglądając się do tyłu. Chyba potrzebuje komuś zaufać.
Harry
zatrzymuje się przy czarnym mercedesie.
Nic sportowego, klasyka, ale widać, że droga. Mężczyzna sadza mnie na
masce.
– Stąd
będziesz lepiej widzieć ostatnią część wyścigu mówi, poprawiając czarną
koszulę.
– Myślałam, że ciągniesz mnie tu dla prywatności – śmieję się. – Żeby mnie
wykorzystać.
– Planuję – kiwa głową i uśmiecha się. Staję przy mnie, zakładając ręce na klatkę i
patrząc na ulicę.
Kierowcy
potrzebują jeszcze dosłownie dziesięciu minut, by znaleźć się w zasięgu naszego
wzroku. Nie jest zaskoczeniem widok kto przekracza metę jak pierwszy.
Prostuję
się i czekam, aż kierowca wysiądzie. Jestem ciekawa, kto ma nowe auto, albo
jaki nowy pojawił się znowu na torze. Moje oczy podwajają swoje rozmiary widząc
bruneta od niebieskiego nissana. Cholera! Przecież to było oczywiste.
Przyglądam mu się z daleka i stwierdzam, że jest ubrany w luźną koszulkę,
jeansową kurtkę i ciemne spodnie. Dobrze wygląda między dziewczynami, ale
żadnej nie raczy obdarzyć uśmiechem. Spojrzeniem tak. Dotykiem też. Ale nie
uśmiechem.
– Jest
najlepszy – mówię dalej nie umiejąc tego pojąć.
– To idź
mu pogratuluj – stwierdza Harry. – Jest pozerem. Tajemniczy kierowca... Cóż za historia.
– Być
może, ale jeździ nieziemsko. – Rozmawiam z zielonookim jeszcze chwilę, ale
rozmowa niezbyt się klei. Wracam do reszty chcąc znaleźć zwycięzcę.
Jest jego
auto, jego nie ma. Czy on jest duchem?! Zirytowana idę w stronę samochodu,
którym przyjechałam. O czarnego Bentleya Tuninga opiera się właśnie moja zguba.
– Nie
wierzę, że w ogóle dotykasz takie starocia...
– Dobre
auto, nie wyścigowe – wzrusza ramionami. – Podoba mi się
Podchodzę
do niego i wyciągam przed siebie rękę.
– Gratuluję wygranej.
– Dziękuję
- łapie ją w swoją i uśmiecha się.
– Więc
teraz odebranie nagrody i świętowanie.
– Nie
świętuję – podchodzi do mnie i patrzy mi w oczy. – Jak bardzo próbujesz zwrócić
swoją uwagę? Jak bardzo chcesz znaleźć to, czego szukasz? Nie szukaj oczami.
Szukaj umysłem.
– Jesteś
zbyt dobry w chowaniu się. – odpowiadam przytłoczona jego wzrokiem.
– Może ty
po prostu pomijasz jakieś szczegóły? – jego oczy są takie błękitne... lekko
zachodzą szarością.
– Pewnie
tak właśnie jest... – zgadzam się cicho.
– Zamknij
oczy – prosi, przygryzając wargę.
Już chcę
mu odpyskować, ale zamiast tego po prostu spełniam jego prośbę wypuszczając
powietrze z ust.
Czuję
dotyk na szyi i jestem pewna, że właśnie przesuwa po niej palcami. Nie ruszam
się, chociaż przechodzi mnie dreszcz. Oddycham spokojnie i liczę na to, że tata
nie patrzy w naszym kierunku. Mężczyzna dotyka mojego policzka, po czym
odgarnia kosmyki włosów za ucho.
– Spectre
powrócił – szepcze.
Otwieram
oczy i mój wzrok napotyka jego. Te oczy są tak blisko.
– Jak
bardzo ci zależy na prawdzie? – pyta, zabierając dłoń.
– Może
zależy mi na czymś innym niż samej prawdzie? – słowa z trudem opuszczają moje gardło.
Przez
dłuższą chwilę mi nie odpowiada. Uśmiecha się i odchodzi w stronę samochodu.

Wypuszczam
powietrze z ust i wsiadam do samochodu. Chyba pora wrócić do domu. Mam na
dzisiaj dosyć. Odpalam silnik i omijając przyjaciół, odjeżdżam. Mój wzrok pada
na kartkę leżącą na pasażerskim fotelu.
Biorę ją
do ręki i widząc zapisane kilka zdań zjeżdżam na pobocze.
"Byłem
już wcześnie w takiej sytuacji
Ale
zawsze upadałem
Spędziłem
życie w biegu
I
zawsze udawało mi się uciec
Ale
przy tobie czuję coś
Co
sprawia, że pragnę tu zostać."
Odwracam
kartkę, widząc też, że jest zapisana z tyłu. Hm... To rysunek. Nie dokładny,
zwykły szkic drzew. Przypomina mi to las, w którym ostatnio byliśmy. Data pod
spodem wyznaczona jest na jutro, godzina dwudziesta.
Nawet nie
orientuję się, kiedy na mojej twarzy formuje się szeroki uśmiech. Zaraz jednak
znika. Co jeśli to wszystko jest żart? Jeśli jedyne czego chce ten mężczyzna to
ośmieszenie mnie? Czuję jednak, że pomimo tych obaw chcę tam jechać. Sprawdzić
to i móc wreszcie czegoś się dowiedzieć. Patrzę na kartkę jeszcze raz i śmieję
się, widząc jego koślawe pismo. Artystą to on nie jest.
Zginam
list i chowam go do kieszeni kurtki. Nie mogę doczekać się jutra. Wracam do
domu w znacznie lepszym humorze.
Wpadam do
willi i od razu słyszę muzykę. Mój brat męczy pianino, gra coś nowego.
– Christophe? –- idę do niego szybkim krokiem. Nie widziałam go dwa dni i się
Stęskniłam.
– Hej – mówi, wstając od pianina.
Uśmiecham
się szeroko i wręcz rzucam się na niego. Jak zawsze zgrabnie mnie łapie, tak,
że mogę owinąć nogi wokół jego pasa.
– Ładna
sukienka - śmieje się i całuje mnie w nos. - Kto wygrał?
– A jak
myślisz? – patrzę na niego głupio.
– Pan
znikąd. To dobrze. Cieszę się. Trzeba jeszcze Nialla uspokoić.
– Myślę,
że będzie ciężko... – kiwam głową patrząc na brata poważnie.
– Domyślam
się – wychodzi z pokoju i idzie mnie zanieść na górę.
Razem
zaczynamy oglądać jakiś film, ale ja zmęczona, zasypiam już na samym początku.
Budzi mnie
lekki pocałunek w usta. A może to sen? Powoli otwieram oczy i widzę blondyna,
opierającego się na ręce. Między nami natomiast leży taca ze śniadaniem.
- Cześć... – uśmiecham się leniwie.
- Cześć,
aniele – również obdarza mnie uśmiechem.
– Ale
ładnie wygląda – zachwycam się siadając.
– To jedz,
specjalnie dla ciebie robione.
– Jesteś
najlepszy – siadam i dopiero wtedy orientuję się, że Christophe musiał mnie
wczoraj rozebrać, bo jestem w samej bieliźnie.
To nawet
dobrze, spało mi się wygodniej. Poprawiam włosy i sięgam po tosta. Muszę wziąć
prysznic, koniecznie.
– Co tam? – pytam z pełną buzią. Jejciu mam naprawdę dobry humor.
– Może ty
mi w końcu coś powiesz... – patrzy na mnie uważnie.
– Jeszcze
nic... – mówię cicho wiedząc, że go rozczarowuję.
Christophe
wzdycha i podnosi się. Znów mogę obserwować jego tors, a potem plecy, które
naprawdę są... no wiecie. Chodzi na siłownię, trenuje ze mną sztuki walki i
jest wysportowany. Dobrze wygląda, ale na razie chyba nie pojawi się tutaj
jakaś jego miłość.
Odchylam
głowę do tyłu i klękam na brzegu łóżka chcąc być jak najbliżej.
– Przepraszam...
– Jedz
śniadanie – mówi i wychodzi z pokoju.
I po moim
dobrym humorze. Wiem, że go zawiodłam i jest mi z tego powodu bardzo przykro.
Dzisiaj muszę się czegoś dowiedzieć. Choćby nie wiem co. Dla niego i dla
siebie, bo również jestem ciekawa. Trudno wygrać z tą stroną charakteru. Ale
skoro kierowca Spectre pozwolił mi chociaż trochę się zbliżyć, to jest szansa,
że mi się uda. Cały dzień spędzam na myśleniu nad tym jak rozegrać dzisiejsze
spotkanie. Jedno jest pewne. Muszę wyglądać powalająco, choć w jego oczach to
chyba nie osiągalne. Długa kąpiel pomaga mi się zrelaksować i pomyśleć. W
szafie mam wiele ubrań, więc na pewno coś wybiorę. Zwłaszcza po tak dużych
zakupach z Sophią. Po wszystkich za i przeciw decyduję się na czarne rurki i
białą bluzkę bez pleców. Wygodnie, ale sexownie.
Stoję
przed lustrem i delikatnie nakładam makijaż. Dlaczego jedziemy akurat do lasu?
Przecież tam nic nie ma. To jest moja dzisiejsza zagadka.
~~~*~~~
Anonimie, dodając 5 komentarzy nic nie poradzisz, to nie o to tu chodzi.
Chciałybyśmy zdobyć wiernych czytelników, którzy tak jak wy będą tu zaglądać i komentować. Promowanie tego bloga pod #spectreff bardzo pomaga. Poza tym możecie podawać linki znajomym, czy komuś tam. Oczywiście nie musicie. To tylko prośba.
A konkurs raczej nie ma sensu, skoro nie widać odzewu.
Jak się podobał rozdział?
Christophe zachowuje się coraz śmielej, ale mi się to podoba. I jeszcze ten liścik. Mam wrażenie, że nie bez powodu mają spotkać się akurat w lesie. Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się równie szybko co ten <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKocham♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńCudowny ^.^
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że Christophe raczej wolałby aby Holiday byłą jego dziewczyną . . . Coś czuję, że on dużo namiesza w tym opowiadaniu.
Pisz dalej bo to jak piszesz to uwielbiam i twoje blogi są według mnie najlepsze :D
Cudo <3
OdpowiedzUsuńUuuu nie podoba mi się to co robi jej brat ale zobaczymy jak to będzie dalej 😄😄
OdpowiedzUsuńRozdział zaje**sty :* oj dzieje się dzieje ♡ :D juz się nie mogę doczekać następnego :* ❤
OdpowiedzUsuńCudowny ❤
OdpowiedzUsuńKockam
OdpowiedzUsuń*-* suuper ❤
OdpowiedzUsuńCudo ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńUbustwiam
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz kocham ♥♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten blog
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńCuuuudo <333
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny ❤
OdpowiedzUsuń