Niall
odsuwa się od komputera jak poparzony. Siedząc na mecie obserwowaliśmy cały
wyścigi przez komputer. To znaczy on, ja na chwilę się odeszłam po parasol.
Przemoknięta stoję przy blondynie i pochylam się, żeby zobaczyć co go tak
przeraziło.
– Co jest?
– pytam widząc czarny ekran. Jeszcze chwilę temu wszystko było wyraźne.
– Mamy
problem – ciągnie się za włosy i wstaje. Christophe pobladł. Widzę jak szuka
czegoś po kieszeniach. Dzwoni gdzieś. Jest dziwne poruszenie wśród wszystkich.
– Niall, o
co chodzi? – jestem zdezorientowana i zaczynam się denerwować.
– Spectre
się rozbiło - patrzy na mnie przez chwilę i odchodzi do chłopaków. Wsiadają do
samochodów. Liam i Niall odjeżdżają.
Przerażona
szukam wzrokiem swojego brata. Podbiegam do niego szybko.
- Nie
wiem, kurwa, tato. Potrzebuję teraz kogoś, kto zajmie się autem. Policja zaraz
tam będzie. Wtedy mamy przejebane - mówi do telefonu.
-
Christophe - ciągnę go za ramię. - Jedzmy tam.
Kiwa głową
i wciąż rozmawiając, otwiera mi drzwi. Ledwo co widzę. Trzęsąc się z zimna
wsiadam do środka.
Sam
zajmuje swoje miejsce i rusza. Jedziemy naprawdę szybko. Denerwuję się coraz
bardziej. Zaciskam dłonie na kolanach. Louis. Co z Louisem? Boję się, że to coś
poważnego. Dojeżdżamy pod jakiś stary budynek, z którego unosi się masa pyłu. Jest
już spore zbiorowisko. Jestem pewna, że ktoś zadzwonił po karetkę i policję.
Mój brat zwalnia.
– Boże… –
wyskakuję z jeszcze jadącego auta i biegnę do budynku.
Kaszlę,
kiedy pył wpada mi w nozdrza. Zakrywam usta i przechodzę jakiś deskach. Prawie
się wywracam. Słyszę krzyki brata za sobą, ale mam to kompletnie w nosie. Chcę
tylko mojego Louisa. Szarpię za klamkę i otwieram drzwi. Louis jest
nieprzytomny. Czoło opiera o kierownicę. Ze skroni sączy się krew.
- O Boże,
nie... - próbuję go wypiąć z siedzenia.
- Zostaw -
silne ręce odsuwają mnie. To Liam.
– Ratuj go
- panikuje nie umiejąc dłużej powstrzymać łez.
Stoję pod
ścianą i patrzę jak wyciągają go z auta. Niall wsiada za kółko. Dlaczego on...
Boże. Odpala silnik i wyjeżdża spod desek i szkła. Elliot, Christophe i Liam
dzięki temu niezauważalnie transportują Louisa do samochodu.
- Żyje
prawda? - pytam idąc tuż obok nich. Zanim zdążają mi odpowiedzieć zauważam
poruszającą się klatkę mężczyzny. Oddycham z ulgą.
Wsiadam do
auta. Głowa Louisa spoczywa na moich kolanach. Christophe prowadzi, a ja wiem,
że nie chcę, aby zabierał go do nas. Udaję mi się go przekonać żeby zawiózł nas
do mieszkania Louisa. Zostanę tam z nim jak długo będzie trzeba. Musimy wezwać
lekarza. Prywatnego i zaufanego. Boję się, że Lou złamał coś albo... Przyglądam
mu się. Ręka jest ułożona na klatce. Łuk brwiowy jest rozcięta. Mój brat dzwoni
do jakiegoś mężczyzny którego ja nie znam. Starszy pan przyjeżdża pół godziny
później. Louis leży w sypialni w pozycji bezpiecznej. Obmyłam mu twarz z krwi.
Oddycha, chociaż jest nieprzytomny.
- I co? -
pytam lekarza po raz setny.
- Poczekaj
na korytarzu - prosi mój brat.
- Chcę
wiedzieć - upieram się.
- Poczekaj
- popycha mnie w stronę drzwi.
Zmuszona
czekam przed drzwiami. Cała w nerwach chodzę od ściany do ściany. Nie zdążyłam
się umyć. Wiem, że muszę wyglądać okropnie, ale nie mam czasu o tym myśleć.
Wyścig został anulowany. Biorę kilka głębokich oddechów i staram się całkowicie
wyciszyć. Muszę być teraz opanowana. On mnie potrzebuje, zamierzam pomóc jak
tylko umiem. Nie możemy niestety zabrać go do szpitala.
Drzwi się
otwierają więc szybko podchodzę do mężczyzn.
- No niech
pan mi wreszcie coś powie - prawie błagam.
- Jest
nieprzytomny i ma gorączkę. Bardzo wysoką. Podałem leki i zostawiłem receptę.
Wydaje mi się, że dwa zebra mogą być pęknięte. Nie złamane. Ale bez badania nie
wiem.
- Kiedy
się obudzi?
- Powinien
niedługo. Zapewne ma wstrząs mózgu, nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej.
Powinienem dostać jego dane.
- Ja to
załatwię - mówi blondyn i zabiera mężczyznę. Ja wchodzę do Louisa.
Zanim
jednak obok niego zostanę, idę umyć twarz i ręce. Oddycham głęboko, chcąc się
uspokoić. Nie tak miało się to skończyć. Najważniejsze, że żyje.
Klękam
przy łóżku na którym leży i delikatnie głaszczę policzek bruneta.
Jest
rozgrzany, co czuć i widać. Na policzkach ma rumieńce. W dodatku jest blady.
Raz miał już wypadek. Stracił pamięć. Czy tym razem też tak będzie?
Możliwe,
że nie będzie mnie pamiętał. Ani mnie, ani nas. Nie chcę być dla niego obcą
osobą...
Nie mogę
tak myśleć. To dobija mnie bardziej. Nienawidzę tego dnia. Nienawidzę... Gdyby
nie deszcz... Może dałby radę. Ten wyścig nie miał sensu. Harry nigdy nie
powinien wyzywać go na pojedynek.
Kładę
głowę na pościeli obok talii bruneta. Czując jego ciepło uspokajam się jeszcze
bardziej. Christophe wchodzi do pokoju jakiś czas później. Nie patrzę na niego.
Wiem, że chce mnje stąd zabrać, lecz ja się nigdzie nie wybieram. Nie ma mowy.
Mój brat odpuszcza. Dziś nie wygra. Jestem przy Louisie kolejne godziny. Ma
kroplówkę, przez którą jest podawany lek. Jednak gorączka nie spada. Jest
gorzej. Jego włosy są mokre, a oddech nierówny.
– Ciii...
- co chwila wycieram mu twarz i przykładam nowe, zimne okłady. Cholernie mam
nadzieję, że to coś daje.
– Hollyday
- mamrocze niewyraźnie i przez chwilę mam wrażenie, że tylko mi się wydawało.
Biorę
kubek z wodą i już któryś raz dzisiaj zwilżam mu usta.
– Nie... -
obraca głowę w drugą stronę. Chyba nie jest świadomy co się dzieje. Odsuwam
kołdrę i patrzę na jego klatkę piersiową. Mocno uderzył o kierownicę, ale
Spectre miało dobre zabezpieczenia w czasie wypadku. Nic poważniejszego się nie
stało.
- Louis, słyszysz
mnie? - odzywam się niepewnie.
Nie
odpowiada mi, co daje mi pewność o tym, że to wszystko przez gorączkę. Kręcę
głową rozczarowana i wstaję, żeby zmienić mu kompres. Łapie mnie za rękę, kiedy
znów zajmuję miejsce obok. Dlaczego leki nie pomagają? Gorączka powinna spadać.
Przykładam jego dłoń do swojego policzka i powtarzam mu uspokajające słowa.
Wierzę, że mnie słyszy i to mu pomaga. Otwiera oczy po kilku minutach, a może
po godzinach. Sama nie wiem. Siedzę tutaj bardzo długo. Nawet nie zerkam na zegarek.
Wiem jedynie, że ktoś jest w mieszkaniu. W razie czego zawsze mogę wołać o
pomoc. Patrzę na Louisa. Ma zamglony wzrok, ale skierowany w moją stronę.
Uśmiecham
się delikatnie i dotykam zaledwie opuszkami palców jego twarzy.
- Hollyday
- mówi cicho i krzywi się, biorąc głęboki oddech.
-
Spokojnie - mówię nie wiedząc czy powinnam się cieszyć czy martwić tym, że
zaczyna coś mówić. Wyciągam telefon i szybko dzwonię do Christophe'a.
-
Zamierzasz dziś wrócić do domu? - słyszę brata.
- Zadzwoń
po tego lekarza. Przyjedź ty z nim.
- Co się
dzieje?
- Jakby
przytomnieje. Christophe proszę..
- Jesteś
pewna, że po prostu nie majaczy przez gorączkę? Posłuchaj, rano przyjadę z
tatą. Zamierzamy go zabrać do kliniki. Prywatnej. Bezpiecznej. W mieszkaniu
jest Liam z Jamesem. Nie mogę przyjechać. Mam problem z policją. Chcą wszcząć
postępowanie na miejscu wypadku. Ludzie to widzieli, Niall jedynie zajął się
monitoringiem w tym kwadracie. Naprawdę nie wiem w co włożyć ręce. Nie panikuj,
skarbie. Spokojnie. Zmień kroplówkę i zrób kompres. I daj mu coś do jedzenia,
ale takiego łagodnego. Cokolwiek. Poradzisz sobie - wzdycha.
- W
porządku - kiwam głową. - Kocham Cię braciszku.
- Wiem -
odpowiada. - Ja ciebie też - dodaje i rozłącza się.
Odkładam
telefon i robię wszystko tak jak powiedział mój brat. Nie chcę popełnić
jakiegoś błędu, który mógłby zaszkodzić Louisowi.
- Nie
zostawiaj mnie. Nie wygram. Nie zostawiaj - mówi chaotycznie.
- Louis,
spokojnie - staram się go wyciszyć.
- Jestem
tu. Cały czas - muskam jego usta i ponownie zajmuję miejsce na podłodze obok
łóżka.
- Jesteś
piękna - mamrocze.
Zamyka
oczy, a ja obserwuję jak oddycha. Zasypia. Na szczęście powoli gorączka spada. Śmieję
się cicho i opieram policzek o jego ramię. Spokojniejsza też w końcu przy nim
odpływam.
Budzi mnie
jakiś stukot. Powoli otwieram oczy i mrugam, rozbudzając się. W pokoju jest
Liam. Zmienia kroplówkę i cicho rozmawia z półprzytomnym Louisem. Uśmiecham się
i od razu łapię bruneta za rękę ściągając na siebie uwagę.
– Cześć –
mruczy i opiera głowę o moje ramię, wtulając twarz w moje włosy. –Dziękuję.
- Nie masz
za co - Naprawdę oddycham z ulgą, że mnie pamięta.
- Ma
gorączkę, ale małą - odzywa się Liam. - I problem z oddychaniem. Niedługo
przyjadą po niego.
- Kto? -
marszczę brwi.
- Twój
ojciec i brat - przypomina mi.
- Będzie
dobrze - posyłam mojemu brunetowi uśmiech. Na pewno tak będzie.
Louis
kręci głową i przeciera twarz dłonią. Powoli wstaję i przeciągam się. On musi
zjeść. Muszę zrobić nam coś do jedzenia.
- Nie
ruszaj się - powstrzymuję go. - Idę zrobić obiad, a ty grzecznie tu siedzisz.
- Raczej
śniadanie - śmieje się Liam. Wystawiam mu język i wychodzę.
Staram się
przystosować danie do możliwości mojego chłopaka. Krążę po kuchni szykując
posiłek. Sama podjadam trochę warzyw. Jest koło dziesiątej. Wczorajszy dzień
był okropny. Nigdy więcej nie chcę powtórki. Nie wiadomo co się może stać.
Jedna sekunda i wypadek. Nie chcę stracić nikogo ważnego dla mnie.
Nawet
zamierzam zrobić kłótnie o wyścigi. Z dnia na dzień przestałam je uwielbiać.
- Przyjechali
- mówi Liam i wychodzi z pokoju.
Zostaję z
Louisem i cały czas albo go całuję, albo glaszcze. Nie umiem przestać.
Biorę
obiad dla każdego i wracam do sypialni. Nie chcę, żeby Louis musiał czekać i
być głodny.
- Muszę
wziąć prysznic - mówi cicho. - Gdzie chcą mnie zabrać?
- Nie wiem
- przyznaję pomagając mu usiąść.
- Nie chcę
- odpowiada od razu i jęczy z bólu.
-
Przepraszam - mówię przestraszona. - Pojadę z wami. Oni chcą ci pomóc.
- Będą
potrzebować danych - kładzie się z powrotem.
- Louis,
oni chcą dobrze - zapewniam go.
- Wiem.
Jedz - prosi widząc, że ma razie go karmiłam.
- Dobrze.
Potem zjem - odkładam tobie wszystko na bok. Nie czuję specjalnie głodu.
- Holly? -
dotyka mojego policzka.
- Tak? -
patrzę na niego poprawiając mu opatrunek
- Nie musisz
być ciągle na straży. Już nie mam gorączki. Odpocznij - mówi z czułością.
- Nie chcę
- mówię od razu.
- Skarbie,
proszę.
- Nie
Louis - całuję jego policzek. - Nie pozbędziesz się mnie.
- Czyli...
o nie. Nie jedziesz ze mną.
- Co? Jak
to nie? - pytam zdziwiona jego nagłą reakcją.
- Nie.
Wtedy będziesz się denerwować. Nawet teraz to robisz
- Louis,
powiedz mi. - teraz to zdecydowanie zaczynam się denerwować.
- Mówię...
Nie chcę, żebyś widziała mnie w takim stanie.
- Przeżyję
- upieram się podając mu sok. Musi dużo pić.
Upija
kilka łyków, a ja wstaję i podchodzę do komody. Musi się ubrać. Powinnam go
spakować.
- Może
pomogę ci się umyć? Chyba najpierw trzeba zdjąć te opatrunki. Lekarz mówił, że
możesz moczyć te rany. - pod łóżkiem znajduję jakąś dużą torbę. Powinna być
dobra.
- Jasne.
Tylko problem jest ze wstaniem. Moje zebra - mruczy i powoli siada.
Jest mi go
cholernie szkoda. Podchodzę jak najbliżej i przerzucam jego rękę przez moją
szyję. Staram się wziąć na siebie maksymalnie dużo jego ciężaru. Tak, krok po
kroku dochodzimy do łazienki.
Louis
opiera dłonie o umywalkę.
- Weźmy
prysznic. Ty ze mną. Będzie łatwiej i szybciej - patrzy na mnie w lustrze.
- Nie
powinieneś tyle stać - kręcę głową. Łapie się za głowę starając sobie
przypomnieć co miałam zrobić. A tak. Woda.
- Ale nie
wygodnie mi siedzieć... - mruczy. - Już nic nie mówię.
- Źle ci
siedzieć - powtarzam zamykając wodę. Muszę coś wymyślić. Boże jestem taka
zakręcona. Nic nie potrafię zrobić.
- Chodź do
mnie - przyciąga mnie ręką. - Weź głęboki oddech.
Robię to
patrząc mu w oczy. Po prostu chcę żeby było mu jak najlepiej.
- Jesteś
cudowna - całuje mnie w czoło. - Ale spokojnie. Szybki prysznic, nic się nie
stanie.
- Okey. -
on chyba sam wie jak będzie mu najwygodniej.
- Mogę? -
pyta, dotykając mojej koszulki.
Odchodzę
kilka kroków i zdejmuję dwoje ciuchu zostając w bieliźnie. Składam je wszystkie
w jedno miejsce i wracam do bruneta. Podczas gdy jego zadaniem jest tylko
stanie tak by bardzo go nie bolało ja szykuję go do mycia. Najpierw skarpetki i
spodnie. Najgorzej idzie nam z bluzką. Louisowi ciężko jest podnieść ręce do
góry. Krzywi się, a ja się nie dziwię. Uraz żeber nie jest taki lekki. Mam
jednak nadzieję, że jakoś sobie poradzimy przy kąpieli, a w klinice mi pomogą.
Gdy
zostaje w samych bokserkach waham się. Patrzę na niego pytająco. Może nie
chcieć żebym..
Kiwa głową
i sam się z nich rozbiera. Muszę mu pomóc i teraz to jest najważniejsze. Sama
wchodzę w bieliźnie przez zaaferowanie. Biorę głęboki oddech i rozpinam
biustonosz. Wbrew temu jaką chcę być postrzegana nie jestem jakoś szczególnie
odważna w tych sprawach. Zsuwam dolną bieliznę i wyrzucam ją zza kabinę po czym
zamykam jej drzwi. Biorę dobranoc ręki słuchawkę do prysznica i puszczam wodę
regulując jej temperaturę. Jestem pierwszy raz w takiej sytuacji. Staram się
nie zwracać uwagi na nagość obydwojga z nas. Udaje mi się. Louis robi co może,
by kąpiel trwała szybko. Pomagam mu, później sama siebie myję. Dosłownie mam
wychodzić, gdy delikatnie obejmuje moją talię ramieniem.
- Jesteś
piękna - szepcze mi do ucha.
Uśmiecham
się pod nosem, ale nie mam teraz czasu na zachwycanie się tymi słowami. Ubieram
szlafrok i ostrożnie wycieram mojego sexownego inwalidę.
Pomagam mu
się ubrać w świeże rzeczy. Tak samo wolno wychodzimy z łazienki. Słyszę rozmowy
w salonie. Chyba rzeczywiście musimy się już zbierać. Sadzam brunet na łóżku i
szybko pakuję jego rzeczy. Jestem trochę spanikowana. Nie mam co ubrać.
Rozglądam się po pokoju. W tym samym momencie wchodzi Christophe z moją torbą.
–
Jedziemy? – pytam blondyna podchodząc do niego.
– Tak, za
dziesięć minut. Ubierz się, a ja zaprowadzę... hm, naszego kierowcę do auta.
Kiwam
głową. On pomaga mojemu chłopakowi, a ja się szykuję. Chyba pobijam swój
osobisty rekord.
Biorę
nasze rzeczy i wychodzę z pokoju. Liam odbiera obie torby.
– Klucze
od mieszkania – prosi.
– Ja je
wezmę – automatycznie zaciskam na nich palce.
Kiwa głową
i wychodzi. Rozglądam się i upewniam, że mam to co potrzebne. Wszyscy już
wyszli, więc zamykam mieszkanie. Klucze od auta również zabieram. Poproszę
potem mojego brata, żeby zabrał je do nas. Tam będzie bezpieczne. Niall na
pewno je naprawi. To kwestia czasu. Boże, nie myślałam że ten miesiąc będzie
tak zwariowany. Pod każdym względem.
Do kliniki
którą wybrał mój ojciec jedzie się ponad pięć godzin. To takie trochę...
luksusowe odludzie. Tato dba o swoich ludzi. Oczywiście załatwił, że będę mogła
"mieszkać " z Louisem na jego
sali.
Od razu po
przyjeździe mój chłopak ma serię badań. Ja natomiast siedzę z bratem w sali
Louisa. Jest ładna i duża. Komfortowa. Prawdopodobnie zostaniemy tu tydzień.
Siadam
obok niego i kładę głowę na jego ramieniu. Jestem mu bardzo wdzięczna. Nie
mieliśmy okazji porozmawiać o uczuciu, ale to chyba nie jest najlepszy moment.
Jak na razie wykazał się dobrym sercem. Pomógł Louisowi. Wiem, że mój brat jest
wspaniały. Siedzimy tak w ciszy dopóki nie wraca brunet. Christophe chwilę z
nim rozmawia i późnym wieczorem wraca do domu.
Louis ma stłuczone
dwa żebra, ale nic więcej. Bogu dziękuję, że to się tak skończyło.
Pomagam mu
się wygodnie ułożyć na łóżku i sama siadam w fotelu obok.
– Wiesz
co? – odzywa się po chwili ciszy. Obserwuję Lou. Jest wpatrzony w sufit. –
Pamiętam jakieś urywki. Nie wiem dokładnie co, obrazy mieszają się ze sobą.
Jadąc autem, którym miałem wypadek, ten pierwszy, siedziałem na miejscu
pasażera. Samochód jechał szybko.
– Coś
jeszcze? – pytam cicho. Zamykam oczy ,żeby
łatwiej móc sobie wyobrazić, to co mówi.
– Grzmoty.
Płomienie. Jakieś drzewo. I tu się urywa. Ale pamiętam też jakieś biuro, chyba często
tam chodziłem.
– A
rodzina? – tych wspomnień boję się najbardziej.
– Pusty
dom. Wracałem do pustego domu – mówi z pewnością w głosie.
Zaciskam
palce na kolanie. Nie chcę, by odszedł. Nie chcę być zastępstwem.
– A randki?
To znaczy... – głupio jest mi o to wypytywać.
– Nie
pamiętam tak dużo, przepraszam. Musisz poczekać. Chodź do mnie.
Wstaję i
siadam na brzegu łóżka.
–
Powinieneś odpocząć – odgarniam mu grzywkę z oczu.
Łapie mnie
za rękę i splata nasze palce. Nawet w takiej chwili Czuję się szczęśliwa. Wiem,
że to moje miejsce. Właśnie tu powinnam być. Louis jest dla mnie ważny pod
każdym względem. Wciąż odgaduję własne uczucia. To kwestia czasu.
Chciałabym
dowiedzieć się, że czuje to samo względem mnie. Nie mam wątpliwości co do tego,
że mu zależy, ale nie wiem jak bardzo. Tak naprawdę wystarczy jego skinięcie
palca i jestem. Wiem, że takie związki są złe, ale nie w naszym przypadku. To
nie jest tak, że tylko jedna strona daje coś od siebie. Działamy wspólnie. Przy
Louisie dowiedziałam się co, to pragnienie. Szczęście. Strach. Kocham go?
Rozumiem dla mnie bardzo ważne słowa, ale jeszcze nie jestem gotowa żeby je
powiedzieć. Chłopak o niebieskich oczach wywrócił mój świat do góry nogami.
Zanim zdążyłam się zorientować zburzył
mur, który przez lata budował Christophe. Odgradzał mnie od ludzi, przede
wszystkim chłopaków. Nie zauważałam tego, za bardzo mu ufałam. Może jeszcze nie
do końca przejrzałam na oczy, ale mój mózg zaczął lepiej pracować. Dostrzegam
więcej. Niech tak zostanie. Wzdycham cicho i całuję Louisa w usta. To delikatny
pocałunek, po którym on zasypia. Niechętnie wstaję i zabieram kosmetyczkę.
Znikam w łazience, na chwilę izolując się od wszystkiego.
Czekałam, czekałam... Jest! Uwielbiam to opowiadanie. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Mam nadzieje, że lu sobie przypomni więcej. Może tajemnicza przeszłość? Hmm? Czekam na następny i mam nadzieje, ze pojawi się szybciej.
OdpowiedzUsuńCudowny ❤
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMega jezu *_* dobrze że ma tak mało obrażeń a tak się bałam :))
OdpowiedzUsuńKocham twn blog i twojw wszyskie inne blogi
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńKiedy nekst
OdpowiedzUsuń